Gdy Cristiano Ronaldo po latach siądzie w bujanym fotelu i zacznie snuć opowieść o swojej bogatej karierze, przystanek Soczi będzie wspominał z mieszanymi odczuciami. To na stadionie Fiszt zaliczył swój jedyny mundialowy koncert, gdy praktycznie w pojedynkę zdemolował silną Hiszpanię. Z drugiej strony to również w Parku Olimpijskim musiał pożegnać się z szansą na mundialowe złoto. Prawdopodobnie ostatnią.
Wielbienie Portugalczyka było tu dziś widoczne na każdym kroku. Pierwszy w oczy rzucał się koszulkowy nokaut – pozostali piłkarze razem wzięci chyba nie gościli na plecach kibiców tak często jak sam Ronaldo. Śpiewy? O ile Urugwajczycy zarzucali jedną z kilku przyśpiewek lub po prostu skandowali nazwę swojego kraju, o tyle na ustach ich rywali – a także Rosjan, którzy chętnie i licznie dołączali do zabawy – było w zasadzie tylko jedno:
Ooo Cristiano Ronaldo!
Ooo Cristiano Ronaldo!
Wspólne oglądanie końcówki meczu Francji z Argentyną. Urugwajczycy się rzecz jasna nie smucą, gdy staje się jasne, że Albicelestes mogą pakować walizki, za to Portugalczycy ten moment fetują. Bo Messi może już zapomnieć, a Ronaldo ciągle ma prawo marzyć.
Nawet meksykańska telewizja przysłała tu swojego człowieka, by zrobił show – oczywiście z Ronaldo jako motywem przewodnim. Plan był prosty: sombrero, ponczo, bujny wąs, obłęd w oczach i podbijanie do ludzi. Gdy były to fajne laski, padało pytanie: “kto jest przystojniejszy – Cristiano czy ja?”. Każda odpowiedź wywoływała reakcję na pograniczu histerii. Jeśli zaczepiał gości, to starał się udowodnić, że nikt nie wykona charakterystycznego dla Cristiano wyskoku, a także słynnego okrzyku z gali Złotej Piłki lepiej niż on.
Głupie? Głupie. Ale ważne, że o Ronaldo. Obłęd.
Teatr jednego aktora skończył się dopiero wtedy, gdy sędzia po raz pierwszy użył gwizdka. Stwierdzenie, że Cristiano zawiódł kompletnie, byłoby o tyle niesprawiedliwe, że oznaczałoby deprecjonowanie świetnej defensywy Urugwaju. Gdy wpadał rozpędzony w pole karne, tym razem nikt nie wystawił w głupi sposób nogi i nie podarował karnego. Gdy strzelał z dystansu, Muslera nie zrobił De Gei. A gdy próbował z wolnego, piłka zatrzymała się na murze, a nie w siatce. Do tego trzeba doliczyć wiele piłek, które z głowy ściągnęli mu Godin z Gimenezem i na jego starania spojrzeć można nieco przychylniejszym okiem.
Z ostatnich 80 godzin w Rosji 42 spędziłem w pociągach, by dojechać do Wołgogradu i z niego wrócić. Tam dostałem po mordzie niskim pressingiem Nawałki – cóż, bywałem w życiu na przyjemniejszych wyjazdach. Nawet nie wiecie, jak miło jest po czymś takim zobaczyć na żywo kawał futbolu na najwyższym poziomie. O ile jeszcze w fazie grupowej można było tłumaczyć postawę Urugwaju mizernymi tak naprawdę rywalami, o tyle teraz trzeba mieć sporo odwagi, by nie widzieć w Godinie i spółce mocnych kandydatów do medalu. Tabarez stworzył maszynkę, która dodatkowo jest jeszcze uzbrojona w dwa potwory w ataku. Pierwszy gol to dla mnie jak na razie TOP3 tego mundialu – nawet w warunkach treningowych niełatwo byłoby zrobić to tak świetnie, a Cavani z Suarezem wykręcili ten numer, gdy cały świat patrzył. I podziwiał.
Po straconej bramce zero zwątpienia. Jakby przejście dalej było formalnością. Gdy szybko drugiego gola dorzucił Cavani, dwie rzeczy stały się jasne. Że już tego nie wypuszczą. I że żadna drużyna, włącznie z Francją czy Brazylią, nie może spojrzeć na Urugwaj z góry. Cios pod żebro w zasadzie gwarantowany.