Świetnie się stało, że o utrzymaniu w lidze decydował bezpośredni mecz Piasta z Bruk-Betem, bo uniknęliśmy niedomówień, korespondencyjnych starć, po prostu obie drużyny dostały 90 minut na udowodnienie swojej wyższości. I ten mecz dobitnie pokazał, kto jest na dziś drużyną lepszą. Jest nią Piast, który wygrał 4:0 i spuścił niecieczan do pierwszej ligi!
Od początku było widać, że Bruk-Bet ma na to spotkanie właściwie jeden pomysł: utrzymać 0:0 przez półtorej godziny. Niestety, ów plan miał jeden feler, bo zapominał o obecności w składzie Mateusza Kupczaka, którego od dawien dawna można nazywać sabotażystą, ale dziś był sabotażystą wyjątkowym. Nawet jak na siebie. Przy pierwszej bramce dla gliwiczan najpierw za krótko wybił piłkę, ale co gorsza, staranował przy tej interwencji swojego bramkarza. A Trela nie mógł leżakować na trawie, bo zaraz do strzału składał się Mateusz Mak. Zawodnik Piasta zrobił to naprawdę umiejętnie, piłka naszła mu na woleja idealnie i wpadła do siatki.
Bruk-Bet miał więc poważny problem. Musiał strzelić gola, a wyglądało na to, że prędzej Nieciecza zorganizuje konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich, niż goście coś upolują. Nie zwalajmy tego na wczesny uraz Śpiączki, bądźmy poważni. Po prostu przyjezdnym, szczególnie w pierwszej połowie, brakowało jakiegokolwiek pomysłu na ofensywę.
A Piast grał swoje, był w jego akcjach koncept i nawet polot, skoro Żivec pozwalał sobie na przekładanki i piętki. Gospodarze zostali za to wszystko nagrodzeni i to w najpiękniejszy sposób, jaki możemy sobie wyobrazić. Bukata przed linią pola karnego zwiódł balansem ciała Grzelaka, a potem huknął kapitalnie, piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Trela nawet nie drgnął, musiałby bowiem stać w tym miejscu przed uderzeniem, by cokolwiek zdziałać.
Gliwiczanie mieli swój wynik, więc po przerwie nieco oddali pola Bruk-Betowi. Goście niby chcieli z tego skorzystać, ale robili to dość nieudolnie, nie zamażą nam obrazy dziesiątki wrzutek. Pewnie, jedna z nich blisko była powodzenia, kiedy Papadopulos wybijał futbolówkę z bramki, a dobitkę Szeligi wyjął Szmatuła, natomiast musiałoby się stać wiele złego dla Piasta, by w ten sposób goście doprowadzili do remisu. Nie było na to większych szans, ekipie Zielińskiego po prostu brakuje jakości.
Zamiast więc bramki kontaktowej obejrzeliśmy cios nokautujący. I znów, jak przy bramce Bukaty, możemy tylko klasnąć i cmoknąć. Żivec uderzył zza pola karnego po długim rogu, wpadło idealnie, jeśli gracie w Fifę to możecie kojarzyć takie uderzenie jako strzał finezyjny. Cóż, nazwa jest trafiona, gdyż finezji w trafieniu Słoweńca było mnóstwo.
Jeśli mówiliśmy o nokaucie, to trzymając się tej nomenklatury, Bruk-Bet mamrotał jeszcze coś po decydującym ciosie – Gutkovskis zmarnował sam na sam – ale to była już herbata po obiedzie. Jeszcze Badia uznał, że chce się poznęcać i podwyższył wynik na 4:0, ale już wcześniej wszyscy na stadionie wiedzieli, również piłkarze gości, że to koniec.
Koniec meczu i koniec Bruk-Betu w ekstraklasie.
[event_results 462875]