Reklama

Padłeś? Powstań. CHORWACJA!

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

11 lipca 2018, 22:54 • 4 min czytania 69 komentarzy

Chorwacja jest jak czarny charakter z filmów akcji. Gdy wydaje ci się, że już go zabiłeś i jest po sprawie, to on nagle w ostatniej scenie rozciera ranę postrzałową i ostatnim zrywem wyciąga zza pazuchy pistolet, by wycelować w „tego dobrego”. W filmach jednak zawsze ktoś głównego bohatera ratuje, natomiast na mundialu zwycięża ten pozornie umierający. Chorwacja po trzech dogrywkach z rzędu awansowała do finału. Football England is coming home, banda Dalicia wita Łużniki!

Padłeś? Powstań. CHORWACJA!

To był zdecydowanie żywszy z półfinałów. Gdy na trybunach wybrzmiewał hit „September” kapeli Earth Wind & Fire, to między jednym „tryryyry”, a drugim „tyryryry” piłka zdążyła zmienić swojego właściciela dwukrotnie. Raz była przy getrze czerwonej, by po chwili być przy getrze czarnej. Dużo było w tym meczu pierwiastka chorwackości. Takie spotkanie imienia Mario Madżukicia. Sporo walki, lekki chaos, ale i tak oglądasz to na stojąco, a policzki płoną ci rumieńcem.

Symbolem tego meczu mógł być też Kieran Trippier. Właściwie modelowy przykład ten nowej generacji angielskiej kadry – bez Gerrardów, wypalonych Rooneyów i innych Lampardów. Oparta w większości na chłopakach z gablotą na dorobku. Taki Trippier podczas mundialu w Brazylii był piłkarzem Burnley, rozegrał 41 meczów na poziomie Championship i w pierwszej reprezentacji Anglii grał tylko wtedy, gdy w Football Managerze dostał ją we władanie i powołał sam siebie. I tenże Trippier po bardzo udanym sezonie w Tottenhamie rozsiada się wygodnie na prawej obronie Synów Albionu. Mało tego – jest jednym z najlepszych piłkarzy kadry na całym turnieju. Jeszcze mało? No to strzela cudownego gola ze stałego fragmentu gry w półfinale mistrzostw świata.

Symbolem tego starcia mogła być akcja bramkowa Chorwacji na 1:1. Do 68. minuty Chorwaci wykonali 24 dośrodkowania. DWADZIEŚCIA CZTERY – i żadne nie było celne. Nie tyle, że żadne nie skończyło się strzałem – żadne z 24 dośrodkowań nie odbiło się od łba Madżukicia czy Rebicia. Ale co z tego? Skoro podjęli 24 próby, to czemu mieliby nie podjąć kolejnej? No i Vrsaljko dograł kapitanie, Perisić spróbował nie głowa, a nogą i przełożył ją nad interweniującym Walkerem. Tym samym Walkerem, który dosłownie moment wcześniej zatrzymał strzał Persicia… jajami. Tym razem Anglik nie zdążył podnieść krocza na wysokość pierwszego piętra i Chorwat wyrównał stan meczu.

Po pierwszej połowie triumfowali wszyscy ci, którzy mówili „eeee, Chorwacja nie da rady, padnie fizycznie”. No i może tak to wyglądało, bo Modrić i spółka wyglądali bezbarwnie. Ale to było raczej pokłosie agresywnej gry ekipy Southgate’a – jeśli zespoły Guardioli kontrolowały mecz posiadaniem piłki, to dzisiejsza Anglia kontrolowała przebieg meczu pressingiem. Zero wolnych przestrzeni, zero luk w polu karnym. No, do czasu, gdy Vrsaljko dorzucił do Perisicia. I wtedy mur się skruszył, a Anglicy poszli na wymianę ciosów.

Reklama

Główka Stonesa zatrzymana na linii bramkowej, Pickford parujący strzał Madżukicia z bliska, słupek Perisicia, świetna sytuacja Kane’a. Meczycho rozkręciło się na dobre. Nagle ci „padający z braku sił Chorwaci” zaczęli dominować – Modrić zaczął podawać częściej od bramkarza rywali (do przerwy to Pickford miał więcej podań), boczni obrońcy wyszli nieco wyżej, obudził się Rakitić, szalał Perisić.

Anglicy swoich szans szukali w – a jakże! – stałych fragmentach gry. Gol Trippiera był dziewiątym trafieniem Anglików po rzucie rożnym, wolnym lub karnym. Dziewiątym z dwunastu. Żaden inny zespół na tym turnieju nie zdobył tylu bramek po stałych fragmentach. Mało tego – to rekord mundialu od 1966 roku.

Przyszła dogrywka, której nikt nie życzył Chorwatom. Bo przecież mieli dogrywkę i karne w starciu z Danią. Bo przecież i z Rosjanami męczyli się przed ponad dwie godziny. W meczu z zespołem gospodarzy już umierali, już ledwo biegali po boisku, a jednak lepiej strzelali karne. Teraz wielu ekspertów mówiło – dojdzie do dogrywki, to podopieczni Dalicia padną jak muchy. A to właśnie w dogrywce Chorwaci przycisnęli rywali.

Futbol wrócił Anglia wróciła do domu dzięki trafieniu Madżukicia. Gościa, który w trzech meczach fazy pucharowej rozegrał 343 minuty. Gościa, który zapłacił za piwa, które kibice wypili w strefie kibica w jego mieście rodzinnym. Gościa, który ruszył do zgrania Perisicia i sprytnym strzałem pokonał Pickforda.

Chorwaci zagrają w finale. I – o ile dobrze poznaliśmy przez ten miesiąc Zlatko Dalicia – to jesteśmy przekonani, że ich selekcjoner zaplanował już zmiany na 116. i 119. minutę starcia z Francuzami.

IGRAJ MOJA HRVATSKA! Mówcie co chcecie, ale to najbardziej pasjonująca drużyna tego mundialu. Dzisiaj znów to udowodniła.

Reklama

Chorwacja – Anglia 2:1 (0:1)
Ivan Perisić (68′), Mario Mandżukić (109′) – Kieran Trippier (5′)

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

69 komentarzy

Loading...