Jeżeli nie zna się szczegółów zakulisowych, niektóre ruchy kadrowe w piłce na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie kompletnie niezrozumiałych. Tak mogło to wyglądać latem w Ekstraklasie, gdy król strzelców Marcin Robak odchodził z lepszego Lecha Poznań do słabszego Śląska Wrocław, a najlepszy asystent i zwycięzca klasyfikacji kanadyjskiej Konstantin Vassiljev zamienił Jagiellonię Białystok – która omal nie została mistrzem Polski – na Piasta Gliwice z grupy spadkowej. Znając tło wydarzeń (konflikt Robaka z Nenadem Bjelicą, długi kontrakt priorytetem wiekowego Vassiljeva i jego przeszłość w Gliwicach) wszystko dziwiło znacznie mniej. Podobnie jest teraz w I lidze. Na pozór to absurd, że Jakub Vojtus – będący jesienią najlepszym strzelcem Miedzi Legnica, uważanej za głównego faworyta do awansu – przeprowadza się nagle do walczącego o utrzymanie GKS-u Tychy. Przedstawiamy kulisy tych wydarzeń.
Najpierw krótki powrót do przeszłości. Słowacki napastnik o angaż w Polsce starał się kilka razy. Zimą 2015 roku testowała go Cracovia. Był wtedy 21-latkiem z całkiem ciekawym CV. Zdążył już zostać mistrzem Słowacji z MSK Żilina (jeden mecz, ale jednak), pobyć w Primaverze Interu i Chievo oraz pograć w ekstraklasie chorwackiej (15 meczów i dwa gole dla NK Zagrzeb) i portugalskiej (15 występów dla Olhanense). Robert Podoliński mógł mu się dobrze przyjrzeć, sprawdzał go podczas obozu przygotowawczego. Zdecydował, że chce mieć Vojtusa w drużynie, ale strony nie porozumiały się w sprawie kontraktu.
Piłkarz ostatecznie wrócił wtedy do ojczyzny i zakotwiczył w Spartaku Trnava. Rozegrał tam dwie rundy, na kolana nie rzucił (po 14 meczów i golu na rundę). Zimą 2016 trenował najpierw z… Miedzią (trafił nawet w sparingu z Rakowem Częstochowa), a potem stawił się jeszcze na zajęciach Arki Gdynia. Tym razem znacznie szybciej okazało się, że z transferu nici. Vojtus, niejako z konieczności, poszedł więc do rumuńskiego drugoligowca Universitatei Cluj. W trzynastu spotkaniach zdobył pięć bramek i zaliczył sześć asyst, a latem w jego przypadku musiałoby powstać powiedzenie „do czterech razy sztuka”.
W Legnicy mieli go na oku przez kolejne miesiące, a że rozstano się już wtedy z Bartoszem Ślusarskim – napastnikiem o podobnym profilu – wreszcie nadszedł czas Vojtusa, który podpisał roczną umowę. Minęły jednak trzy tygodnie i… nowy podopieczny Ryszarda Tarasiewicza w sparingu zerwał więzadła krzyżowe. Od razu stało się jasne, że do gry będzie gotowy dopiero w rundzie rewanżowej. Wydawało się, że wisi nad nim jakieś fatum.
W klubie zachowano cierpliwość, nie wykonywano nerwowych ruchów. Spokojnie czekano. Słowak wrócił na boisko dopiero w marcu 2017. W debiucie wszedł na 20 minut i zdążył wywalczyć rzut karny, którego na gola dającego wygraną z Bytovią zamienił Petteri Forsell.
Na dobre do składu Vojtus przebił się dopiero pod koniec kwietnia i miał piorunujący finisz. W ostatnich dziewięciu kolejkach strzelił siedem goli i choć legnicki klub przegrał walkę o awans, on był wygrany. Wrażenie zrobił tak dobre, że nominowano go nawet do jedenastki sezonu I ligi.
Nic dziwnego, że Vojtusem zainteresowały się kluby Ekstraklasy. Poważnie zastanawiał się nad swoją przyszłością, zwłaszcza że otrzymywał sygnały ze sztabu słowackiej kadry, iż w razie pójścia wyżej i potwierdzenia klasy, będzie miał szansę na powołanie. Piłkarz postanowił jednak być lojalny wobec klubu, który nie zostawił go na lodzie w najtrudniejszym momencie i przedłużył umowę. Nowy trener Dominik Nowak mógł zacierać ręce. Plan obu stron był dość prosty: Słowak jeszcze chwilę pogra w Legnicy, a potem zostanie sprzedany za dobre pieniądze.
I teraz dochodzimy do kluczowych wątków w temacie tego, że dziś jest w Tychach. Co poszło nie tak? Napastnik Miedzi w tym sezonie znacznie spuścił z tonu. Zaczął świetnie: cztery mecze i cztery gole, ale później do końca rundy zdobył jeszcze tylko dwie bramki z Pogonią Siedlce. Na dodatek cztery z sześciu jego trafień to rzuty karne. Brak skuteczności był jesienią największym problemem legniczan, przez co zaczynają wiosnę dopiero na czwartym miejscu (siedem razy remisowali, najwięcej w całej stawce). Głośno mówił o tym Nowak, a właściciel klubu Andrzej Dadełło stwierdził wprost, że nie może być dobrze, skoro najlepszy napastnik jego zespołu z akcji strzelił dwa gole. Wiadomo do kogo nawiązywał. Symbolem było to pudło, które obiegło nie tylko polski internet.
Nowak cierpliwość do Vojtusa tracił już w trakcie rundy. W październikowych meczach z Tychami i Olimpią Grudziądz w ataku wystawił… pomocnika Przemysława Mystkowskiego, wypożyczonego z Jagiellonii. Okazało się to dobrym posunięciem, utalentowany nastolatek w obu przypadkach zdobywał bramki. Potem Słowak na chwilę wrócił do wyjściowego składu, miał przebłysk z Pogonią, ale generalnie znów rozczarował. W kończących rok spotkaniach z Rakowem Częstochowa i GKS-em Katowice wchodził już tylko z ławki, a od początku grał Fabian Piasecki, który w 17. kolejce jako rezerwowy dwukrotnie znalazł drogę do siatki Puszczy Niepołomice. Piasecki – przed sezonem biorący udział w zorganizowanym w Bułgarii obozie dla bezrobotnych zawodników, gdzie został uznany MVP turnieju – sporo wtedy wygrał.
Trwający okres przygotowawczy miał być dla Vojtusa decydujący. Zawiódł i przegrał rywalizację. Wbrew temu, co pisały lokalne media, Nowak nie zarzucał mu braku zaangażowania, po prostu nie był zadowolony z jego formy. 24-latek kiepsko zaprezentował się w sprawdzianach z Arką Gdynia i Śląskiem Wrocław, a z kolejnych dwóch wypadł przez problemy z zębem (brał antybiotyki). Gdy Miedzi udało się sprowadzić niechcianego w Wiśle Płock Mateusza Piątkowskiego, na którym bardzo zależało trenerowi, stało się jasne, że Słowaka prawdopodobnie czekają stracone miesiące. Wszelkie wątpliwości rozwiewała sparingowa postawa Piątkowskiego. Na „dzień dobry” strzelił dwa gole Stilonowi Gorzów Wielkopolski, później trafił też z czeskim Hradec Kralove. Do tego wypełniał założenia taktyczne, co dla Nowaka jest niezwykle istotne.
W hierarchii napastników wyżej stały jeszcze akcje wspomnianego Piaseckiego, a ponadto do rywalizacji włączył się Mariusz Idzik. Jesienią przechodził rehabilitację po operacji kolana, jednak wcześniej miał kilka dobrych momentów na pierwszoligowych boiskach. Minionej wiosny był wypożyczony ze Śląska Wrocław do Wisły Puławy (11 meczów, cztery gole).
W Miedzi uznano, że coś z tym fantem trzeba zrobić, bo mimo wszystko mowa o zbyt dobrym zawodniku, żeby miał wypaść z obiegu. To legnicki klub rozpuścił wici do Tychów, że możliwe jest wypożyczenie Vojtusa. A że Ryszard Tarasiewicz właśnie tam zarabia teraz na chleb, z miejsca stał się zwolennikiem sprowadzenia swojego byłego podopiecznego. Dzwonił do niego, podobnie jak dyrektor sportowy Krzysztof Bizacki. Postanowiono zrobić wyjątek (GKS zaczął znacząco oszczędzać na płacach) i wziąć na siebie pensję tego piłkarza. I tak jest ona niższa od tego, co dziś swoim napastnikom płacą np. GKS Katowice czy Raków Częstochowa, ale wyższa od przyjętych wcześniej założeń co do wysokości wynagrodzeń.
Oficjalnie potwierdzamy – Jakub #Vojtuš nowym napastnikiem #GKSTychy, witamy na pokładzie! ⚽️https://t.co/mJ6Irl8JwB
— GKS Tychy (@GKSTychy1971) 13 lutego 2018
Najważniejsze, że sam zainteresowany w obecnej sytuacji również uważał przeprowadzkę do Tychów za dobry pomysł. Jeżeli nawiąże do pierwszego półrocza w I lidze, na tej transakcji zyskają wszyscy. Miedź – ponieważ Vojtus nadal będzie regularnie występował i być może jeszcze się potem przyda. Już teraz spełnił on warunki co do rozegranej liczby minut pozwalającej automatycznie przedłużyć jego kontrakt w razie promocji do Ekstraklasy. GKS – ponieważ pozyskał niezłego napastnika, do którego przekonanie ma trener, a atak był jesienią piętą achillesową broniących się przed spadkiem tyszan. No i oczywiście zawodnik też powinien skorzystać i nawet gdyby nie wrócił do Miedzi, ma okazję zareklamować się innym. Kredyt zaufania z pewnością dostanie. Warto dodać, że swoim niedawnym kolegom nie zaszkodzi, ponieważ w meczach między tymi drużynami nie będzie mógł wystąpić.
Teoretycznie może to być transferowy majstersztyk, w którym przegranych nie ma.
Fot. materiały prasowe GKS Tychy