Ricardo Sa Pinto zaczął swoją pracę w Legii od kilku wstrząsów. Pierwszym było historyczne odpadnięcie warszawskiego klubu z rywalizacji o awans do Ligi Europy z klubem z Luksemburga. Drugim była jedna z najwyższych w historii ligowych porażek na własnym stadionie z Wisłą Płock (1:4). Najpoważniejszy wstrząs to jednak ten, jaki wywołał podczas treningów i meczowych przygotowań. Portugalczyk spojrzał w wyniki badań, zakasał rękawy i zaordynował swoim zawodnikom całą serię bardzo ciężkich treningów, zupełnie bez oglądania się nie najbliższe cele sportowe. Bo to, co Legia na początku sezonu mogła przegrać, już przegrała.
– Trafiając do Legii, byłem gotowy na trudną pracę. Wszytko można porównać do maratonu, bo nieważny jest początek, a koniec – powiedział na przedmeczowej konferencji nowy trener Legii (cytat za legia.net), czym dosyć jasno określił priorytety na najbliższe dni. Z pewnością nie należy do nich komplet punktów w meczu z Cracovią, chociaż oczywiście warszawianie mogą, a nawet powinni go zdobyć. Najważniejsze jest jednak tchnięcie nowego ducha i nowych sił w tę drużynę. – Przyjdzie czas na intensywność, pressing, dobre zachowanie w defensywie i na dalsze kroki. Jesteśmy teraz zmęczeni, ale to zaprocentuje – deklaruje Sa Pinto.
Słaba Legia faworytem meczu z Cracovią. W LV BET kurs na zwycięstwo mistrzów Polski wynosi 2,3
I właściwie trudno o bardziej brutalne podsumowanie pracy poprzedniego sztabu trenerskiego Legii. Skoro przychodzi nowy szkoleniowiec, który zaczyna od katowania swoich zawodników na treningach, i który nie zamierza z tym czekać nawet chwili, choćby do przerwy reprezentacyjnej… To musi oznaczać, że kryzys fizyczny był bardzo poważny, a zawodnicy zostali w nieprawdopodobny wręcz sposób zapuszczeni. Oczywiście było to widać też na boisku, ale dopiero rzut oka w wyniki zaawansowanych badań musiał wywołać szok. Skoro bowiem Legia, mimo wszystkich czarnych chmur, które zebrały się nad jej głową, pozwala sobie na kolejne wkalkulowane porażki, to może oznaczać tylko jedno – nie było innego wyjścia.
Rzecz jasna każdy kibic oglądający ekstraklasę intuicyjnie czuje, że ta drużyna – przy odpowiednim reżimie treningowym – prędzej czy później po prostu musi odpalić. Carlitos, Kante, Radović, Mączyński, Pazdan, Jędrzejczyk oraz wykurowani Remy, Niezgoda czy nawet Vesović – na papierze jakości jest całkiem sporo. A przy tak długim sezonie nawet bez podziału punktów i tak będzie jeszcze czas, żeby straty odrobić. Decyzję Sa Pinto o natychmiastowym przeoraniu swoich zawodników broni między innymi najnowsza historia Legii. Przed siódmą kolejką ligi warszawianie mieli 4 punkty straty do liderującej Lechii. Jeżeli stracą punkty w Krakowie, strata wzrośnie do 6 lub 7 oczek (po 7 kolejkach). Analizując trzy ostatnie sezony, które kończyły się wygraniem ligi, sytuacja z początku rozgrywek bywała dla Legii trudniejsza:
2017/18: Po 11 kolejkach Legia miała 6 punktów straty do lidera.
2016/17: Po 12 kolejkach Legia miała 12 punktów straty do lidera.
2015/16: Po 13 kolejkach Legia miała 8 punktów straty do lidera.
Czy Cracovii uda się wreszcie wygrać? Bukmacher Totolotek płaci za to 3,15
W tym kontekście nawet wypuszczenie Lechii na siedem punktów do przodu w tak wczesnej fazie sezonu nie będzie stanowiło problemu nie do rozwiązania. Tym bardziej że – w przeciwieństwie do sezonów 2016/17 i 2015/16 – warszawianie nie będą musieli rywalizować w fazie grupowej europejskich pucharów, więc odrabianie strat pełną parą będą mogli zacząć wcześniej. Sa Pinto pracuje w Legii od 13 sierpnia, a 16 sierpnia wypadł z drużyną Ligi Europy i mógł skupić się już wyłącznie na odbudowywaniu drużyny. Po odbębnieniu dzisiejszego starcia z Cracovią następny mecz Legia rozegra 16 września z Lechem przy Łazienkowskiej. Po okrągłym miesiącu sumiennej realizacji planu treningowego Portugalczyka. I być może wtedy po raz pierwszy w tym sezonie zobaczymy warszawian w bardziej zjadliwej formie.
Ale rzecz jasna dziś na Cracovii absolutnie nie nie należy spisywać Legii na straty. Przeciwnie, mimo że mistrzom Polski wciąż daleko do optymalnej formy, to Pasy prezentują się jeszcze gorzej, zajmują ostatnie miejsce w tabeli, a nie pomaga im nawet rytualne odpędzanie czarów przez Michała Probierza. Co więcej, warszawianie na wyjeździe to jednak inna drużyna – w lidze poza domem zdobyli komplet punktów, wygrywając w Kielcach i Gliwicach. I jeśli przy wychodzeniu z kryzysu, ciężkich treningach i mozolnym odbudowywaniu formy legionistom uda się wrócić z Krakowa ze zwycięstwem, to – niezależnie od skali kryzysu Pasów – dla bezpośrednich konkurentów w walce o mistrza będzie to bardzo zła wiadomość.
Fot. FotoPyK