Reklama

Panie Zlatanie, ładnie się pan przedstawił w Stanach!

redakcja

Autor:redakcja

01 kwietnia 2018, 12:32 • 4 min czytania 23 komentarzy

20 kwietnia 2017 roku był dniem wyjątkowo pechowym w jego życiu. Jak dotąd miewał przeróżne urazy, ale tak groźny nie przydarzył mu się jeszcze nigdy. No ale jeśli masz już 36 lat na karku, a wciąż występujesz w lidze tak wymagającej jak angielska, to całkiem naturalne, iż organizm w pewnej chwili może odmówić posłuszeństwa. Jemu nie wytrzymały więzadła w kolanie po niefortunnych lądowaniu po pojedynku powietrznym. Chociaż mowa o Zlatanie Ibrahimoviciu wątpiliśmy szczerze, czy aby na pewno jeszcze się podniesie.

Panie Zlatanie, ładnie się pan przedstawił w Stanach!

W tym sezonie wrócił, ale powiedzmy sobie szczerze – nie był to powrót króla. 102 minuty w Premier League, 69 w EFL Cup i nieco ponad kwadrans w Lidze Mistrzów. Dramatyczny wynik i sformułowanie „lack of fitness” pojawiające się co chwilę w przeróżnych artykułach o nim. Szwed po prostu zaczął starzeć się brzydko, choć jeszcze jakiś czas temu był chyba ostatnim graczem na świecie, którego podejrzewaliśmy, że właśnie tak może zakończyć karierę – zniszczony przez uraz.

Nie było sensu dalej ciągnąć mariażu z United, obie strony podjęły więc słuszną decyzję o zakończeniu współpracy. Praktycznie równolegle do tej informacji świat obiegła także inna – Ibrahimović przeniesie się do MLS. Co się odwlecze, to nie uciecze, chciałoby się powiedzieć, wszak z amerykańską ligą łączyło się go już od ładnych paru lat. Komentarz samego piłkarza? – To powinno było się wydarzyć jeszcze przed moim dołączeniem do Manchesteru United – stwierdził na powitalnej konferencji prasowej.

Ogólnie jego powitanie w Los Angeles wypadło kapitalnie, ale czy akurat temu należy się dziwić? Bardziej zastanawialiśmy się, czy aby na pewno szum wokół tego transferu okaże się współmierny do późniejszej jakości dawanej przez Zlatana na boisku. – Przez ostatnie dwa miesiące trenowałem codziennie, ale nadal nie czuję się gotowy na 100% – przyznał otwarcie. Wyrobioną markę ma jednak na takim poziomie, iż nawet gdyby do Kalifornii zajechał na wózku inwalidzkim i tak byłby witany w niej niczym superbohater. A wariactwo było naprawdę spore, wszak na lotnisku zebrał się pokaźny tłum kibiców.

Reklama

– Kiedy przychodził tu David Beckham, dało całej lidze dużo napędu w rozwoju. To samo stało się, gdy w MLS zaczynali grać Steven Gerrard i Robbie Keane. Ja też zamierzam się temu przysłużyć. I nie, nie jestem arogancki, tylko pewny siebie – opowiadał Szwed pierwszego dnia.

No i cóż, jeśli ktoś naprawdę był sceptyczny wobec przenosin byłego gwiazdora PSG czy Interu do Stanów Zjednoczonych, to po wczorajszym meczu musiał zamknąć usta, czy tego chciał, czy też nie. Na StubHub Center rozgrywano bowiem derby Los Angeles, Galaxy mierzyło się z dopiero co powstałym LA FC, którego barwy przywdziewają obecnie choćby Carlos Vela. Scenariusz meczu rozpisano chyba w Hollywood, bo to właśnie ci drudzy prowadzili wczoraj już 3:0 i gdy wydawało się, że nic już im nie może zagrozić, byli w stanie tę przewagę roztrwonić. Zgadnijcie kto odegrał pierwszoplanową rolę w tym niesamowitym comebacku? Oczywiście, Ibrahimović pojawił się na boisku w 71. minucie, nie długo potem strzelił gola na 3:3. Ale to nic, bo już w doliczonym czasie drugiej połowy dołożył jeszcze jedno trafienie, dzięki któremu Galaxy zgarnęło trzy punkty. Nie będziemy wam opisywać jak padły owe bramki. To po prostu trzeba zobaczyć.

Cholera, wy też czujecie dysonans? Bo z jednej strony tutaj nie sposób nie rozdziawić japy, wypowiadając głośno „wooooow!”. Z drugiej zaś powinniśmy być przyzwyczajeni do takich spektakularnych goli w jego wykonaniu. Z trzeciej, może największe wrażenie w tym wszystkim robi właśnie to, że Ibra właśnie pokazał całemu światu, iż został za wcześnie skreślony? Chyba tak. – Ludzie krzyczeli, że chcą Zlatana, no to dostali – podsumowywał krótko.

Fani LA Galaxy mogą już chyba odetchnąć z ulgą – nie dostali do drużyny emeryta na dorobku, lecz (pomimo wieku) pełnowartościowego gracza, który zamierza błyszczeć nie tylko na konferencjach prasowych.

Reklama

Ale już tak zostawiając z boku wszystkie aspekty stricte sportowe… Wydaje się, iż Szwed trafił do idealnego dla siebie miejsca pod względem marketingowym i PR-owym. Gość ma we krwi robienie show nie tylko na boisku, a gdzie będzie miał do tego lepszą okazję niż w sąsiedztwie Hollywood? Nie że od razu zacznie grać w filmach, ale Los Angeles daje jednak mnóstwo możliwości biznesowych oraz wizerunkowych, a te akurat Ibra oraz jego współpracownicy potrafią wykorzystać. Tak jak zaraz po podpisaniu przezeń kontraktu z Galaxy, gdy w gazecie „LA Times” wykupił reklamę na całą stronę, po czym zamieścił na niej tylko napis „Drogie Los Angeles, nie ma za co” oraz swój własnoręczny podpis. Coś nam mówi, iż niczym niegdyś David Beckham, który de facto przekonał Szweda co do słuszności transferu do MLS, Zlatan wiele zyska na tej przeprowadzce nie tylko piłkarsko. Zresztą, jego klub podobnie, bo napastnik nakręci wokół niego pozytywną koniunkturę.

Parafrazując klasyk – widzimy, że pan się ładnie przedstawił przed, nam tutaj w tej chwili kibicom, przed tymi milionami kibiców…

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

23 komentarzy

Loading...