Willy Caballero popełnił fatalny błąd w czwartkowym meczu Argentyny z Chorwacją i długo będzie mu się go pamiętało. Zawsze jednak może się pocieszać, że na mistrzostwach świata jego koledzy po fachu zaliczali już gorsze i przede wszystkim kosztowniejsze wpadki.
Caballero miał wszystko pod kontrolą, mógł zrobić z piłką cokolwiek, a wybrał zagranie górą nad rywalem, które jednak kompletne mu nie wyszło. Zamiast popisu technicznego bramkarza Chelsea dostaliśmy scenkę jak z treningu, gdy kolega prosi “rzuć mi na prawą”. No i Caballero rzucił, a Ante Rebić wspaniale to wykończył.
Winowajca przy tym golu będzie mocno grillowany przez najbliższe dni, ale nie on pierwszy i nie ostatni. W gronie tych, których błędy zaraz zobaczycie, są i tacy, którzy chętnie by się z Caballero zamienili, żeby zdjąć z siebie brzemię, które na nich ciążyło, a w niektórych przypadkach ciąży do dziś.
Zacznijmy od mundialu trwającego. David de Gea może przybić piątkę z Caballero, bo przy strzale Cristiano Ronaldo zachował się fatalnie. Ma jednak to szczęście, że z Portugalią wtedy zremisowano, a w drugiej kolejce Hiszpanie pokonali Iran i trudno zakładać, by z grupy nie wyszli.
Cztery lata temu było znacznie gorzej. La Furia Roja błyskawicznie wróciła do domu, a porażka 1:5 z Holandią była jedną z najbardziej pamiętnych w historii tej reprezentacji. Iker Casillas miał w niej spory udział, fatalnie zachowując się przy czwartej straconej bramce.
Na tym samym turnieju koszmarnie w pierwszym meczu Rosjan interweniował Igor Akinfiejew. W niezrozumiały sposób przepuścił uderzenie reprezentanta Korei Południowej Lee Keun-ho. Rywale dzięki temu prowadzili, skończyło się na 1:1. Obie drużyny po trzech spotkaniach wróciły do siebie.
W 2010 roku najbardziej ze wstydu najbardziej mógł się rumienić stojący między słupkami Anglików Robert Green, który zawalił gola z USA, na rozpoczęcie rywalizacji w fazie grupowej. Kosztowało to Wyspiarzy utratę dwóch punktów, ale ostatecznie weszli do 1/8 finału.
David Seaman miał w swojej karierze wiele chwalebnych momentów, ale i tak najbardziej pamięta mu się dwa błędy. Pierwszy z finału Pucharu Zdobywców Pucharu z 1995 roku, gdy Arsenal przegrał z Saragossą po golu Nayima z połowy boiska, a drugi oczywiście z ćwierćfinału MŚ 2002 po zaskakującym strzale Ronaldinho z rzutu wolnego. Wiele było tutaj kunsztu Brazylijczyka (może nawet więcej niż nieudolności bramkarza), ale i tak Seaman potem przez wiele miesięcy nie miał spokoju w angielskich mediach.
Oliver Kahn w 2002 roku bronił wspaniale i jeszcze przed finałem z Brazylią wybrano go piłkarzem turnieju. Może za wcześnie, bo w meczu o trofeum zaliczył chyba najbardziej niefortunną interwencję w karierze.
W 1998 roku popis nieudolności w grze na przedpolu dał golkiper Arabii Saudyjskiej – legendarny Mohamed Al-Deayea. W meczu grupowym z Francją nie zdołał złapać piłki po prostym dośrodkowaniu Liliana Thurama i Thierry Henry strzelił na 2:0 (skończyło się 4:0). Na skrócie od 0:25.
Na mundialu w USA Irlandia dostała się do 1/8 finału, gdzie jednak rozdała dwa prezenty Holendrom. Najpierw gola podarowali obrońcy, a w 41. minucie Pat Bonner interweniował równie fatalnie jak Igor Akinfiejew 20 lat później. Uderzał Wim Jonk.
Rene Higuita słynął z odważnych czy wręcz szalonych interwencji na przedpolu. Wszyscy pamiętamy jego “scorpion kick”, który do dziś jest hitem internetu. Lubił też kiwać się z rywalami, ale czasami słono za to płacił. Tak było podczas MŚ ’90, gdy kolumbijski ekscentryk w dogrywce 1/8 finału z Kamerunem zawalił jednego z dwóch goli Rogera Milli. Skończyło się na porażce 1:2. Dobrze, że nikt potem Higuity nie zastrzelił…
Rewelacyjny na tamtym turnieju Kamerun wyszedł z grupy m.in. dlatego, że na początek pokonał Argentynę po klopsie Nery’ego Pumpido. Przedstawiciel Afryki grał już wtedy w dziesiątkę! Mundialowe błędy argentyńskich bramkarzy to żadna nowość.
W 1982 roku Brazylijczycy rozpoczęli turniej najgorzej jak się dało. Waldir Peres skapitulował po zupełnie niegroźnym, zdawałoby się, strzale Andrija Bala ze Związku Radzieckiego. Ostatecznie Canarinhos wygrali 2:1, z grupy wyszli, ale nic wielkiego wtedy nie zwojowali. W przeciwieństwie do biało-czerwonych.
Na koniec dwa błędy w najważniejszym momencie – w wielkim finale. W 1962 roku Czechosłowacja uległa Brazylii 1:3. Gwoździem do trumny była tragiczna interwencja Viliama Schrojfa po wyjściu z bramki (od 0:38).
To jednak nic w porównaniu do finału z 1950 roku, gdy Brazylia przegrała 1:2 z Urugwajem, a winnym został stojący w bramce Moacir Barbosa. To bez wątpienia najbardziej kosztowny błąd bramkarza w historii futbolu. Brazylijczycy mieli wtedy mistrzostwa u siebie, a w finale byli tak dużymi faworytami, że media już w dniu meczu pisały o swoich piłkarzach jako mistrzach. “O Mundo” dało nawet okładkę z tytułem “To są mistrzowie świata”. Co więcej, tak to było wtedy skonstruowane, że Canarinhos do wzniesienia pucharu wystarczał zaledwie remis. I wszystko zaczęło się zgodnie z planem, gospodarze prowadzili. Potem jednak cały kraj przeżył szok. Urugwajczycy najpierw wyrównali, a w 79. minucie Alcides Ghiggia zdobył zwycięską bramkę. Barbosa spodziewał się dośrodkowania i został zaskoczony strzałem w bliższy róg.
Zrobiono z niego kozła ofiarnego i już nigdy nie uwolnił się od piętna winowajcy. Do końca życia egzystował w nędzy, umarł bez grosza przy duszy w 2000 roku. – Zgodnie z brazylijskim prawem, maksymalna kara wynosi 30 lat więzienia. Moje więzienie trwało pół wieku – powiedział jakiś czas przed śmiercią. Siedem lat wcześniej próbował odwiedzić brazylijską kadrę na treningu, ale nawet go nie wpuszczono, żeby nie przynosił pecha.
Dla Brazylijczyków to do dziś jedna z największych narodowych tragedii, a być może największa. “Wszędzie zdarza się nieodwracalna katastrofa narodowa, coś na wzór Hiroszimy. Naszą katastrofą, naszą Hiroszimą była porażka Urugwajem z 1950 roku” – stwierdził kiedyś znany brazylijski pisarz Nelson Rodrigues.
Przy tym błąd Caballero to naprawdę pikuś, zwłaszcza że ma on już za sobą zwycięską walkę z rakiem oczu córki. Facet się pozbiera, jesteśmy pewni.
Fot. NewsPix.pl