Szalony atak czy… nietypowe pożegnanie? Wszyscy zadają sobie pytanie, co tak naprawdę chciał zrobić Denis Urubko, uczestnik polskiej wyprawy na K2 (8611 m). Z godziny na godzinę wiemy coraz więcej – w sobotę doświadczony wspinacz ruszył w pojedynkę do góry, zostawiając w bazie nawet radio. W poniedziałek pojawił się z powrotem i… zakończył udział w zimowej ekspedycji.

„Denis Urubko, zgodnie ze swoimi przekonaniami dotyczącymi końca sezonu zimowego, postanowił opuścić wyprawę. Decyzja ta została zaakceptowana przez uczestników wyprawy, którzy nie widzieli dalszej możliwości współpracy z Denisem po jego samodzielnej próbie zdobycia wierzchołka” – poinformowano w enigmatycznym komentarzu. O więcej szczegółów poprosiłem Michała Leksińskiego, rzecznika prasowego zimowej narodowej wyprawy na K2.
„Po zejściu do bazy Denis Urubko wypoczywał w swoim namiocie, a następnie podczas kolacji w mesie nastąpiła rozmowa Denisa zarówno z Kierownikiem Wyprawy Krzysztofem Wielickim, jak również zespołem. Rozmowa przebiegła w sposób rzeczowy, a po jej zakończeniu otrzymaliśmy informację, że Denis opuszcza wyprawę, natomiast zespół akceptuje tę decyzję akcentując jednak, iż jest to spowodowane brakiem możliwości dalszej współpracy z Denisem podczas wyprawy na K2” – poinformował Leksiński.
Powiedzieć, że sytuacja rozwija się dynamicznie, to nie powiedzieć nic. Jeszcze przed miesiącem Urubko był jednym z „polskich bohaterów”, którzy przerwali własny atak, by ratować uwięzionych pod szczytem Nanga Parbat. To właśnie 44-latek wspólnie z Adamem Bieleckim stworzył dwuosobowy zespół, który wyszedł na spotkanie schodzącej Francuzce Elisabeth Revol. Wyczerpanemu dużo wyżej chorobą wysokościową Tomaszowi Mackiewiczowi pomóc już nie mogli. Wciąż – heroiczna szarża odbiła się szerokim echem na całym świecie.
Dziś dla wielu przestał być bohaterem. „Polacy mają dość Rosjanina Urubko!” – trudno w to uwierzyć, ale to naprawdę jeden z tytułów w polskich mediach – nad autorami spuśćmy może zasłonę milczenia. Wystarczy dodać, że jeszcze niedawno ten sam portal miał pretensje do zagranicznych mediów o niewystarczające podkreślanie „polskości” ratowników spod Nanga Parbat.
Przed kilkoma tygodniami wszyscy uczestnicy wyprawy na K2 potrafili przedłożyć życie innych ponad własne cele. Jak na ironię teraz może się wydawać, że Urubko zrobił coś zupełnie odwrotnego – naraził na niebezpieczeństwo pozostałych członków ekipy w myśl własnego światopoglądu. „Musimy być przygotowani na to, że może się zdarzyć coś złego i będziemy musieli pracować” – komentował na gorąco Wielicki. Rzeczywiście – gdyby wspinaczowi coś się stało, to akcja ratunkowa w fatalnych warunkach pogodowych bez możliwości bezpośredniego kontaktu byłaby niezwykle trudna.
A może to wcale nie był atak? Bogusław Magrel – przyjaciel Urubki i szef Polskiego Klubu Alpejskiego – nakreślił inny scenariusz. Według jego wersji wspinacz wyszedł… pozbierać sprzęt i na swój sposób „pożegnać się” z górą. Miał doskonale znać prognozy i wiedzieć, że atak jest po prostu niemożliwy do zrealizowania. Jak udało nam się dowiedzieć, podczas samotnej szarży Urubko dotarł na wysokość około 7600 metrów, zbliżając się tym samym do własnego rekordu wysokości zimą na K2, który ustanowił w 2003 roku.
Bez serc, bez ducha, bez wi-fi…
W poniedziałek Urubko pojawił się w bazie. Kadry pokazujące pakującego się wspinacza przemawiały do wyobraźni – podobnie jak kolejne informacje z bazy. Okazało się, że pozbawiono go… dostępu do internetu. „Denis w czasie wyprawy wysyłał do różnych mediów krytyczne informacje o naszej wyprawie i o jej uczestnikach i nie widziałem powodu, by korzystając z naszego serwisu kontynuował swoje subiektywne opinie” – stwierdził Wielicki. Mimo to rzecznik prasowy wyprawy przekazał nam informację, że Urubko „po powrocie spotkał się z Kierownikiem i zespołem”. Miał także normalnie rozmawiać z pozostałymi uczestnikami wyprawy.
Sam zainteresowany nie zamierzał bić się w piersi – wręcz przeciwnie. „Bez ataku szczytowego byłbym wściekły. Dzięki temu czuję się usatysfakcjonowany. Warunki na górze były trudne – zimno, mgła, dużo śniegu… Jedyną słuszną decyzją był powrót. Przyjechałem tu po to, aby coś zrobić, a nie siedzieć w bazie. To była szansa, aby coś zrobić” – opowiadał Urubko dziennikarzom TVN24.
„Nie mam za co przepraszać. Inni też nie są aniołami. (…) Jesteśmy mężczyznami, alpinistami. To nie jest sytuacja żeby mówić przepraszam. Mnie nikt nie przepraszał za ich błędy” – to znowu Urubko, ale konia z rzędem temu kto wie, co miał na myśli. Między słowami dodał, że czuł się „ignorowany”. Tylko jak „ignorowany” mógł być jeden z głównych faworytów do szczytowego ataku i przy okazji jeden z najwybitniejszych himalaistów XXI wieku?
Nie brak głosów, że sprawa sprowadza się do filozoficznych różnic w postrzeganiu zimy. W skrócie – Wielicki i reszta świata uważają, że zima w Himalajach kończy się zgodnie z kalendarzem 21 marca. Dla Urubki tę granicę wyznacza koniec lutego – to podejście zgodne z meteorologicznymi porami roku, które różnią się od astronomicznych. W tej wersji zima zaczyna się już 1 grudnia. Skąd różnica? Astronomiczne pory opierają się na pozycji Ziemi w stosunku do Słońca, z kolei meteorologiczne wiążą się bardziej z podziałem roku na miesiące.
„Każda pora roku różni się charakterystyką. 1 marca warunki są bliskie tym zimowym, ale wybaczcie – to już wiosna. 1 grudnia na szczycie Everestu mogą być dobre lub złe warunki, ale to już zima. (…) Potrzebuję zimy, która pokrywa się ze standardowym kalendarzem, ale nie z astronomicznymi dywagacjami” – pisał przed laty Urubko nawiązując do rosyjskiego kalendarza, w którym zima zaczyna się właśnie 1 grudnia i trwa do końca lutego.
W kolejnych akapitach powoływał się na słowa… Wielickiego o „czystości” wejścia, czyli rezygnowaniu z wszelkich dodatków. „Będę żył i wspinał się zgodnie z kalendarzem – w zimie od 1 grudnia do 28 lutego. Bez dodatkowego tlenu i różnych grzejników – bez smoczka i ciepłej wody. W terminach, które uważam za uczciwe, jasne i prawidłowe” – dodał wspinacz. Jak widać jego specyficzne poglądy nie były tajemnicą. Może więc tego wszystkiego należało się w pewien sposób spodziewać?
W praktyce podejście Urubki oznacza, że… nie uznaje dwóch pierwszych zimowych wejść Adama Bieleckiego. 9 marca 2012 roku on i Janusz Gołąb stanęli na szczycie Gaszerbruma I (8068). Rok później – wraz z Arturem Małkiem, Maciejem Berbeką i Tomaszem Kowalskim – 5 marca zdobyli Broad Peak (8047) podczas tragicznej wyprawy, z której dwaj ostatni nie wrócili. Co ciekawe, to właśnie Bielecki dostał od kontrowersyjnego kolegi propozycję wspólnego szturmu na K2 pod koniec lutego, ale odmówił.
Kochliwy żołnierz
Urubko to człowiek pełen kontrastów. Urodził się na Kaukazie, a górami zainteresował się przez alergię. W młodości chciał zostać aktorem – dostał się nawet na studia w Akademii Teatralnej we Władywostoku. To właśnie w przerwach między zajęciami poznał dzieła Reinholda Messnera, które wywarły na niego ogromny wpływ. Miłość do wspinaczki odkrywał zdobywając coraz wyższe szczyty, w czym w późniejszych latach pomogło mu bycie wojskowym.
Po raz pierwszy głośno zrobiło się o nim w 1999 roku. Dostał Śnieżną Panterę – wyróżnienie przyznawane za zdobycie pięciu siedmiotysięczników, które należały do dawnego ZSRR. Skompletowanie tego osiągnięcia zajęło mu zaledwie 42 dni. W trakcie kolejnych dziewięciu lat zaliczył (bez tlenu) wszystkie czternaście ośmiotysięczników – nikomu wcześniej ta sztuka nie udała się tak szybko. Potem pojawiły się historyczne pierwsze zimowe wejścia – w 2009 roku na Makalu (8481), dwa lata później na Gaszerbruma II (8035). W obu próbach partnerował mu Simone Moro, którego Urubko nazywa wielkim wzorem i przyjacielem. Chciałem poznać spojrzenie Włocha na ostatnie wydarzenia pod K2, jednak Moro poprosił o wyrozumiałość. „Nie chcę komentować tego, co działo się na wyprawie, w której nie brałem udziału” – odpowiedział.
Działalność w górach wysokich Urubko postrzega jak swego rodzaju sztukę. Niżej jego wizerunek jest trochę inny. Za jego wielką słabość uznaje się kobiety – niedawno związał się z trzecią żoną. To prawdziwy obieżyświat – ma obywatelstwo Rosji, Kazachstanu i Polski. To ostatnie przyjął na końcu – w 2015 roku. „Podoba mi się entuzjazm, z jakim Polacy podchodzą do gór. Jest w was energia, której szukam w życiu” – mówił wtedy. Najwięcej czasu spędza jednak we włoskich Alpach, gdzie mieszka na co dzień z żoną.
Urubko to nie tylko wysokogórski stachanowiec. Podczas zimowej wyprawy na K2 (2002/03) w wolnych chwilach zadziwiał uczestników deklamacją wierszy Puszkina. Przerwał wtedy szczytowy „atak rozpaczy” – jak określił to Krzysztof Wielicki – aby sprowadzić zmagającego się z chorobą wysokościową Marcina Kaczkana. W 2001 roku na Lhotse (8516) pospieszył na ratunek Annie Czerwińskiej, jednak uwaga mediów skupiła się wówczas na Moro, który przerwał atak szczytowy i z wysokości ponad 8000 metrów sprowadził do bazy wyczerpanego Toma Mooresa. Za ten wyczyn Włoch otrzymał nagrodę fair play UNESCO.
Być może to właśnie wydarzenia z wyprawy na K2 z 2003 roku stanowią praprzyczynę wszystkich dzisiejszych nieporozumień. Na początku lutego Urubko swoimi wątpliwościami podzielił się na blogu we wpisie zatytułowanym wymownie „Dejavu 2003”. „To co dzieje się w internecie oraz heroiczne nastroje zespołu przypominają mi tamtą wyprawę. Wszystkie te wielkie słowa, które poruszają panienki na Facebooku – na darmo. (…) Trzeba mniej szumieć. Tu wiatr Karakorum szumi wystarczająco” – pisał. Przed laty Urubko dotarł na wysokość ok. 7800 metrów – do dziś to zimowy rekord na K2.
Jak przyjmowano jego kontrowersyjne wypowiedzi? „Nie dochodziły do nas informacje, aby były jakiekolwiek problemy w grupie zarówno w kontekście samego Denisa, jak i całej grupy” – poinformował nas rzecznik wyprawy Michał Leksiński. W obliczu ostatnich wydarzeń trzeba pamiętać o jeszcze jednym – to właśnie Urubko pomógł postawić namioty w obozach C1 i C2, zatem podważanie jego wkładu w wyprawę wydaje się po prostu nie na miejscu.
Co dalej? 28 lutego „Urubko ostatecznie opuści bazę i w asyście niewielkiej karawany uda się do Askole. Potem czeka go dalsza podróż do Skardu i Islamabadu” – informuje rzecznik. Pozostali członkowie wyprawy nie składają broni – zamierzają przypuścić kolejny atak. Na razie muszą jednak przeczekać wyjątkowo kapryśną pogodę, która – według prognoz – ma potrwać aż do piątku.
„Po 2 marca otwiera się okno pogodowe, które umożliwi działania aklimatyzacyjne zespołów. W tym czasie powinny dotrzeć do obozu III na wysokości 7200 metrów, aby tam przenocować i zdobyć niezbędną do ataku szczytowego aklimatyzację. Następnie powrót do bazy na kilkudniową regenerację i próba ataku przy kolejnym możliwym oknie pogodowym. Na ten moment jednak ciężko mówić, kiedy takie okno może się pojawić” – przyznaje Leksiński. Do 21 marca pozostało niewiele czasu, ale już teraz pewne jest jedno – nawet ewentualny sukces polskiej wyprawy nie wszystkich przekona. Denis Urubko wciąż będzie uważał K2 za górę, której zimą nikt zdobyć nie zdołał.
KACPER BARTOSIAK
Fot. FB Denisa Urubko
Treść usunięta
To komplement. Ruscy byli na księżycu jako jedyni dotrzymując kroku amerykanom, spuścili wpierdol Hitlerowi, zawładnęli pół europy, mają poetów i pisarzy, których świat podziwia, ale wiadomo – to ruscy. Żeby polaki kartoflaki tyle osiągneli… I kto wyżej sra niż dupę ma? Ps Nic nie wskazuje, że osiągną cel. Nic. No, może jedno. Twoja głupota.
Na księżycu to akurat nie byli…
Okej, poniosło. Nie w tym rzecz.
Właśnie to jest dość istotny szczegół, świadczący o tym że jesteś rusofilem
Z rusofobią nie wygrasz.
To je amelinium, tego nie pomalujesz.
Chuja tam zdobędą.
A moze poczytaj najpierw o czlowieku ktory uratowal co najmniej dwoje polakow a mowi sie ze takich akcji mial wiecej. Facet potrafil rezygnowac z ataku zeby pomoc innym. Bielecki mowisz…czy to nie ten co zostawil kumpli a po zejsciu do bazy nie chcial wrocic i im pomoc? A mial juz jedna taka „strate” za soba. Moze Denis to „rusek” ale wole spotkac jednego takiego niz caly tabun takich debili jak ty
Treść usunięta
No i dalej chuja wiadomo po tym wpisie. Bicie piany na kliki. To jak bylo w koncu? Ilez mozna rzucac swiatlem?
Kija się znam na łażeniu po górach (mój rekord to Gubałówka, ale wszedłem), jedno jednak zwraca moją uwagę: o tej wyprawie słychać od x czasu z miliona powodów (tu kogoś ratują, tam ktoś złamie rękę, gdzie indziej się ktoś obrazi…), cicho ino o faktycznych postępach. Zakładam oczywiście że Wielicki, Bielecki i spółka wiedzą co robią, aklimatyzacja i zabezpieczenie wszystkiego jest mega ważne, ale jednak… czas leci a ci wcale nie są bliżej szczytu… po ludzku zaczyna to niepokoić, może to po prostu nie jest ta zima…
Moja teoria spiskowa(być może krzywdząca kogoś) jest taka, że Urubko może być na tej wyprawie traktowany nieco inaczej niż reszta. Polska wyprawa, polscy sponsorzy, ma być pierwsze polskie zimowe wejście na K2. Tam ma wejść Bielecki z pomocą Urubki(taki Tenzing Norgay). No ale taki los imigranta, zawsze gorzej od urodzonych. Do tego Wielicki i Bielecki to ziomeczki z Tychów.
A w naszej wesołej Ekstraklasie takie zasady nie obowiązują, tutaj wystarczy, że kopałeś się po kostkach na Bałkanach, Słowacji czy inną zagranicą i od razu masz pewny plac kosztem rodzimych kopaczy 🙂 No ale może w górach jest inaczej…
Treść usunięta
Przeciez zespol Urubko/Bielecki byl przewidziany do ataku szczytowego. Urubko zamiast czekac na okno pogodowe wbil sobie do lba, ze czekac nie bedzie tylko wlazi teraz bo wedlug niego zima w Himalajach trwa tylko do konca lutego.. NIe ma tu drugiego dna. Koles zamist czekac na okno i haslo do ataku. Postanowil, ze wejdzie sobie sam. No jka to nazwac?
Najgorzej mnie wqrwiaja te komentarze, ze Polacy, ze Rosjanin i te cale sranie.
Zadziwiające. Cóż on takiego złego zrobił? Poszedł sam, więc na własne ryzyko. Nie wziął środków komunikacji, więc nikt nie musiał się nim przejmować, jakby zginął.
No ale Wielicki i inni udają, że zrobił im kłopot, bo musieliby mu pomagać. Ten sam Wielicki, który zostawił Berbekę i Kowalskiego na Broad Peak (sorry… na „Brod Piku”, jak to mówią geniusze lingwistyczni, albo może wręcz na „Brodzie Piku”).
Urubko chciał wejść na Czogori w zimie. A nie prześlizgnąć się na granicy zimy. Nikt nie chciał z nim iść, więc poszedł sam.
Wielickiemu i reszcie chodziło, żeby to jakiś ich ulubieniec zdobył Czogori w zimie, a nie Ruski. Dlatego mu nie pozwolili iść, a teraz jeszcze go cenzurują.
Żałosne. Po co go brali w takim wypadku?
Każdy normalny facet o duszy sportowca by poszedł sam. Bo po co tam iść, jak się nie spróbuje głównego celu?
„Poszedł sam, więc na własne ryzyko. Nie wziął środków komunikacji, więc nikt nie musiał się nim przejmować, jakby zginął.
Ja jebie.
Wiesz co to sa zasady? Czy inteesuje cie tylko czubek wlasnego nosa, „bo ja chce wejsc, bo ja mam dusze sportowca”. Wiesz ile osob zdobywalo szczytu na wyprawach Zawady? Wchodzily 2 osoby, a reszta cieszyla sie z suckesu kolegow.
Co ty pierdolisz o Broad Peaku?
Bielecki zdobyl szczyt. Berebeka zamist zawrocic i cieszcyc sie sukcesem wyprawy, powodowany ambicja postanowil rowniez wdrapac sie na wierzcholek, niestety juz z niego nie zszedl. Tez „mial dusze sportyowca” iu tez nie bylo lacznosci z baza.
Urubko jest swietnym alpinista to fakt. Ratowal wielokrotnie kolegow w gorach, czesto w imie pomocy rezygnujac z indywidualnych celow to fakt. Urubko nie sluchajac kierownika wyprawy, nie zbaierajac radia i podejmujac samotna probe ataku zachowal sie jak rozkapryszony dzieciak i dupek to rowniez jest fakt.
Czy Urubko jest dupkiem na codzien? NIe nie jest. Jest super gosciem, ale w tym konkretnym momencie zachowal sie jak dupek.
Ludzie, ktorzy zamiast skupic sie na wydarzeniu, nawiazuja do spraw narodowosciowych to idioci i to rowniez jest fakt.
Treść usunięta
Znal termin wyprawy? Znal zasady? Wiedzial, ze jest czescia zespolu i swoje indywidualne amibicje musi podporzadkowac wyprawie? Na tego typu wyprawach nie kazdy zdobywa szczyt. Robi to zazwyczaj jedna dwuosobowa grupa. Reszta ciezko pracuje, aby ten sukces umozliwic.
Moim zdaniem niezdrowa ambijca przeslonila mu zdrowy rozsadek. Swiadomie nie zabral radia!!!! Gdyby cos sie wtdarzylo nie wiadomo bybylo gdzie go szukac (Urubko powiedzial, przeciez, ze postanowil wrocici gdy „spadl z lawina 5metrow w dol”). Przypomne, ze na Broad Peak byla podobna sytuacja. Brak lacznosci, ambicja i doazenie do wejscia na szczyt za wszelka cene zakonczylt sie tragedia.
W moim odczuciu zachowal sie jak dupek, ktory olal wszystkich i wszystko, zlamal obowiazujace zasady w imie wlasnych ambicji.
Treść usunięta
Skoro ci się nie chce to mogłeś w ogóle nie zaczynać pisać na ten temat. Teraz zamiast rzeczowo odpowiedzieć zgrywasz eksperta, który nie będzie „rozkminiał na tym forum”. Problem jest taki, że już zacząłeś rozkminiać, więc kultura wymaga żebyś skończył.
Treść usunięta
Abstrachując od tego artykułu. W połowie stycznia 99% naszego społeczeństwa (ja też) nie wiedziała kto to jest Urubko, ba pewnie większość na pytanie co to jest K2 odpowiedziała by że statek kosmiczny z twórczości Lema. A tu nagle od tragedii Mackiewicza i ratowania Revol pół naszego kraju stała się specjalistami od alpinizmu, w gazetach codziennie artykuły o wspinaczce, na portalach relacje live z ataków na szczyty. Taki chwilowy boom bo wydarzyła się tragedia. Zapewne jakby nasi zdobyli medal na IO w bobslejach, a najlepiej jakby któremuś zawodnikowi sanki ucięły nogę, to wtedy mogli byśmy pokazać wszystkim jakimi jesteśmy specami od bobslejów.
Treść usunięta
Mnie osobiscie smieszy ten mentorski ton znawcy dysponujacego tajemna, alpinistyczna wiedza niedopstepna dla „kazdego janka i grazki”. Ludzie maja swoje opinie i przemyslenia i chetnie dziela sie nimi w internecie. Ludzie rozmawiaja by wyrobic sobie zdanie i dowiedziec sie czegos wiecej. Wyprawa nosi przydomek „narodowa” wiec narod dyskutuje. Jezeli nie chcesz by twoja aktywnosc byla przedmiotem publicznej dyskusji to…. poprostu jej nie upubliczniaj.
Treść usunięta
Treść usunięta