Reklama

Jędrzejczyk wrócił w takim stylu, że wypada zapytać – dlaczego tak późno?

red6

Autor:red6

12 sierpnia 2018, 18:32 • 3 min czytania 22 komentarzy

Przed meczem Legii z Piastem Gliwice postanowiliśmy, że uważnie przyjrzymy się dzisiejszemu występowi Artura Jędrzejczyka. I jeśli mamy być szczerzy, to musimy przyznać, że ostrzyliśmy sobie pióra. Nie spodziewaliśmy się po grze reprezentanta Polski zbyt wiele, bo warszawska drużyna wystąpiła w składzie, w którym w teorii zdecydowanie łatwiej się skompromitować, niż pokazać, a i sam Jędza miał sporo zaległości do nadrobienia. Ostatni poważny (jakikolwiek) mecz? Na mundialu z Japonią. Czyli niby poważny, ale też nie do końca. 

Jędrzejczyk wrócił w takim stylu, że wypada zapytać – dlaczego tak późno?

Tymczasem okazało się, że ten ledwie pamiętający czasy rytmu meczowego piłkarz był jednym z najlepszych zawodników na placu. Jeśli chodzi o defensywę Legii, do której mieliśmy w ostatnim czasie 158 zastrzeżeń – zdecydowanie najlepszym. Do tego najbardziej przytomnym, co jest o tyle istotne, że w poprzednich tygodniach defensorzy warszawskiej drużyny byli tak zakręceni i naiwni w swojej grze, że daliby się przeciwnikom nabrać nawet na metodę na wnuczka.

Jeśli chodzi o jakieś większe wpadki, to wynotowaliśmy w zasadzie tylko sytuację, w której Jędrzejczyk po długim wybiciu piłki źle obliczył lot futbolówki. Doszedł do niej wtedy Michal Papadopulos i nawet oddał celny strzał na bramkę, ale raczej z tych niegroźnych. Za to plusów postawiliśmy w tym czasie przy nazwisku Jędzy sporo. Może i do końca nie rozumiemy, co w składzie Piasta Gliwice robi Jorge Felix, a co za tym idzie – dla tak doświadczonego gracza zatrzymanie go nie było żadnym zadaniem z gwiazdką, ale wypada podkreślić, że Hiszpan nawet przy Jędzy nie pierdnął. Raz doszedł do pozycji strzeleckiej, ale ani w tym wielka wina obrońcy, ani nie było z tego większego zagrożenia.

Za to zagrożenie było, gdy Jędrzejczyk ruszał do przodu. Pierwsze dwa-trzy wejścia jeszcze możemy zaliczyć do średnio udanych, bo szwankowała dokładność, ale w 21. minucie reprezentant najpierw w sprytny sposób wywalczył rzut wolny, a później przeskoczył Papadopulosa i po wrzutce Antolicia zapakował piłkę do siatki. Idealny powrót do składu, bo przy okazji można było przebiec się ze sporą satysfakcją obok ławki i loży, na której siedział Dariusz Mioduski. A gol sprawił, że Jędrzejczyk trochę się rozochocił – już w drugiej połowie jeszcze raz doszedł do pozycji strzeleckiej, ale tym razem uderzył niecelnie. W innej sytuacji zderzył się ze Szmatułą, co wyglądało dość groźnie, ale udało się dokończyć zawody. Warto odnotować również akcję, w której prawy obrońca bardzo przytomnie wyrzucił piłkę z autu, dzięki czemu Carlitos stanął oko w oko ze Szmatułą.

W drugiej połowie Jędrzejczyk – pomimo tego, że przeciwnik grał w osłabieniu – miał trochę trudniejsze zadanie w defensywie, bo w jego sektorze boiska często pojawiał się ruchliwy Joel Valencia, ale z reguły – może poza jedną, dwiema akcjami – obrońca sobie radził.

Reklama

Podsumowując, biedy zdecydowanie nie było. Oczywiście trudno nam powiedzieć, w jakim stopniu taki występ Jędrzejczyka wynikał z chęci utarcia nosa pewnym osobom, ale mniejsza z tym. Pewne jest za to to, iż ci sami ludzie powinni pluć sobie w brodę, że postanowili się z facetem dogadać tak późno. Ekspertami nie jesteśmy, ale po dzisiejszym meczu wydaje nam się, że Jędzę zwariowanym dryblerom z Luksemburga objeżdżać by było trochę trudniej.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

22 komentarzy

Loading...