Pół tablicy Mendelejewa w organizmie i Maradona wyrzucony z mundialu. World Cup 1994 nie był dla Diego amerykańskim snem. Założony przez el pibe d’oro w 1986 kościół przeszedł wówczas kryzys wiary.
***
“Czy wiesz jakim byłbym zawodnikiem, gdybym nie brał kokainy? Co za piłkarza straciliśmy! Moja kariera jest słodko-gorzka, bo wiem, że mogłem być o wiele większy!
Maradona w filmie dokumentalnym “Maradona według Kusturicy”.
***
W piłce w dzisiejszych czasach jest zbyt wiele pieniędzy. To zniszczyło Diego.
Vincenzo Sinascalchi, prawnik Maradony.
***
8 lipca 1990 roku, Stadio Olimpico. Maradona z opaską kapitana na ramieniu przegrywa finał mistrzostw świata Italia’90. O wszystkim decyduje karny Brehme, a mecz przechodzi do historii jako jeden z najbrzydszych, jakie kiedykolwiek rozegrano gdziekolwiek.
Alfio Basile dokonuje zmiany warty w argentyńskiej kadrze. Copa America 1991 wygrywają genialne dzieciaki – Simeone czy Batistuta. Rok później triumfują w Pucharze Konfederacji, a w 1993 Albicelestes ponownie triumfują na kontynencie.
Przez trzy lata Basile – bez Maradony w składzie – nie przegra ani jednego meczu. Eliminacje do World Cup mają być spacerkiem.
Ale okazują się traumą. Argentyna gubi punkty, a Kolumbii daje się ograć dwukrotnie. 0:5 w Buenos Aires, na kultowym Monumental, jest koszmarem, trzęsieniem ziemi, zachwianiem całej wiary w siłę argentyńskiej piłki, podstawowe źródło dumy narodowej dla każdego Argentyńczyka.
źródło: Wikipedia
Zamiast awansu blamaż, którego konsekwencją baraż z Australią. Media i kibice zaczynają naciskać na Basile, bo jak trwoga, to do Boga.
Jak trwoga, to do Maradony.
***
Maradona był wówczas w najlepszym wypadku upadłym bóstwem, postacią niemal komiksową.
W Neapolu pozwalano mu na wszystko – to musiało się prędzej czy później zemścić. Co pół roku dostawał Mercedesa w prezencie od jednego ze dilerów marki. Najlepszy z neapolitańskich szewców szył mu co miesiąc za darmo nowe buty. Był ulubieńcem klanu Giuliano, jednej z rodzin trzesących mafijnym półświatkiem Neapolu. Hotel Paradiso, gdzie Maradona zażywał uroków życia, strzegł jego tajemnic i znał wszystkie zwyczaje. Diego potrafił mieć rozmach jak nikt – raz przewiózł kumpli z Argentyny wynajętym jumbo jetem.
Problem w tym, że stawał się coraz grubszy, coraz słabszy fizycznie, a zarazem coraz bardziej kapryśny. Bywało, że po prostu nie przychodził na treningi, a potem kręcił nosem nawet w przypadku meczów. W sezonie 90/91 nie chciał lecieć do Moskwy na mecz Pucharu Europy. Choć ostatecznie łaskawie się zdecydował, tak Corrado Ferlaino, właściciel Napoli, miał dość swojej gwiazdy. Chciał zerwać astronomiczny kontrakt z Maradoną, domagając się pięciu milionów dolarów odszkodowania od zawodnika.
Prawdą jest też, że źródełko finansowania Napoli wysychało. Ferlaino, magnat budowlany, doskonale potrafił poruszać się po meandrach włoskich układów i wiedział co trzeba zrobić, by wygrać lukratywny przetarg, ale musiał czuć, że zbliża się tąpnięcie. W 1992 wybuchła afera “Tangentopoli”, dosłownie “Łapówkogród”, a on był jednym z jej bohaterów.
W tej perspektywie fakt, że akurat w 1991 świat dowiedział się, że Maradona bierze koks, nie wydaje się przypadkowy. Diego miał zacząć zażywać już w Barcelonie, lata wcześniej. Tu, podczas meczu All Star w 1986, jest uchwycony w kamerze wciągając niezidentyfikowany proszek.
Kara 15 miesięcy dyskwalifikacji dla Maradony była Ferlaino zwyczajnie na rękę. Ferlaino po latach przyznawał, że był dogadany z wykonującymi kontrole antydopingowe i tylko dzięki temu Diego nie wpadł wcześniej.
Mogło się skończyć gorzej, ale Diego przemyślnie w środku nocy udał się do Buenos Aires. Enriqu Srdech, dziennikarz Clarin, argentyńskiego dziennika, mówił tak:
“Znaleziono go ućpanego, z pół kilo kokainy przy sobie. W kilka godzin odzyskał wolność. Normalna osoba otrzymałaby sześć lat w więzieniu”.
***
Banicję odbębnił grając w futsal, ale przyszedł wreszcie czas powrotu. Wybrał Seviilę, gdyż tam czekał Carlos Bilardo, z którym Maradona osiągnął największy triumf w karierze – Puchar Świata 1986.
Na początku przypominał nawet samego siebie. Grał dobrze, a Sevilla sprzedała rekordową liczbę koszulek i karnetów. W meczu z Realem wytarł Królewskimi podłogę.
Wszystko co złe zaczęło się od powołania do reprezentacji. Oczywiście, że Maradona musiał pojawić się na meczu z okazji dziewięćdziesięciolecia argentyńskiej federacji. Mecz towarzyski, ale o tle historycznym, nieco festyniarskim – Basile może uległ naciskom, a może chciał sprawdzić w jakiej formie jest wracający do poważnej piłki Diego.
Sevilla wyraziła zgodę na wyjazd, ale z zastrzeżeniem – ma po tym meczu wracać. Diego został jeszcze na Artemio Franchi Cup, czyli mecz zwycięzcy Copa America z triumfatorem Euro, gdzie Argentyna ograła po karnych Danię.
To okazało się tąpnięciem w klubie. Niedługo potem zaczęły wypływać na wierzch kolejne historie, w których Maradona był bohaterem pijatyk i awantur na mieście.
Raz miał być w tak złym stanie, że nie chciano go wpuścić do klubu, tylko zawrócić do domu, by wypoczął. Maradona miał powiedzieć:
– Myślicie, że do kogo mówicie? Ludzie zabijają się, by pocałować moje buty.
Zapału do gry miał coraz mniej, a w meczu z Burgos po prostu rzucił opaskę na murawę i zszedł z boiska.
Wiceprezydent Sevilli, José María del Nido, powiedział o Diego, że nie jest w dostatecznie dobrej formie fizycznej aby zagrać w golfa.
Frustracja kipiała w nim również dlatego, że powrót do reprezentacji był tylko chwilowy. Maradona był przekonany, że jak tylko Basile go zobaczy, będzie od niego zaczynał ustalanie składu. Tymczasem Diego Copa America 1993 oglądał w telewizji. Powiedział, że dla tego selekcjonera nie zagra, choćby ten go błagał na kolanach.
Po Sevilli wylądował w Newell’s Old Boys, które z sobie znanych źródeł wysupłało cztery miliony dolarów na Maradonę. Zagrał dla nich raptem garść meczów, więcej towarzyskich, pokazowych – choć pewnie nieźle płatnych – niż oficjalnych.
Jeśli Basile nie chciał go w momencie, gdy Maradona w sezonie 92/93 faktycznie demonstrował cień dawnej wielkości, to w 93/94, gdy Diego był na marginesie poważnej piłki, nie było o czym gadać.
Ale po 0:5 z Kolumbią zmieniło się wszystko. Oczywiście wiara w Diego była myśleniem życzeniowym, ale tak silna wciąż była pamięć o tytule z 1986. Maradona, prosto z zielonej trawki, wrócił do kadry.
***
Zyskał niespodziewanego sojusznika w postaci FIFA. Światowa federacja wiedziała, że USA to wielki, niezwykle bogaty rynek, który jednak przez futbol jest zagospodarowany w minimalnym stopniu. World Cup organizowano, by wbić się po dolary klinem. Turniej potrzebował gwiazd, a Maradona wciąż pozostawał największym, najbardziej rozpoznawalnym piłkarskim nazwiskiem na planecie. Ikoną sportu, która przemawiała nawet do amerykańskich Januszy.
To FIFA używając swoich kontaktów wywalczyła… możliwość wjazdu Maradony do Stanów Zjednoczonych, które początkowo nie chciały wpuścić legendarnego gracza, traktując go jak regularnego kryminalistę uwikłanego w przemyt narkotyków. Według teorii spiskowej, FIFA miała nawet zapewnić argentyński obóz, że Maradona będzie pod godną Ferlaino ochroną podczas kontroli antydopingowych.
To był fakt istotny, gdyż Diego przygotowywał się do mistrzostw pod znakiem Fernando Signoriniego, pseudonim “The Prof”, a także Daniela Cerriniego, kulturysty uwikłanego w 1989 w skandal dopingowy. To ta podejrzana dwójka stała za dietą i powrotem Maradony do pełnej sprawności fizycznej.
Umówmy się: prawdopodobieństwo, by akurat ci ludzie stali na straży moralności, zamiast magicznych tabletek fundując marchewkę z jarmużem, było równe zeru. Dodatkowo stawali pod znakiem presji ze strony AFA (argentyńskiej federacji piłkarskiej), argentyńskich kibiców, a także liczącej na zgarnięcie dziesiątek milionów dolarów FIFA. Gra była niebagatelna.
I tak naprawdę kluczowe jest postawienie tutaj jednego pytania:
Co do ugrania miał Maradona? Poza tym, że mógł jeszcze raz założyć koszulkę Albicelestes? Poza tym, że mógł jeszcze raz spróbować walczyć o tytuł?
To były jego motywacje. Wielu wokół niego posiadało wówczas znacznie mniej szlachetne, używając go jako narzędzia, w praktyce Maradonę wykorzystując, na co się zgodził.
Nie od razu. Słynna sprawa z wiosny, gdy postanowił, że nie zniesie presji i rezygnuje z walki o mistrzostwa. Prasa koczowała wtedy pod jego domem przez dwa dni, domagając się oświadczenia. Osaczony Maradona wyjął broń i zaczął do dziennikarzy… strzelać, raniąc cztery osoby. W 1998 został skazany za to na dwa lata więzienia wyrokiem w zawieszeniu.
Ale w końcu wrócił do gry. Australia została pokonana, choć z wielkim trudem. Po latach Diego opowiadał, że wtedy cała reprezentacja Albicelestes była nakręcona.
– Robia dziesięć kontrol antydopingowych pod rząd i tylko w meczu, który ma zdecydować o tym czy Argentyna pojedzie do USA, nie ma kontroli. To oszustwo i Grondona wiedział o tym. Dostaliśmy przed Australią specjalną kawę. Nie wiem co tam dołożyli, ale mogliśmy biegać po niej szybciej i dłużej.
***
Niektórzy mówią, że po mistrzostwach skończę karierę. To nonsenss. Czuję się świetnie. Będę grał do pięćdziesiątki.
Diego wiosną 1994.
***
El Ultimo Maradona to książka poświęcona wyłącznie incydentowi w USA, który wyrzucił Maradonę z amerykańskich mistrzostw. Dzień, w którym ogłoszono hiobową wieść, nazwano tam najsmutniejszym dniem w historii Argentyny.
Ale zanim do tego doszło, Albicelestes byli ponownie wymieniani w gronie faworytów imprezy. Na dzień dobry zdemolowali Grecję 4:0 – hat-trick Batistuty – a szalona radość Diego przeszła do historii.
Niestety, jest to radość na swój sposób prorocza. Diego nie wygląda tu jak 33-latek, a jak facet po czterdziestce, mający poważny bagaż doświadczeń za sobą. Porównajcie go z tym, jak wyglądał CR7 wczoraj z Hiszpanią. Jego oczy… euforia golem, czy jednak jest w tych oczach coś skrajnie niezdrowego, płynącego raczej z fiolek w laboratorium Signoriniego i Cerriniego?
Maradona zagrał jeszcze z Nigerią – znów wygrana – i wtedy wybuchła bomba. Cały świat oglądał, jak Maradonę pielęgniarka prowadzi na kontrolę. Oficjalnie wykryto u niego efedrynę.
Diego czuł się zdradzony przez FIFA. Pomstował na Havelange’a i Blattera. Mówił, że złamali mu duszę, że go oszukali. Znowu – nie ma żadnych dowodów, ale teorie spiskowe, według których miał na tych mistrzostwach pozwolenie na więcej niż inni, z którego to pozwolenia pod pewnymi naciskami włodarze FIFA musiała się wycofać, nie jest wybitnie absurdalna.
Zdruzgotani Albicelestes, którzy przeszli metamorfozę taktyczną tak, aby działać pod batutą Maradony, a nie w stylu wcześniej wyznawanym przez Basile, przegrali z Rumunią, potem z Bułgarią i z hukiem wylecieli z mistrzostw świata.
Dla Maradony był to w praktyce ostatni kontakt z wielką w roli piłkarza. Ten gol z Grecją, szalona twarz uchwycona przez kamery, to jego cios głową w Materazziego.
Leszek Milewski