Reklama

Umarł szaleniec, niech żyje szefuńcio!

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

30 czerwca 2018, 13:21 • 6 min czytania 5 komentarzy

21.06 – ogólnonarodowa stypa. Argentyna przegrała właśnie 0:3 z Chorwacją. W narodzie panuje wisielczy nastrój. Wydaje się, że tej ekipy już nic nie uratuje. TyC Sports rozpoczyna studio pomeczowe od minuty ciszy.

Umarł szaleniec, niech żyje szefuńcio!

26.06 – Rojo. Prawa noga, która – jak twierdzi jego matka – służy mu głównie do podpierania się. 2:1 z Nigerią! Euforia, szaleństwo, imprezy do białego rana! Wulkan energii, którą chciałby zalać cały świat. Znów stać ich na wielkie rzeczy?

Nikt bardziej niż argentyńczycy nie kocha futbolu, choć niekoniecznie jest to miłość o jakiej każdy marzy. Fakt, czasem potrafi być piękna, aczkolwiek często przybiera formę związku, w którym jedna połówka znęca się psychicznie nad drugą. Bo oni skrajności po prostu mają we krwi, ale jeśli chcą pokonać Francję, potrzebny będzie raczej spokój.

30.06 – Albicelestes szykują się więc na mecz z Trójkolorowymi. Co się właściwie dzieje w ich obozie?

Na pierwszy rzut oka to nadal jest totalny chaos. Powodują go wcześniej wspomniane emocje, rzucanie się pomiędzy nimi od ściany do ściany. Przecież ci piłkarze to nie są posągi z Wyspy Wielkanocnej, tylko normalni ludzie, którym również udzielają się ogólnonarodowe nastroje.

Reklama

Trudno jednak nie pisać w kontekście ich ostatnich dni o nadziei, napędzonej właśnie przez zwycięstwo z Nigerią. Już samo spojrzenie na to, jak wyglądało tamto spotkanie daje całkiem dobry obraz tego na co stać tę drużynę, a co jeszcze nie zostało z niej uwolnione. Każdy musi jedynie – lub aż? – w siebie wierzyć. Nie tylko w Messiego, oto subtelna różnica.

Bo widzieliśmy doskonale jak wyglądał tamtego dnia chociażby Banega, który poprzednie mecze spędzał raczej na ławce, co było de facto nie do pojęcia. Dokładnie ten Ever, uwielbiający grę na stojaka, jaką widywaliśmy od lat chociażby w lidze hiszpańskiej, nagle zasuwał niczym mrówka. I to nie są wizualne wrażenia, bo potwierdzają je liczby – przeciwko Nigerii zaliczył bowiem tyle samo różnego rodzaju interwencji, co znacznie bardziej defensywnie usposobiony Javier Mascherano. Jak widać, wiara potrafi poruszać skały.

El Jefecito, skoro już przy nim jesteśmy, to też może być ktoś, o kim za kilka lat będziemy mówić – cichy bohater sukcesu Argentyny. Na ten moment potencjalnego sukcesu oczywiście. Dziś nikt się do tego nie przyzna, ponieważ byłoby to sabotowanie drużyny, lecz to tajemnica poliszynela, iż to „pieprzony szefuńcio” przejął dowodzenie nad szatnią i ma ogromny wpływ na decyzje taktyczne. Stąd chociażby przejście z powrotem do gry czwórką z tyłu, czego wręcz zażądać miał Javier od sztabu szkoleniowego. Z kolei obecność Banegi w pierwszym składzie na Nigerię wymusił ponoć sam Messi.

Mamy więc do czynienia z pewną ironią losu, bo przecież od dawna krążyła wieść gminna, iż to właśnie gwiazdor Barcelony rozsyła powołania, a potem decyduje o strategii. Dopiero dziś jednak, po kilku latach, słowa stają się ciałem.

Reklama

Wymowny jest chociażby filmik z meczu Albicelestes z Super Orłami, na którym widać „rozmówkę” Sampaolego z Messim.
– No i co teraz? Pulga, co mam zrobić? Powinienem wpuścić na boisko Kuna Aguero?
– (przytaknięcie)

Albo inny obrazek, także wyrażający więcej niż tysiąc słów. Trening. Cała drużyna zebrana w kółku. Trwa narada, omawianie zajęć na dany dzień, przemawia jeden z członków sztabu. Co robi w tym samym czasie selekcjoner? Spaceruje gdzieś obok, kopiąc sobie piłkę, w ogóle niezainteresowany wydarzającym się obok zamieszaniem. Rozmawia z jednym ze swych asystentów, choć w zasadzie sam został sprowadzony do takiej roli. Nie dyryguje nawet wewnętrzną gierką, po prostu stoi i patrzy.

Ba, nawet z gola strzelonego przez Marcosa Rojo cieszył się sam. Straszliwie sam.

Groteskowe były też wypowiedzi Jorge już po meczu. – To, że podszedł do mnie po meczu, przytulił mnie i cieszył się ze mną z wygranej napełniło mnie wielką dumą – opowiadał, brzmiąc bardziej jak kibic, a nie selekcjoner reprezentacji.

Niesamowity upadek. Gość, którego największym atutem oprócz bielsistowskiego podejścia taktycznego zawsze były cojones grandes został kompletnie wykastrowany, w dużej mierze nawet przez samego siebie. Tamtejsze media pisały o nim jako o człowieku, który spośród wszystkich Argentyńczyków po prostu wylosował bilet na najlepsze miejsca dla widza.

Mascherano z Messim natomiast, kiedy tylko mają chwilę wytchnienia podczas treningu, non stop ze sobą rozmawiają, dyskutują…

Argentyńskie media donoszą, iż wykoncypowali to:

Argentyna na francję

Normalnie oburzylibyśmy się na kolejną zmianę systemu, kolejne nowe pomysły, nowe schematy, wszystko nowe. Chociaż z drugiej strony nie wiemy, czy Albicelestes nie doszli już do takiego momentu, kiedy jeszcze jedna zmiana nie zrobi żadnej różnicy. Jednakowoż spotkanie z Nigerią tyle wygrane, co jednak zdecydowanie nieidealne – z powodu nieumiejętnego wykorzystania Di Marii czy też środkowego napastnika – całkiem słusznie pobudza refleksję na temat dalszej ewolucji taktyki tego zespołu.

Poniekąd zatem w reprezentacji Argentyny nic się nie zmienia, a jednak na przestrzeni kilku dni inne stało się wszystko. To wciąż jest drużyna niepoukładana, lecz sporą nadzieję dla niej stanowi to, iż z funkcjonowania w totalnym chaosie potrafiła przejść do całkiem umiejętnego improwizowania. Wiadomo, nie jest to stan idealny, lecz w tej chwili każdego fana Albicelestes powinno cieszyć światełko w tunelu, które do tego zespołu dotarło za sprawą żarówki pomysłów wciąż nieśmiało jaśniejącej nad głową Javiera Mascherano.

Mamy w pamięci słowa, które wypowiedział o nim Dani Alves jeszcze za czasów występów obu w Barcelonie. Dzięki temu szkoleniowe zapędy Szefuńcia nie dziwią wcale. – Który z graczy Blaugrany zostanie w przyszłości trenerem? Mascherano. On ma rewelacyjne spojrzenie na piłkę. Zawsze gdy z nim rozmawiam, słyszę coś nowego. Zwraca uwagę na aspekty, jakich ty nie widzisz, świetnie rozumie grę – komplementował kolegę Brazylijczyk.

Sam Javier tez nie kryje się ze swoimi planami na życie po życiu. – Chciałbym spróbować. Co może być lepszego niż kolejne 20-30 lat w tym zawodzie? – pytał retorycznie w wywiadzie z La Nación. – Myślę, że odnajdzie się w tej roli, zachęcałbym go do tego. Kiedy podczas meczu przebywa na ławce, potrafi zwrócić uwagę na wiele ważnych rzeczy, a dodatkowo pomaga mi też w szatni – mówił o Argentyńczyku z kolei Ernesto Valverde.

Dziś już Mascherano nie ma w Dumie Katalonii, lecz casus pozostaje praktycznie ten sam. Gdziekolwiek się pojawia, tam angażuje się w kwestie szkoleniowe oraz zarządzania drużyną, a po jego odejściu takowa traci podwójnie.

Dlatego też, paradoksalnie, Argentyńczycy powinni przygotować się na kolejny moment cierpienia, który nadejdzie tuż po zakończeniu mundialu w wykonaniu Albicelestes. Wtedy bowiem El Jefecito ma przejść na reprezentacyjną emeryturę. Bo – jak celnie zauważył Jonathan Wilson – „on już ma nogi typowego zawodnika Hebei China Fortune”. Tylko serce w biało-błękitnych barwach wciąż równie żywe i gotowe do poświęceń.

Do tego jednak warto dodać jeszcze twarz Javiera, jaką teraz legitymuje się cały zespół. I słusznie, nawet pomimo narzekań Jorge Valdano, który w felietonie napisanym dla „The Guardian” stwierdził: – W świecie argentyńskiej piłki posiadanie jaj stało się ważniejsze niż posiadanie talentu.

Z Filozofem Futbolu – bez cienia ironii – nie ma co się kłócić, wszak w szerszej perspektywie ma całkowitą rację. Odnosząc się jednak do obecnej sytuacji Albicelestes należy jednak pamiętać, iż budowy domu nie powinno zaczynać się od układania dachu.

W tym sensie wydaje się więc, że Argentyna pod batutą Mascherano zaczęła kroczyć właściwą drogą, gdzie dużą rolę odgrywa świadomość. – Mamy nadzieję, że Nigerią da nam fizycznego i mentalnego kopa na to, co nadchodzi. Jesteśmy jednak świadomi, iż nie możemy polegać na wierze w cuda oraz liczyć na kolejne heroiczne momenty. Potrzebujemy stabilnej drużyny – mówił jej lider.

Za chwilę przekonamy się, ile grającym trenerom oraz ich zdegradowanemu asystentowi udało się wypracować przez te cztery intensywne dni.

Mariusz Bielski

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
0
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

5 komentarzy

Loading...