Reklama

Głodni awansu, ale nie spięci. Obiecujący początek Widzewa w II lidze

redakcja

Autor:redakcja

05 sierpnia 2018, 11:34 • 4 min czytania 25 komentarzy

Z jednej strony Widzew w II lidze to największa firma, największy budżet, rzesza kibiców. Z drugiej to jednak beniaminek. Beniaminek, który III ligi nie rozbił w puch, tylko drżał o awans do ostatnich minut. Czy w II lidze będzie Widzewowi potrzebny rok adaptacyjny, czy błyskawiczny awans jest w zasięgu?

Głodni awansu, ale nie spięci. Obiecujący początek Widzewa w II lidze

Początek sezonu każe wskazywać, że raczej to drugie.

Nie chodzi nam wcale o to, że Widzew jest liderem. To liderowanie mocno umowne, za nami raptem trzy kolejki, poza tym liderowanie z takim samym bilansem punktowym co Górnik Łęczna, Elana i Radomiak.

Ale jest jedna zasadnicza jak do tej pory różnica w porównaniu z zeszłym sezonem. Wtedy, jeśli Widzew remisował, zazwyczaj oznaczało to męki pańskie. Mecz z Lechią Tomaszów na koniec kadencji Smudy był jednym wielkim fartem, gdzie RTS miał problemy ze skleceniem jakichkolwiek poważnych sytuacji – w praktyce Widzew tego dnia na swoim stadionie mógł przegrać III ligę. Wczoraj oglądaliśmy starcie ze Zniczem, również remis, zaledwie 1:1 u siebie – czyli rozczarowanie? Czyli rozgoryczenie trybun?

Nic z tych rzeczy.

Reklama

A to dlatego, że nawet widzewskim zwycięstwom w III lidze często towarzyszył mierny styl. Wczoraj, mimo straty dwóch oczek, było widać gołym okiem, że drużyna funkcjonuje. Radosław Mroczkowski jest z Widzewem dopiero sześć tygodni, to raptem, cztery mecze o punkty, ale najwyraźniej czasu nie traci. Gra, po prostu, klei się, choć przecież rywale w II lidze są mocniejsi. W tyłach wciąż bywa różnie, to trzeci poziom rozgrywkowy, nikt tu nie jest wolny od błędów, ale w ofensywie pojawia się klepka, sprytne rozegrania, trochę polotu. Kazimierowicz wczoraj był nawet o centymetry od wrzucenia piłki bramkarzowi za kołnierz jak Citko Molinie. Na takie uderzenia człowiek pisze się tylko wtedy, gdy czuje luz. A przecież presja usztywniała widzewiaków cały zeszły sezon, teraz widać, że odetchnęli.

Dlatego choć 1:1 przed pierwszym gwizdkiem kibice pewnie by uznali za porażkę, tak nie omieszkali po ostatnim gwizdku podziękować piłkarzom. Gra bowiem była obiecująca. Tak naprawdę Widzew powinien wygrać 3:1, 4:1 – to byłby sprawiedliwy rezultat porównując liczbę posiadanych sytuacji. Jak to określił Mroczkowski na konferencji: Konrad Gutowski powinien dzisiaj zgłosić akces po króla strzelców. Nie da się ukryć, że lewy skrzydłowy miał sporo z gry, szalał po swojej stronie, wiązał czasem dwóch, trzech graczy z Pruszkowa, ale najbliższy tydzień powinien spędzić chyba wyłącznie na treningach strzeleckich. Zejście al’a Coutinho do środka ze strzałem – fajne, ale potem piłka w maliny. Wykończenie z bliska – poprzeczka. Do tego czasem niepotrzebne przyjęcie w polu karnym.

Ale to przecież zawodnik z rocznika 1999, na ten moment ważniejsze jest, że gra w II lidze i Widzewie go nie przerasta. Wczoraj w dużej mierze udźwignął ciężar prowadzenia akcji zaczepnych przy słabszej dyspozycji środka pola. Ilu było takich “talentów”, którym piłka trzy mecze pod rząd odbiła się od kolana i wpadła do siatki, robiono z nich nowe nadzieje, a potem okazywało się, że po prostu mieli farta, a z grą jest cieniutko? Gdy mowa o młodym zawodniku, zdecydowanie ważniejszy w rzetelnej ocenie jego możliwości jest styl.

I tak samo jest z całym Widzewem, było nie było młodą drużyną, zarówno dosłownie, jak i w sensie tego ile zajmuje się nią Mroczkowski. Mroczkowski, czyli widzewiak w siodle, doskonale rozumiejący czym jest widzewski charakter, mający podejście do młodych, ale też wymagający. To jak wczoraj pojechał z Millerem na konferencji… bezpardonowo:

– Wszedł Miller i zagrał tak, że gdybym miał jeszcze jednego napastnika na ławce, to bym go zmienił. To był skandal.

Swoją drogą, w 50 minucie miał wejść Falon za Pauliusa, a wszedł Falon za napastnika Świderskiego. Doszło do nieporozumienia, które Mroczkowski “wyjaśniał” sobie dłuższą chwilę z kierownikiem Marcinem Pipczyńskim. Mroczkowski komentował to na konferencji tak:

Reklama

– Zmiana się… zrobiła. Musieliśmy potem mocno kombinować.

Przypomnijmy, że w tym momencie Widzew prowadził 1:0, a chciał rzucać wszelkie siły do ataku, goniąc 2:0, wiedząc, że prowadzenie jednobramkowe to tylko zasięg jednego błędu. Kosztowny błąd się zdarzył, bramkę strzelił Bochenek, ale nawet w 93 minucie Widzew miał czystą sytuację bramkową – Gutowski – i powinno być 2:1.

Na pewno widać też, że jak na realia drugoligowe Widzew ma długą ławkę. Wchodzi Marek Zuziak i z miejsca wnosi zamieszanie na skrzydle. Wchodzi Falon i daje inny pakiet możliwości. Kadra jest stosunkowo szeroka, a przecież okienko transferowe jeszcze się nie zamknęło. Na testy przyjechał napastnik z Hiszpanii, Alvaro Montero, który grał do tej pory w Segunda B. W zeszłym sezonie strzelił siedem bramek dla Lealtad. Z tego poziomu rozgrywkowego Hiszpanie trafiają do Ekstraklasy, a potem niejednokrotnie stają się wyróżniającymi postaciami, więc brzmi to obiecująco, szczególnie, że przydałby się na ataku zawodnik o wszechstronnym pakiecie umiejętności.

Sezon może potoczyć się różnie. Na pewno Widzew nie ma takiej jakości, by drugoligową stawkę nakryć czapką. Ale dopiero co hitem miało być sprowadzenie doświadczonego Kwieka, a okazał się wielkim niewypałem. Chyba mądrzej szlifować zespół, który już razem swoje pograł, niż sprowadzać armię zaciężną. Już na tak wczesnyme etapie widać, że podążanie tą drogą może się opłacić.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

25 komentarzy

Loading...