Reklama

Najgorszy domowy sezon Piasta a kibice. Gliwickie naczynia połączone

redakcja

Autor:redakcja

20 maja 2018, 11:25 • 7 min czytania 3 komentarze

Nie trzeba szczególnie daleko sięgać pamięcią, by dotrzeć do czasów, gdy stadion w Gliwicach był prawdziwą ekstraklasową fortecą. Kiedy Piast szedł po wicemistrzostwo kraju, nie było w Polsce drugiej tak bezwzględnej dla rywali ekipy. Ale i w okresach, w których przychodziło bić się w strefie spadkowej, miejski obiekt był dla gliwiczan ogromnym atutem. Nawet, gdy nie wypełniał się po brzegi – bo po prawdzie nawet w najlepszych okresach wypełniał się niezwykle rzadko – przyjezdni podkreślali, że jego kameralność miała wpływ na to, że doping dosłownie niósł się po murawie.

Najgorszy domowy sezon Piasta a kibice. Gliwickie naczynia połączone

W zakończonym już dla Piasta sezonie 2017/18 nie było w ekstraklasie zespołu, który zdobył mniej punktów na własnym stadionie. Tylko Lechia była równie słaba.

***

Od kiedy Piast wrócił do ekstraklasy po dwuletnim pobycie na jej zapleczu, nigdy nie prezentował się na własnym boisku tak mizernie na przestrzeni całych rozgrywek. Nigdy nie był pod tym względem najgorszy w lidze. Ba, wielokrotnie pod względem wyników u siebie Piast plasował się w czołówce grupy mistrzowskiej czy spadkowej, w zależności od tego, w której akurat wylądował.

2012/13 (gr. spadkowa) – 5 wygranych, 5 remisów, 5 porażek – ugrane 44% punktów możliwych do zdobycia
2013/14 (gr. spadkowa) – 5 wygranych, 9 remisów, 4 porażki – ugrane 44% punktów
2014/15 (gr. spadkowa) – 10 wygranych, 3 remisy, 6 porażek – ugrane 57% punktów
2015/16 (gr. mistrzowska) – 14 wygranych, 3 remisy, 2 porażki – ugrane 79% punktów
2016/17 (gr. spadkowa) – 8 wygranych, 5 remisów, 5 porażek – ugrane 54% punktów
2017/18 (gr. spadkowa) – 4 wygrane, 7 remisów, 7 porażek – ugrane 35% punktów

Reklama

Mało tego. Nawet, gdy Piast spadał z ligi w sezonie 2009/10, ugrał 36% punktów u siebie, a więc minimalnie więcej niż obecnie.

Dziwnym trafem zdecydowanie najgorszy wynik domowy Piast osiągnął w sezonie, gdy kibice wyrwali swojej drużynie trzy punkty. Trzy punkty, których ugrania była niezwykle bliska w derbach z Górnikiem. No ale wtedy padł płot.

Dziwnym trafem najbardziej gościnny Piast był po incydencie z płotem, po którym sektor młynowy pozostał pusty już do ostatnich sekund sezonu.

I jakoś tak się przy tym wszystkim złożyło, że gdy dziś kibice zmobilizowali się, by wypełnić szczelnie te otwarte sektory i gdy nawet obrażeni na zarząd klubu fani z młyna postanowili spod stadionu poprowadzić doping, Piast osiągnął najlepszy domowy wynik w całym trwającym sezonie.

***

– Atmosfera na trybunach zdecydowanie nie była taka jak wcześniej, kiedy tu przyjeżdżałem. Stadion powodował, że doping zawsze się niósł po murawie, a w meczu z nami tego nie było. Może to też nam trochę pomogło, bo jak jest wsparcie z trybun, to drużyna gospodarzy idzie do przodu, a zamiast tego piłkarze Piasta za zagrania do tyłu słyszeli gwizdy. To zdecydowanie nie pomaga – to słowa Patryka Lipskiego po meczu Piasta z Lechią.  Meczu, na którym młyna – a więc i jakkolwiek zorganizowanego dopingu – już po incydencie z przewróconym płotem nie było.

Reklama

***

O tym, jak istotne potrafi być kibicowskie wsparcie mówił mi też w niedawnym wywiadzie dla Weszło reportażysta James Montague:

– Kibice Liverpoolu postanowili, że w ramach protestu opuszczą trybuny w 77. minucie meczu z Sunderlandem – bo bilety od nowego sezonu miały kosztować właśnie 77 funtów. Liverpool prowadził 2:0, stadion się wyludnił, drużyna straciła dwa gole. Pokazało to dwie rzeczy: po pierwsze – jak źle wygląda to w telewizji, jak bardzo upokarza właścicieli. Po drugie – że ma to bezpośredni wpływ na grę zespołu.

***

Pod tym względem finałowy mecz, mecz o spadek z Bruk-Bet Termaliką, był niezwykle wymowny. Trudno bowiem o lepszy dowód na to, że w przypadku Piasta kibice i piłkarze to system naczyń połączonych. Gdy wypełniało się z jednej strony – porządną grą i szybkim golem – wypełniało się i z drugiej. Choć nie było zorganizowanego dopingu, choć wezwania „wszyscy wstają i śpiewają” czy „druga strona odpowiada” były raczej nieśmiałe i dawały słaby efekt, to jednak wraz z kolejnymi minutami „piknikowe” zwykle sektory jakby się nakręcały. I w drugą stronę – gdy kibice się ożywiali, było też widać ożywienie u piłkarzy.

A fanów było dziś naprawdę sporo. Biletów z pierwotnej puli zabrakło, otwarto bufory, bo w końcu trudno mówić o potrzebie ich zachowania, gdy do Gliwic przyjeżdżają kibice Słoników.

I choć – jak wspominam wcześniej – czasami próby rozkręcenia dopingu były nieporadne, było sporo momentów ciszy czy takich, kiedy, o zgrozo, przyjezdni z Niecieczy byli głośniejsi od miejscowych…

… to jednak jak na mecz bez młyna było całkiem nieźle. Na pewno najlepiej od niesławnego meczu z Górnikiem, od którego – jako przełomowego w kwestiach kibicowskich – po prostu nie da się uciec.

To po starciu z zabrzanami Piast Gliwice zadziałał tak, jak nie działał nigdy wcześniej. Zaczęło się wlepianie zakazów, zamknięto sektory młynowe, zaczęto walczyć z kibicami, którzy wtedy nie spowodowali już „tylko” odpływu pieniędzy z klubowej kasy na kary za pirotechnikę, ale i stratę trzech punktów w najbardziej prestiżowym starciu. W jedynych pozostałych derbach Śląska w ekstraklasie.

Pamiętamy oświadczenie klubu:

„Decyzją Klubu, do końca obecnego sezonu zamknięte dla widowni zostaną sektory O, P, R, S (za bramką). Ponadto, wszystkie osoby, które podczas sobotniego meczu zajmowały miejsca w sektorach P i R (za wyjątkiem posiadaczy karnetów, których tego dnia nie było na imprezie masowej), nie będą mogły zakupić biletu i wejść na Stadion Miejski w Gliwicach do końca sezonu zasadniczego.”

Pamiętamy też, jak alergicznie na fakt, że podobne kroki podjął sam klub, zareagowali fani z sektorów „młynowych”:

„Stowarzyszenie Kibiców „Piastoholicy” z głębokim żalem przygląda się aferom medialnym i złą atmosferą panującą w klubie i wokół niego po derbowym spotkaniu z Górnikiem Zabrze (…).

Druzgocące jest również nastawienie zarządu GKS PIAST do wiernych kibiców dopingujących co mecz swoją drużynę nie mających wpływu na wydarzenia, które miały miejsce podczas derbów. Stowarzyszenie uważa, że stosowanie odpowiedzialności zbiorowej jako środka zaradczego nie przyniesie wymiernych skutków w zapewnieniu bezpieczeństwa, a jedynie skłoni kibiców do późniejszego zrezygnowania w uczestnictwie na meczach GKS Piast.

Od dnia dzisiejszego Stowarzyszenie Kibiców zawiesza wszelką współpracę i kontakty z przedstawicielami klubu GKS Piast jako podmiotu niegodnego współpracy, ze względu na brak możliwości zapewnienia bezpiecznego rozgrywania zawodów sportowych na stadionie miejskim w Gliwicach, wrogie podejście do ogółu kibiców oraz brak jakiegokolwiek dialogu z członkami stowarzyszenia w sprawie zajść w meczu derbowym.”

Mimo to na spotkanie mianowane jednym z najważniejszych w historii Piasta pofatygowali się również i oni. Ci, których po starciu z Górnikiem na trybunach brakowało. Kilkuset kibiców gliwiczan przez władze klubu nieszczególnie mile widzianych – jak sami o sobie mówili/pisali – postanowiło dopingować spod obiektu.

kibice-plakat

Hasło umieszczone na plakatach promujących akcję wspierania drużyny spod stadionu

IMG_4330

IMG_4345

Klasyczne przyśpiewki oczywiście musiały być w odpowiednich proporcjach wymieszane z wrzutkami na zarząd.

Można powiedzieć, że równolegle z piłkarzami, stali bywalcy trybun też rozgrywali swój mecz. I patrząc na zainteresowanie akredytowanych dziennikarzy i fotoreporterów, którzy co jakiś czas schodzili z trybuny, by zobaczyć, co dzieje się pod stadionem, można powiedzieć, że osiągnęli swój cel. Wysłali wiadomość. I choć może nadaję temu zbyt dużą symbolikę to dziś, nie mając przed oczyma murawy i nie do końca wiedząc, jak faktycznie prezentuje się Piast, pokazali najdobitniej, że są w stanie pomagać dopingiem przez 90 minut, niezależnie od postawy piłkarzy. Tak, jak mówił o tym cytowany wcześniej Patryk Lipski – pchać drużynę do przodu, gdy nie do końca idzie.

***

Koniec końców można powiedzieć, że mobilizacja, by dać wsparcie piłkarzom wśród wszystkich grup kibiców była równie imponująca, co wynik – raczej gładkie, trudno powiedzieć, by w którymkolwiek momencie zagrożone 4:0. Piłkarze po meczu podziękowali zresztą nie tylko tym fanom, którzy oglądali ich walkę o utrzymanie z wysokości trybun, ale i tym, którzy 90 minut wraz z przerwami spędzili nie oglądając meczu, a jedynie odświeżając wynik na livescorze lub – bardziej tradycyjnie – oczekując na raporty znajomych „z wewnątrz”.

Nie da się jednak ukryć, że choć dziś i „piknikowi” i „młynowi” fani naprawdę dali fajny pokaz tego, że stoją za swoim zespołem w trudnym momencie, to na dłuższą metę tak się nie uciągnie. Zarząd Piasta i kibice muszą wypracować taki model działania, w którym piłkarze nie dostają rykoszetem przy obustronnym przeciąganiu liny. Bo nie sposób nie stwierdzić, że najbardziej poszkodowaną grupą byli ci, którzy po spotkaniu – jak Gerard Badia w strefie mieszanej – mówili, że większą satysfakcję czuli wczoraj, a nie w dniu, kiedy zostali wicemistrzami kraju.

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...