Po niesamowitym, emocjonalnym katharsis w Krakowie, mieliśmy nadzieję na jakieś emocje w meczu Sampdorii z Sassuolo. Jeszcze jakby gracze obu drużyn dołożyli do tego pięć celnych podań w akcji, czy dobre przyjęcie – bylibyśmy wniebowzięci. O ile tę drugą prośbę zawodnicy na luzie spełnili, to tej pierwszej – nie do końca. Goście zachowywali się dzisiaj jak komar latający nad uszami blucerchiatich. Genueńczycy próbowali go odganiać, ale owad pozostawał niewzruszony i męczył do samego końca. Neroverdi zamknęli wszystkie drogi, zapchali dziury i w efekcie Sampa, pomijając nieliczne wyjątki, nawet nie pierdnęła. Jedyny plus? Obejrzeliśmy dwójkę naszych reprezentantów – Bartka Bereszyńskiego i Dawida Kownackiego.

A jednak ostrzyliśmy sobie żeby na to spotkanie. W końcu do piątej drużyny Serie A przyjechała ósma i obie drużyny na spokojnie nazwiemy pozytywnymi niespodziankami. Z przodu gospodarzy wybiegł rewelacyjny Gregoire Defrel, który też miał coś do udowodnienia swojemu byłemu zespołowi. Jednak przez pierwsze 25 minut nie działo się kompletnie nic. Za to piłkarze zaprezentowali nam walkę w środku pola, czego efektem żółte kartki dla Marlona, Andersena i Di Francesco. Pierwszą, poważną sytuację miał Gaston Ramirez. Edgar Barreto podał mu na siódmy metr od bramki Consigliego, a Urugwajczyk nawet nie trafił w jej światło.
Goście wówczas lekko się przebudzili i ruszyli w stronę defensywy Sampy i Emila Audero. W 36. minucie kapitalne uderzenie oddał wieczny talent – Domenico Berardi. Pierwsza jego próba została zablokowana, druga – wylądowała na słupku. Kilka momentów później obraliśmy przeciwny kierunek. Atomowy strzał Defrela z około dziesiątego metra trafił wprost w defensora neroverdich, Giangiacomo Magnaniego.
W drugiej połowie utrzymał się status quo. W skrócie – Sampa atakuje, Sassuolo wybija z rytmu i blokuje jakiekolwiek dojście do bramki Andrei Consigliego. Pod względem czystej taktyki, z przyjemnością podpatrywaliśmy tajniki defensywne ekipy Roberto De Zerbiego. Jednak emocji nie było w tym za cholerny grosz. Właściwie gospodarze stworzyli sobie jedną, dwie dobre okazje w drugiej odsłonie. Najpierw Gaston doskonale dorzucił futbolówkę w pole karne, ale Andersen przystawił głowę ze złej strony. Potem Urugwajczyka zastąpił Ricky Saponara. Włoch już po kilku minutach mógł wpisać się na listę strzelców, ale jego wolej poleciał nad poprzeczkę.
Mamy wrażenie, że straciliśmy dzisiaj dwie godziny. Nie jest to najprzyjemniejsze uczucie, ale przynajmniej byliśmy świadkami, jak Bartosz Bereszyński dopisywał do listy „schowani w kieszeni” kolejne nazwiska. Reprezentant Polski należy do ścisłej czołówki prawych defensorów w Serie A. Na ostatnie cztery minuty spotkania wszedł Dawid Kownacki. Klasycznie, ogony i na razie wygląda na to, iż Defrel jest nie do wygryzienia. A Quagliarella, to Quagliarella. Wiadomo.
Sampdoria – Sassuolo 0:0 (0:0)
Fot. Newspix.pl
Kwestia czasu. Kownaś ma w głowie poukładane, da radę. Powodzenia!
Treść usunięta
A ty widziałeś swoją discopolową facjatę z modnym 20 lat temu na wsi irokezem Szeliga?
Dokładnie, taki to był mecz. Ekstraklapa w sosie pomidorowym.
mi ten gif przypomina ze czesto jak sie nastawiam na dobry mecz w wykonaniu „naszych” to wlasnie cos takiego potem sie dzieje 🙂
Szkoda, że Bartek nie daje za wiele w ofensywie. I nie jest to taka sytuacja, że w zawodnik w ogóle nie interesuje się prowadzonym przez jego drużynę atakiem. Bereszyńskiemu brakuje umiejętności dryblingu, ale też, takie odnoszę wrażenie, zdecydowania.
Wczoraj kolejny raz dokładnie zablokował swoją stronę. Uwagę zwraca dobre zachowanie Bartka tuż przy linii końcowej. Grający na niego skrzydłowi wydają się być zapędzeni w kozi róg.
Tak się zastanawiam, czy ta Sampdoria to nie jest jednak klub idealnie skrojony na jego miarę. Wydaje się, że w czołowej ekipie Serie A te braki ofensywne nie przejdą i taki zawodnik będzie musiał zadowolić się rolą rezerwowego.
Z drugiej strony mam w pamięci progres Bereszyńskiego odkąd pojawił się w Genui. Przecież nawet w takiej Legii to nie był piłkarz notujący oszałamiające występy. Wystarczy zresztą spojrzeć na ich liczbę, na to z kim przegrywał walkę o skład i wtedy wygląda to przeciętnie.
Summa summarum uważam, że te ciągłe wypychanie Bartka jest po prostu nie na miejscu. Na tę chwilę Sampdoria to jest klub dla niego i dopóki nie udowodni on swojej przydatności w grze ofensywnej, nie ma co ruszać do klubów z czołówki. Chyba, że interesuje go rola rezerwowego.
Z tego co kiedyś mówił w wywiadach, miał zakaz przekraczania linii środkowej. Może dalej ma. Tyle.
Bereszyńskiemu nic nie brakuje, jego priorytet to obrona i z tego przede wszystkim ma się wywiązywać. Ja wiem, że w topowych klubach boczni obrońcy to również skrzydłowi i mają robić przewagę, ale Sampdoria topowym klubem nie jest i nie będzie, dlatego grają innym systemem.
O to właśnie chodzi w komentarzu Borubara… Bereś daje radę w Sampie, ale na lepszy klub to póki co za słaby w ofensywie… to są właśnie te jego braki
Też uważam, że lans jest na siłę (5 za słaby mecz z Włochami?!?). Wpychanie go do Interu to żart. Choć pewnie jako zmiennik podstawowego prawego obrońcy dałby radę. Przerobiony z ofensywnego gracza obrońca, który ma śladowe ilości goli i asyst. Dobrze, że choć bronić się nauczył we Włoszech.
Przecież prawą stroną całkiem sporo szło akcji ofensywnych. Gdyby miał lepszego partnera do gry od Barreto, to wyglądałoby też to lepiej. Klepka, gra na małej przestrzeni na jeden-dwa kontakty, wychodzenie na pozycję, piłki na wolne pole – to wszystko wychodziło mu wczoraj dobrze. Fakt, brakowało dryblingów czy jakichkolwiek wrzutek, jednak z perspektywy całego meczu Bartek był najlepszy wśród graczy Sampy.
Heh, jak rzadko się z Tobą zgadzam, tak pod tym komentarzem się podpisuję. Póki co Bereszyński prezentuje poziom właśnie takiej Sampdorii, przede wszystkim na braki w ofensywie. Wydaje się, że pasuje tam idealnie, co jest podwójnie paradoksalne: 1. Sampa gra w ustawieniu bez typowych skrzydłowych, więc teoretycznie boczni obrońcy powinni być bardzo ofensywnie usposobieni – Bereś tak nie gra, a mimo to idealnie się wkomponował, 2. Jest przerobiony na obrońce nie tylko z pomocnika, ale nawet z napastnika… i to nie tylko za czasów dzieciaka (jak wielu defensywnych piłkarzy), ale jeszcze jako senior był w Lechu napastnikiem – może właśnie ze względu na słabość w ofensywie się tam nie przebił. A Legii trzeba oddać że potrafiła go wykorzystać inaczej.