Czy to nie jest to, co właśnie w mundialach uwielbiamy najbardziej? Że na podstawie turniejów piszą się scenariusze, jakie potem będziemy pamiętać oraz wspominać przez lata? My sami prowadziliśmy cykl „Cofamy licznik”, w którym wspominaliśmy najciekawsze wydarzenia z poprzednich mistrzostw. I jesteśmy pewni, że za kilka lat z takiej samej okazji opisywać będziemy losy poszczególnych Chorwatów.
Wszyscy wskazujemy na Modricia jako głównego bohatera sukcesu reprezentacji Chorwacji, docenialiśmy pracę Rakiticia oraz kilku „underdogów” typu Rebić czy Strinić. Najbardziej zastanawiamy się jednak jak właściwie odbierani będą po tym turnieju Ivan Perisić oraz Mario Mandzukić? Nie żebyśmy im czarnowróżyli, przewidywali narodowy ostracyzm, ale…
Zobaczcie obie drogi. Najpierw napastnika Juventusu. Mecz z Danią? Gol, dzięki któremu podopieczni Dalicia zremisowali, dociągnęli do dogrywki oraz karnych. Przeciwko Rosji dał Kramariciowi asystę, z kolei kilka dni temu wyautował Anglików, pokonując Pickforda w 109 minucie. Zwycięskie trafienie.
A w panteonie chorwackich bohaterów obok niego zawodnik największego klubowego rywala Starej Damy – Perisić z Interu. Bramka przeciwko Islandii, która przypieczętowała zwycięstwo Chorwatów, a także ogromny udział przy pokonywaniu Synów Albionu – gol oraz kluczowe dogranie.
Pomnikowe postacie, pierwszoplanowe role. O Mandzukiciu sami pisaliśmy zresztą, że trafienie przeciwko Anglikom zapewni mu nieśmiertelność. Karma jest jednak brutalna, chociaż chyba bardziej pasowałoby tu określenie ironia losu. No bo fakty są takie, że pomimo tego, iż dziś znów obaj wpisali się na listę strzelców, odegrali również najważniejsze role przy pierwszych dwóch trafieniach dla Les Blues. Trafienie na 1:0 było przecież autorstwa właśnie napastnika Juve. Można tu pisać o złym wariancie taktycznym, zbyt głębokiej obronie przy stałym fragmencie, ale ostatecznie nad czym tu debatować? Mario czysto trafił w piłkę, pokonując Subasicia. Z kolei rzut karny, po którym Trójkolorowi wyszli na 2:1, sprokurował Perisić. I tu też praktycznie nie możemy z niczym dyskutować, ponieważ celowo powiększył obrys ciała, futbolówka trafiła w jego rękę, jedenastka podana jak na dłoni.
Dopiero co cały naród mógł nosić ich na rękach, a dziś praktycznie zostali grabarzami marzeń swoich rodaków. Niecelowo, wiadomo, jednak na pewno powstanie jakaś zadra w sercach obu stron. Tym bardziej, że są to przecież goście, którzy za czerwono-białą koszulkę z wzorem szachownicy oddaliby wiele. Nie bez powodu selekcjoner Dalić nazywał Mario Mandzukicia duszą zespołu. I nawet Guardiola, który kłócił się niegdyś z napastnikiem zażarcie, mówił, iż chętnie poszedłby z nim ramię w ramię na wojnę, ponieważ ten nigdy nie odpuszcza.
Bardzo popularną kliszą obrazującą podejście Chorwatów był też fakt, iż żaden z nich nie chciał zejść z boiska podczas boju z Anglią o finał. Potwierdzał to Zlatko Dalić, który właśnie dlatego nie przeprowadzał żadnych zmian. W tej grupie prym wiódł właśnie Perisić. Zdrowie odmawiało posłuszeństwa Ivanowi, ale ganiał za futbolówką do samego końca. Leciał na adrenalinie, lecz kiedy kilkanaście godzin po ostatnim gwizdku opadła, trafił do szpitala, ponieważ jego mięśnie nie wytrzymały obciążeń.
I właśnie tacy goście – absolutne wzory do naśladowania jeśli chodzi o zaangażowanie, sportową postawę oraz paiotryzm, których ¾ świata może im pozazdrościć – stali się antybohaterami w najważniejszym meczu mundialu. W najważniejszym spotkaniu w ich życiu! Szansy na poprawę mogą nie dostać. Podczas następnych mistrzostw Mandzukić będzie miał 36 lat, zaś Perisić znajdzie się w wieku chrystusowym. A że wraz z nimi wielu innych kluczowych graczy tej reprezentacji zestarzeje się znacznie lub odejdzie na zasłużoną emeryturę, możemy z pełną odpowiedzialnością napisać o zmierzchu ekipy, którą znamy od lat. Ewentualna okazja na zadośćuczynienie pojawi się podczas Euro 2020, chociaż wiadomo, że nawet zawody kontynentalne nie dają tyle splendoru co zwycięstwo na mundialu.
Dlatego właśnie obu zawodnikom współczujemy z całego serca. Zrobili bowiem wszystko, a nawet jeszcze więcej niż mogli, niż pozwoliły im organizmy i mimo wszystko to okazało się za mało, aby odnieść największy sukces. Srebrny medal? Ten kto zajmuje drugie miejsce staje pierwszym przegranym. Jesteśmy pewni, że u Chorwatów niedosyt długo będzie górował nad dumą z tego historycznego wyniku. A już na pewno u Mario oraz Ivana, znając ich podejście do futbolu.
Mamy jednak nadzieję, iż rodacy nie będą wieszali psów na tych dwóch piłkarzach. Ileż to kibiców, czy nawet całych narodów chciałoby się znaleźć na ich miejscu? Ilu pragnie właśnie takich bohaterów narodowych? Nawet pomimo dzisiejszej porażki, do której znacznie się przyczynili, Chorwaci powinni zakrzyknąć chórem w ich kierunku – „gloria victis!”
Fot. FotoPyK