Czego w pierwszej kolejności powinno się oczekiwać od doświadczonych zawodników? Zapewne spokoju, opanowania w newralgicznych sytuacjach i dodatkowej jakości, co zebrane do kupy pozytywnie przełoży się na całą drużynę. Okazuje się jednak, że są takie miejsca, jak Sosnowiec, gdzie wobec piłkarzy ze sporym bagażem doświadczeń, kreowanych jednocześnie na liderów zespołu, nie mają absolutnie żadnych wymagań. Trochę jak w domu spokojnej starości. W sumie byłoby fajnie, gdybyś trzymał określony poziom, ale jeśli zesrasz się pod siebie, to też nic nie szkodzi.

Pijemy oczywiście do Piotra Polczaka, który w Zagłębiu Sosnowiec miał być generałem dowodzącym zespołem złożonym w dużej mierze z piłkarzy, którzy dopiero uczą się Ekstraklasy, a został dywersantem niweczącym wysiłki kolegów. Gość w meczach z Piastem Gliwice i Zagłębiem Lubin zawali łącznie trzy gole, a jego fatalne interwencje kosztowały beniaminka cztery punkty. Żeby lepiej to wszystko zobrazować, musimy dodać, że aktualny stan posiadania sosnowiczan to okrągłe zero oczek. Jest różnica, prawda?
Popisy Polczaka w poniedziałkowym meczu z Piastem opisaliśmy tak:
Sosnowiczanie zaczęli najlepiej, jak tylko mogli. Schodzili na przerwę prowadząc, ale potem Polczak sprokurował rzut karny i zbytnio nie przeszkadzał Tomaszowi Jodłowcowi, gdy ten oddał – przyznajmy – bardzo dobry strzał zza pola karnego. Biegł za nim, biegł – trucht, trucht – delikatnie się od niego odbił, sam wytrącając się z równowagi. Generalnie nie dał swoim kolegom zbyt dobrego przykładu.
Teraz, być może trochę naiwnie, liczyliśmy, że obrońca Sosnowca po tak żałosnym występie weźmie się w garść. Że prawie 160 meczów na poziomie ekstraklasy i blisko 70 na najwyższym poziomie w Rosji i Rumuni jednak zrobi swoje. Stało się jednak zupełnie inaczej i Polczak znowu wypadł koszmarnie. Jego zachowania w sytuacji, po której sędzia podyktował rzut karny dla Miedziowych, nie da się w żaden sposób usprawiedliwić. Po pierwsze, mówimy przecież o zagraniu piłki ręką, czyli piłkarskim owocu zakazanym. Po drugie, raptem kilka dni po identycznym błędzie, Polczak znów skacze do piłki, ciągnąć przy tym rękę, jakby składał się do podwójnej krótkiej. Farsa to w tym przypadku mało powiedziane.
Zastanawiamy się, co mogło kierować Polczakiem, że ponownie zachował się w taki właśnie sposób. Czyżby tak szybko zapomniał, co działo się w poniedziałek? Czegoś się wystraszył? A może to lubińskie słońce (według pomiarów Macieja Murawskiego temperatura wynosiła dziś 35 stopni) za mocno przyświeciło mu w głowę? Jakieś wytłumaczenie dla tej recydywy musi przecież istnieć.
Choć w sumie to im dłużej o tym myślimy, tym mocniej utwierdzamy się w przekonaniu, że Polczak wciąż jest po prostu tym samym piłkarskim dziadem, którym był wcześniej.
Fot. 400mm.pl
Mamy chyba kandydata który może konkurować z Atmosferoviciem w kategorii dzban roku. 21-latek z Sosnowca, który odszedł bo bal się konkurencji że strony Polczaka.
Brawo. XDDD
Dyspozycja w trakcie meczu często nie pokrywa się z tym co zawodnik prezentuje na treningu. W sumie czego się spodziewam po typie który pisze „XD”
No to jest właśnie jeden z grzechów polskiej piłki ligowej. Po co dawać po raz 150 szansę takiemu Polczakowi. Wzięliby kogoś nowego, juniora, czy kogoś młodego z 2 ligi, kogokolwiek. Nawet gdyby okazał się totalnie słaby to nic by nie zmieniło dla Zagłębia. A zawsze jest szansa, że będzie dobry i na wypromowanie młodego chłopaka. Na szczęście trochę się to zmienia ale karuzela przeciętnych piłkarzy w ESA mocno wpienia.
Treść usunięta
Pamiętaj, że – choć to wyobrażenie budzi szok i trwogę – i Polczak był kiedyś juniorem. Tak więc wybacz mu choć z 30 spotkań. Te zagranicznę też Cię chyba nie bolą? 😀
Weszło po Rymaniaku też jeździło cały sezon, a może i dłużej. Teraz doje… się do Polczaka.