Oblewali test za testem. Wtopili nie tylko z Francją, Brazylią czy Argentyną, ale w próbach generalnych przed mundialem nie potrafili się uporać ani z nieobecną na mistrzostwach Austrią, ani z nieobecną Turcją. Gdyby ktoś wtedy powiedział, że po dwóch spotkaniach Rosjanie będą mieli na koncie osiem strzelonych goli i praktycznie pewny awans z grupy – natychmiast googlowalibyśmy numer do Tworek.
Nawet i po pierwszym starciu wątpiliśmy. Bo Arabia Saudyjska robiła się coraz mniejsza z każdym straconym golem, każda kolejna strzelona przez Rosjan bramka to był już coraz niższy poziom trudności, zaangażowania Saudyjczyków, ich woli walki. A przecież Egipt bez Salaha długo był w stanie wytrącać wszystkie atuty z rąk Urugwajczyków. Suareza. Cavaniego. Nie zamknęli w klatce strzelca trzech goli w dwóch ostatnich sezonach LaLiga Czeryszewa. Zaryglowali w komórce pod schodami snajperów Barcelony i PSG i przez 90 minut bynajmniej nie zgłosił się po nich żaden Hagrid. Padli dopiero po stałym fragmencie.
Wiadomo, Egipcjanie już nie mogli bronić Częstochowy Sharm El-Sheikh. Musieli nieco poluzować szyki z tyłu, bo remis oddawał ich los w ręce rywali, a mogli przecież liczyć na wsparcie wielkiego nieobecnego ze starcia z Urugwajem – Mo Salaha. Ale mimo to zagrali w obronie tragicznie. W zasadzie pokonali siebie sami. Przy dużym udziale Rosjan, bo ci rozochoceni 5:0 w meczu otwarcia cisnęli jak mogli, ale koniec końców otwierające trafienie nie należało do któregoś z reprezentantów Sbornej, a do kapitana Ahmeda Fathy’ego. To jego przepychanka z Dzyubą, w efekcie której skierował do własnej siatki kiks Gołowina (trudno to nazwać strzałem), posłała Egipt na deski.
A Rosjanie punktowali. Pewnie. Konsekwentnie. Bez litości. Kwadrans i było po meczu. Kwadrans i w klasyfikacji strzelców mistrzostw świata Denis Czeryszew dopadł Cristiano Ronaldo, a Artem Dziuba mógł po raz drugi w tym turnieju zasalutować z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
To, że Egipcjanom udało się nie przegrać do zera, to w zasadzie tylko statystyczna ciekawostka. Bo Faraoni mają pierwszego gola na mundialu w XXI wieku, bo Salah już na pewno nie zostanie znakomitym piłkarzem bez bramki na najważniejszym piłkarskim turnieju świata (co grozi na przykład Robertowi Lewandowskiemu). Przydał się też VAR, który zamienił rzut wolny na rzut karny po sprawdzeniu przez wideo asystenta miejsca faulu na – a jakże by inaczej – Salahu.
Fakty są jednak takie, że jeśli nie dojdzie do jakiegoś niesamowitego splotu okoliczności, poczynając od pokonania Urugwaju przez Saudyjczyków, podopieczni Hectora Raula Cupera za parę dni spakują się i rozjadą po domach. W przeciwieństwie do bandy Czerczesowa, która na dziś ma o przynajmniej pięć bramek więcej niż którakolwiek z mundialowych reprezentacji.
Szczerze? Prędzej spodziewalibyśmy się mundialowej śniadaniówki bez Karoliny Bojar niż bilansu 8:1 po dwóch meczach Sbornej. Futbol jednak nadal potrafi zaskoczyć.
Rosja – Egipt 3:1
A. Fathy 47′ (sam.), Czeryszew 59′, Dziuba 62′ – Salah 73′ (k.)
fot. NewsPix.pl