Nie czarujmy się – nasza młodzieżówka ewidentnie nie miała szczęścia w dzisiejszym losowaniu par barażowych, które powalczą o dwa ostanie miejsca na przyszłorocznych mistrzostwach Europy U-21. Z tercetu Austria-Portugalia-Grecja zawodnicy Czesława Michniewicza trafili najgorzej, jak tylko mogli – na Portugalię. Jeśli więc marzą o przepustkach na turniej, będą musieli wspiąć się na absolutne wyżyny swoich umiejętności. Problem jednak w tym, że na podstawie tego, co Kownacki, Żurkowski i spółka pokazali w eliminacjach, zwyczajnie trudno o optymizm.
Na razie daleko nam do stwierdzenia, że polska młodzież dostanie wkrótce lekcję podobną do tej, którą od seniorskiej reprezentacji Portugalii pobrała niedawno kadra Jerzego Brzęczka, ale prawda jest taka, że w tej rywalizacji na pewno nie będziemy faworytem. Portugalia to w końcu kraj, który rokrocznie produkuje świetnych piłkarzy i na dobrą sprawę nie ma słabych roczników. Regularnie gra też w w młodzieżowych mistrzostwach Europy, co w naszym przypadku nie jest przecież regułą. W XXI wieku na imprezie tej rangi zabrakło ich tylko trzy razy – w 2009, 2011 i 2013 roku. W pozostałych przypadkach zawsze zdołali przebić się przez eliminacje, a dwa razy stanęli nawet na podium. W 2004 roku do domu wrócili z brązowymi medalami, w 2015 lepsi od nich byli tylko Szwedzi.
Inna sprawa, że w ostatnich eliminacjach Portugalczycy trochę się nie popisali i ostatecznie w swojej grupie ustąpili teoretycznie słabszej Rumunii, z którą zremisowali na wyjeździe i przegrali u siebie. Dodatkowo zaliczyli też porażkę z Bośnią (3:1), co wyraźnie wskazuje, że nie są nieomylni. I o ile spuszczanie manta słabeuszom pokroju Liechtensteinu (16:0 w dwumeczu) doskonale im wychodzi, to w starciu z nieco bardziej kumatymi drużynami mogą mieć problemy.
Największą gwiazdą portugalskiej młodzieżówki jest bez wątpienia Joao Felix, osiemnastolatek z Benfiki Lizbona, na którego ostrzą sobie zęby o wiele mocniejsze kluby. Chłopak coraz śmielej poczyna sobie w barwach zespołu z Estadio da Luz, a eliminacjach do mistrzostw Europy w siedmiu meczach zdobył cztery bramki. Wynik niczego sobie, jak na ofensywnego pomocnika, któremu Benfica nie tak dawno, o czym informował „Record”, chciała wpisać w kontrakt klauzulę odstępnego w wysokości 120 milionów euro.
No ale Portugalia nie samym Joao Feliksem stoi. Rui Jorge ma do swojej dyspozycji również takich piłkarzy, jak Diogo Dalot, za którego Manchester United zapłacił latem ponad 20 milionów euro, Diogo Goncalves, autor siedmiu goli w eliminacjach, Joao Carvalho czy Diogo Jota. Słabsze strony? Bez wątpienia gra w obronie. Portugalczycy w eliminacjach stracili jedenaście bramek, od dwie więcej niż Polacy, więc na pewno są do ukłucia. Z drugiej strony, swoim rywalom wbili aż 33 sztuki, do spółki z Niemcami najwięcej ze wszystkich drużyn, co pokazuje, że choć zdarza im się czasem przyjąć, to potrafią oddać dwa razy mocniej.
Niemniej zespół Michniewicza swojej szansy powinien upatrywać właśnie w tej defensywnej niesforności rywali, którą – jak pokazali Rumuni i Bośniacy – faktycznie można wykorzystać. A ponieważ nasza młodzieżówka również sprawia wrażenie zespołu, któremu atakowanie wychodzi ciut lepiej niż bronienie, to może faktycznie coś z tego będzie. Na starcie to jednak Portugalia ma po swojej stronie więcej argumentów i wygląda na drużynę po prostu wyraźnie silniejszą. Czesław Michniewicz bez wątpienia ma więc nad czym myśleć.