Głupio narazić się czytelnikowi już na początku, a pierwszym zdaniem pewnie wielu z was się narażę, ale co tam – byłem za Niemcami. Lubię tę drużynę, dyscyplinę, mentalność, piłkarzy, znam wielu Niemców i zawsze są w porządku. Byłem za nimi aż do momentu, w którym pojawiłem się przy Łużnikach. Meksykańscy kibice szybko mnie przerzucili.
Dziś Meksykanie był jak Scarlett Johansson w filmie „Między słowami”. Nie dało się w nich nie zakochać.
Meksykańskiego kibica widać z kilometra. Meksykański kibic ma wielki kapelusz – swój znak rozpoznawczy. Meksykański kibic śpiewa, zazwyczaj w kilkuosobowych grupach. Meksykański kibic pije tequilę. Meksykański kibic prześciga się z innymi meksykańskimi kibicami w tym, kto jest ubrany najdziwniej, najbarwniej, najodważniej. Sportowych świrów (pozytywnych!) jest przed Łużnikami tylu, że aż zaczynam się zastanawiać: czy może jakaś telewizja nie ogłosiła konkursu na najdziwniej ubranego kibica. No bo jak to tak, oni tak sami z siebie?
No właśnie tak.
A dlaczego?
Bo są zajebiści.
Wśród meksykańskich kibiców można spotkać…
Przedziwnie ubraną grupę mężczyzn tańczącą przedziwny taniec, na których lecą najlepsze dziewczyny.
Mocne argumenty przemawiające za tym, by kibicować jednak Meksykowi.
Wesołego facia, który próbuje rozweselić niemieckich kibiców polewając im tequilę.
Gości przebranych za cholera wie co, którzy krzyczą tak głośno, że nie da się ich dobrze sfotografować.
Faceta, który ma na głowie wielki puchar.
Faceta, który ma na głowie ptaka (uspokajam – to nie gołąb).
Gościa, który chodzi z maskotką Chicharito przypiętą do głowy.
Dziewczyny, które mają głowę w paszczach psów.
Starszego pana z tak wielkim kapeluszem, jak luka na stronie Kimmicha.
Faceta z pióropuszem.
Faceta z młotkiem.
Faceta w dziwnym stroju wysmarowanym czymś czerwonym.
I wielu, wielu, wielu więcej.
Godzina do meczu. Pod Łużnikami formuje się wielka grupa, złożona głównie z kobiet. Kolejne panie – zazwyczaj latynoskiej urody – wchodzą do środka i proszą o zrobienie sobie zdjęcia z grupą, która tańczy w środku. Grupa stworzona jest z kilku facetów ubranych w dość odważne stroje.. Jest głośno, wesoło, jest pięknie. Przez grupę przeciskają się dziennikarze telewizyjni i kręcą to, co się dzieje. Szał, prawdziwy szał. Ale jakże radosny.
Przybyli na stadion Europejczycy nie dowierzają, że można tak kibicować. Gdy do Meksykanina ubranego w pióropusz (zdjęcie powyżej) podchodzi kolejna osoba prosząca o zdjęcie, on zdaje się robić minę „serio, znowu?”. Jest półgodziny do meczu, kolejka stosunkowo niewielka, ale swoje odstać trzeba. Ludzie go jednak tak szybko nie przepuszczą. Już zaraz pójdzie na trybunę, jeszcze tylko fotka, fotka, fotka i fotka. A w koło śpiewy, śpiewy, śpiewy i śpiewy.
Zmęczony gość to wyjątek, latynosi dają sobie robić fotki z wielką radością. Gdy do dwójki z nich podchodzi jakiś Polak, od razu się ustawiają. Za chwilę dołącza Rosjanin, zaraz Niemiec, Brazylijczyk, dwie Rosjanki i kolejny Niemiec. W trzydzieści sekund utworzyła się błyskawiczna grupa osób, które nigdy więcej się już nie spotkają. Cyk, fotka – można lecieć.
Ale od Niemców odróżnia ich też co innego – na meczu meksykańscy kibice śpiewali, krzyczeli…
Nie, nie, zaraz, to grube niedopowiedzenie.
Na meczu meksykańscy kibice SIĘ WYDZIERALI. Zdarte gardło Lorda Koksa po weszlackim wyjeździe integracyjnym prawdopodobnie okazałoby się niczym przy tym, co będą przeżywać jutro panowie w wielkich kapeluszach. Meksyk wymienia podania? OLE! Niemcy idą z atakiem? BUUUUU! Meksyk rusza z kontrą? OOOOOOOO! Piłkarz w zielonej koszulce się przewraca? AAAAAAAAAAA! Podobno niemieccy kibice mieli w tym spotkaniu wygwizdywać Mesuta Oezila, ale nawet jeśli chcieliby to zrobić, i tak zostaliby zagłuszeni przez przeciwległą stronę. Nie było sensu.
– Będziesz gwizdać na Oezila?
– Chciałbym, bo moim zdaniem nie powinno być go w kadrze po tym co zrobił, ale nasi kibice raczej nie będą gwizdać. Będzie spokój.
Na wpisach w internecie i gównoburzy spowodowanej zdjęciem z Erdoganem się skończyło. No cóż, Niemcy byli dziś tak żałośni, że nie udało im się nawet wygwizdać piłkarza, którego nie cierpią.
Dziś byli na przeciwległym biegunie, na którym ścigają się o miano najsmutniejszych kibiców turnieju. Po pierwsze dlatego, że są smutni. Po drugie dlatego, że… są smutni. No i jeszcze dlatego, że przywieźli do Rosji chyba najwyższą średnią wieku spośród wszystkich nacji. Sporo ludzi w średnim wieku, do których oczywiście nic nie mam, ale chyba zgodzicie się, że połączenie niemieckiej mentalności i czterdziestu lat na karku to połączenie składające się na słowo zaczynające się na „n”, a kończące na „o”. Nudziarstwo.
Sklep osiedlowy, 10 minut do stadionu Łużniki. Zdezorientowani Niemcy błąkają się po nim jak – nie przymierzając – arabscy obrońcy we własnym polu karnym. Chodzą, czegoś szukają – nie ma. Pytają ekspedientkę – ta ni w ząb ani po niemiecku, ani po angielsku. Niemcy z kolei ni w ząb po rosyjsku.
– Gdzie to jest? Gdzie to jest? – wypytują nawzajem.
W końcu dobijają do półki całej pokrytej ciemną folią. Do ich głów właśnie dociera to, o czym nie chcą się dowiedzieć. Już jednak doskonale to wiedzą.
Tak, w okolicy Łużników w dniu meczu piwa kupić się nie da.
Może dlatego Niemcy są tacy smutni?
Byłoby to – przyznam – uzasadnione, tak czy siak przed stadionem nie widzę wśród nich żadnej ciekawej postaci. Krzyki? Brak. Zorganizowane grupy? Brak. Kroczą na stadion w skupieniu, jakby szli właśnie do filharmonii – tylko że zamiast gajera mają na sobie białe koszulki z nazwiskami „Ballack”, „Podolski” czy „Mueller”. Nie zapamiętam ich jednak dosłownie z niczego.
A nie, przepraszam. Zapamiętam z ostatniej akcji meczu. Mistrzowie świata. Doliczony czas gry. Rzut rożny. W jedenastce bramkarz. Do piłki podchodzi fachowiec, jedna z najlepiej ułożonych nóg na świecie, Toni Kroos. Akcja meczu. Wyczekiwanie, wielkie emocje…
Piłka nie przechodzi pierwszego obrońcy. Nigdy mnie to nie przestanie bawić.
Meksyk wygrał z Niemcami swój pierwszy mecz i cieszy się z tego dziś cały świat, a na pewno cała Moskwa, która nie uznała ich za najbardziej proszonych gości na świecie.
W takim miejscu został usytuowany napis “welcome Germany”.
A że zwycięstwo Meksyku zostało poprzedzone największym skandalem obyczajowym mundialu, czyli zaproszeniem na zgrupowanie kadry prostytutek?
No cóż – work hard, play hard.