Reklama

Sandecji zwyciężać nie kazano

redakcja

Autor:redakcja

16 lutego 2018, 20:50 • 3 min czytania 31 komentarzy

To prawda, że Sandecja – w przeciwieństwie do poprzedniej kolejki – nie wyglądała jak reprezentacja PKS-u linii Nowy Sącz – Szczawnik, dodajmy – reprezentacja siatkarska. To prawda, że determinacją Sączersi górowali dzisiaj nad Scyzorykami, a w drugiej połowie bywały nawet takie szalone momenty, kiedy lepiej grali w piłkę. Ale kilka niewygodnych faktów bije po twarzy na odlew:

Sandecji zwyciężać nie kazano

Przy pierwszym golu asystował Dejmek. Przy drugim asystował Diaw. Przy trzecim Alomerović wybrał się do spożywczego po “Draże korsarze”.

Tyle prezentów, mecz – było nie było – u siebie, a zwycięstwa wciąż nie ma. Sandecja nie wygrała w lidze meczu od połowy września. 

Koroniarze wyszli na boisko, jakby to był rewanż, a oni w pierwszym starciu powieźli rywala wagonem bramek. I, wydawało się, że mieli rację, bo pierwsze minuty to całkowita dominacja gości. Gol Cvijanovicia głową był tak ładny, że chłop powinien dostać honorowym ekspertem do spraw balistyki. Kielczanie grali, Sandecja kopała, a wtedy padł klasyczny – wybaczcie – gol z dupy. Uderzenie Piszczka ładne, może nawet bardzo ładne, ale umoczył Dejmek, w mniejszym stopniu Diaw. Zarazem nikt nie miałby pretensji do Jakubika, gdyby dwadzieścia sekund wcześniej przerwał grę. Kaczarawa był ewidentnie faulowany. Może i arbiter mógł zastosować prawo korzyści, ale też w tym wypadku nie było to tak oczywiste. W praktyce ta bramkowa dla Sandecji akcja w ogóle nie musiała mieć miejsca.

Koroniarze jakby się nie przejęli, po prostu zrobili swoje, odpowiedzieli golem Kaczarawy i do przerwy schodzili zasłużenie z prowadzeniem. Mogli narzekać, że nie wyższym, okazje były – kąśliwie strzelał Możdżeń, z bliska mógł trafić Diaw.

Reklama

Sączersi wyszli naładowani jak kabanosy po zmianie stron. Przez pierwsze dziesięć minut w zasadzie nie dali gościom zrobić sztycha. Ale znowu – przyjrzyjmy się jak wyglądał gol Pitera-Bucko. Diaw wybija źle, tuż przed pole karne. Potem zbija piłkę do boku i Alomerović bez szans.

Jakby po złości wkrótce to Alomerović wrzuci Diawa na konia. Nikt nie jest w stanie powiedzieć po co chłop tutaj wychodził. Nie było ku temu żadnej potrzeby, podanie Brzyskiego było skazane na klęskę, tylko kompletne pomieszanie zmysłów bramkarza Korony doprowadziło do zagrożenia. Diaw wybił piłkę kolanem, ale tak nieszczęśliwie, że wpadła do siatki.

Trafił swój na swego. Tyle dobrego dla Senegalczyka, że zrehabilitował się pod bramką rywala ustalając wynik na 3:3.

Całe 1252 widzów – wynik znacznie gorszy od frekwencji na święcie truskawki w Buczku – obejrzało mocno absurdalny mecz, czyli w zasadzie kwintesencję Ekstraklasy. O braku trzech punktów dla Korony zdecydowały błędy indywidualne, za które srogi opieprz zebrałby nawet małolat od kumpli na gierce podczas w-fu. Sączersom być może ten remis podniesie morale, bo przecież kielczanie to nie jest chłopiec do bicia, tylko sensowny zespół. Być może w szatni Sandecji potrzebowali takich 90 minut, by przypomnieć sobie, że można podjąć walkę.

Reklama

Ale w praktyce poza walką i umiejętnością skorzystania z błędów rywala, za dużo nie pokazali.

I choć prawda, że w Ekstraklasie nie potrzeba wiele więcej, tak nie da się utrzymać bez wygrywania. Coś więc jednak umieć trzeba…

 

[event_results 415380]

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

31 komentarzy

Loading...