Reklama

Białek z Samary: Nie masz pomysłu na mundial? Kibicuj sędziom!

redakcja

Autor:redakcja

08 lipca 2018, 09:28 • 8 min czytania 5 komentarzy

Gdyby reprezentacja Polski nie zaprezentowała się jak banda frajerów, mogłaby tam wczoraj grać. Samara. Wbrew powszechnie panującej opinii, to nie miejsce, w którym urodził się Giorgios Samaras. To też nie miasto, które produkowało Ładę Samarę, także nie tu wymyślono samarki, czyli folijki używane przez dilerów, choć pod stadionem spotkałem kilka osób, które mógłbym posądzić o korzystanie z tego dobrodziejstwa świata współczesnego.

Białek z Samary: Nie masz pomysłu na mundial? Kibicuj sędziom!

Zaczęło się od trójki Szwajcarów, którzy uświadomili mi, jak niewiele potrzeba, by porwać tłum. Zdalibyście sobie sprawę, że wystarczy przebrać się za sędziów i już robi się furorę wśród ludzi do tego stopnia, że ci nie dają ci przejść prosząc o kolejne zdjęcia?

No to tak było.

Trójka wariatów kupiła bilety na ćwierćfinał w Samarze wierząc, że znajdzie się w nim ich kraj. Niestety (dla nich) nie pykło. Powstał poważny dylemat: komu kibicować? Szwecji, która dopiero do ich wyeliminowała? Nie. Anglikom, których prywatnie nie lubią? Nie. A komuś kibicować trzeba. Szwajcarzy na punkcie utożsamiania się z kimś podczas wydarzenia sportowego mają fioła. To tylko moje podejrzenie po usłyszeniu historii o tym, jak w 2002 roku szwajcarska gazeta przeprowadziła wśród ludzi sondę, którą z 32 reprezentacji ma upatrzyć sobie jako „swoją”. Lud wybrał Kostarykę – no więc dziennikarze przez cały turniej jeździli za reprezentacją Kostaryki.

Moi nowi kumple zdecydowali natomiast, że z braku laku kibicować będą sędziemu. Przebrali się zatem w żółto-czarne stroje, zrobili chorągiewki, kartki, mieli ze sobą nawet spray, którym skrupulatnie wyznaczali linię ludziom, którzy prosili ich o zdjęcie.

Reklama

– Można fotkę?

– Tak, oczywiście. Proszę stanąć tutaj…

(psiiiik)

– A my, panowie, tutaj.

(psiiiik)

DSC02780 DSC02777

Reklama

– Jesteśmy w tym meczu zupełnie neutralni, a że komuś kibicować trzeba, wybraliśmy sobie sędziego. Jesteśmy za arbitrem! Wcześniej kibicowaliśmy oczywiście Szwajcarii.

– Czyli stroje kupiliście tutaj, w Rosji.

– Tak, dokładnie. Chorągiewki zrobiliśmy sami. Zobacz, wykonaliśmy je z płachty, jaką okrywa się prysznic.

– Ukradliście z hotelu?!

– Kupiliśmy w OBI. Zobacz, klejenie tego to była cała skomplikowana operacja.

(chłopaki pokazują zdjęcia – faktycznie)

– Przyśpiewki przygotowaliście?

– Dla sędziów? Nie, jeszcze nie. Działamy spontanicznie. Ale mamy plan: wszyscy krzyczą gdy pada bramka, my będziemy się wydzierać gdy sędzia podejmie dobrą decyzję.

– Co sądzicie o systemie VAR?

– Jest świetny. Gdy sędziemu przytrafi się błąd, zawsze może go skorygować i nikt nie ma do niego pretensji. Ludzie już nie mówią: – Aaa, wygralibyśmy, gdyby odgwizdał nam karnego.

– Co musi się stać podczas meczu, by kibice sędziego byli zadowoleni?

– Jeśli żaden kibic nie będzie po meczu mówił o decyzjach arbitra, wtedy uznamy, że mecz był super.

Jeśli w encyklopediach nie zamieszczono jeszcze żadnej konkretnej definicji „sportowego świra”, to właśnie mamy okazję, by dodać do niej ilustrację. Szwajcarzy zawiesili poprzeczkę wysoko, ale kilka następnych przykładów próbowało ją strącić. Na przykład pewien Szwed, który na mecz wybrał się z…

Wuwuzelą? Nie.

Bębenkiem? Nie (choć na zdjęciu widoczny jest bęben).

Pióropuszem? Też nie.

Z choinką. Poszedł na mecz z choinką. Żywą.

DSC02785

– Oczywiście, że żywa. Wziąłem ją dla Granqvista. „Gran” to po szwedzku właśnie choinka, więc przywiozłem ją ze sobą po to, by go wspierać i podziękować mu za dwie bramki, jakie strzelił w fazie grupowej.

– Łatwo znaleźć choinkę o tej porze roku?

– W Moskwie wszystko łatwo znaleźć.

– To aż z Moskwy ją wieziecie?

– Tak. Pociągiem przyjechaliśmy.

– Wejdziecie z nią na stadion?

– Musimy!

DSC02767 DSC02768

Kolejny kibic to as z gatunku „i tak nie ogarniesz”. Oparcie od kanapy, która pamięta jeszcze Związek Radziecki, położone jest na kocu. Obok leżą medale, puchar i książki, a wszystkim dowodzi facet w sile wieku, po pięćdziesiątce, który uprawia publiczne podrzucanie ciężarka, wydając przy tym takie dźwięki, jakby… Uznajmy, że jakby grał w tenisa. Na szyi ma przewiązaną chustę, a na nogach buty do kręgli. Czy jego pokaz miał jakąkolwiek wartość artystyczną? W ogóle. Było to jednak tak dziwne, że… ludzie się zatrzymywali.

Aha, nasz bohater wziął sobie za cel honoru rozdawanie swoich książek (po rosyjsku) obcokrajowcom. Po co? Jak wspominałem – i tak nie ogarniesz.

DSC02770

Kilkaset metrów dalej para młodych ludzi gra uliczny koncert – on na akordeonie, ona na cymbałkach. Idzie im średnio, więc nie bardzo rozumiem, skąd wokół nich zgromadził się taki tłum. Zrozumiałem podczas refrenu, do którego dołączył się siedzący obok nich pies. I nie, że w przypadkowej sekwencji. Wiedział, kiedy dać głos i wszystko robił z rytmem, którego nie powstydziliby się u Rubika.

– Neymar, Neymar! – zaczęli krzyczeć nagle kibice pod stadionem.

Odwracam się, a tam młody chłopak turla się teatralnie po kostce brukowej, udając gwiazdora brazylijskiej reprezentacji. Tłum błyskawicznie to podłapał i zaczął go dopingować.

DSC02788

– Pracuję przy silnikach do rakiet. Noszę tę flagę, bo jestem bardzo dumny z tego, co robię. Silniki do rakiet, rozumiesz?

Dhg_kidX0AECfja

– Jesteś kibicem Artura Sobiecha?

– W zasadzie to byłem, bo już u nas nie gra od dwóch lat, więc więź siłą rzeczy wygasła. Trybuny w Hannoverze bardzo go szanowały. Może nie strzelał dużo, ale nogi nigdy nie odstawił.

Niemiec w koszulce Artura Sobiecha spotkany w Samarze podczas meczu Anglia – Szwecja.

Przed stadionem działy się rzeczy absurdalne.

***

Niewiele natomiast jakiekolwiek absurdy zwiastowało. Na dwie i pół godziny do meczu pod stadionem w Samarze było tak cichutko, jakby zaraz miał się tu odbyć zlot fanów Patryka Rachwała, a nie ćwierćfinał mundialu. Kibiców było niewielu, w oczy rzucały się babcie, przechadzające się wokół stadionu z wnuczkami i prowadzące rozmowy w stylu „takich pięknych czasów dożyliśmy w naszej Samarze”. Kibice zjechali się dopiero później i pewnie to efekt tego, że stadion położony jest na prawdziwym zadupiu, a sama Samara – to już tak na marginesie – jest fatalnie skomunikowana z Niżnym Nowogrodem i Kazaniem (miasta, w których odbywały się dwa poprzednie ćwierćfinały). Pociąg jedzie tyle, że zdążyć się fizycznie nie da, znalezienie autobusu to cud, pozostała taksówka.

I tu zaskoczenie – cena za całe auto z Kazania wynosiła tyle, ile cena za miejsce w autobusie z Moskwy do Niżnego Nowogrodu. Droga praktycznie ta sama.

DSC02784 DSC02772

Wokół stadionu wszystko jeszcze pachnie nowością, jakby było oddane do użytku ledwie kilka tygodni temu. Pewnie dlatego, że wszystko zostało oddane do użytku ledwie kilka tygodni temu. Swego czasu zapowiadało się, że Samara może na mundial się wręcz nie wyrobić. W połowie marca FIFA ogłosiła alarm. By uniknąć kompromitacji, Samara na mecz otwarcia musiała ściągać gotową trawę aż z Niemiec. W ostatnich tygodniach robotnicy pracowali siedem dni w tygodniu po kilkanaście godzin. Na niekorzyść prac działała zima (oficjalnie) i spadek kursu rubla (o tym mówi się już ciszej). Wykonawca po wahaniach waluty zażądał większej forsy, rząd nie zamierzał mu jej wypłacać, powstał pat. Ostateczna cena stadionu zatrzymała się na 28 miliardach rubli, czyli… ponad 1,5 miliarda złotych. Trochę sporo.

Sam stadion wygląda jednak schludnie, trochę jak gwiazda z piłki Ligi Mistrzów. Nie zanosi się jednak, by te rozgrywki groziły w najbliższym czasie Krylji Sowietow Samara.

Dhf__MSXUAET9TT

***

Samara jest znana z budowy rakiet, sam stadion nazywa się Kosmos Arena, ale wczoraj piłkarze nie zaprosili nas na piłkę wysokich lotów. Smutno się patrzy na Anglię, która dysponuje drużyną o wiele gorszą niż przed laty, a jest na najlepszej drodze do finału mistrzostw świata. Niby Chorwacja to na papierze lepsza ekipa i powinna Anglików stuknąć, ale dwie rozegrane dogrywki nie muszą działać na jej korzyść.

Właśnie, dogrywki…

Po meczu Szwecja – Anglia kibice tłumnie udali się do autobusów, lecz nie tych prowadzących do domów, a tych na strefę kibica. Droga trwała dobre kilkadziesiąt minut (przejazd z jednego końca miasta na drugi) zatłoczonym autobusem. Było warto? Nie. Nawet ci, którzy wsiedli do pierwszego podstawionego autobusu, na strefę kibica nie weszli. Powód – przeludnienie.

DSC02791

DSC02793

Nie ma lepszego dowodu na szał jaki panuje w Rosji niż wypełniona piętnastotysięczna strefa kibica na godzinę przed meczem. Policjanci skonstruowali ze swoich ciał niewidzialną ścianę i nie przepuszczali ludzi, a moja akredytacja dziennikarska nie była dla nich żadnym argumentem. I właśnie wtedy ostatecznie przekonałem się o tym, że pokazywać ludziom, gdzie można sobie wsadzić pogłoski o tym jakoby Rosjanie mieli nie lubić Polaków, mogłaby sama Celia Januat. Miałem akurat na sobie reprezentacyjną koszulkę, nikogo nie prosiłem o pomoc, a Rosjanie zaczęli sami domagać się u policjantów, by ci mnie wpuścili.

– Panie! My nie wejdziemy, ale niech on chociaż wejdzie! Żurnalista!

– On może! Wpuśćcie go! My nie musimy!

Nie powiem, byłem mocno zaskoczony. Zwłaszcza, że namowy nakłoniły policjanta do wypytania u przełożonego, który potwierdził, że można mnie wpuścić.

Takim sposobem znalazłem się na strefie kibica wraz z piętnastoma tysiącami ludzi. Wiecie jak przerażająca bywa cisza, gdy stojąc na podeście widzisz pod sobą morze osób, którzy… totalnie zamilkli?

Tak właśnie było przed przedostatnią kolejką rzutów karnych, gdy Rosjanie zaczęli sobie uświadamiać, co może się stać z całym misternym planem. Wielka, głucha cisza, wytworzona przez równowartość pełnego ligowego stadionu. Bardzo dziwne uczucie.

Przyznam szczerze, że pierwszą minutę meczu spędziłem stojąc w kolejce do punktu gastronomicznego. Gdy usłyszałem kwotę należną do zapłaty, usłyszałem wielki huk wytworzony przez krzyczący tłum.

Nie powiem, zdziwiłem się, że tak dużo mi naliczyli, ale że inni też?

Odwróciłem się jednak w kierunku telebimu i zobaczyłem dryblującego Dziubę, który nie wyszedł nawet ze swojej połowy. Rosjanie mieli piłkę, dla przybyłych na strefę kibica to wystarczający powód do gromkiego: – OOOOOOOOOOOOOO!

Tak było w zasadzie za każdym razem, gdy zaczynało pachnieć zalążkiem sytuacji – rosyjscy kibice momentalnie wpadali w ekstazę. Gol Czeryszewa? Pomiar dźwięku na strefie kibica pokazał wówczas 109 decybeli. Seria rzutów karnych? Wielki aplauz po każdym wykorzystanym karnym, no i po tym obronionym przez Akinfiejewa. Po ostatniej jedenastce było trochę ciszy, było trochę łez…

Ale uśmiech powrócił na rosyjskie twarze bardzo szybko. Bo jak odpadać – to właśnie w takim stylu.

Szkoda tylko samego turnieju. Nie ma Rosjan, nie ma Latynosów… I kto teraz będzie robił atmosferę?

3SBhX3N

Najnowsze

Ekstraklasa

Vuković o meczu z Górnikiem: Najgorszy, odkąd jestem w Piaście

Patryk Stec
0
Vuković o meczu z Górnikiem: Najgorszy, odkąd jestem w Piaście

Komentarze

5 komentarzy

Loading...