Reklama

ZAKSA jako underdog, ale może jednak kogoś ugryzie?

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

12 maja 2018, 11:03 • 7 min czytania 4 komentarze

Na papierze – czwarte miejsce jak byk. Nie dość, że jadą do Kazania, czyli siatkarskiego piekiełka najgorętszego z możliwych, to jeszcze świeżo po przegranych finałach mistrzostw Polski. „Szansy na sukces” nie dostrzegłby tu pewnie nawet Wojciech Mann w swoim słynnym programie. Czy ZAKS-ę Kędzierzyn Koźle stać jednak na sprawienie niespodzianki i zgarnięcie upragnionego medalu Ligi Mistrzów? Rusza Final Four.     

ZAKSA jako underdog, ale może jednak kogoś ugryzie?

To rozgrywki komercyjne tylko dla organizatorów. Skoro nie jest to impreza obowiązkowa, to trzeba przemyśleć, czy warto na niej być. Mocno się nad tym zastanawialiśmy, ale po rozmowach z głównym sponsorem, czyli Grupą Azoty, jednak się zgłosiliśmy – tak jeszcze pół roku temu mówił szczerze na Weszło prezes ZAKSY Sebastian Świderski.

Kiedy przy okazji startu tegorocznej Ligi Mistrzów przyjrzeliśmy się nieco bliżej ekonomicznej stronie rozgrywek, do których kluby najczęściej dokładają, „Świder” przyznał: sezon wcześniej jego klub na grze w Champions League był w plecy kilkaset tysięcy złotych. Dlatego razem z księgową uznał, że być może warto wypisać się z tej zabawy, która może i jest elitarna, ale wyłącznie pod względem poziomu sportowego. Postanowili jednak zaryzykować i klub z rewolty zrezygnował.

Dziś te słowa mogą brzmieć trochę kuriozalnie, bo kędzierzynianie właśnie szykują się do pierwszego meczu w turnieju Final Four (stawkę uzupełniają Zenit Kazań, Sir Safety Perugia oraz Cucine Lube Civitanova) i kasa naturalnie zeszła na dalszy plan. Siatkarze pewnie daliby się pokroić za jakikolwiek medal w Kazaniu, bo taki wynik rozjaśniłby obraz całego sezonu, który – patrząc na oczekiwania – był trochę smętny. Faworyzowana ZAKSA nie zdobyła kolejno ani Superpucharu Polski, ani Pucharu Polski, ani wreszcie mistrzostwa, które dość boleśnie wybiła im z głowy Skra Bełchatów (0:3, 1:3). Niby Kędzierzyn to wciąż absolutny top PlusLigi, ale hormon wygrywania najważniejszych spotkań, który tak obficie wydzielał się w dwóch ostatnich latach, w tym sezonie gdzieś zanikł.

Dlatego też nie ma zbyt wiele obiektywnych przesłanek, żeby wierzyć w pierwszy od 2015 roku medal polskiego klubu w Lidze Mistrzów (srebro Asseco Resovii). Przypomnijmy też, że do dziś jedynym polskim zwycięzcą siatkarskiego Pucharu Mistrzów pozostaje Płomień Milowice, który dokonał tego 40 lat temu. Niedawno zresztą odkurzyliśmy tamtą historię na Weszło.

Reklama

„Wicemistrzostwo porażką? Absurdalne gadanie” 

Zespół Andrei Gardiniego w dzisiejszym półfinale zmierzy się z włoskim Cucine Lube Civitanova, czyli drużyną napakowaną gwiazdami. Osmany Juantorena, Cwetan Sokołow, Dragan Stanković, Micah Christenson, Jenia Grebennikov – taki siatkarski Bayern Monachium. Piekielnie mocna ekipa, ale którą można skaleczyć. Całkiem niedawno przekonała się o tym… ZAKSA, która biła się z Włochami w grudniowych Klubowych Mistrzostwach Świata w Polsce. Nasi mieli ich już niemal nabitych na widelcu, ale jednak przegrali po dramatycznym tie-breaku. Kędzierzyn pamięta tamten bardzo wyrównany mecz, a Lube pamięta, że to były męczarnie.

Na co więc stać ZAKS-ę w stolicy Tatarstanu? Czy przegrany finał PlusLigi wciąż będzie odbijał się czkawką?

Nie uważam, że przegrane finały ze Skrą automatycznie spuściły powietrze z zespołu. W takich sytuacjach czasami bywa wręcz odwrotnie. Pucharu Polski nie ma, mistrzostwa kraju nie ma, ale może właśnie teraz karta się odwróci? Czasami tak to działa – mówi nam Jakub Bednaruk, szkoleniowiec Łuczniczki Bydgoszcz. – Jedno zwycięstwo ZAKSY w tych dwóch meczach na pewno będzie jednak sukcesem. Mam nadzieję, że Kędzierzyn pobije się trochę w półfinale, ale biorąc pod uwagę całość postawy zespołu, startuje raczej z pozycji underdoga, teoretycznie ma najmniejsze szanse. Ciężko jest jednak porównywać się do Lube, Perugii, już nie mówiąc o Kazaniu. Obecność w Final Four to już sukces, który doceńmy. Są finały i to bez przywileju gospodarza.

Zdaniem Bednaruka, dzisiejsza drużyna wydaje się być słabsza niż przed rokiem, kiedy za lejce w Kędzierzynie trzymał jeszcze Ferdinando De Giorgi. – Bo nie ma w niej Dawida Konarskiego (obecny atakujący Maurice Torres w dwóch finałowych meczach ze Skrą uzbierał raptem 18 pkt. – red). Chociaż zgadzam się z Gardinim, który mówi, że przecież nie zawsze można wszystko wygrywać. Byli w finałach, sezon zasadniczy też skończyli na pierwszym miejscu. To nie jest zespół pokroju Skry, która dziesięć lat temu miała czasami nad innymi drużynami taką przewagę, że aż się w głowie nie mieściło. Inne zespoły są po prostu teraz coraz mocniejsze i ciężko będzie co roku wygrywać. Dla ZAKSY na pewno nie był to jakiś świetny rok, ale też nie był on wielką porażką – dodaje.

Chociaż trochę bolało.

Reklama

KEDZIERZYN-KOZLE 05.05.2018 SPORT SIATKOWKA MEZCZYZN PLUSLIGA SEZON 2017/18 - POLISH VOLLEYBALL LEAGUE FINAL DRUGI MECZ FINALU ZAKSA KEDZIERZYN-KOZLE - SKRA BELCHATOW NZ MARIUSZ WLAZLY, RADOSC PO UDANYM ATAKU FOT. MIROSLAW SZOZDA / 400mm.pl / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Waldemar Wspaniały, który w latach 1999-2004 poprowadził ówczesny Mostostal do czterech mistrzostw Polski i trzeciego miejsca w LM, zwraca uwagę, że Cucine Lube jest w trochę podobnej sytuacji do ZAKSY.

Oni też przegrali finał ligi z Perugią. Obie ekipy są w dołku, a z tego co wiem, to dla Włochów liga jest ważniejsza niż wszystkie inne rozgrywki. Zobaczymy, kto się prędzej otrząśnie z tych porażek – mówi były trener reprezentacji próbując znaleźć odpowiedź na obniżkę formy kędzierzynian w końcówce sezonu. – Zespół grał słabiej nie tylko w meczach z Bełchatowem, ale już wcześniej. Problemy ZAKSY według mnie zaczęły się od kontuzji Sama Deroo. Belg nie grał ponad miesiąc, a jak już wrócił, to też nie był już w takiej dyspozycji jak wcześniej. A jaka jest jego wartość dla zespołu, wiadomo. I to ciągnęło się już w meczach z Friedrichshafen i Olsztynem. To były wygrane rywalizacje, ale gra wyglądała gorzej. Jeżeli jednak drużyna zdobędzie medal LM, to nikt nie będzie mógł powiedzieć, że sezon był nieudany.

Marcin Prus, były mistrz kraju z Kędzierzynem i reprezentant Polski: – Finały stały na wysokim poziomie i nie można powiedzieć, że doszło do deklasacji. Chociaż martwiła mnie postawa ZAKSY pod tym względem, że wygrywając we własnej hali pierwszego seta do piętnastu, później nie potrafiła tego dowieźć. Pojawiły się też – moim zdaniem – trochę dziwne zmiany, których nie rozumiałem. Same zmiany zadaniowe jak najbardziej mają sens, ale wszystko powinno być realizowane tak, żeby zespół nie tracił w żaden sposób na sile. Finał niestety przegrany, natomiast fakty są takie, że drużyna ma tytuł wicemistrza i ja nie uważam tego za porażkę. Będę mocno szedł w tym kierunku, że wicemistrzostwo Polski to wciąż dobry wynik. Nie przekreślajmy ZAKSY, bo to tak jakbyśmy skreślali Skrę, bo przez kilka lat nie miała mistrza Polski. To absurdalne gadanie.

I dodaje: – Chciałbym, żeby ZAKSA zaprezentowała w Final Four takie umiejętności, które zamażą tę skazę z nieudanych finałów mistrzostw Polski. Trzeba podnieść głowę do góry i dobrze pokazać się w Kazaniu. Sam spokojnie usiądę przed telewizorem oglądając grę chłopaków.  

Co dałby sobie obciąć trener Wspaniały?

Dobra, patrzmy dalej, bo ZAKSA i Lube to tylko 50 proc. składu tegorocznego turnieju finałowego. W drugim półfinale Zenit Kazań zmierzy się ze świeżo upieczonym mistrzem Włoch, czyli Perugią. Faworytem tego meczu, jak i całej LM, jest oczywiście czołg z Tatarstanu napędzany gazem z Gazpromu, który wygrał trzy ostatnie edycje Champions League.

Armia Władimira Alekny w tym sezonie sumiennie obija wszystkich. W grudniu w końcu zdobyła ostatni brakujący skalp, czyli klubowe mistrzostwo świata, a w kwietniu zdobyła mistrzostwo rosyjskiej Superligi. A żeby być precyzyjnym, dziesiąte w ostatnich… dwunastu sezonach. Hegemon w całych rozgrywkach na rodzimym podwórku przegrał tylko dwa spotkania w sezonie zasadniczym. Trudno więc nie upatrywać w nim głównego kandydata do pucharu.

Na pewno dodatkowym smaczkiem będzie to, że turniej ten będzie pożegnaniem z Rosją Wilfredo Leona, czyli prawdopodobnie najlepszego dziś gracza świata, a na pewno najlepiej opłacanego. Kubańczyk z polskim paszportem, który przez cztery lata gry w Kazaniu wygrał wszystko, dogadał się już jak wiadomo z Perugią. W sobotę zagra więc przeciwko swoim nowym kumplom. Jego przyszły szef, czyli szkoleniowiec Perugii Lorenzo Bernardi, będzie próbował popsuć mu pożegnanie z rosyjską ziemią. Jak mówi, po mistrzostwie Włoch jego zespół wciąż nie jest syty i ma apetyt na coś więcej. Tyle tylko, że dziś to Zenit jest największym drapieżnikiem. I znów rusza na żer.

Jeżeli Kazań nie wygra, na pewno będzie to duża niespodzianka. Chociaż nie zapominajmy, że oba włoskie zespoły też są z najwyżej półki, a i dla ZAKSY będą to już czwarte finały Ligi Mistrzów – przypomina Waldemar Wspaniały. Kędzierzynianie poprzednio w Final Four grali w latach 2002 (4. miejsce), 2003 (3.) i 2013 (4.).

Kibice pewnie pamiętają, że Wspaniały, kiedy prowadził kędzierzynian, miał dość ciekawy zwyczaj. Po każdym zdobytym mistrzostwie Polski dawał sobie coś obciąć. W ten sposób tracił włosy, wąsy, nawet… nogawki. Co dałby sobie obciąć za medal ZAKSY w Kazaniu? – Wie pan, co było do obcięcia, zostało obcięte, a co do ogolenia, zostało ogolone. Poza tym to już nie ten wiek i nie ta fantazja co kiedyś. Niech zdobędą medal bez obcinania.

RAFAŁ BIEŃKOWSKI 

Fot. newspix.pl

*

Terminarz Final Four LM w Kazaniu:

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – Cucine Lube Civitanova (półfinał, sobota godz. 15)
Sir Safety Perugia – Zenit Kazań (półfinał, sobota godz. 18)
Mecz o 3. miejsce (niedziela godz. 15)
Finał (niedziela godz. 18)

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...