Reklama

Z finału Ligi Europy do Nowego Sącza. Sandecja dopnie obiecujący transfer?

redakcja

Autor:redakcja

09 stycznia 2018, 14:04 • 3 min czytania 49 komentarzy

Maj 2015 roku. Walerij Fedorczuk wychodzi w pierwszym składzie Dnipro na finał Ligi Europy. Październik 2016 roku. Walerij Fedorczuk gra w barwach Dynama Kijów w Lidze Mistrzów z Benficą. Styczeń 2018 roku. Walerij Fedorczuk na testach medycznych w Sandecji Nowy Sącz.

Z finału Ligi Europy do Nowego Sącza. Sandecja dopnie obiecujący transfer?

Powiedzmy sobie szczerze: gdyby nie kryzys wojenny na wschodzie Ukrainy, taki zawodnik nigdy nie byłby zainteresowany nie tylko Sandecją, ale w ogóle polską ligą. Jeszcze kilka lat temu w rodzimej lidze miałby się jak pączek w maśle. To, że w tym momencie chce wyjechać do Polski, a interesuje go nawet jeden z faworytów do spadku, najlepiej pokazuje w jakim stanie są dzisiaj ukraińskie rozgrywki.

Fedorczuk trafił do Dnipra w 2010 za 450 tysięcy euro jako reprezentant ukraińskiej młodzieżówki. Ekipa z Dniepropietrowska była jednak wtedy tak mocna, że lata spędził na wypożyczeniach. Tu wypracował pozycję ponadprzeciętnego ligowca, który potrafił być nawet kapitanem Karpat Lwów, ale na szansę w Dnipro trochę musiał poczekać. Przyszła dość niespodziewanie wiosną 2015 roku. Fedorczuk wrócił kolejny raz z Krywbasu, ale tym razem był na tyle mocny, że wywalczył sobie miejsce w rewelacyjnej drużynie, która prała kolejnych mocnych rywali w Lidze Europy. Wiosną w pucharach opuścił tylko jeden mecz ze względu na żółte kartki. Asystował przy bramce, która wyrzuciła Ajax za burtę, grał 180 minut w półfinale z Napoli, wyszedł w pierwszym składzie na Sevillę, a Dnipro straciło trzecią bramkę dopiero, gdy został zmieniony.

Latem Dnipro rozkupiono. Fedorczuk został, ale po jesieni się zbuntował. Podpisał w zimowym okienku transferowym kontrakt z Dynamem Kijów, przez co na pół roku trafił do klubu kokosa. W Dynamie nie wywalczył pierwszego składu, w czym nie pomogły kontuzje, ale jedenaście meczów w takim klubie to przecież też nie wstyd.

Fedorczuk nie przyjeżdża połamany, bez jednej nogi, ostatnich miesięcy nie spędził na łóżku szpitalnym, nie ma też czterdziestki na karku. Całą jesień był jednym z najlepszych Weresu Równe, rewelacji sezonu ukraińskiej ekstraklasy. Zajmują piąte miejsce, ugrali 0:0 na Dynamie, Fedorczuk strzelił też choćby gola Szachtarowi. Nie stracił ani minuty. W tym roku stuknie mu trzydziestka, czyli w dzisiejszych realiach to koń do pracy.

Reklama

W wywiadzie dla oficjalnej strony Dynama Kijów opowiada, że choć najczęściej grał jako “ósemka”, tak jest piłkarzem wszechstronnym, któremu zdarzało się grać typowo na defensywnej pomocy, ale też po bokach obrony czy na prawym skrzydle. Nie da się jednak ukryć, że najwięcej czasu spędził w środku pomocy i to tutaj może najbardziej pomóc Sandecji. Jest piłkarzem, który na pewno lepiej prezentuje się w tyłach niż z przodu, ale na pewno nie jest tak, że piłka mu przeszkadza. Jeśli w Nowym Sączu będą od niego wymagać, by brał na siebie ciężar gry, jest do tego zdolny.

Nie jest piłkarzem, który siedział zawsze w szatni cicho, ma swój charakter. Trudno powiedzieć w tym momencie, czy to minus, bo przecież Sandecji nie potrzeba graczy, którzy przechodzą obok meczu. Fedorczuk na pewno jednak jest w stanie szybko się zrazić, jeśli przyjdzie mu siedzieć na ławce rezerwowych.

Jeśli ostatecznie transfer nie wysypie się na ostatnim metrze ostatniej prostej, to Sandecja może się nieźle wzmocnić. Fedorczuk bywał nawet powoływany do kadry Ukrainy (choć ostatecznie w niej nie zagrał), jest w formie, a przychodzi do zespołu, który najbardziej narzeka na braki w piłkarskiej jakości.

EDIT: Zagadka Ukraińca została rozwiązana. Nie przeszedł testów medycznych, miał problemy z kolanem.

Najnowsze

Komentarze

49 komentarzy

Loading...