Reklama

Trójkolorowa szachownica (23)

redakcja

Autor:redakcja

11 lipca 2018, 14:52 • 3 min czytania 7 komentarzy

Muszę wam zaspoilerować resztę mundialu, zepsuć jakąkolwiek pozostałą zabawę. Otóż mistrzostwa świata wygra Francja. Mam na to niezbite dowody.

Trójkolorowa szachownica (23)

Francja wygra, bo życzyłem jej źle od samego początku. W meczu z Australią kibicowałem ambitnym Socceroos. W meczu z Peru kibicowałem, by Peruwiańczycy pozostali w grze o awans. Mecz Trójkolorowych z Duńczykami był jedynym do tej pory turniejowym 0:0, przy czym jakkolwiek 0:0 potrafi trzymać na skraju fotela, tak tym razem było smutną tragifarsą niegodną poniedziałkowego terminu w Ekstraklasie. Niby podział punktów, ale w moich oczach sami przegrani boiskowi nudziarze.

W pierwszej rundzie fazy pucharowej liczyłem, że Messi i Ronaldo wygrają swoje mecze, by zmierzyć się ze sobą w epickim ćwierćfinale. W ćwierćfinale kibicowałem Urugwajowi, a nawet wierzyłem w niego mimo braku Cavaniego, bo przecież to był taki mądry i poukładany zespół, który Tabarez prowadzi mniej więcej od czasów, gdy myszy zjadły króla Popiela. Kto jak nie on miał coś wymyślić?

A jednak nie wymyślił.

Wreszcie wczoraj byłem za Belgią, z bajecznie dryblującym Hazardem, z wszechstronnym jak szwajcarski zegarek Lukaku, z posyłającym zabójcze podania Romkiem z Rodziny Zastępczej, z efektownie łapiącym Courtoisem w klatce. Jak miałem nie kibicować Czerwonym Diabłom po tym co pokazał Hazard przeciwko Canarinhos? Po remontadzie z Japonią? Po tamtej kontrze z ostatnich sekund, moim zdaniem najładniejszej – mimo wielkiej konkurencji – akcji turnieju?

Reklama

Nawet mecz, który miał papiery na zostanie hańbą, czyli premiujące porażkę starcie z Anglikami, Belgowie wygrali. Do tego bramki, bramki i jeszcze raz bramki.

I wszystko na nic. Francja zamknęła Belgów w komórce pod schodami, niewrażliwa na ich czar.

Jako, że teraz kibicuję w finale Chorwacji bądź Anglii, a więc los Pucharu Świata zdaje się przypieczętowany.

Było oczywiście wczoraj kilka belgijskich zrywów, znowu kompilacja akcji Hazarda – szczególnie w pierwszej połowie – mogłaby trafić na ścianę Luwru, ze szczególnym uwzględnieniem akcji, w której dwa razy okiwał Pavarda. Ale tak naprawdę Francuzi dokonali wczoraj demonstracji siły. Na tym etapie mistrzostw demonstracja siły nie polega na rozstrzeliwaniu przeciwnika z workiem bramek, tylko na kontrolowaniu długich fragmentów gry, a szczególnie po zdobyciu gola Francja pokazała swoją dojrzałość.

Jest teoria, z którą się zgadzam, że finały mundiali są niemal skazane na bycie pojedynkiem szachowym. Oczywiście – stawka gigantyczna, elektryzująca, piłkarze potrafiący zrobić tysiąc żonglerek z kajora, ale ta stawka jest aż paraliżująca. Podświadomie, podskórnie, każdy na boisku ma świadomość ile może kosztować jeden błąd. Tutaj nikt nie próbuje frontalnego ataku, tutaj w cenie jest bezpieczeństwo. Większość drużyn gra na zasadzie: po pierwsze, nie stracić.

Półfinały, siłą rzeczy, grane są już na podobną nutę. Łyk bezlitosnej statystyki: zliczyłem od 1998 mecze półfinałowe i finałowe, wliczając wczorajszy. Aż w jedenastu na szesnaście do przerwy było 0:0.

Reklama

Tu w cenie jest kunktatorstwo. Belgowie byli w tych mistrzostwach zespołem – po prostu – fajniejszym, ale na pewno nie tak wyrachowanym jak Francuzi. W tej kluczowej cesze Trójkolorowi odstawiają całą konkurencję.

Przecież nawet, gdy przez moment przegrywali z Albicelestes, nie miałem żadnych wątpliwości kto trzyma ster od meczu. To był czysty fart Argentyny.

Uważam, że większym wyzwaniem dla Francuzów w finale byłaby Anglia. Powód? Stałe fragmenty gry, które królują na mistrzostwach, a które Anglicy mają dopracowane do perfekcji. W ogóle nie zdziwiło mnie, że wczoraj, mimo tak wielu wspaniałych piłkarzy na boisku, o wszystkim przesądził korner. W tej fazie SFG są przy stanie remisowym jedynym momentem, gdzie rzuca się do ataku większe siły. A Anglicy udowodnili wszem i wobec, że w tym elemencie, moim zdaniem z każdą kolejną fazą zyskującym na znaczeniu, nie mają sobie równych.

Taka broń jest idealna do meczów zamkniętych na cztery spusty, gdzie każdy boi się wychylić. A synonimem takich meczów jest finał mistrzostw.

Leszek Milewski

Fot. Newspix

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

7 komentarzy

Loading...