Słyszeliśmy to wszyscy już pierdyliard razy – najważniejszy jest pierwszy mecz mundialu. Porażka na starcie praktycznie przekreśla szanse na wyjście z grupy, zaś zwycięstwo na początek turnieju gwarantuje szampańskie nastroje i pozwala się rozpędzić. Jak to zatem jest – czy Arabia Saudyjska, Egipt, Peru, Nigeria, Kostaryka, Australia i – przede wszystkim – Niemcy rzeczywiście mogą się już pakować i spadać do domu? Statystyka im nie sprzyja, ale powody do optymizmu również się znajdą.
Analizę rozpoczęliśmy od 1998 roku – właśnie wtedy mistrzostwa zaczęto rozgrywać dzisiejszym systemem, a zatem nie było już możliwości, żeby awansować do 1/8 finału z trzeciego miejsca w grupie.
1998 – 2014: kto wygrał w meczu otwarcia?
- Wygrały mistrzostwo: Francja (1998), Brazylia (2002), Włochy (2006), Niemcy (2014)
- Osiągnęły finał: Brazylia (1998), Niemcy (2002), Holandia (2010), Argentyna (2014)
- Osiągnęły półfinał: Chorwacja (1998), Korea Południowa (2002), Niemcy, Portugalia (2006), Niemcy (2010), Brazylia, Holandia (2014)
- Osiągnęły ćwierćfinał: Dania, Niemcy, Argentyna (1998), Senegal, USA (2002), Anglia, Argentyna, Brazylia (2006), Argentyna, Ghana, Brazylia (2010), Kolumbia, Kostaryka, Francja, Belgia (2014)
- Osiągnęły 1/8 finału: Nigeria, Meksyk, Jugosławia, Anglia, Rumunia (1998), Dania, Meksyk, Włochy (2002), Ekwador, Holandia, Meksyk, Australia (2006), Korea Południowa, Japonia, Chile (2010), Meksyk, Chile, Szwajcaria, USA (2014)
- Odpadły w fazie grupowej: Kostaryka, Argentyna, Rosja (2002), Czechy, Korea Południowa (2006), Słowenia, Szwajcaria (2010), Wybrzeże Kości Słoniowej, Włochy (2014)
Jak widać – triumf w pierwszej kolejce fazy grupowej nie gwarantuje sukcesu z urzędu, ale nie ma co ukrywać, że stanowi idealną bazę pod dalsze podboje. Niemniej, aż dziewięć razy się zdarzyło, że zwycięzca pierwszej grupowej potyczki przedwcześnie żegnał się z mistrzostwami. Co łączy wszystkie te mecze? Toczyły się zazwyczaj między dwoma grupowymi autsajderami. Zespół X pokonywał zespół Y, ale ostatecznie obie ekipy kończyły mistrzostwa na trzech rozegranych meczach. Krótko mówiąc – jeżeli jesteś ogórem i w pierwszej kolejce ograsz innego ogóra, a później przyjdzie ci się zmierzyć z poważniejszymi ekipami, to “nawet święty Boże nie pomoże”, zgodnie ze słowami piosenki nieodżałowanego Tadeusza Nalepy.
Wyjątkiem jest oczywiście zwycięskie starcie Szwajcarów z Hiszpanami w 2010 roku, ale historia napisana wówczas przez podopiecznych Vicente del Bosque w ogóle wymyka się wszelkim piłkarskim prawidłom, tradycjom i statystykom. Hiszpania po takim początku po prostu nie miała prawa wygrać afrykańskiego mundialu.
Te wnioski na pewno kubeł zimnej wody na głowy reprezentantów Rosji. Ekipa Stanisława Czerczesowa pokonała – w całkiem niezłym stylu, to fakt – Arabię Saudyjską, być może najcieńszą drużynę ze wszystkich, które zakwalifikowały się do turnieju. Również wydarte w dramatycznych okolicznościach zwycięstwo Iranu nie stawia azjatyckiej ekipy w przesadnie uprzywilejowanej pozycji. Zarówno Iran, jak i Rosja dały sobie póki co szansę na dobry wynik w całym turnieju, ale nie są nawet w połowie drogi do 1/8 finału. Zrobiły tylko pierwszy krok. Kroczek.
Reprezentanci Meksyku powinni natomiast, w przerwie od obracania prostytutek w jacuzzi, przyjrzeć się dokładniej szwajcarskiej historii z 2010 roku. Helweci zaczęli od ogrania murowanego faworyta do awansu, a później umoczyli z Chile i, na domiar złego, nie zdołali ograć nawet Hondurasu. W porównaniu do Niemiec, pokonanie, dajmy na to, Szwedów zapowiada się w tej chwili na bułeczkę z masełkiem. Lecz osiem lat temu podopieczni Ottmara Hitzfelda z podobnym pobłażaniem potraktowali Honduras. W efekcie wyrzuciła ich za burtę żelazna defensywa rywali, z Osmanem Chavezem na jej czele.
1998 – 2014: kto przegrał w meczu otwarcia?
- Wygrały mistrzostwo: Hiszpania (2010)
- Osiągnęły finał: –
- Osiągnęły półfinał: Turcja (2002)
- Osiągnęły ćwierćfinał: Ukraina (2006)
- Osiągnęły 1/8 finału: Ghana (2006), Grecja, Urugwaj, Algieria (2014)
- Odpadły w fazie grupowej: Szkocja, Arabia Saudyjska, RPA, Hiszpania, Korea Południowa, Iran, USA, Tunezja, Kolumbia, Jamajka, Japonia (1998), Francja, Urugwaj, Słowenia, Chiny, Polska, Portugalia, Arabia Saudyjska, Nigeria, Ekwador, Chorwacja, Tunezja (2002), Kostaryka, Polska, Paragwaj, Wybrzeże Kości Słoniowej, Serbia i Czarnogóra, Iran, Angola, USA, Japonia, Chorwacja, Togo (2006), Grecja, Nigeria, Algieria, Serbia, Australia, Dania, Kamerun, Korea Północna, Honduras (2010), Chorwacja, Kamerun, Hiszpania, Australia, Japonia, Anglia, Ekwador, Honduras, Bośnia i Hercegowina, Portugalia, Ghana (2014)
Tutaj robi się znacznie ciekawiej, bo tylko siedem razy się zdarzyło, żeby zespół przegrał mecz numer jeden, a później odrobił straty i zawędrował do fazy pucharowej. Pierwszy przypadek z brzegu to oczywiście wspominana już Hiszpania – okrutne męczarnie w grupie, a później żelazna defensywa w fazie pucharowej i marsz po złoty medal. Na tę historię przymykamy jednak oko. Jezus Chrystus też kiedyś zamienił wodę w wino, ale od tego czasu nikomu, pomimo licznych prób, nie udało się powtórzyć tej sztuki. A byłaby to przydatna umiejętność, zwłaszcza w nie-handlową niedzielę.
Kolejnym przypadkiem była droga Turcji w 2002 roku – Hasan Sas, Hakan Sukur, Ilhan Mansiz i reszta ferajny przegrali na otwarcie z Brazylią, lecz trzeba pamiętać, że pokazali sporo dobrej gry, a ostateczny wynik rozstrzygnął się w okolicznościach dość skandalicznych – po perfidnej symulce Rivaldo i błędnie podyktowanym rzucie karnym dla Canarinhos. Tak – sędziowie mylili się też przed wprowadzeniem VAR-u! Turkom mundial prawie wymknął się z rąk na samym jego początku, lecz ostatecznie wyczołgali się z grupy dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu od Kostaryki, którą Brazylia pognębiła aż 5:2. I zawędrowali aż do półfinału, gdzie znów nie znaleźli sposobu na powstrzymanie Il Fenomeno.
Z kolei Ukraina w 2006 roku skorzystała z tego, do jakiej grupy trafiła. Na pierwszy ogień dostali Hiszpanów, skończyło się to sromotnym o:4. Później ogolili Arabię Saudyjską i Tunezję, a sześć punktów spokojnie wystarczyło do awansu. W 1/8 finału zremisowali ze Szwajcarami 0:0 i awansowali po karnych – jest to bez wątpienia jeden z najmniej pamiętnych meczów w historii mistrzostw świata. Można awansować do ćwierćfinału tak jak Kostaryka w 2014 roku – w aurze sensacji, niespodzianki, z tytułem czarnego konia. I można jak Ukraina osiem lat wcześniej – w takim stylu, że nikt już ich – niezłego przecież – występu w ogóle nie kojarzy.
Ghana, podobnie jak Turcja cztery lata wcześniej, zaczęła od straty punktów z późniejszymi mistrzami świata. Następnie sensacyjnie pokonała Czechów, poprawiła zwycięstwem z USA, ale na więcej zabrakło animuszu, bo turniej zakończyła w pierwszej rundzie fazy pucharowej, obrywając 3:0 od Brazylijczyków. To jednak dowodzi, że porażka na starcie z wielką potęgą nie musi o niczym przesądzać – kropla nadziei w serca Australijczyków.
Poprzedni mundial przyniósł aż trzy przypadki, gdy porażka w pierwszym meczu fazy grupowej nie zaowocował zupełną klęską na turnieju. Grecy zostali rozjechani na miazgę przez Kolumbijczyków, lecz ostatecznie zdołali wystrychnąć na dudka Wybrzeże Kości Słoniowej i wejść do 1/8 finału. Z kolei Algieria dała się, nie bez walki, ograć na starcie Belgom, ale w ostatecznym rozrachunku wyszła z grupy kosztem Rosji. Natomiast Urugwaj zaczął mistrzostwa od sensacyjnej klęski z Kostaryką, lecz w kolejnych meczach ograł wykrwawionych bezpośrednią batalią Włochów i Anglików.
Ostatecznie ani Grecja, ani Urugwaj, ani Algieria nie zawędrowały dalej, niż 1/8 finału. Niemcy, grając w takim stylu jak z Meksykiem, również nie ugrają na mistrzostwach za wiele. Jednak – czy możemy ich już przekreślić? Według historii i statystyki – mimo wszystko, jeszcze na to za wcześnie. Ich szanse na wyjście z grupy znacznie zmalały, lecz trzeba pamiętać, że na starcie grali z najmocniejszym rywalem z możliwych. Meksykanie potwierdzili, że obyczajowe skandale spływają po nich jak woda po kaczce.
Grecy i Urugwajczycy zaczęli brazylijski mundial od srogich porażek, ale poniesionych z rewelacjami turnieju. Algieria nie sprostała Belgii, typowanej wszem i wobec do roli czarnego konia w wyścigu o medal. W tej chwili na największą sensację mistrzostw wyrasta reprezentacja Meksyku. Natomiast podopieczni Joachima Loewa znajdują się w nietypowym dla siebie położeniu. Przyjdzie im zagrać w tak zwanym “meczu o wszystko”. Skąd my to znamy? Zresztą – nawet niemiecka defensywa przypominała, zwłaszcza przy meksykańskich kontratakach, tę polską z Euro 2008.
fot. Newspix.pl