Ekstraklasę dosłownie skuło lodem. Arktyczne warunki po raz pierwszy od lat wymusiły na klubach zadanie sobie pytania – kim są i czego oczekują ci szaleńcy, którzy kupują nasz produkt w kasach biletowych? Odpowiedź okazała się zaskakująca – to ludzie, prawie tacy sami jak my, odczuwający zimno, gorąco, głód i inne ludzkie rzeczy. Nie jesteśmy szczególnie zdziwieni, że niektóre kluby nie potrafiły sobie poradzić wobec tak sensacyjnego odkrycia i zakałapućkały się w rozdawaniu herbat w zamian za vouchery.
Ale pochwały dla innych też nie do końca do nas trafiają. Dziś na przykład Zagłębie Lubin delikatnie podgryza swoich rywali z Poznania w swoich mediach społecznościowych ogłaszając, że u nich herbata nie jest na vouchery, talony, ani nawet na kartki – otóż „Miedziowi” fundują ją bez limitu! Podobne uszczypliwości w stronę „Kolejorza”, który na mrozie poślizgnął się w najbardziej efektowny sposób formułują również sympatycy Legii Warszawa, Jagiellonii Białystok czy Górnika Zabrze. I okej, byłoby to może uzasadnione, gdyby nie fakt, że w obecnych warunkach cała Ekstraklasa powinna się czerwienić ze wstydu, podpatrując jak od lat działa… MKS Kluczbork.
MKS nigdy co prawda o krajową elitę się nie otarł, ale napisał parę fajnych historii na jej zapleczu – w jego barwach występowali między innymi Waldemar Sobota, Patryk Tuszyński czy Maciej Wilusz. Piłkarsko to klub błąkający się dość regularnie między czubem II (6 sezonów w ostatniej dekadzie) a nizinami I ligi (4 sezony). Jeśli jednak chodzi o szeroko rozumianą gościnność – to Celtic Glasgow polskiego futbolu, który całą resztę ogląda co najwyżej z lornetki, obserwując jak nieporadnie starają się doścignąć prowincję.
Otóż Kluczbork nie w okresie największych mrozów, nie wobec niemal nieludzkich warunków na trybunach, ale na każdym kolejnym meczu zapewnia nie tylko darmową herbatę na rozgrzanie, ale jeszcze darmowe bułeczki dla wszystkich kibiców gości. Zacytujmy nasz archiwalny tekst, całość W TYM MIEJSCU.
– Jedną z pierwszych grup, które u nas gościliśmy była ta z Częstochowy, z Rakowa. Nie mieliśmy wtedy jeszcze wydzielonego cateringu dla gości i zastanawialiśmy się jak to rozegrać – wspominają w MKS-ie. – Zdecydowaliśmy się wpuszczać ich dziesiątkami na nasze sektory – wychodzili ze swojej klatki w dziesięciu, robili zakupy w naszym punkcie gastronomicznym i wracali do siebie, a za nich wchodziła kolejna dziesiątka. Dali słowo, że nic nie zmalują – i słowa dotrzymali. Zachęceni udaną współpracą najpierw zaczęliśmy więc częstować wodą. Następny krok – przyjechali kibice, którzy wyglądali trochę biedniej. Stwierdziliśmy wtedy, że nie każdy, kto do nas przyjeżdża będzie mógł sobie pozwolić na zakupy w cateringu, dlaczego więc nie porwać się na to, by do darmowej wody dołożyć chociaż tę jedną bułkę. Sponsor, piekarnia, zapewnia pieczywo, my do tego dodajemy ser i szynkę. Nam nie ubędzie, a niektórzy może dzięki temu trochę lepiej zniosą podróż i mecz. Swoją drogą, wtedy, gdy zaczynaliśmy z tym cateringiem dla gości w wymogach licencyjnych nie było punktu o konieczności stworzenia takiego punktu dla przyjezdnych, dopisano to później. Wyprzedziliśmy epokę!
– MKS jest absolutnym pionierem w wielu kwestiach. Wyprzedzili choćby uchwały PZPN-u dotyczące list wyjazdowych – zwraca uwagę Dawid Florek, fanatyk i jeden z organizatorów wyjazdów kibiców Górnika Zabrze. – Byliśmy tam wprawdzie tylko raz, ale nie było do czego się przyczepić. Kierownik bezpieczeństwa osobiście przywiózł nam na motorze wszystkie bilety, niesamowity ukłon w naszą stronę. Nie było problemów z dopisaniem kogokolwiek do listy wyjazdowej już na miejscu, mimo że w tamtych czasach nie było to jeszcze normą. Oczywiście jak wszyscy dostaliśmy też prowiant.
– To jest najbardziej pamiętna chwila z naszych wyjazdów do Kluczborka. Ten szok, że oni nam coś chcą dać za darmo. Część kibiców wręcz bała się częstować, bo myślała, że gdzieś tam później zostanie podliczona – uśmiecha się Koszecki. – Podobnie było chyba jeszcze tylko na Flocie, gdzie żartowaliśmy całą drogę, że pójdziemy na plażę, po czym… faktycznie pozwolono nam pójść na plażę. Dwie – wydawałoby się normalne – rzeczy, które stanowiły pozytywną sensację dla kibiców.
MKS Kluczbork, klub, który jak większość zespołów spomiędzy I i II ligi bez aspiracji ekstraklasowych, balansuje na granicy utrzymania. Niewielkie miasteczko nie ma ani funduszy, ani ambicji, by budować drugą Dyskobolię Grodzisk, grono lokalnych sponsorów pozwala na grę na niższych szczeblach centralnych, ale niewiele więcej. A mimo to od jakichś pięciu lat, regularnie, co dwa tygodnie, klub z własnej kasy funduje catering każdej kolejnej grupie kibiców obecnej na stadionie w Kluczborku. Czasem to kilkanaście osób, szczególnie po spadku do II ligi, ale czasami to potężne grupy – jak 1300 fanów Górnika Zabrze. 1300 darmowych bułeczek i herbat… W Ekstraklasie by się chyba załamali!
Jeszcze raz wróćmy do kierownika ds. bezpieczeństwa, Edwarda Foglera. Zwierzał się nam tak:
Pamiętam przyjazd kibiców Górnika Zabrze. Zażyczyli sobie 1000 wejściówek, my mamy sektor na 500 osób. Tłumaczę im, że się nie zmieszczą, nie mamy jak powiększyć, nie ma jak płotu przestawić. Oni mówią – zmieścimy się. No to ja znowu ripostuję, że nie ma tam kogo postawić, jak tego ograniczyć, żeby nie przeszli na nasze trybuny. Słyszę: a macie taśmę biało-czerwoną? No mamy. To wygrodźcie sektor taśmą, ja zaręczam, że nikt nie przejdzie. Ja tam będę stał.
Postawiliśmy zwykły płotek i oni faktycznie wszyscy się zmieścili, a do tego nikt nie opuścił wyznaczonego terenu. Rzucamy im wodę, wiadomo, trzeba odkręcać te butelki, potem nie wiadomo co z nimi zrobić. Znów, mówią do nas – rzucajcie zakręcone, nic się nie stanie. Ani jedna butelka nie poleciała na murawę, ani jeden korek. No to zamontowaliśmy im też gniazdo, żeby nie byli pokrzywdzeni w stosunku do naszych kibiców. Po co ma ten biedny gniazdowy gimnastykować się na płocie, skoro może normalnie stanąć na podeście. Gości trzeba traktować jak gości! Ja wielokrotnie w rozmowach choćby z policją pytałem: jak u komendanta są imieniny, zaprasza osiem osób a przychodzi dwanaście, to cztery stoją na klatce? Czy pożyczamy krzesła od sąsiada?
Inne standardy, inne procedury, inne podejście. Kibice oczywiście chwalą sobie posiłek za friko, ale jeszcze mocniej normalność w stosunkach międzyludzkich. To możemy zrobić, tego nie możemy, będzie zimno to podrzucimy coś na gorąco, będzie gorąco, to wykombinujemy coś dla ochłody. Nie w najmroźniejszym lutym od lat, nie podczas jednej kolejki, nie podczas dwóch spotkań przy odczuwalnej temperaturze -20 – zawsze. Latem, zimą, jesienią, wiosną.
Gdy spojrzymy, jak gości przyjmuje II-ligowy, trochę prowincjonalny i niespecjalnie bogaty Kluczbork, wstyd powinni odczuwać nie tylko ludzie odpowiedzialni za „vouchery na herbatę”, ale też ci, którzy dzisiaj szumnie chwalą się nielimitowaną herbatą. To powinien być standard i coś oczywistego, szczególnie, że ścieżkę wydeptał tutaj MKS Kluczbork, lata temu.
Może ta kolejka będzie symbolicznym momentem, gdy Ekstraklasa wreszcie przedzwoni do pana Edka z Kluczborka i zapyta: gdzie wy te bułki właściwie zamawiacie?