Coraz mocniej irytuje nas zjawisko, do którego dochodzi na rynku transferowym w całej Europie. Wielu piłkarzom zapomniało się, że podpisując kontrakt zgadzają się na pewne zasady. Że to umowa obustronna – zawodnik zobowiązuje się do wykonywania swoich zadań, a w ramach tego klub przez dany okres płaci mu pieniądze. Miroslav Covilo najwyraźniej o tym zapomniał. I zaczął rzucać fochy.
Ale od początku. Tuż po meczu ze Śląskiem zawodnik Cracovii odpalił się na łamach TerazPasy.pl: – Powiedziałem trenerowi, że nie chcę już być kapitanem. Z trenerem nie mam żadnego problemu, chodzi o inne sprawy. Nie chcę pozwolić innym ludziom, by mną kręcili jak debilem i taka była moja decyzja.
Już wtedy było jasne – czeka nas tutaj jakaś grubsza akcja. Ale zamiast wątków obyczajowych dostaliśmy kontekst prawny. Chociaż odpowiedź na Twitterze Cracovii była dość śmieszna i z miejsca do głowy przyszły nam te wszystkie komiczne oświadczenia z drugiej strony Błoń:
Miroslav Čovilo chce za darmo odejść do Lugano i niesportowym zachowaniem wymusza tę decyzję na władzach klubu.
— CRACOVIA (@MKSCracoviaSSA) 21 lipca 2018
Próbowaliśmy kontaktować się z klubem i piłkarzem, ale całą sprawę wyjaśniło dopiero poniedziałkowe (tym razem już do bólu konkretne) oświadczenie Pasów:
Kawa na ławę, bez żadnego pitu-pitu. Covilo dostawał podwyżki, na jego konto spływały wypłaty, przy okazji przedłużenia kontraktu otrzymywał premie. Ale nagle, gdy pojawił się temat Lugano, to zechciał odejść. I to za wszelką cenę. Fochy, wymuszenie transferu, szantaż (“w przypadku braku zgody na odejście, nie będzie dalej trenował, nie pojedzie na obóz i zakończy karierę sportową”). Ponadto według władz Cracovii Covilo złamał przepisy FIFA, bowiem bez zgody Cracovii ustalał warunki potencjalnej umowy z Lugano, co miał potwierdzić dyrektor szwajcarskiej ekipy.
Podstawowa zasada biznesu jest prosta – umów należy dotrzymywać. Jeśli zobowiązujesz się – i to na piśmie – do pewnych obowiązków i przez określony czas, to obowiązki wykonujesz. Nie lecisz w kulki, widziały gały, co brały i tyle. A Covilo najwyraźniej o tym zapomniał. Albo jest dzbanem i z premedytacją tę zasadę łamie.
W podobnym stopniu irytują nas kluby, które nie respektują kontraktów, jak i piłkarze, którzy mają w dupie to, co podpisali. Primadonny, którym wydaje się, że jeśli chcą odejść, to idą zaszantażować prezesa, że albo mnie puszczacie, albo kładę lachę na to wszystko i tyle mnie będziecie widzieli.
Cracovia wywiązała się ze swoich zobowiązań. Gdy Covilo wrócił po poważnej kontuzji, to dostał pełne zaufanie od trenera, wrócił do składu i grał – nawet mimo tego, że był już cieniem zawodnika sprzed urazu. Gdy chciał przedłużyć z piłkarzem umowę, to dawał mu podwyżkę plus jednorazową premię. Bośniak kasował pieniądze, a gdy po kilku miesiącach przypomniało mu się, że chciałby odejść, to zapomniał o tym wszystkim i wykrzyczał w drzwiach “DOBRA CHŁOPAKI, JA LECĘ, WALIZY SPAKOWANE, SIEMANO”. (ex)Kapitan od siedmiu boleści.
Pozostaje trzymać kciuki za Cracovię, że ta nie ugnie się przed kolejnym w tej lidze obrażonym piłkarzem. Papier to papier, klub ma wszystkie atuty formalne w rękach i jeśli dojdzie do konfrontacji przed sądem, to pewnie na luzie sprawę wygra.
fot. 400mm.pl