Wątpliwe, by koszulka reprezentacji Polski z „Teodorczyk” na plecach została hitem sprzedażowym. Wątpliwe, by gdzieś w Polsce przelano rzekę łez, gdy Łukasza zabrakło wśród powołanych na poprzednie zgrupowanie. Mecze z Nigerią i Koreą Południową mogą być dla niego ostatnią szansą, by zapracować na bilet do Rosji.
Łukasz Teodorczyk to przypadek niejednoznaczny. Jego zeszłoroczny bilans bramkowy był po prostu oszołamiający. Trzydzieści goli w barwach Anderlechtu – o tak skutecznym napastniku poprzedni selekcjonerzy reprezentacji Polski mogli pomarzyć. Otwierałby skład u niejednego. A przecież nie był to jednorazowy wyskok Teo, w Polsce także trafiał regularnie, a w Dynamie Kijów może nie rozdawał kart, ale nie przepadł i swoje w Lidze Mistrzów zagrał.
Pod względem pozycji w europejskiej piłce, to numer trzy naszego ataku, po Lewandowskim i Miliku. Stan rzeczy może się wkrótce zmienić, jeśli Kownacki będzie się dalej harmonijnie rozwijał, względnie jeżeli Stępiński złapie drugi oddech, ale na ten moment tak to wygląda. Ma to o tyle większe znaczenie, że Milik – nie pudrujmy rzeczywistości – stracił sezon.
Ale z drugiej strony, czy kiedykolwiek Teodorczyk w sposób wyraźny pomógł kadrze? W meczach o punkty zrobił jedną asystę, z Rumunią na wyjeździe. Bramki? Jedna w sparingu ze Słowenią. Mocno przeciętny bilans jak na zawodnika, który w pewnym momencie w Belgii strzelał seryjnie. W kadrze nie wypracował sobie roli groźnego dżokera, który może wejść z ławki, wzmocnić siłę ognia i mocno postraszyć.
Ten sezon Teodorczyk zaczął fatalnie. Więcej mówiło się o jego kłopotach, niż golach. Miał długą passę bez bramki, którą urozmaicał choćby wyleceniem z boiska za próbę wymuszenia karnego (drugie żółtko z Charleroi). Mecz uczcił otwieraniem drzwi szatni z główki, co pokazywały później belgijskie media. Frustracja w nim kipiała. Przez całą jesień strzelił trzy gole.
Przebudził się w ostatnich tygodniach i to w spektakularnym stylu.
Sześć trafień w trzech ostatnich spotkaniach musi budzić respekt. Dzięki bramkom Polaka Anderlecht przerwał passę pięciu meczów bez zwycięstwa. Zbił Mouscron 5:3 (hattrick Teo i asysta), 3:2 Zulte Waregem (dwa gole), 2:1 Antwerpię (jedno trafienie).
Powołanie Teo nie jest ani na wyrost, ani za dawne zasługi. Łukasz uczciwie zapracował na szansę, tu i teraz jest w wyjątkowym gazie.
Z tym, że klub i kadra, to dwie różne sprawy. Czas, by także w meczach reprezentacji Polski pokazywał co umie. W obliczu kłopotów Milika otwiera się przed nim szansa. Niewielu z powołanych ma tak wiele do zyskania podczas dwóch najbliższych meczów.