Obejrzeć, zapamiętać, zapić, zapomnieć. Mniej więcej tak podchodzimy do każdej kolejki Ekstraklasy. Trudno żeby było inaczej, skoro nasi ligowcy przesadnie nas nie rozpieszczają. Ot, trzeba wrócić do gry, to wracają, tak jak każdy normalny człowiek po urlopie wraca do pracy. Ale ile z tego wrażeń dla widzów, ile zapierających dech w piersi widowisk? Cóż, niestety niewiele. Prawdę mówiąc, mógłby je policzyć na palcach jednej ręki nawet ktoś, kto zbyt długo przy letnich porządkach w ogrodzie bawił się sekatorem. Nie odmawiamy jednak naszej przaśnej lidze elementów komediowych, za co przecież ją kochamy. W naszym tradycyjnym cyklu po kolejce doceniamy pojedyncze przebłyski, ale również piętnujemy wszechobecne parodie, dlatego nie przedłużając – zapraszamy!
Karol Świderski. Chciałoby się powiedzieć – wreszcie. Na razie to człowiek-przebłysk, który w dłuższym okresie nie jest w stanie ustabilizować swojej formy. Wiadomo, młodość rządzi się swoimi prawami, a zawodnik Jagiellonii – mimo że rozgrywa już piąty sezon w dorosłej piłce – ma dopiero 21 lat. Nie napiszemy, że ma szmat czasu, bo nie chcemy, żeby za kilka lat obudził się z łatką wiecznego, niespełnionego talentu, ale na ten moment nikt nie może powiedzieć, że już jest dla niego za późno. W tym sezonie powinien jednak potwierdzić, że to, co pokazał przeciwko Arce, to nie był jednorazowy wyskok. A pokazał naprawdę dużo. Pierwszy gol – bardzo dobre przyjęcie i celny strzał. Niby dwa podstawowe elementy, a jednak w naszej lidze u niektórych napastników nierzadko nie tyle nie idą w parze, co nie widzimy żadnego z nich. Drugie trafienie – zachowanie godne prawdziwego snajpera. Wykorzystał dogranie Martina Pospisila, uprzedził Lukę Maricia i wślizgiem uderzył celnie przy słupku.
Zapracował na następne szanse. Wcześniej nie zagrał zarówno w starciu z Lechią, jak i w pojedynku przeciwko Rio Ave. Teraz pozostaje mu udowodnić, że przeszedł metamorfozę względem poprzednich sezonów i na pojedynczych przebłyskach się nie skończy. Trzymamy kciuki, bo widać, że chłopak ma talent. Oby był w stanie go wykorzystać.
Przed państwem Piotr Polczak, ostoja ofensywy rywali. Robi się już nudny, a trzeba być naprawdę zdolnym, żeby przejeść się widzom po zaledwie dwóch spotkaniach. Przyszedł do Zagłębia Sosnowiec, by wprowadzić doświadczenie do linii obrony, tymczasem w ciągu dwóch meczów zawalił trzy bramki. Na starcie sezonu poświęciliśmy mu dwa osobne teksty (klik, klik), co samo w sobie jest pewnym ewenementem. Oj, będzie z tym gościem jeszcze wesoło. Tym bardziej że Zagłębie nie dysponuje zbyt wieloma piłkarzami, którzy mogliby posadzić go na ławce. Jeden z nich – Rafał Makowski – bał się podjąć z nim rywalizacji, spakował manatki i uciekł w poszukiwaniu piłkarskiego rozwoju do drugoligowego Radomiaka Radom. Mądra decyzja, urabura, rywalizacja ponad wszystko!
Las rąk, naprawdę. Od czego tutaj zacząć, hm. No dobra, przejedźmy się najpierw po Miedzi, która w starciu z Wisłą wyglądała jak drużyna, która – mówiąc wprost – miała w dupie konsekwencje. Może nie prezentowała taktyki pod roboczym tytułem: na zero z przodu, a z tyłu coś wpadnie, ale tak czy siak odstawiła w tyłach niezłe kabarety. Właśnie – kabarety, bo na jednym się nie skończyło. Zaczął Augustyniak, który… sami nie wiemy, co. Generalnie wiemy, jak to jest, kiedy przypomnisz sobie, że nie wyłączyłeś żelazka (tym bardziej że z Krakowa do Legnicy trochę jest), ale żeby aż tak się odpalić?
Spójrzmy, najpierw podręcznikowo kryje rywala.
A później? Szok, niedowierzanie, koniec świata, drzewa umierają stojąc. Przeciwnik biegnie w kierunku bramki, Augustyniak chce znokautować go spojrzeniem, ale wszystko na marne. Sztuczka nic nie daje, a żelazko pewnie nadal włączone.
Następnie przed państwem Henrik Ojamaa, który również w pewnym momencie się wyłączył (konkretnie w najważniejszym, stając się głównym winowajcą straconej bramki), dodatkowo wykonał chyba najbardziej bezsensowny wślizg od czasów Elżbiety Jaworowicz.
Biegł za rywalem, trucht trucht, znajdując się na naprawdę dobrej pozycji do przecięcia zagrania.
No ale niestety. Koncertowo spartolił. I to pomimo rozpaczliwej, desperackiej, wręcz heroicznej – brawa! Oklaski! – próby interwencji.
No i na koniec świeżutki towar prosto ze Szczecina. Defensywa Pogoni. Obrońcom Portowców dwukrotnie zagrzało się pod kopułami, przez co Piast już po dziesięciu minutach prowadził 2:0. Najbardziej absurdalną akcję odwalili przy drugim trafieniu. Już pal licho, że gola głową – głową! – strzelił im Mateusz Mak. Spójrzcie na wzorowy blok stojących przy słupku Nunesa i Walukiewicza. Palce lizać!
XDDD pic.twitter.com/WPFSY53PnR
— Damian Smyk (@D_Smyk) July 30, 2018
Zdenek Ondrasek. Nie zapominamy oczywiście o Jose Kante, ale doceniamy, że Czech wreszcie strzelił, co ostatnio było w jego przypadku wyczynem wręcz niespotykanym. Ostatnią bramkę zdobył 4 marca 2017 roku (w poprzednim sezonie praktycznie nie grał, częściowo z powodu kontuzji). Tym razem wreszcie się odblokował i przy okazji był zdecydowanie najlepszym graczem Białej Gwiazdy, która pokonała Miedź. Charakteryzował się przede wszystkim walecznością, zresztą tego nigdy nie można było mu odmówić. Pod koniec pierwszej połowy dał swojej drużynie prowadzenie, dobijając strzał Wasilewskiego. Po zmianie stron trafił w słupek. Generalnie – na razie na jeden mecz – wrócił stary dobry czeski napastnik, którego pamiętamy z pierwszej połowy 2016, kiedy przyszedł do Wisły. W ciągu 16 meczów strzelił wówczas sześć goli i zaliczył cztery asysty. To se ne vrati? Kto wie.
Co ciekawe, dało się zagrać gorzej od Ojamy. Wyczyn Estończyka przebił jego klubowy kolega, Petteri Forsell. Fin przede wszystkim przegrał pojedynek oko w oko z Buchalikiem, ale wtedy przynajmniej był widoczny. Poza tym nie pokazał literalnie nic. A szkoda, bo w pierwszym spotkaniu – po wejściu z ławki – zaprezentował się bardzo dobrze. Przede wszystkim – pięknym strzałem w końcówce zapewnił Miedzi historyczne zwycięstwo w Ekstraklasie. Może to wypadek przy pracy, ale życzylibyśmy sobie jak najmniej takich występów na naszych boiskach. I tak jest słabo, a jak ktoś jest w stanie obniżyć nawet poziom mułu, no to mamy problem.
Oczywiście Karol Świderski, o którym rozpisaliśmy się w kontekście pozytywu kolejki. Wygrał bezsprzecznie, nikt inny nie dostąpił mu kroku. Doceńmy, że z dobrej strony pokazał się również Szymon Żurkowski, który zaczyna brać odpowiedzialność za bardzo młody zespół Górnika. W niedzielę był najlepszym piłkarzem w drużynie zabrzan. Oby ustabilizował formę, bo kadra czeka. Transfer zagraniczny – prędzej czy później – pewnie również.
Legia gra tak jak zawsze nieprzekonująco, przegrywa, aż tu nagle bombę odpala Krzysztof Mączyński.
Niech to będzie podsumowaniem tego, co było dane nam zobaczyć w tej kolejce.
https://twitter.com/MaciejoSzczesny/status/1023624749988163585
Dobre whisky dla Jarosława Fojuta. Żeby miał co przekazać Leszkowi Milewskiemu.
Właśnie na antenie #WeszłoFM zawarto zakład z kapitanem @PogonSzczecin. Jeśli ukończą ligę na miejscu 1-3 to @leszekmilewski wiesza nad łóżkiem plakat Pogoni i robi sobie zdjęcie, jeżeli 4-16 to Adam Frączczak funduje DOBRĄ whisky. Mamy mega smaczek, dzieje się! 🙂
— Wojciech Piela (@WPiela96) July 10, 2018
Na konferencji prasowej przed rozpoczęciem sezonu Michał Probierz zapowiadał walkę z Cracovią o mistrzostwo Polski. Na razie oczekiwania nijak mają się do rzeczywistości. Trener „Pasów” wylicza problemy, z którymi musi borykać się jego drużyna. Jakkolwiek spojrzeć, nie wygląda to optymistycznie i trudno zakładać, żeby coś nagle – z dnia na dzień – miało się zmienić. – Nie ma co ukrywać, graliśmy z nim wszystkie sparingi i nie spodziewaliśmy się, że tak to się potoczy. Nie szukam jednak usprawiedliwień i nie stawiam sprawy w taki sposób, że jesteśmy pokrzywdzeni przez los. Mamy natomiast problemy. Marcin Budziński nie grał wcześniej regularnie, podobnie jest z Jakubem Serafinem. Nie pamiętam kiedy on ostatnio rozegrał pełny mecz ligowy. Linia pomocy jest zupełnie inna niż była. Do tego pewne absencje wyszły nagle i nie mieliśmy czasu, by na nie zareagować.
*
Więcej opinii na temat ostatniej kolejki ekstraklasy (a także “Weszło z butami” z Cezarym Stefańczykiem oraz wywiady z Tarasem Romanczukiem i Tomaszem Nowakiem) znajdziesz w magazynie Weszłopolscy.