Reklama

Najskromniejszy chłopak z najlepszą lewą nogą

redakcja

Autor:redakcja

30 kwietnia 2018, 11:51 • 11 min czytania 32 komentarzy

Andy Cole i Teddy Sheringham grając razem w ataku Manchesteru United potrafili rozmontować niejedną defensywę, choć poza boiskiem w ogóle się do siebie nie odzywali. Coś podobnego na początku tego sezonu przeżywał jeden z nowych piłkarzy Górnika Zabrze. Na murawie szybko znalazł wspólny język z Rafałem Kurzawą, ale poza nią długo nie wymienili nawet kilku słów na temat pogody. Jednak o ile w przypadku Anglików powód ciszy był mniej więcej znany (poszło o chamskie zachowanie starszego w trakcie debiutu Cole’a w kadrze), o tyle świeżak w szatni zabrzan przez jakiś czas główkował nad tym, co może być przyczyną. Spotkali się wcześniej w lidze i przesadził? Facet nie przepada za nowymi i pokazuje to właśnie w ten sposób? Nieświadomie startował do jego dziewczyny? Żadna z wersji nie trzymała się kupy. Dopiero później dowiedział się, że niczym nie zawinił. Bo Kurzawa, dziś jego niezły kolega, taki już jest. Inny. Nietypowy. Ma swój świat i musi minąć trochę czasu, zanim uchyli do niego drzwi. 

Najskromniejszy chłopak z najlepszą lewą nogą

Przekonaliśmy się o tym, gdy chcieliśmy umówić się z nim na wywiad. Ludzie odmawiają nam z przeróżnych powodów. Bo nas nie lubią. Bo nie chcą się nikomu narazić. Bo nie jest im to do niczego potrzebne. Bo – nasze ulubione – za dużo jest ostatnio szumu i chcą się skupić na piłce. Rafał Kurzawa jest bodaj pierwszym piłkarzem w naszej blisko dziesięcioletniej historii, który nie chciał odpowiadać na pytania, bo – jak dowiedzieliśmy się od pracowników klubu – “taki już jest”. Mówiąc wprost – wstydzi się. 

Gdy zarzuciliśmy kiedyś Leszkowi Ojrzyńskiemu, że w czasie swojej pracy w Górniku wolał sprowadzać miernych piłkarzy, zamiast odważnie postawić na chłopaków, których miał wtedy pod nosem, a dziś prowadzą oni zabrzan do zwycięstw, obecny trener Arki starał się odbijać piłeczkę. O Kurzawie, w teorii swoim największym niedopatrzeniu, powiedział coś takiego: – Dostawał ode mnie szanse. Miał umiejętności widoczne z daleka, ale nie potrafił się sprzedać. Był jakiś problem natury mentalnej. Wszedł do szatni, zobaczył starych repów i się w niej nie odnalazł. Najwidoczniej dopiero teraz, gdy w Górniku dominuje młodzież, a jemu przypada ważna rola do odegrania, poczuł się pewniej. 

Składając do kupy te trzy obrazki, trudno nie zadać sobie pytania, czy Rafał Kurzawa ma odpowiedni charakter, by zaznaczyć swoją obecność w dużej piłce. W lidze zdecydowanie lepszej niż ekstraklasa oraz w reprezentacji, do której ostatnio powołuje go Adam Nawałka. W tym sezonie rodzimej Bundesligi pomocnik Górnika zaliczył już 15 asyst, a w całej lidze próżno szukać zawodnika, który może pochwalić się przynajmniej połową tego dorobku. Czysto piłkarsko przerósł więc kolegów po fachu zdecydowanie, ale – jak mawia Zbigniew Boniek – w dużą piłkę gra się od szyi w górę. O głowę Kurzawy postanowiliśmy zapytać tych, którzy wiedzą, co w niej siedzi. 

Reklama

Świba to niewielka wioska, mieszka w niej około tysiąc osób. Nieco ponad 80 kilometrów jest stąd do Wrocławia, ale podlega pod położony ponad dwa razy dalej Poznań. Tu, w miejscowym Sokole, zaczyna się historia Kurzawy, który każdą wolną chwilę spędza na uganianiu się za piłką. A raczej „Owena”, bo właśnie tak, ze względu fizyczne podobieństwo do słynnego Anglika, wołają na niego wszyscy. Akcja szybko przenosi się jednak do oddalonego o kilka kilometrów Kępna. Kurzawa trafia do Marcinków. Zespołu, o którym dziś słyszeli nie tylko ludzie zajarani prowincjonalną piłką, bowiem to właśnie z tego klubiku w Polskę wyjechali tacy piłkarze jak Kurzawa, Patryk Tuszyński, Kamil Drygas czy Fabian Piasecki, który właśnie prowadzi Miedź Legnica do awansu do ekstraklasy. Trener Jacek Falszewski, wieloletni wychowawca tutejszej młodzieży, zapewnia, że z czasem będą następni. Przy czym zaznacza, że większego talentu od Kurzawy nie widział nigdy. 

Trudno wierzyć w przypadek, ale równie trudno uzyskać od niego odpowiedź na pytanie, skąd na prowincji taki urodzaj. Przechwałki raczej nie leżą w jego naturze. Przede wszystkim praca i koncentracja na drużynie juniorów, na co w innych miejscach nie można liczyć. Jednak jedną rzecz stara się podkreślić grubą linią. 

– Prowadzę teraz rocznik w wojewódzkiej lidze juniorów, mam w drużynie 22 chłopaków. Niech pan zgadnie, ilu z nich jest z Kępna? 

– Dziesięciu? 

– Jeden jedyny! Może mają tu za dużo atrakcji? Kępno nie jest duże, ale i tak widać różnicę pomiędzy chłopcami. Tym z wiosek się chce. Wiedzą, że muszą więcej dać od siebie, by do czegoś dojść. Przyjeżdżają do nas na rowerach, czasami po kilkanaście kilometrów. Rafał to właśnie taki chłopak. Najpierw trenował w Marcinkach, a później wracał do siebie na wieś i dalej ganiał za piłką. Kończył dopiero, gdy robiło się ciemno. Komputery już były popularne, ale on z Pawłem Baraniakiem, z którym byli nierozłączni, wolał pograć jeden na jednego. To bardzo ważne, bo widzę, że piłkarze szkoleni od początku w akademiach, gdzie kładzie się nacisk na grę piłką, mają z tym problem. Tacy jak Rafał mają przewagę, bo wynieśli to z podwórka. 

Zrzut ekranu 2018-04-30 o 10.52.56

Reklama

Wspomniany Baraniak jest dziś zawodnikiem MKS-u Kluczbork. Przyznaje, że nie potrafi zliczyć goli, które strzelił z podań Kurzawy i podkreśla, że taki kolega to prawdziwy skarb. Do pewnego momentu tworzyli nierozerwalny duet. Tuż po szkole podstawowej razem przenieśli się do Poznania, by uczęszczać do klasy sportowej w gimnazjum. To ważny czas w życiu Kurzawy, bo zahukany chłopak ze wsi usamodzielnił się i zmężniał. Początki nie należały do najłatwiejszych. – Miejscowi nie lubili „piłkarzy”. Cały czas coś się działo, byliśmy zaczepiani, dochodziło do sprzeczek. Spuszczaliśmy głowy w dół i się nie wychylaliśmy. Tym bardziej, że mieszkaliśmy w nieprzyjemniej dzielnicy i kozaczenie mogło się źle skończyć. Przetrwaliśmy pierwszy rok i było lepiej. 

Po gimnazjum Baraniak został w Poznaniu, bo propozycję złożył mu Lech Poznań. – Mówiło się, że Rafał też miał możliwość, żeby trafić do Kolejorza, ale sam nie chciał iść, jednak to nieprawda. Gdyby dostał propozycję, na pewno trafilibyśmy tam razem. Na szczęście wyszło mu to na dobre – mówi przyjaciel reprezentanta Polski, a trener Falszewski dodaje: – Nie poznali się na nim w Lechu, ale błyskawicznie im się odpłacił. Z Górnikiem trafił na drużynę z Poznania w ćwierćfinale mistrzostw Polski juniorów, zagrał świetnie i jego zespół przeszedł dalej. 

Chwilę wcześniej pojawiła się nawet możliwość wyjazdu do Anglii, by tam uczyć się fachu wśród najlepszych. Wszystko za sprawą firmy Nike, która zorganizowała program „Szansa”. Wiadomo, jak bywa z “piłkarskimi diamentami” i innymi tego typu zabawami, ale sam fakt, że jury spośród tysięcy kandydatów z całej Polski wybrało właśnie Kurzawę (i Bartłomieja Kasprzaka, dziś piłkarza Sandecji Nowy Sącz), był znaczący. Młody pomocnik Górnika pojechał do Londynu, by powalczyć o jeden z ośmiu kontraktów, które czekały na 100 najlepszych kandydatów z całego świata, ale na fajnej przygodzie się skończyło. – Trzymałem kciuki, by został. Chłopakom przyglądał się między innymi Arsene Wenger, Rafał był oczarowany całą otoczką, ale koniec końców dostał tam tylko jakieś 15 minut na lewej obronie, więc nawet nie mógł się pokazać – mówi Falszewski. 

Pomimo tego, że Kurzawa odnosił pierwsze sukcesy i jego talent był dostrzegany, miewał chwile zwątpienia. Największe przyszło wtedy, gdy trzeba było postawić krok w kierunku seniorskiej piłki, a w Górniku zdany był na łaskę… Adama Nawałki. Obecny selekcjoner z jednej strony zapraszał chłopaka na treningi z pierwszą drużyną, a z drugiej – nie do końca widział dla niego miejsce w swojej ekipie. – Był taki moment, że chciał dać sobie spokój z piłką. Myślał o tym, żeby wrócić do siebie i ewentualnie pokopać gdzieś w niższej lidze. Ostatecznie zdecydował się powalczyć. Trafił do Rybnika, gdzie grał regularnie, zaliczał mnóstwo asyst i zrobił z drużyną awans do pierwszej ligi – podkreśla Baraniak. 

Gdy przytaczamy Janowi Żurkowi wspominaną opinię Leszka Ojrzyńskiego, były trener Górnika kręci głową. Pomimo wcześniejszych szans, które piłkarz dostawał, trzeba powiedzieć, że to właśnie ten szkoleniowiec jako pierwszy zdecydowanie na Kurzawę w Zabrzu postawił. Okoliczności nie były za wesołe, gdyż Górnik grał o utrzymanie, którego ostatecznie nie udało się wywalczyć. – Będąc w klubie i patrząc z boku, zawsze ubolewałem nad tym, że nie wykorzystywano jego potencjału. A naprawdę nie trzeba było wiele, by dostrzec, że to nietuzinkowy piłkarz. Tymczasem ciągle go albo wypożyczano, albo chciano wypożyczyć. Za Ojrzyńskiego było tak samo. Został w kadrze chyba tylko przez jakiś zbieg okoliczności, kontuzję innego gracza. Każdy trener ma jakieś swoje spojrzenie na zawodników, ale Rafał udowodnił, że tamto było błędne. Grał w trudnym momencie i wyglądał bardzo dobrze. 

Wtóruje mu Falszewski: To chyba był bardziej problem Leszka Ojrzyńskiego. Rafał z reguły nikogo nie krytykuje, ale dało się wyczuć, że nie było im po drodze. To chłopak z charakterem. Mało mówi, ale jest strasznie inteligentny. Poza tym, zawsze miał kolegów i był lubiany, bo broniła go postawa na boisku, gdzie – tak swoją drogą – już taki grzeczny nie jest, bo potrafi powalczyć czy złapać kartkę. Czasami ludzie mylą pojęcia, a to, że w życiu codziennym jest taki zamknięty czy nie rozmawia z dziennikarzami, nie wynika z buty czy z myśli, że jest ponad to. Po prostu oszczędza słowa. Nieraz sam mu mówię, że czasami powinien się pokazać. Teraz był na reprezentacji i miał iść na konferencję prasową. Ostatecznie nie poszedł. Moim zdaniem od czasu do czasu powinien zabrać głos, bo to też jest ważne dla jego kariery. Ciągle woli jednak odpowiadać na boisku. 

Jeszcze raz Żurek: – W szatni zawsze jest mnóstwo różnych osobowości. Prowadziłem w swoim życiu bardzo wielu zawodników i nigdy nie interesowało mnie to, czy ktoś mówi dużo czy mało, czy ma dwie kobiety czy nawet trzy. Najważniejsze było to, jak wyglądał na treningach, oczywiście do momentu, w którym osobowość czy życie prywatne nie przeszkadzały w pracy. Nie zauważyłem, by Rafał miał trudności. Był i jest bardzo lubiany. Powiem tak – jeśli ktoś jest kozakiem, to zawsze będzie. Grupa to wyczuwa i tak też było w przypadku Rafała. Ma szacun. 

Jeśli głowa Kurzawy jest potencjalnym zagrożeniem, gdy mówimy o zrobieniu dużej kariery, to za największy atut w tej walce bez zwątpieniu uznać musimy lewą nogę. Czasami wydaje się, że mógłby nią nie tyle wiązać krawaty, co radzić sobie z najtrudniejszymi węzłami, wykonywać rysunki techniczne i zajmować się innymi wymagającymi precyzji zadaniami. Falszewski wspomina, że od zawsze to było coś, co go wyróżniało: – Gdy Rafał miał jakieś 11 lat, pojechaliśmy na obóz sportowy. Akurat w tym samym ośrodku pojawił się Stefan Majewski, więc zaprosiłem go na trening. Chłopcy strzelali prostym podbiciem i większość piłek walili nad bramką. Źle ustawiali stopę. Majewski w pewnym momencie kazał im wszystkim ściągnąć buty, żeby coś pokazać. I tylko do Kurzawy powiedział: „ty chłopcze nie musisz, bo nogę masz już ułożoną!”. 

Z kolei Żurek podkreśla, że najważniejsza w tym wypadku była jednak ciężka praca. – Z tym nikt się nie rodzi. To nie tak, że geniusz Kurzawa wstał z łóżka i od razu wrzucał piłki na nos. Liczy się ćwiczenie, ćwiczenie i ćwiczenie, ile wlezie. Oczywiście trzeba mieć predyspozycje, ale przede wszystkim dużo poświęcić, żeby je rozwijać. A Rafał często zostawał po treningach i dalej zostaje, by doskonalić stałe fragmenty. W efekcie mogę powiedzieć, że nie spotkałem w swojej karierze piłkarza z lepszą lewą nogą. Z prawą bym może znalazł, ale jeśli chodzi o lewą, to nie ma szans! 

Wszyscy rozmówcy jak jeden mąż podkreślają, że do sufitu Kurzawie jeszcze daleko. Jako argument padają między innymi słowa o pozycji na boisku. U Marcina Brosza, u którego piłkarz na dobre zyskał pewność siebie i status gwiazdy drużyny, grywał nawet na lewej obronie. Poprawił dzięki temu grę w defensywie, ale na dłuższą metę nikt, włącznie z aktualnym trenerem, nie wyobrażał sobie, że piłkarz obdarzoną taką kreatywnością będzie występował tak daleko od bramki rywala. Przesunięcie na skrzydło było naturalne. Nie brakuje jednak głosów mówiących, że Kurzawa jest w stanie dać jeszcze więcej, gdy ustawiany będzie w środkowej strefie boiska. – To nie jest typ szybkościowca, który swobodnie biega po skrzydle. To znaczy potrafi rozwinąć dużą prędkość, ale brakuje mu tego odejścia na pierwszych metrach. Dużo lepiej czułby się w środku. Widzieliśmy się kilka dni temu, rozmawia ze mną szczerze i sam to przyznaje. Ale jednocześnie to typ, który bez słowa sprzeciwu zagra tam, gdzie trener go potrzebuje – zapewnia Falszewski. 

Trener Marcinków na co dzień mocno żyje dokonaniami swojego wychowanka. Po każdym meczu wymienia z nim sms-y, a gdy schodzimy na temat kadry, nie potrafi ukryć wzruszenia. – Duma to mało powiedziane. Ja się poryczałem, gdy debiutował! Doskonale wiem, ile go to kosztowało. I jest jeszcze jedna rzecz, którą u Rafała bardzo wszyscy cenimy – on wie, gdzie są jego korzenie. Przyjeżdża tu, dopytuje się, czy czegoś potrzeba, pomaga. Nie wstydzi się tego, skąd pochodzi. Szczerze mówiąc, to on żadnych wielkich pieniędzy jeszcze nie zarabia, ale i tak udziela się charytatywnie. To mnie trochę martwi, bo chciałbym, żeby z tej piłki już coś miał. Nie przedłużył kontraktu z Górnikiem i z jednej strony szkoda, bo jak odejdzie za darmo, to znowu nic nie dostaniemy dla naszych chłopaków, ale z drugiej – ma 25 lat, młody nie jest i to najwyższa pora, żeby zacząć poważnie grać i zarabiać, bo kariera nie trwa wiecznie. Dość czasu już stracił, bo ktoś go nie docenił. 

MATEUSZ ROKUSZEWSKI

Fot. Newspix.pl, FotoPyK

Sprawdź inne materiały z cyklu “Kierunek jest jeden”:

Lodówka pełna celów. Damian Kądzior nie przestaje marzyć,

Bereszyński: Gdyby nie transfer do Legii, widzę siebie w drugiej lidze,

Piotruś został w Ząbkowicach. Rodzinne pogotowie, nagrody na zeszyt, łzy we Francji.

Najnowsze

Weszło

Ekstraklasa

Feio, Zieliński i Mozyrko – od współpracy do wojny. Kulisy konfliktu w Legii!

Szymon Janczyk
156
Feio, Zieliński i Mozyrko – od współpracy do wojny. Kulisy konfliktu w Legii!
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
58
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Komentarze

32 komentarzy

Loading...