„Oryginalny skład mundialu” to cykl tekstów, który celebruje 40-lecie partnerstwa Coca-Coli z mistrzostwami świata. O swoich wspomnieniach związanych z mundialem opowiadają polscy reprezentanci – do tej pory byli to Michał Żewłakow, Andrzej Iwan oraz Janusz Kupcewicz – oraz gwiazdy innych zespołów, jak Preben Elkjaer Larsen czy Thomas Ravelli. Refleksje, anegdoty, przeżycia – to wszystko znajdziecie tutaj. Dziś zapraszamy na wywiad z uczestnikiem dwóch spośród trzech „polskich” mundiali w XXI wieku, Jackiem Krzynówkiem.

***
Pamięta pan swój pierwszy obejrzany mundial?
Szczerze mówiąc, to nieszczególnie. 1982, 1986 – w ogóle. Pamiętam tylko finał Niemcy – Argentyna, 1:0 dla Niemców, bramka z karnego. Jak się nie mylę, to był rok… 1990 chyba.
Za dzieciaka oglądanie mistrzostw to było większe wydarzenie?
Nie, raczej po domach się oglądało, wtedy nie było oczywiście takiej technologii jak teraz. Wie pan, na wiosce też życie inaczej funkcjonowało niż w miastach. Nie zbieraliśmy się, żeby z kimś oglądać mecze, raczej zaszywaliśmy się w domowym zaciszu. Ale nie traktowałem mundialu jako wielkiego wydarzenia, bardziej jako kolejne mecze do obejrzenia. Cały czas gdzieś się tę piłkę kopało, więc jak tylko było w telewizji spotkanie, to się oglądało – czy mistrzostwa świata, czy jakieś europejskie puchary.
Kto był pana piłkarskim idolem?
Za dzieciaka wszyscy mieli wtedy na koszulkach numer dziesięć, każdy chciał być jak Maradona. Aż przykro się robi, jak człowiek widzi swojego idola w takim stanie.
Pierwsza piłkarska koszulka była właśnie z nazwiskiem Maradony?
Nie, to było tak, że brało się mazak i pisało na zwykłej koszulce numer dziesięć. A nie tam koszulka… Wie pan, cofamy się o trzydzieści lat, nie było jeszcze takich bazarków, gdzie można by było kupić koszulkę. Internetu nie było, nic nie było. Niby nie tak daleko, a jednak daleko (śmiech).
Mówi pan, że mistrzostw 1982, 1986 pan nie pamięta, więc pierwsze „polskie” to były te, na które pan pojechał. Komu kibicował pan w czasie „posuchy”? Miał pan jakąś ulubioną reprezentację?
Nie, kibicowałem po prostu zespołom, które ładnie grały. Lubiłem patrzyć, jak zawodnicy się cieszą, niezależnie od tego, kto to był. Fajnie się oglądało te mecze, ale wśród reprezentacji nie miałem swojego faworyta.
W reprezentację Jerzego Engela przed wygranymi eliminacjami mistrzostw w 2002 nieszczególnie wierzono.
A my wiedzieliśmy od samego początku, na co nas stać. Zebrała się świetna grupa piłkarzy, dobry start eliminacji dodatkowo nas scementował. Mimo że liczono nam minuty bez strzelonych goli, że na początku nie było łatwo, trudno o pozytywy, byliśmy silni jako drużyna. Nie zwracałem też uwagi na to, czy ktoś nam kibicuje, czy nie, czy jest pełny stadion, czy nie. Robiłem swoje. Wiadomo, że jak już przyszedł sukces, to nagle okazało się, że ma wielu ojców, bo przecież nikt z porażkami się nie chce utożsamiać. Wydaje mi się, iż od lat postrzegamy reprezentację lepszą niż faktycznie jest. Postrzegamy awans na wielką imprezę jako coś oczywistego, wymagając wyników ponad stan. Fajnie, że chłopcy grają w dobrych klubach, ale gra w klubie, eliminacje, to kompletnie inna bajka niż wielki turniej.
Gdy pan sam znalazł się po raz pierwszy na mundialu, coś pana tam zaskoczyło?
Człowiek jadąc na mundial nie myślał, co tam będzie, chciał się jak najlepiej zaprezentować, grał dla swojego kraju. Wyobrażeń, co czeka nas w Korei osobiście nie miałem. Ale gdy dolecieliśmy, to wiadomo – szok, bo wszystko było inne. Kuchnia, klimat, kultura. Drugi koniec świata, wszystko było takie… nieeuropejskie.
A scenariusz – ten, co teraz. Mecze: otwarcia, o wszystko, o honor.
Różnica jest taka, że dzisiejsza reprezentacja tylko powtarza to, co myśmy zapoczątkowali…
Ale nie mówi pan tego z dumą?
Oczywiście, że nie. Ale wieszano na nas psy, a już sam awans był przecież wielkim sukcesem dla naszej piłki. Szczególnie w tamtym okresie, gdy co dwa lata za każdym razem czegoś do tej kwalifikacji brakowało. Szesnaście lat nie byliśmy na wielkiej imprezie, a za moich czasów awansowaliśmy na trzy wielkie imprezy, na mistrzostwa Europy po raz pierwszy w historii.
Mówi pan, że wtedy zebrała się silna grupa. Dlaczego więc została rozbita brakiem powołania dla Tomasza Iwana?
Nie będzie przesadą powiedzenie, że Tomek był jednym z boiskowych liderów. Dla nas ta decyzja to był bardzo nieprzyjemny moment, o Tomku nie wspominając. Ale takie były wybory trenera, że reprezentacji jest potrzebny wstrząs. No i niestety, ten wstrząs obrócił się przeciwko nam. Cztery lata później zresztą znów historia się powtórzyła. Frankowski, Dudek to byli zawodnicy, którzy mieli ogromny wkład w awans na mistrzostwa. Szkoda, że stało się tak, jak się stało. Myślę, że do dziś nie wszystko zostało w tej sprawie wyjaśnione. Tak naprawdę nadal nie wiem jakie były przyczyny braku Rząsy, Kłosa, Dudka, Franka… Nie wiem, jak to wszystko odebrać. Było, minęło, trzeba się koncentrować na tym, co nas czeka. Na to mamy wpływ, na to, co minęło – nie.
Którą z tych dwóch reprezentacji było stać na więcej?
Obie były porównywalnie silne, miały w swoich szeregach zawodników, którzy potrafili pociągnąć zespól w trudnej chwili, w obu do pewnego momentu – powołań – panowała dobra atmosfera, były wspólne cele. Sam awans był dla nich sukcesem, później balonik został napompowany, hulał optymizm. Niestety, ale jesteśmy takim narodem, który lubi wpadać w skrajności. Hurraoptymizm, a za moment walenie po tyłkach. Do dobrych rzeczy przyzwyczaja się bardzo szybko, chciałoby się je mieć na wyciągnięcie ręki.
Emmanuel Olisadebe stwierdził, że bardzo wiele zepsuło się w tej kadrze przed turniejem.
Wydaje mi się, że miał na myśli kontrakty reklamowe, przepychanki o pieniądze z nich. To było tak, że po szesnastu latach niebycia na wielkiej imprezie wszyscy zaczęli się pod nasz sukces podpinać. Firmy, reklamodawcy bili drzwiami, oknami, byle dostać się do reprezentacji, do chłopaków. To uniemożliwiało normalne przygotowania, chłopcy kręcili bardzo, bardzo dużo spotów reklamowych.
Mówiło się też sporo o przygotowaniu fizycznym.
Widział pan, jak wyglądaliśmy w tamtych mistrzostwach, prawda?
Widziałem, fatalnie.
No właśnie. Co z tego, że głowa chce, jak nogi nie dają rady? Może przeholowaliśmy z treningami. Wie pan, reprezentacja jest jak żywy organizm, jeśli jakiś narząd nie funkcjonuje, to od razu występuje reakcja, ma się gorączkę. Eliminacje eliminacjami, ale jak przychodzi turniej, to widać, że mamy problemy i tu nie chodzi o zawodników ale ogólnie – o szkolenie, o mentalność.
Z perspektywy czasu patrzy pan na te wszystkie Gorące Kubki, na udziały Engela w kabaretach itp. z zażenowaniem?
Nie, zupełnie nie. Każdy ma swoje pięć minut, nie oszukujmy się, trzeba umieć z tego skorzystać. Albo się to zrobi, albo ten moment minie. Niektórzy mają większe parcie na takie sprawy, inni mniejsze, takie jest życie. Nam nadarzyła się okazja, czemu mielibyśmy z niej nie skorzystać?
Stał się pan mistrzem asyst w meczach o nic. Trzy zanotował pan łącznie z Kostaryką i USA. Dawały satysfakcję?
Szczerze mówiąc wolałbym jedną asystę w meczu o coś niż te trzy w spotkaniach o nic. Ale wiadomo – tego nikt mi nie zabierze, nikt nie powie, że Krzynówek nic na tych mistrzostwach nie zrobił. To mimo wszystko jakieś ukoronowanie marzeń o tym, żeby zagrać na mundialu, żeby jakoś się w jego historii zapisać. Ja też tak podchodziłem do życia, żeby z każdej porażki coś dla siebie wyciągać dobrego. No więc wyciągałem te asysty.
Mecze o honor z perspektywy zawodnika są łatwiejsze, trudniejsze mentalnie?
Tak jak powiedziałem wcześniej, zwycięstwo ma wielu ojców, porażka – już mniej. Trzeci mecz gra się już dla garstki, resztki kibiców, którzy nadal są, nadal wierzą. I dla siebie. Bo tak to już jest, że po dwóch wszyscy się od nas odwracali, bo jakoś zawiedliśmy ich oczekiwania. Mnie to denerwowało. Pod sukces wszyscy się podpinali, bo było to łatwe, wygodne. Przy porażce mało kto chciał się z nami pokazywać.
Jak podobał się panu ostatni mecz o honor, szczególnie jego końcówka?
Kabaret. Może właśnie któraś grupa kabaretowa to podchwyci, wyszydzi? W życiu w takim spotkaniu nie grałem, w życiu czegoś takiego nie widziałem. Strasznie mi szkoda Kuby, który stał jak kołek z boku boiska, bo żadna drużyna nie chciała drugiej zrobić krzywdy. Niestety, to wszystkim zostanie w pamięci – co z tego, że Polacy wygrali, skoro… Cóż, przynajmniej Japończycy nas chwalą, choć marne to pocieszenie.
Można kogoś w reprezentacji za ten mundial wyróżnić?
Nie lubię brać przed szereg poszczególnych zawodników. Wygrywają wszyscy, przegrywają też wszyscy. Nie będę wystawiał jakichś laurek, każdy musi sam przeanalizować swoje błędy. Bo gdyby ich nie było, to nie mówilibyśmy o mistrzostwach w czasie przeszłym.
Gdyby to pan podejmował decyzję, trener Nawałka zostałby dalej pracować z kadrą? (wywiad przeprowadzany przed ogłoszeniem zmiany na stanowisku selekcjonera – przyp.red.)
A niech mi pan pokaże trenera w Polsce, który mógłby być trenerem reprezentacji. Moim zdaniem w kraju lepszego trenera od trenera Nawałki nie znajdziemy. Myślę, że to dla zarządu PZPN twardy orzech do zgryzienia, ale myśląc długofalowo zostawiłbym trenera Nawałkę, szczególnie jeśli on sam czułby, że da sobie radę w kolejnych eliminacjach. Ja z całego serca bym mu tego życzył.
Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
Fot. FotoPyK
Bo potencjal byl. Jednak ludzie preferowali lizac dupe Nawalki za remisy z Irlandiami I fartowne 1-0 z Ukraina B
Zastanawiam się nad jednym.
Cały czas słyszę to pierdolenie o tym jak to Nawałka trzymał się nazwisk i że był to błąd, bo wielu z nich nie zasługiwało na mundial. Po czym czytam 60 wywiad podczas mundialu o tym jaki to Engel popełnił błąd nie powołując Iwana, który nie grał, a potem Janas nie powołując Frankowskiego i Dudka (którzy również nie grali). Niech ta cała plejada ekspertów pierdolnie się w końcu w łeb i ustali jakąś wersje.
Dokladnie. Gdyby Janas byl teraz trenerem to jestem pewien, ze na mundial nie zabralby Blaszczykowskiego i Milika i jestem pewien, ze zostalby przez ekspertow za ta decyzje totalnie zmieszany z blotem.
Dziękuję Ci za te słowa. Czekałem na nie.
Nie zabrałby Błaszczykowskiego,Milika.I Peszki.A wyniki byłyby podobne.Bo my nie mamy odpowiedniego mentalu.Na mundialu trzeba być gotowym na kilka meczów,najpierw co tydzień,a póżniej co dwa,trzy dni.Widocznie dla naszej zbieraniny,która dotychczas grała raz albo dwa razy co kilka miesięcy,taki mundial to za wiele.Już sam start,to za wiele.Nasze klubowe drużyny nie potrafią sobie poradzić z grą co trzy dni,a poradzić sobie ma zbieranina grająca razem co kilka miesięcy? Odpowiedni mental,i trener motywator. Oczywiście,głównym powodem porażki,wg.mnie,jest zjazd formy naszych czołowych graczy.A Nawałka nie utrzymał ciśnienia,i świrował z taktyką.
Kurwa chłopie, ale wtedy nie było kogo brać za Frankwoskiego, który jednak coś tam grał. A co do Dudka to jebać. A co do NAwałk ito Milik i tak dużo jak widac nie pgorał na mundialu. PEszko? Linetty? NAwałka spierdolił z kadra i przygotowaniem
Treść usunięta
Frankowski przed mudnialem gral w Wolwerhampton gdzie srubowal serie kilkunastu meczow bez gola. Dudek heblowal deski na lawce Realu. Janas nie bawil sie dyplomacje tylko dal jasny i czytelny sygnal Borucowi, jestes numerem 1. Zabral Jelenia, ktory po mundialu stal sie sie gwiazda ligi francuskiej.
Brak Milika i Blaszczykowskiego by kadry nie zbawil, ale nie moge juz sluchac pieprzenia o braku Iwanow, Frankowskich i Dudkow. Ten mundial pokazal jak sie konczy zabieranie gosci za zaslugi i od atmosfery.
Dudek poszedł do Realu w 2007, w 2006 Benitez uparł się na Reynę. Franek sam sobie zapieprzył sezon, ale on bez formy i tak był lepszy niż Brożek w formie
Frankowski sam obie zawalił sezon, ale rozegrał w tamtym sezonie tyle meczy co Krychowiak w ostatnim, poza tym pojechał Brożek, który w życiowej formie był gorszy od Franka bez formy. Natomiast Dudek heblował ławkę Realu rok później, w 2006 heblował w Liverpoolu, bo się Benitez upierdzielił na Reinę.
No Rasiak nie walił bramek z dyńki m.in. dlatego, że prawie w ogóle nie grał. Wszedł dopiero w 85 minucie meczu z Kostaryką…
Treść usunięta
Ok, czyli zgadzamy się co do tego, że planem Janasa na mundial jednak nie było czekanie aż Rasiak strzeli gola głową stojąc cały czas w polu karnym. Cieszę się, że się wycofałeś z tego absurdalnego stwierdzenia.
Treść usunięta
Plan był taki, że Rasiak miał być rezerowym, trzecim napastnikiem przy grze 4-5-1. Równie dobrze można powiedzieć, że planem Nawałki na MŚ’18 było rozgrywanie wszystkich piłek przez Linettego i skoro nie zagrał ani minuty to plan pewnie nie wypalił. Żeby było jasne – nie bronię wzięcia Rasiaka za Frankowskiego, natomiast to była decyzja sportowo trzeciorzędna, choć w istocie bardzo medialna. Gdyby Frankowski w miejsce Rasiaka pojechał to zagrałby pewnie tyle co Rasiak – 5 minut w meczu o honor. Natomiast gdyby jednak jakimś cudem grał w pierwszym składzie, to absolutnie nic by to nie zmieniło w wyniku na turnieju.
Ale Engel też trzymał się nazwisk. A przecież już przed mistrzostwami w Korei było widać, że Świerczewski, Koźmiński, Hajto, Kałużny, czyli filary tamtej ekipy, byli w fatalnej formie. Engel nie zabrał Iwana na zasadzie alibi, żeby nikt mu nie mówił, że trzyma się nazwisk właśnie.
Akuratnie Frankowski nie pojechał, pojechał za to pożal się Brożek, a Frankowski zagrał w sezonie 2005/2006 tyle samo co Krychowiak w poprzednim.
Treść usunięta
„Niestety, ale jesteśmy takim narodem, który lubi wpadać w skrajności. Hurraoptymizm, a za moment walenie po tyłkach.”
No co Ty, Jacku, nie powiesz.
Spójrz na tę buraczaną, polacką, chłopską mordę! Oczekujesz od kogoś takiego inteligencji i konsekwencji?
Treść usunięta
Jestem 100 % Słowianinem, cwelu. Mam rysy twarzy w miarę delikatne, a nos mały i lekko zadarty, jak prawdziwi Słowianie.
Treść usunięta
polacki – wieśniacki, tępy, głupi, prostacki, brzydki, parchaty, wstrętny, paskudny, obrzydliwy, krzywy, należący do polaczka, a nie Prawdziwego Polaka.
Treść usunięta
Nie wiem co traktować mniej poważnie – czy to, że mieliśmy być mistrzem świata, czy stwierdzenie, że mamy najlepszą „dziewiątkę” na świecie. Kryszałowicz. Gość z drugoligowego Eintrachtu Frankfurt. W czasie, gdy grał Ronaldo, Batistuta, Inzaghi, Pauleta czy van Nistelrooy. Nie wierzę, że coś takiego można było w ogóle pomyśleć, a co dopiero powiedzieć.
Treść usunięta
Treść usunięta
Ta i znowu próba tłumaczenia niepowodzenia…
Spójrzmy szerzej na kwestię powołań, bo w tym wywiadzie to kolejny raz powraca. Nawałka się ugotował we własnym sosie, Nawałka nie umiał zrezygnować ze zgranych nazwisk, Nawałka powołał Peszko dla atmosfery… Co to dało? Nic, a jest za to krytykowany.
Teraz cofnijmy się do roku 2002. Engel nie powołuje Iwana. Do dziś jest za to chłostany. Tomek Iwan, lider drużyny, bardzo lubiany przez innych zawodników, jego brak zepsuł atmosferę, był szokiem… Engel zrobił to, czego nie zrobił Nawałka. Iwan nie dawał absolutnie żadnych argumentów, by jechać do Japonii i Korei, miał wtedy nawet kłopoty z przynależnością klubową, więc Engel mu podziękował.
Jedziemy dalej i lądujemy w roku 2006. Janas rezygnuje z powołań dla Dudka i Frankowskiego (kwestii Kłosa nie pamiętam dokładnie, może ktoś sięga tam lepiej pamięcią). Larum, co też on zrobił, o boże tępy Janas. Dudek jednak wtedy nie gra w Liverpoolu, jest wręcz przyspawany do ławki. Argument sportowy za powołaniem jest? Wziął trzech bramkarzy grających w klubach! Franek? Doskonałe eliminacje i… katastrofa, która zaczęła się od przenosin do Anglii. Frankowski przestał strzelać, ruszał się tak, jakby miał na plecach dziesięciokilowy worek cementu. Forma fatalna, więc czy był argument by go powołać? Może Janas w tym akurat przypadku się chciał popisać, ale nie szczególnie dziwiło mnie wtedy odstawienie Frankowskiego.
Reasumując. Dziś się krytykuje Nawałkę, że powołał człowieka do atmosfery i że nie potrafił zrezygnować z zawodników bez formy, do których się dziś przyzwyczaił.
Janas i Engel do dziś są grillowani za to, że zniszczyli atmosferę, bo nie powołali…zawodników bez formy! To jak to kurna w końcu jest? Tak źle i tak niedobrze?
NAwałka spierdolił z powołaniami i przygotowaniem zawodników a PRZEDEWSZYTKIM z tym kurwa żenującym sprawdzaniem gry 3 obrońcami.
Tu pisałem tylko o sprawach kadrowych i okołomedialnym zamieszaniem wokół nich. Przygotowanie i taktyka to osobna sprawa, acz fanem ustawienia z wahadłowymi nigdy nie byłem. Przynajmniej nie peplał, jak Engel, że jedziemy po Puchar Świata.
Treść usunięta
Super to podsumowałeś. Ja mam to samo zdanie, ale zarówno Ty jak i ja siedzimy trochę w piłce i to wiemy, i dlatego mamy dystans.
Tak jak sobie przypominam i porównuję te reprezentacje, to nasuwa mi się jedno: w przeszłości nie mieliśmy gwiazd, wielkich umiejętności, ale mieliśmy charakternych chłopaków; teraz mamy dużo więcej indywidualnej jakości, ale brakuje nam trochę gości z charyzmą – w obecnej kadrze są to dla mnie Glik, Błaszczykowski (na mundialu nie byli sobą ze względów fizycznych), i jeszcze dałbym Pazdana, a potem zwłaszcza w środku pola brakowało nam kozaków….
Trochę jednak czasami brakowało nam „złych chłopców” czy może lepiej powiedzieć takich trochę „napompowanych mentalnie jak paw”, jak Hajto, Świr, Iwan, Kłos, albo też po prostu bardzo pewnych siebie. A u nas Krychowiak, który był ambitnym gościem, a teraz przemienił się w paryskiego modnisia z hiszpańską laską i Zieliński, który, żeby go nie urazić, na boisku jest „niewyraźny”. Jednak kiedyś nawet taki Mariusz „Cyc” Lewandowski, Szymkowiak jak raz na pół roku był zdrowy, wspomniany wyżej Świr, czy Radek Sobolewski, to byli goście z większym „cojones”, chociaż umiejętności Zielińskiego (może z wyjątkiem Szymkowiaka), nikt z nich nie miał. Na tym mundialu zabrakło „charakteru”, zabrakło, wydaje mi się także, kogoś, kto by po prostu krzyknął na to towarzystwo – Kto miał to zrobić, jak opaskę dostał Lewy, Glik nie grał, Błaszczykowski też po pierwszych 45 min. musiał zejść, a Pazdan w oczach innych to pewnie zawsze tylko „ten z polskiej ligi”, co to tylko przeszkadzać potrafi (co prawdą nie jest, bo Pazdan w wyprowadzeniu piłki najgorszy nie jest, a bez niego Legia pewnie tych dwóch tytułów by nie zdobyła). Mądrze się po mundialu, ale według mnie nad charakterem w tej kadrze, tzw. mentalem, trzeba najbardziej popracować.
To wszystko prawda co piszesz, choć trzeba też wziąć poprawkę na to że w przekroju całościowym piłka nożna ogólnie stała się bardziej bezjajeczna w ostatnich latach, co najbardziej pokazują ludzie typu np. Neymar.
Ale to fakt, jak grać z jajami pokazali nam Ruscy piłkarze i Czerczesow (do Chorwatów nie będę nawet porównywał z racji zachowania odpowiedniej proporcji).
Stała się… Nie da się ukryć. Obok Neymara jest jednak taki Casemiro, czy Thiago Silva i proporcje zachwiane nie zostają. W ogóle większość drużyn na Mundialu, które pozytywnie zaskoczyły, imponowały właśnie charakterem, a nie umiejętnościami. Mówiąc niezbyt grzecznie: zapieprzali, jak małe samochodziki. Nasi, którzy chyba są jednak piłkarsko lepsi od Saudyjczyków, czy Australijczyków, człapali sobie i podawali do najbliższego, a potem zakładali niski pressing.
Polscy pilkarze niby lepsi od Saudyjczykow? Smiala teza jesli mowimy o zawodnikach pokroju Goralski, Peszko czy Jedrzejczyk.
To niestety fakt. Trzeba stwierdzić, że pod względem czystko piłkarskiej zespołowości (niekoniecznie umiejętności) to jeden z najlepszych turniejów ostatnich lat. Pokazujący że piłka to jednak przede wszystkim gra zespołowa.
Mental i dawniej był kłopotem. Za Engela mieliśmy bandę pewnych siebie „bufonków”, którzy nikogo się nie bali, co ich w dużej mierze zgubiło. Pewność siebie jest potrzebna, acz wtedy chyba mieliśmy jej aż za dużo. Poszło to w złą stronę. Pewność siebie stała się arogancją. Teraz mieliśmy bandę, która przy pierwszym niepowodzeniu spuściła głowy albo zaczynała nimi obracać w poszukiwaniu kolegi, który wszystko pociągnie, a takiego nie było. Czasy się zmieniły, zmienili nam się piłkarze. Popadliśmy ze skrajności w skrajność. Fajnie pisał o tym zjawisku (nie dosłownie, ale widać analogię) Szamo w swojej książce. Mówił o tym, że kiedyś w piłkę grali mężczyźni, a dziś w szatniach walają się kosmetyki. Coś w tym jest. Kiedyś nasi okazali się za bardzo męscy, dziś chyba towarzystwo okazało się nazbyt ciapciakowate. Tak masz rację. Zawiódł w dużej mierze mental, tylko rodzi mi się inne pytanie. Na ile mental zawodników jest zależny od mentalu narodowego? Na ile jest on odzwierciedleniem cech statystycznego Polaka? Jesteśmy narodem specyficznym, mamy swoje typowe przywary, swoje dziwactwa. Nie ma się co na to obrażać, warto to przemyśleć. Prosty przykład. Mówi się, że piłkarze pompowali balonik… A kibice to nie?
Mental, mental i jeszcze raz mental. Jako naród w historii przegrywamy wszystko prawie zawsze od kilkuset lat, łącznie z tym co przepierdalamy obecnie.
Tak samo w sportach drużynowych. Nawet jeśli pokonamy parę etapów, na końcu jest porażka. Oczywiście, są wyjątki, ale wygrywamy bardzo rzadko. Żeby zdobyć złoto, trzeba mieć mentalność zwycięzcy, a dopiero do tego dokłada się całą resztę (szkolenie, baza itd.). Ile razy Polacy, 40-milionowy (a jak doliczyć emigrację to chyba z dwa razy więcej) naród byli mistrzami świata lub olimpijskimi w sportach zespołowych ? Trzy razy siatkarze (’74, ’76 i 2014) i raz piłkarze (’72). A więc nie licząc wybryku siatkarzy cztery lata temu, to 4-50 lat temu trafiła się extradekada. Nawet jak dochodziliśmy do finałów, czy półfinałów, to je przegrywaliśmy (np. noga w ’76, noga w ’82, noga w ’92, ręczna w 2007).
Zwróćcie uwagę, jak niezwykle rzadko we wszystkich sportach potrafimy wygrać mecz, który przegrywamy na początku, odrobić 0:2 w nogę, 10-20 w ręcznej, 0:2 w setach w siatę.
U nasz nie mam genu wiktorii i szwankuje cała reszta. Ergo, jesteśmy tam, gdzie jesteśmy. Więc nie ma znaczenia, czy Nawałka powołał Peszkę, a Engel nie wziął Iwana. To ciekawa rozmowa, ale w istocie dotyczy wierzchu problemu, jakiegoś niewielkiego fragmentu.
Świetnie to ująłeś, ale tu się ujawnia jeszcze jedna nasze istotna cecha. Duma nie pozwoli się nam do tego wszystkiego przyznać. Winni będą oni, mniej bądź bardziej konkretnie wskazani, nigdy my. NIGDY!
Nie wiem, czy to duma, czy raczej leniwość intelektualna, by nie rzec zwyczajna głupota. Ale, generalnie, masz rację.
Ze wszystkim się zgadzam, ale jednak siatkarze w ostatniej historii potrafili odwracać losy meczów. Faktem jednak jest, że przychodziły ważne imprezy, to najczęściej coś nie wychodziło. Niemniej MŚ 2014 to była rzecz niesamowita, tak samo jak drużyna Wenty. Także „Polak też potrafi”.
A w piłce nożnej to faktycznie nie potrafimy odwracać wyników meczów, bo nie potrafimy atakować pozycyjnie i ciągle nie mamy kreatywnych i świetnie wyszkolonych technicznie piłkarzy (albo mamy ich ciągle zbyt mało). Po Euro wydawało mi się, że zaczynamy iść pod tym względem do przodu. Fajnie graliśmy pierwszą połowę z Kazachstanem, a potem było jak było i złudzenia prysły. Niemniej na poziomie światowym, takim jak Mundial, tylko kilka reprezentacji, naprawdę wybitnych, we współczesnym siłowym futbolu, jest w stanie odwrócić losy meczu (patrz Brazylia – Belgia, Francja – Belgia, a nawet jak to się udało kapitalnej Belgii z Japonią czy Chorwacji z Anglią, to przecież były to męczarnie – dzisiaj w zdyscyplinowanej taktycznie piłce nożnej jest bardzo ciężko gonić wynik, nawet jeśli masz graczy światowego formatu).
Siatkarze są do pewnego stopnia ewenementem, choć tez bez przesady (vide: ostatnie olimpiady). Co do reszty, to zgoda, acz nie wszystkim i nie często, ale ten wynik da się jednak przy pewnych warunkach po stronie goniącego dogonić. My nie robimy tego nigdy, Wręcz przeciwnie, często tracimy wypracowaną przewagę.
Akurat ręczni długo wykręcali wynik ponad stan właśnie dzięki napierdalaniu na dupach. Nerwowe końcówki wyrywaliśmy charakterem. Tak więc ręczną bym tutaj pominął. Siatkówka to innego rodzaju gra, nie ma kontaktu więc musisz przede wszystkim pokazać cwaniactwo i umiejętności. Ale piłka mentalnie leży. Za Nawałki bodajże tylko dwa razy skutecznie goniliśmy wynik – dwa razy ze Szkotami (prowadząc jednocześnie. 1:0 i tracąc potem dwa gole więc też chujowo). No i swoje robi obsranie przed meczem, tak jak chociażby z Senegalem gdzie byli zdziwieni jacy oni wielcy. Kurwa z takimi piłkarzami większość mierzy się co tydzień (o ile nie są przyspawani do ławki)
Nie wyciągałbym tak ogólnych wniosków na podstawie dwutygodniowych obserwacji jednego mundialu. W lidze mistrzów odwracanie wyniku zdarza się cały czas, ostatnio nawet jakby bardziej. Nawet 3:0 nie jest wynikiem bezpiecznym jeśli walczą drużyny o wyrównanym poziomie. A poziom i przygotowanie taktyczne w LM jest o wiele wyższe niż na MŚ.
Ale zgadzam się, że naszym odwracanie wyników idzie ciężko bo słaba technika i brak kreatywności uniemożliwia skuteczny atak pozycyjny. Innymi słowy, jesteśmy po prostu za słabi, żeby odwrócić losy meczu z silnym rywalem. Nasza nadzieja to obrona i kontry.
Treść usunięta
Treść usunięta
Ja też mam to nieodparte wrażenie, że jest w tych naszych piłkarzach jakaś pizdowatość. Nie rozumiem w ogóle tego piłkarzowego – dziennikarskiego pierdolenia pod tytułem „ojej, zawodnik X nie jest formie w tym roku i może nie być wsparciem dla reprezentacji”. Co, kurwa ??? Ja rozumiem, że nie wyjdzie mecz, dwa. Bo boli noga, bo żona się puściła, bo coś tam. Życie. Ja też mam gorsze dni w pracy.
Ale do konia ! Każdy zawodowiec, także piłkarz, ma zasrany obowiązek nie schodzić poniżej poziomu przyzwoitości. Zwłaszcza za tę kasę i przy tym komforcie obsługi, jaki kopacze mają. A po drugie, jak wychodzisz na mecz Mundialu, to masz obowiązek umrzeć na murawie, a nie dać się. Hymn i flaga przed meczem, swiadomosc milionow oczu na Tobie do czegoś powinno skłaniać. Jeśli nie skłania, to znaczy, że się nie nadajesz.
Treść usunięta
Wynik wszystko weryfikuje. Co byś nie zrobił, jeśli przegrasz to podjąłeś niewłaściwą decyzję a jeśli wygrasz to właściwą. Konsekwencja wyborów nie ma wogóle znaczenia.
Jacy my wszyscy jesteśmy mądrzy po fakcie, co byśmy naprawili, co zrobili inaczej.
Czy Niemcy płaczą że odpadli w grupie? Popłakali i już się przygotowują do kolejnych imprez. Z tym samym trenerem, tą samą filozofią, tylko wykonawcy się co jakiś czas zmieniają.
Nie mam tu na myśli zostawiania Nawałki, który jednak „ugotował się we własnym sosie”, ale taka nominacja trenerska jak teraz to droga donikąd.
P.S. Panie Jacku, Bernd Schneider na prawej obronie? No nie przystoi, nawet średnio ogarniętemu piłkarsko człowiekowi.
W ogóle ta jedenastka, to jak z FIFY. Żadnego DMC, taktyka all out attack i ten Dudi w bramce…
Myślę, że po prostu podał tych gości, którzy grali w piłkę w tym samym czasie co on i z którymi (częścią) miał styczność na boisku. A że nie do końca wiedział kto gdzie grał to tak to poustawiał.
Z drugiej strony nie wymagajmy za wiele od prostego sympatycznego skądinąd piłkarza, którego głównymi atutami był gnój w lewej nodze i dzikie gonienie w te i we wte 🙂
Czy on taki znowu prosty chłopak? Wiele opinii na jego temat powstało chyba tylko na podstawie Jego fizjonomii, która rzeczywiście może budzić swoiste skojarzenia, zaś nie koniecznie słuszne. Jacek może wirtuozem nie był, ale to ten typ piłkarzy, których cenię bardzo, bo to, co osiągnęli, zawdzięczają głównie własnej ciężkiej pracy i wytrwałości. Masz rację, że atuty Jacka to lewa noga i jazda, ale jakaż to była ta lewa noga… Jakaż to była jazda po skrzydle. Niby szkoda, że w najlepszym okresie w Leverkusen nie doszło do transferu gdzieś jeszcze wyżej, ale czy to, co się wtedy działo, nie było i tak ponad wszelkie oczekiwania wobec Jacka? Pozytywna postać, sympatyczny gość, przeambitny zawodnik, walczak. A pamiętacie jego debiut za Engela z Hiszpanią okraszony asystą?
Asystą z gatunku tych „Krychowiak do Nianga”? 🙂
W statystykach się zapisał 🙂
Treść usunięta
A tamtego wywiadu, to jakoś nie pamiętam, może mi umknął. Zawsze postrzegałem, jako sympatycznego gościa, ale nie wykluczam, że czas zatarł pewne sprawy 😉
Treść usunięta
Dzięki. Obejrzę sobie…
Sympatyczny to nie był, ale też nie był jakiś przesadnie chamski. Widać, że wkurzony po meczu i tyle…
Ja przede wszystkim będę mu zawsze pamiętał mecz z Portugalią na wyjeździe i bramkę zza pola karnego. Gość, którego grę się pamięta po latach.
Treść usunięta
Treść usunięta
Szczerze powiedziawszy,jak patrzę na ten wybór to wolałbym już Nawałkę zostawić.Co spierdolił to spierdolił,ale doświadczenie ma już ogromne,przegląd zawodników bardzo dobry.Wystarczy teraz wyciągnąć wnioski ,zrobić co konieczne i jedziemy dalej.
Tym bardziej,że był czas kiedy ta drużyna potrafiła grać naprawdę fajna piłkę.
No chyba,że zawodnicy już nie mogą patrzeć na tego pana.
Byłem zwolennikiem jego zwolnienia,ale pod warunkiem zatrudnienia prawdziwego kozaka jak Prandelli czy Bilic, nie Jerzego…
Rodzi się pytanie, czy Nawałka był zdolny do wyciągnięcia wniosków… Taki Engel po Mundialu 2002 powtarzał jak mantrę, że zrobił wszystko dobrze, a drużyna była świetnie przygotowana. Z Koreą przegraliśmy, bo sędzia im sprzyjał, a z Portugalią to byliśmy lepsi, tylko mieliśmy pecha.
Nawałka niby przyznał się do błędów, ale samo przyznanie się jest tylko pierwszym krokiem. Potrzebna jest diagnoza, a potem terapia i tu jest pies pogrzebany. Może Boniek uznał, że Nawałka nie ogarnie tego przypadku? Może Nawałka sam uznał, że to go przerasta i potrzebny jest inny lekarz, który przejmie pacjenta, bo jego pomysły się skończyły (ta wersja była publicznie przedstawiana)? Problem w tym, że rodzina chorego liczyła, że pacjenta przejmie doktor House, a powierzono go doktorowi Lubiczowi.
Lubicz :)))))
Pytania się zawsze będą rodzić.
Nigdy się nie dowiemy co by było gdyby.
Z Nawalka mam wrażenie było trochę tak, jakby sam, być może nieco na siłę ,chciał przestać być zakładnikiem swojego wizerunku.
Jestem przekonany jednak,że to nie były tylko zabiegi PRowe ,że naprawdę chciał dobrze,próbował nowych rozwiazan,nowych nazwisk.Stal się trochę odwrotnością tego do czego nas przyzwyczaił.
Jednak ten etap też już zakończył.
Teraz może wyciągnąć coś ze starego kapelusza,coś z nowego,ma porownanie.Widzi co wychodzi średnio ,co dobrze ,a co wcale.Byl z drużyną na dwoch turniejach.
Zna zawodników już nie tylko pod względem umiejętności,ale i pod kątem charakterologicznym.
Sam na konferencji przyznał się do błędów personalnych.
Nie jest idiota.Jestem zdania,że bylby w stanie wyciągnąć wnioski i nawet te katastrofę by umiał rozpatrzeć z pożytkiem i potraktować jako bolesna,ale mimo wszystko naukę.
2x eliminacje,2 turnieje,to nie w kij dmuchał.
Wcale bym się nie zdziwił gdyby kolejne eliminacje rozpoczął z grubej rury, z już nieco zmieniona reprezentacja i z powrotem widzielibyśmy, jeśli nie taka sama, to byc może nawet lepsza repre niż kiedykolwiek za jego kadencji.
Dlaczego nie ?
A tak z Jerzym,nie mówię,że będzie niewypał,do ME pewnie wejdziemy,bo tylko San Marino się nie zalapie,ale kto zaryzykuje stwierdzenie,ze Jerzyk dźwignie turniej ?
Po prostu wydaje mi się,że prawdopodobieństwo iz trzecie z rzędu mistrzostwa wyjdą lepiej Nawalce niż debiut Jerzykowi jest większe i tyle.
Niemcy nie wyszli z grupy.
Lew dostał nowy kontrakt.
Rozumiem,że osiągnięć tych panów nie sposób porównywać.
Ale skali katastrofy również.
Myślę,że w naszym przypadku świat nie przecierał oczu ze zdumienia,po prostu co najwyżej lekko się uśmiechnął.
Niemcy zaszokowały świat w sposób najbardziej niebywały od lat,a mimo to głowa trenera nie poleciała.I żebyśmy się dobrze zrozumieli,ja byłem zwolennikiem odstawienia Nawalki.
Ale tak jak piszesz, chciałem w zamian House’a nie Lubicza.
Wcale z Tobą nie polemizuję. Masz rację, bo pytania będą zawsze i niezależnie od tego, co się stanie, bo dominować będzie narracja „co by było, gdyby?”.
Może i Nawałka dałby radę, może jednak nie, ale szczerze mówiąc nawet się nad tym głębiej nie zastanawiałem, bo byłem absolutnie pewny, że nie będzie dalej pracował z Reprezentacją. Za długo już się piłką interesuje, by tego nie wiedzieć. Gdybyśmy byli w innym kraju, to kto wie, ale nie w Polsce. Tu musiała spaść głowa, koniec, kropka i nie ważne jest, że Boniek podaje nam jakąś swoją narrację. Nawałka musiał być zwolniony i tyle. Lud chciał, by kogoś zjadły lwy, igrzyska tego wymagały.
Już nie mogę słuchać tego pierdololo że ćwierćfinał ME był mimo Nawałki. Jasna cholera, niby portal piłkarski a same Janusze i Grażyny tutaj komentują. 2 zawodników z mocarnej polskiej ligi w żelaznym składzie, tylko jeden zawodnik w topowym klubie, kilku przeciętnych graczy w skali Europy (Grosicki,…), całkowity brak sensownych alternatyw na ławce, ale my to chyba tam według niektórych jechaliśmy jako faworyt, gdyby nie Nawałka to pojechalibyśmy z Portugalczykami jak taczka z gównem! Wiadomo, kto tam w tej Portugalii grał, nie to co nasi zawodnicy, wszyscy z czołowych klubów…