Konsekwencja. W polskich klubach często towar mocno deficytowy. W Piaście Gliwice – wręcz przeciwnie. Jak nie wygrywa u siebie od listopada 2017, tak nie wygrał i dziś. Jak nie strzelał w pięciu z siedmiu tegorocznych meczów przy Okrzei, tak nie strzelił i dziś. Jak pomagał wiosną bezpośrednim rywalom do utrzymania, tak wyciągnął do jednego z nich rękę i dziś.
Lechia Gdańsk nie przyjechała do Gliwic zdominować Piasta. Nie narzuciła swojego stylu od pierwszych minut, nie wgniotła siłą gospodarzy w ich pole karne. Nie. Wyglądała dramatycznie. Nie potrafiła zawiązać konkretnej akcji ofensywnej. Gdy okazja do kontry nadarzyła się sama i lechiści wyszli trzech na dwóch, Mladenović zamiast podać i otworzyć drogę do bramki, trafił w Sedlara, próbując jeszcze apelować o odgwizdanie karnego za zagranie ręką. Tak im się ten mecz układał.
Piast tymczasem szarpał, próbował sforsować defensywę Lechii, która często ratowała się w ostatniej chwili. A to Borysiuk, a to Nalepa ofiarnym wślizgiem blokowali uderzenia gliwiczan, a to znów minimalnie mylił się Żivec, któremu w pierwszej części meczu koło nosa przeszła możliwe, że bramka sezonu. Finezyjnie uderzona piłka postanowiła jednak, że poszybuje z niewłaściwej strony słupka.
A wtedy – strzał w pysk, którego nikt z piastunek się nie spodziewał. Długa piłka z rzutu wolnego na aferę, zgranie i wreszcie zbyt krótkie wybicie Pietrowskiego, którego myśli krążyły już chyba wokół wyjścia do toalety w przerwie meczu. Michała Nalepy o wybitne zdolności snajperskie nigdy nie podejrzewaliśmy, ale takiej okazji na premierowego gola zmarnować nie mógł.
Piast jednak nie odklepał. Nie dał się rzucić na deski golem do szatni. Ale znów – nie potrafił uwieńczyć starań bramką. Nawet, gdy defensorzy rywali już nie nadążali z blokiem, gdy Konczkowski, Angielski czy Żivec walili z dystansu jak w bęben. Wtedy jednak wykazywał się Kuciak – o ile strzały pierwszych dwóch były jeszcze relatywnie łatwe, w środek bramki, o tyle przy trzecim, gdy był zasłonięty i miał mało czasu na reakcję, był znów Kuciakiem z najlepszych meczów w Gdańsku czy wcześniej w Warszawie.
To, co nie udało się Piastowi, raz jeszcze zrobiła zaś Lechia. Znów – przy fatalnej postawie obrony gliwiczan. Za Sławczewem nie poszedł do końca Jodłowiec, dzięki czemu Bułgar mógł odegrać głową do Oliveiry. Oliveiry nie pokrył zaś odpowiednio Sedlar, pozwalając Szwajcarowi na uderzenie. Nieporadne, jak cały jego występ (chwilę wcześniej w świetnej sytuacji strzelił prosto w Szmatułę), zakończone urazem, ale jednak celne.
14 wygranych dwa sezony temu. 8 zwycięstw w poprzednim sezonie. Zaledwie 3 w obecnych rozgrywkach. Z twierdzy, w której sukcesem było wyszarpanie punktu, a wielkim wyczynem zdobycie kompletu “oczek”, stadion przy Okrzei przeistoczył się w domek ze słomy, który można zdmuchnąć bez uprzedniego nabierania powietrza w płuca.
[event_results 456210]
fot. FotoPyK