Reklama

Kłopot bogactwa w Ekstraklasie? Obrodziło w dobrych skrzydłowych

redakcja

Autor:redakcja

27 maja 2018, 19:08 • 6 min czytania 64 komentarzy

Że w Ekstraklasie najłatwiej jest wyróżnić twardą walką i jeżdżeniem na dupsku – to wiedzieliśmy od dawna. Na szczęście jednak w zakończonym niedawno sezonie paru zawodników zagwarantowało nam nieco więcej wysublimowanych emocji jeśli chodzi o grę ofensywną. Skrzydłowi byli chyba najładniej, najrówniej i najefektywniej grającymi zawodnikami w przeciągu całego roku. Dlatego przy tworzeniu tego rankingu spotkaliśmy się kłopotem bogactwa – zjawiskiem, które w naturalnych warunkach naszej kopanej występuje równie rzadko co Kometa Halleya widoczna z ziemi.

Kłopot bogactwa w Ekstraklasie? Obrodziło w dobrych skrzydłowych

Nie mieliśmy jednak żadnych problemów, by wyłonić podium. Na pierwszym miejscu oczywiście – poprosimy werble oraz fanfary… Rafał Kurzawa! Nie mogło być innego wyboru. Czy jest ktoś, kto w bieżącym sezonie poczynił większy progres niż on? Jasne, często wytykano zawodnikowi Górnika, iż powinien samemu strzelać gole, ale z drugiej strony ich brak z nawiązką nadrobił asystami. 16 ostatnich podań, zakończonych trafieniami – szacun! Zwłaszcza, że kolejny w tej klasyfikacji piłkarz, Semir Stilić, zaliczył ich 8. Deklasacja konkurencji w wykonaniu Rafała. Nic dziwnego, po chłopaka zgłosił się Adam Nawałka z powołaniem. Rzadko kiedy trafia się w naszej lidze gość na tyle dobry, by od razu wskakiwać do kadry, więc tym bardziej warto go docenić.

Drugie miejsce na pudle wędruje do Arvydasa Novikovasa. Mózgiem czy sercem drużyny nie będziemy go nazywać, aczkolwiek motorem napędowym – już tak. Nie ma dla niego lepszego określenia. To on był tym zawodnikiem, który brał na siebie odpowiedzialność za poczynania ofensywne nawet wtedy, gdy jego kolegom wybitnie nie szło. Szarpał, nawet jeśli musiał robić to w pojedynkę. Double-double co prawda nie wykręcił – zdobył bowiem 9 bramek, a dorzucił do nich 8 asyst – aczkolwiek to nie przeszkadza w żaden sposób uważać go za bohatera Jagi z ostatniego sezonu. Warto też podkreślić, iż Litwin został zarówno najlepszym strzelcem jak i podającym białostoczan, co z jednej strony cieszy, wszak to pokazuje jak duży ma wkład w jej wicemistrzostwo. Z drugiej zaś martwi, wszak Cillian Sheridan, Roman Bezjak i Martin Pospisil nawet nie próbowali deptać mu po piętach.

W przypadku trzeciego miejsca znów zaglądamy do Zabrza, by wyróżnić Damiana Kądziora. Co jak co, ale skrzydła Górnik miał zabójcze. Prawy pomocnik może nie wykręcił aż tak spektakularnej liczby ostatnich dograń (5), ale za to strzelił prawie dwa razy tyle goli. Ta asymetria często sprawiała, że trudno było – zwłaszcza w rundzie jesiennej – rozgryźć ekipę ze Górnego Śląska, a jej ofensywa siała spustoszenie w szeregach obronnych rywali. Damian był też jednym z objawieniem sezonu 2017/18. Jasne, już w I lidze się wyróżniał, ale chyba nikt nie sądził, że drogę od drugiego poziomu rozgrywek do reprezentacji Polski pokona tak szybko. Adam Nawałka na mundial co prawda go nie weźmie, ale to żadna tajemnica, że piłkarz Górnika znajduje się w kręgu zainteresowań selekcjonera. A to chyba najlepsza nagroda dla każdego ekstraklasowicza i bardzo dobry miernik wykonanej pracy.

Do powyższej trójki nikt nie miał podjazdu, natomiast teraz zaczynają się już delikatne schody, a stawka staje się wyjątkowo wyrównana. Wysoko postawiliśmy Michała Kucharczyka, bo… Jak w Legii trwoga, to zawsze do Kuchego. Może się walić i palić, a on zawsze, niemal w każdym ważnym momencie stanie na wysokości zadania. Tak jak pod koniec rundy zasadniczej, gdy strzelił Lechowi, a potem powtórzył to w 37. kolejce, gdy rozstrzygała się walka o mistrzostwo Polski. A po drodze jeszcze było przecież kilka trafień (jeszcze 5) oraz dograń (tyle samo), które zapewniły warszawianom sporo punktów. Pewnie wielu z was się z tymi nie zgodzi, bo Michała się albo kocha, albo nienawidzi, ale na dziś trudno sobie wyobrazić stołeczną ekipę bez tego piłkarza.

Reklama

Ciekawi jesteśmy natomiast jak poradziłaby sobie Jagiellonia bez Przemysława Frankowskiego. Nie żebyśmy snuli jakieś teorie spiskowe – po prostu ten chłopak robił na boisku znacznie więcej, niż wskazywałyby na to jego powierzchowne liczby. 4 gole oraz 5 asyst niby dupy nie urywa, lecz wiatr robiony przez 23-latka na skrzydle już tak. Inne statystyki świadczą bardzo na jego korzyść, dlatego usadowiamy go tak wysoko. 57 stworzonych okazji strzeleckich, spośród skrzydłowych więcej mieli tylk – cóż za niespodzianka! – Kurzawa, Novikovas i Kądzior. 54% celnych dośrodkowań, blisko 80% celności podań, 62% dryblingów… Krótko mówiąc – niejeden ligowiec zazdrości mu takich wyników. Tak samo jak powołań do reprezentacji, a nawet nieco fartownej wygranej rywalizacji z Maciejem Makuszewskim w kadrze na mundial.

Z kolei z Giorgim Merebaszwilim jest odwrotny problem. Bo niby cały czas pozostaje aktywny, lubi być pod grą, ale często sprawia wrażenie gościa, który efektowność przekłada ponad efektywność. Jasne, za odwagę należy go chwalić, wszak tylko Carlitos oraz Novikovas częściej od niego wchodzili w dryblingi, ale robili to znacznie skuteczniej. Gruzin kiwał się ze skutecznością na poziomie 46%, a że większość – nawet znacznie bardziej przeciętnych ligowców – potrafiła wyśrubować ten wynik do 50, a nawet 60%, to trudno zachwycać się Giogrim. Z drugiej strony, gdyby był bardziej skuteczny i w tym aspekcie, to pewnie aż tak długo w Wiśle Płock by nie występował…

Nad nim umieszczamy jednak jeszcze Adama Frączczaka z Pogoni. Trener Runjaić świetnie potrafił wykorzystać jego potencjał, przestawiając go na skrzydło. Wcześniej biegał jako środkowy napastnik i nie było to zbyt dobre rozwiązanie. Z flanki natomiast co chwilę terroryzował rywali, co zaowocowało aż 12 (z 14) golami oraz 5 asystami. I nawet jeśli nabijał te liczby na drużynach z dolnej części tabeli, to i tak ten wynik robi wrażenie. W dużej mierze to dzięki niemu szczecinianie nie uwikłali się w walkę o utrzymanie aż do samego końca sezonu. A że Giorgi nabijał statystyki na podobnych przeciwnikach, lecz nieco rzadziej, to właśnie Polaka stawiamy wyżej w hierarchii. Pomimo małego dysonansu względem braku katowania rywali z górnej półki.

Miejsca 8-10 natomiast przyznaliśmy kolejno Maciejowi Makuszewskiemu, Sebastianowi Szymańskiemu oraz Flavio Paixao. Trudno było ich jakkolwiek porównać, ponieważ każdy z nich znalazł się w tym sezonie w wyjątkowych okolicznościach. Zawodnika Lecha na przykład rewelacyjnie wszedł w sezon, wydatnie przyczyniał się do kolejnych dobrych wyników Lecha, aczkolwiek stracił pół sezonu ze względu na zerwanie więzadeł. Trudno więc było umieścić go wyżej. Z kolei Szymański to jeszcze nieoszlifowany diament. Dopiero wchodzi do seniorskiego zespołu, jego ważną częścią stał się praktycznie dopiero w marcu. Strzela, asystuje, drybluje skutecznie – fajnie, to rokuje naprawdę dobrze. Decyzyjność natomiast poprawi wraz z zbieranym doświadczeniem i pewnie za rok posadzimy go znacznie wyżej. Natomiast zamykający stawkę Flavio wielokrotnie uratował biało-zielone dupska przed jeszcze większym złojeniem ich przez kolejnych przeciwników. Tym samym był jedną z postaci, na którą gdańszczanie mogli narzekać najrzadziej. W klasyfikacji kanadyjskiej nastukał 13 punktów (10 goli, 3 asysty) co dało mu drugie miejsce w drużynie za jego bratem Marco. I nawet jeśli ten drugi się zbuntował pod koniec sezonu, to faktom nie można zaprzeczać – ci dwaj uratowali Lechię przed spadkiem.

Ranking ligowców - ranking ranking

Najnowsze

Komentarze

64 komentarzy

Loading...