Reklama

„Zagraj młodymi, to coś ugrasz”. To tak nie działa…

redakcja

Autor:redakcja

27 maja 2018, 11:58 • 5 min czytania 42 komentarzy

Krzysztof Stanowski napisał krótki poradnik, gdzie wskazuje prezesom polskich klubów, jak przez pięć lat uzdrowić nasz klubowy futbol, choćby przez wprowadzenie ograniczeń dotyczących pensji piłkarzy. Szczegóły: TUTAJ. Pomysł dziennikarza to jedno, pytanie, co na ten temat sądzą odpowiedzialni za rodzime zespoły? Postanowiliśmy to sprawdzić i w ramach cyklu „Plan Naprawczy”, porozmawiamy z prezesami, czy wprowadzenie takich zasad byłoby w ogóle możliwe. Na pierwszy ogień idzie sternik Arki Gdynia, Wojciech Pertkiewicz.

„Zagraj młodymi, to coś ugrasz”. To tak nie działa…

Sądzi pan, że ta idea jest utopią?

Tak. To fajny pomysł, ale tylko na tej zasadzie, że papier przyjmie wszystko. Po prostu nie widzę sposobu, w jaki mogłoby to funkcjonować. Pokusa wyjścia poza system pojawia się nawet teraz w niektórych regułach, a przy tamtych zasadach już w ogóle byłaby przepotężna. Takie rozważania to zabawa, natomiast niektóre ligi rzeczywiście w nieco zbliżonych zasadach funkcjonują – MLS czy rozgrywki australijskie. Przy okazji transferu Marcina Budzińskiego pamiętam, że pisano o tym. Chyba trzech zawodników na klub może tam poruszać się w innych, nielimitowanych lub inaczej określonych warunkach finansowych. Krzysiek zaproponował coś podobnego, ale to rzecz nie do zrealizowania. To bardziej projekt, który pokazuje lekkie wariactwo, obecne w Polsce, co wszyscy widzimy. Natomiast czy łatwo z tego wyjść stawiając na młodych? Często się słyszy, że ludzie zarządzającymi polskimi klubami to idioci, bo nie widzą prostego rozwiązania. A mnie się zdaje, że gdyby to było takie proste, to wśród tych idiotów w końcu znalazłoby się kilku „mądrych”, którzy spróbowaliby tym rozwiązaniem coś zdziałać. „Zagraj młodymi, wtedy coś ugrasz”. Albo wszyscy są idiotami, albo to nie jest jednak takie proste, jak wygląda, stojąc z boku.

Krzysiek w swoim tekście pisze, że w każdej drużynie musiałoby grać czterech zawodników poniżej 20. roku życia, a tą drogą poniekąd podąża Górnik. I ona przynosi mu sukcesy.

To jest jakiś przykład, tyle, żeby mówić, że coś działa dobrze, trzeba mieć dużo większą próbkę. Na tej zasadzie można wyciągnąć z morza cztery szklanki wody i powiedzieć, że w tym morzu nie ma ryb. Albo trafić jedną i powiedzieć, że morze jest mocno zarybione. Próbka musi być obszerniejsza. W Górniku to zadziałało, pytanie, czy ktoś zadał sobie tyle trudu, by sprawdzić, czy były w przeszłości kluby, które grały głównie młodzieżą i nie odniosły sukcesu. Łatwo wskazać przypadek pozytywny, bo się wyróżnia. A są w nim umiejętności, ale i trochę przypadku – pamiętamy, że Górnik rzutem na taśmę awansował do ekstraklasy, po sytuacji, kiedy wydawało się, że jest bez szans. Można sobie więc założyć teoretyczny konstrukt, co byłoby, gdyby Górnikowi zabrakło tego jednego punktu? Gdzie byłby klub, gdzie byliby ci wszyscy zawodnicy? Natomiast brawo, że to się udało i pokazało jakiś kierunek. Zobaczymy, co przyniosą Górnikowi kolejne sezony. Jeżeli ktoś jest bliżej piłki, wie, że nagle nie ma mody na graczy z Bałkanów, na Hiszpanów, tylko zawodnicy z pierwszej ligi stali się gorącym towarem.

Reklama

Skoro w australijskiej lidze są podobne zasady, czemu w sumie nie można ich wprowadzić u nas?

Na pewno musielibyśmy zapisać drakońskie kary za ominięcie tych reguł. Pomysłów na ich unikanie powstawałoby wiele, nie trzeba mieć bujnej wyobraźni, żeby pomyśleć, jak motywować zawodników poza tą kwotą, którą miałyby trzymać przepisy. Poza tym MLS i chyba liga australijska też to ligi zamknięte, nie ma z nich spadków, które wiążą się z trudną sytuacją dla klubu. Łatwiej o inne reguły w takich warunkach. Idźmy dalej: jeżeli każdemu możemy zapłacić 10 tysięcy złotych, to co z premiami? Arka i Legia płaciłyby tyle samo podstawy, ale Legia mówi: słuchajcie, u nas za wygranie meczu macie milion złotych do podziału. Arka za to mówi: u nas ćwierć miliona. W Śląsku trzysta tysięcy, gdzieś indziej 150. W tym momencie już omijamy te przepisy. One musiałyby być dużo szersze niż gołe pensje zawodników. Premiowanie pieniędzmi za wyniki na boisku wydaje się zrozumiałe i akceptowalne, również przez kibiców. Czytałem o wysokich premiach dla Legii, my też podsumowujemy sezon i premie za 12. miejsce oraz za obecność w finale Pucharu Polski, są całkiem sympatyczne dla zawodników.

O premiach też jest w tekście: 200 tysięcy złotych za każde miejsce wyżej w lidze, z czego pół idzie dla zawodników, pół dla klubu.

Ekstraklasa promuje w ten sposób kluby. Skoro mówimy o bajkowej teorii, musielibyśmy wprowadzić całkowity zakaz dodatkowego premiowania zawodników. Albo robimy wolny rynek, albo zamykamy pewne historie. To musiałaby być umowa między klubami, od tego wyszedł Krzysiek, bo gdyby to był przepis odgórny, gwarantuję, że nie miałby żadnej racji bytu. Szybciutko kluby poszukałyby dziury, w jaki sposób przebić konkurencję, czym skusić piłkarza.

Zawodnicy są w Polsce przepłaceni?

Trudno mi tak powiedzieć. Jeśli ktoś te pieniądze zawodnikowi płaci, to do kogo mieć pretensje? Obie strony umówiły się na pewne warunki, a stosunek cena/jakość to jest sprawa zawsze względna. Nie tylko w Polsce. Tak na szybko: United ściągnęło swego czasu Andersona za potężne – na tamte lata – pieniądze. Miał być wielką gwiazdą, a nie spełnił oczekiwań. Takie pomyłki mogą się zdarzyć. Jeśli zawodnik wymaga i klub się zgadza, trudno stwierdzić, że jest przepłacony. Zawsze można mu powiedzieć „nie”.

Reklama

Gdyby jednak wprowadzić ten pomysł w życie, poziom mógłby pójść w górę? Bo na początku pewnie poszedłby jednak w dół.

Pewnie poziom na początku by spadł. Kilku lepszych zawodników poszukałoby pracy w krajach, które dziś płacą mniej, ale przy tych hipotetycznych warunkach płaciłyby więcej. Co też trzeba zrozumieć, kariera zawodnika trwa ileś lat i trzeba zmaksymalizować zysk. Po fali szoku związanej z tymi zmianami, kurz by opadł i po kilku latach można by wyciągać wnioski. Czy stać byłoby wszystkich, by czekać kilka lat? Wątpię. A czy po paru latach poziom by poszedł w górę… Nie mam pojęciu, to jest rzut monetą. Albo orzeł, albo reszka. Albo moneta stanęłaby na kancie, czyli nic by się nie zmieniło. Nie znaczy to jednak, że nie warto rozmawiać nad bardziej lub mniej realnymi rozwiązaniami.

PP

Najnowsze

Komentarze

42 komentarzy

Loading...