Ktoś się w tym meczu powinien wreszcie przebudzić. Jak do tej pory Wisła Płock i Arka Gdynia pozostają bez ligowego zwycięstwa. Ewentualny podział punktów na pewno dzisiaj nie interesuje żadnej ze stron. Dariusz Dźwigała i Zbigniew Smółka pięknie opowiadali o swoich planach, ambicjach, o pomyśle na drużynę. Fajnie się tych zapowiedzi słuchało przed sezonem. Niestety – gdy po pięciu kolejkach w rubryce zwycięstw wciąż widnieje okrągłe jajo, to siłą rzeczy stołek pod trenerem zaczyna nabierać temperatury. Do tego żaden ze szkoleniowców nie zechce dziś dopuścić.
Nawet w Płocku, gdzie generalnie słyną z cierpliwości do trenerów, może zaistnieć presja wyniku. Ostatecznie Wisła w ubiegłym sezonie otarła się o udział w europejskich pucharach. Teraz również się ociera, lecz o strefę spadkową. Najgorsze jest jednak w tej chwili to, że w zespole panuje jakiś mentalny bajzel, nawet większy niż piłkarski. Nad którym – co gorsza – trener Dźwigała zdaje się nie panować. Piłkarze Nafciarzy walą na boisku kuriozalne babole, nie potrafią utrzymać wyniku. Na domiar złego łapią zupełnie żenujące kartki za symulacje i kłótnie z sędziami.
Tak się nie zachowuje dobrze funkcjonująca drużyna. W tryby maszyny poskładanej przez Jerzego Brzęczka ewidentnie dostał się piach. Za dużo jest tych boiskowych głupot.
Możliwe, że po prostu brakuje tym chłopakom zwycięstwa. To powoduje frustrację, która z kolei owocuje kłótliwą postawą, rozpaczliwymi symulkami i fatalną skutecznością w polu karnym rywala. Kilka razy było dość blisko trzech punktów, ale zawsze czegoś w ostatecznym rozrachunku brakowało. Przede wszystkim – gry w piłkę nożną na przyzwoitym poziomie. W poprzedniej kolejce zawodnicy z Płocka zagrali mimo wszystko gorzej od Wisły Kraków, która również nie porywa formą. Od razu przypomina się przeuroczy cytat z wywiadu, udzielonego Weszło FM przez trenera Dźwigałę: – Nie ukrywam, że w pewnym momencie miałem dosyć pracy w klubach. Gdzie nie poszedłem, to po trzech, czterech miesiącach byłem zwolniony.
Nie chcemy być złymi prorokami, ale szkoleniowiec Wisły jest na najlepszej drodze, żeby ponownie się do fuchy trenera klubowego zrazić. Jeżeli nie zwycięży z Arką u siebie, to już naprawdę trudno będzie wykombinować dla niego lepszą okazję do przełamania złej passy. Biorąc pod uwagę pięć ostatnich starć w ekstraklasie, Nafciarze z Arką nie przegrali ani razu. Dwa zwycięstwa, trzy remisy. Wymarzona okoliczność, żeby wreszcie przebłyski niezłej gry w ataku przekuć w trzy punkty, zamiast w kolejną wtopę.
ARKA WYGRA W PŁOCKU? TOTOLOTEK PROPONUJE NIEZŁY KURS – 4,05
Ciekawa sprawa, bo Wisła i Arka solidarnie rozczarowują na starcie sezonu, ale w odmienny sposób. Nafciarze marnują sporo szans, lecz mimo wszystko w każdym swoim meczu strzelili choć jedną bramkę. Jednocześnie mnóstwo ich tracąc. Ciągnie ich do przodu Ricardinho, który fajnie o sobie przypomniał, natomiast krecią robotę odwalają Stilić, Szwoch czy Zawada, których forma na razie nie powala.
Z kolei ekipa Zbigniewa Smółki radzi sobie w tyłach z umiarkowaną solidnością, tymczasem pod bramką przeciwnika – bryndza. Co było zresztą do przewidzenia, bo ofensywne armaty gdynian to raczej pistoleciki na wodę. W meczu z Górnikiem różnicę na murawie zrobił młodziutki Mateusz Młyński i może to jest słuszny kierunek, którym Arka powinna podążać. Więcej szans dla młodzieżowców, jeszcze przez ekstraklasę niezweryfikowanych, a mniej męczenia oczu starymi przeciętniakami wyjadaczami.
Z drugiej strony, bramkę na wagę jednego punktu strzelił nie kto inny, jak doświadczony Michał Janota. Jednak ten gol, choć piękny, był jednym z niewielu jego udanych zagrań w przekroju całego spotkania. Nędznie zaprezentował się Jankowski, marny występ zanotował Siemaszko. Boczni obrońcy nie zaistnieli w ofensywie. W ogóle żółto-niebiescy grali kiepski mecz i dopiero gdy Górnik stracił jednego zawodnika, zaczęli przeważać i w miarę składnie atakować. Na pewno ich postawa nie ma jeszcze nic wspólnego z ideałami trenera Smółki, który preferuje styl gry w znacznym stopniu odmienny od koncepcji Leszka Ojrzyńskiego.
Jednak Ojrzyński, cokolwiek o jego Arce powiedzieć, punktował dość solidnie jak na potencjał kadrowy zespołu. Smółka notuje remis za remisem. Nawet jeśli Arka daje radę skutecznie powstrzymywać przeciwnika od stwarzania sobie kolejnych klarownych sytuacji, to i tak tego kapitału nie potrafi spieniężyć w ofensywie. Bo nie ma komu urywać się obrońcom i ładować piłki do sieci. Jeden gol w czterech meczach to bilans żenujący.
TO MOŻE OBIE EKIPY ROZSTRZELAJĄ SIĘ WŁAŚNIE DZISIAJ? POWYŻEJ 3,5 BRAMKI W LV BET – KURS 3,35
Zresztą, z tą defensywą żółto-niebieskich też nie jest przesadzie różowo. W starciu z Zabrzanami ich największym sprzymierzeńcem był Jesus Jimenez, który spierniczył popisowo trzy świetne szanse na bramkę, ze strzałem do pustaka z dwóch metrów włącznie. Smółka nie boi się publicznie łajać swoich podopiecznych. Zdejmować ich z boiska już w przerwie, jeśli tylko prezentują się marnie. Taka postawa nam się akurat podoba, ale przywodzi też na myśl kultową scenę z “Psów”. Skoro trener zaczyna od bezlitosnego krytykowania swoich graczy w mediach, to na czym skończy?
Może nie na Powązkach, ale na bezrobociu… Cóż, jest taka opcja, zwłaszcza w Gdyni, gdzie trenerom nie jest łatwo utrzymać posadę. Tym bardziej, jeżeli Arka wciąż uparcie nie będzie zwyciężać, co na pewno utrudni jej piłkarzom uwierzenie w surowe metody szkoleniowe i okrutną retorykę Smółki. Wiemy, że to dopiero początek sezonu, że prezesi lubią opowiadać o długofalowej polityce, ale wiemy, jak to często się kończy – spakowanymi walizkami we wrześniu.
Jako się zatem rzekło – remis dzisiaj nikogo nie zadowoli. Naiwnie spodziewamy się otwartego, żywego spotkania. Wielkie widowisko to pewnie nie będzie, bo jedni i drudzy chyba jeszcze nie są w stanie takowego zagwarantować. Ale taki standardowy, w miarę emocjonujący młyn pod obiema bramkami jest jak najbardziej możliwy.
fot. FotoPyk