Strzelać potrafił lepiej, niż – teraz my strzelamy – jakieś 99% piłkarzy na jego pozycji na całym świecie. Gdy zaczynał rajd przez całe boisko w celu dobiegnięcia do miejsca, z którego miał oddawać uderzenie z rzutu wolnego, to z każdą sekundą truchtu golkiper rywali dostawał coraz więcej dreszczy na ciele. Dzisiaj, podczas oglądania bramek Rogerio Ceniego, odnosimy wrażenie, że w pewnym sensie był prekursorem współczesnych maszyn do wykonywania stałych fragmentów. Tak się składa, że dokładnie 45 lat temu ten wybitny strzelec przyszedł na świat. Z tej okazji przypominamy pięć trafień, które najlepiej oddają fenomen tego bramkarza.
Zdobycie stu bramek w karierze to nie lada wyczyn. Niezależnie od tego, czy dany zawodnik gra w lidze azerskiej, czy hiszpańskiej – oddać taką liczbę strzałów, żeby aż tyle wylądowało w siatce, to samo w sobie jest osiągnięcie. Szczególnie jeśli mówimy o futbolu sprzed ery Ronaldo i Messiego, gdy zwycięstwa sześcioma czy siedmioma golami były zdecydowanie rzadsze. Okej, dla napastnika to nie jest żadne mistrzostwo świata, 100 goli w karierze wypada uzbierać. Dla pomocnika jednak? Niezły dodatek. Dla obrońcy to już duża sprawa, coś, co zdarza się nieczęsto. A dla bramkarza? Nie napiszemy, że to sen, bo oni marzą raczej o tym, by takowe uderzenie zatrzymać. Sto goli golkipera nie zdarza się co dzień, ani nawet co dziesięć czy piętnaście lat. Dlatego właśnie dziś na dźwięk słowa „Ceni” jest wielu, którzy zanim pomyślą o promocjach czy podwyżkach, uśmiechną się w duchu do brazylijskiego bramkarza.
Jak wpadło jego jubileuszowe, setne trafienie? A jakże, z wolnego!
Generalnie schemat strzelania rzutów wolnych u Ceniego był jasny: krótki, charakterystyczny rozbieg i rogal na krótki słupek. Choć oczywiście jadąc na jednym patencie, daleko by nie ujechał – a już na pewno nie do setnego gola. Cofamy się o dziesięć lat do meczu Sao Paulo z Vasco da Gama i oglądamy kolejną, piękną bramkę w wykonaniu dzisiejszego jubilata. Tym razem, nietypowo – niski strzał. Ceni uderzył futbolówkę w taki sposób, że ta poszła w przeciwległy róg bramki i na wysokości kolan wpadła do siatki.
Gdy trwoga, to do Ceniego. Liga brazylijska ma to do siebie, że jest niezwykle nieprzewidywalna, a przykład Rogerio tylko to potwierdza. W 2009 roku, Sao Paulo podejmowało u siebie drużynę Santosu. Spotkanie obfitowało w wiele sytuacji strzeleckich, a wynik po 67 minutach, który wynosił 3-3, nie wziął się z przypadku. Z reguły w takiej sytuacji oba zespoły grają na spokojnie, uda się zdobyć bramkę to będzie świetnie, a jak nie, to nic się nie stanie. Oby nie stracić. Sao Paulo miało na niespełna kwadrans przed końcem rzut wolny z okolic dwudziestego metra. Wszyscy wiedzieli, co się za chwilę wydarzy. Ceni opuszcza swoją bramkarską norę i leci przez kilkadziesiąt metrów do okolic szesnastki. Legendarny golkiper wykazuje się sprytem i pokazuje, że wolne mógłby strzelać z zamkniętymi oczami. Efekt? 4-3 dla ekipy dzisiejszego bohatera „Kartki z kalendarza”.
Ceniemu wchodziło z tych wolnych absolutnie wszystko. Gdy oglądamy niektóre reakcje innych golkiperów na strzały Rogerio, to aż łapiemy się za głowę, że ci jegomościowie mogli zostać zgłoszeni do profesjonalnego zespołu. Weźmy pod lupę chociażby trafienie jubilata z Palmeiras. To był szczur po ziemi, nie uderzenie i to na dodatek w sam środek bramki. Proponujemy spojrzeć, jak ustawiony był golkiper byłego zespołu Gabriela Jesusa. Circus. Jakby sam fakt, że uderza bramkarz paraliżował jego kumpla między słupkami.
Żeby objąć wszystkie 132 bramki ładną klamrą, na koniec wspomnień związanych z Cenim przypominamy ostatnie trafienie w karierze Brazylijczyka. Sam gol nie był niczym specjalnym. Rzut karny, w meczu o kratę piwa pomiędzy dwoma ekipami Sao Paulo – tą, z sezonu 92/93 i tą z 2005 roku. Rogerio dostał jedenastkę do wykonania, podszedł do niej na totalnym luzie i pasówką skierował w prawy róg.
132 bramki. Słownie: sto trzydzieści dwie. Fenomen. Sto lat, Rogerio!