Tutaj nie będzie śmiechów, szyderki i głupich żartów, to traumatyczny temat. Staramy się pisać dla was o reprezentacji AMP futbolu, przybliżać ich sportowe losy. Ostatnio zdobyli brąz na mistrzostwach Europy, na których finał na Besiktasie przyszło 40 tysięcy ludzi, a drugie tyle oglądało go przed bramami stadionu, bo nie zmieścili się do środka. Ale sukcesy sportowe i życiowe, które teraz osiągają, poprzedziły cholernie trudne, traumatyczne chwile, które przeżyli. Jedni stracili nogi, inni ręce. Dzisiejszy reportaż będzie w innej formie. Praktycznie bez pytań, bo one są zbędne. Trudno było nie poczuć łzy w oku, słuchając tych historii. Zaprasza Samuel Szczygielski.
Przy tym tekście prosimy was szczególnie – dojedźcie do końca, bo tam czeka na was coś bardzo, bardzo ważnego.
#LaczyNasKula
Jakub Kożuch
„Ludzie wybiegli na ulicę, obserwowali mnie na parapecie i płakali. Ja patrzyłem przez okno, jak żywcem pali się mój tata.“
– Miałem trzy latka, ale z tego dnia pamiętam dosłownie wszystko. Był 1. stycznia, dzień po sylwestrze. Mama wyszła do pracy, tata spał. Ja złapałem zapalniczkę, chciałem się nią pobawić i podpaliłem firankę. Jest też wersja, że mógł to być wybuch gazu, ale wydaje mi się, że ogień powstał przez to, że ja podpaliłem mieszkanie. Ogień szybko się rozprzestrzeniał, zanim obudziłem tatę, paliło się już wszystko. Tata zamknął okno, ale drzwi frontowe były już zagrodzone ogniem, nie było szans uciec. Wziął jakiś drut, złapał mnie, otworzył okno i posadził na parapecie z drugiej strony, przywiązując tym drutem za nogę do jakiejś rynny. Wtedy zamknął okno. I tak uratował mi życie. Ludzie wybiegli przed kamienicę, obserwowali to z ulicy, płakali i w panice krzyczeli. A ja patrzyłem przez okno, jak w domu żywcem pali się mój tata. Zginął na moich oczach. I wiesz co? Ja nie płakałem, nie krzyczałem, miałem trzy latka i z bólem serca, ale patrzyłem na to w spokoju. To było na Pradze, ulica Środkowa, niestety mieszkaliśmy na czwartym piętrze, więc ojciec nie mógł zrobić nic innego. Uratował mnie, tym samym dobrze wiedział, że właśnie kończy się jego życie… Po jakimś czasie przyjechała straż pożarna, zdjęli mnie i zawieźli do szpitala, leżałem w Konstancinie. Przez rok byłem roślinką, spałem. Dużą część ciała miałem poparzoną, a przez to, że byłem przywiązany tym drutem, do nogi nie dochodziła krew. Moja mama była tym wszystkim załamana, ale musiała podjąć ważną decyzję, czy lekarze mają amputować mi nogę czy spróbują mnie, można powiedzieć – odnowić, ale nie wiadomo, ile lat by to trwało, poza tym nie byłbym sprawny. Teraz mam 17 lat, gram w reprezentacji Polski i powiem ci, że nie mam mentora, autorytetu. Strzelam gole dla niego. Dla taty. To moja największa motywacja. Nie potrzebuję patrzeć i wzorować się na kimś, kto dobrze gra w piłkę, to nie jest ważne! Nie mam bohaterów, myślę o tacie. Czasem, kiedy patrzę do góry po zdobyciu bramki, widzę na chmurach jego twarz.
***
Łukasz Miśkiewicz
„Musiałem oderwać sobie tę rękę. Inaczej głowę też by zmiażdżyło, poszedłbym w pasztet“
– Pracowałem w Kopalni Węgla Kamiennego w Knurowie. 2012 rok, ranna zmiana. Byliśmy w przodku, na agregacie mieszającym cement z wodą – żeby wzmocnić konstrukcję. Po robocie czyściłem maszynę, wyciągnąłem kratkę zabezpieczającą i jak zbierałem lej rękami, coś się rozprężyło i strzeliło. Wystraszyłem się i odruchowo się schyliłem, przez co wciągnęło mi rękawicę w „ślimak“, wirującą maszynę. Zaczęło mi nawijać rękę, jak w maszynce do mięsa. Miażdżyć, coraz głębiej. Nakręciło mi nadgarstek, poczułem pierwsze złamania i żeby nie wciągnęło mnie całego, musiałem oderwać sobie rękę.
Oderwać?
– Tak, drugą ręką. Zaparłem się brzuchem, chwyciłem rękę i ją oderwałem. Jakbym tego nie robił, wciągnęłoby mnie całego. Maszyna już to nawinęła i zmiażdżyła, została sama papka. Skóra, włókna mięśni i skruszone, pokiereszowane kości. Jak wrzucałeś tam kamień, to w sekundę był skruszony, więc myślę, że z głową też nie byłoby problemu. Poszedłbym w pasztet. Część ręki, którą straciłem, poszła od razu w ścianę, z cementem. Jak oderwałem rękę, odskoczyłem na bok, żeby nie stworzyć zagrożenia innym. Owinęli mi pozostałą część ręki w opatrunek jednorazowy, wzięli na nosze, wynieśli do góry, załadowali do pociągu górniczego, który wywiózł mnie na powierzchnię. Pracowałem w najodleglejszym rejonie kopalni. Cztery i pół kilometra do szybu. W takim szoku nic nie czujesz, ale do wyjazdu z kopalni było tak daleko, że nagle zacząłem czuć straszny ból, Taki, że z całych sił uderzałem kolanem o kolano. Chciałem zapomnieć o ręce poprzez torturowanie sobie nóg. Jak dowieźli mnie do szpitala, mało brakowało – pewnie parę minut – żebym się wykrwawił. Z tymi kolanami tak sprytnie to wymyśliłem, że na drugi dzień bolało mnie już wszystko (śmiech). Leżałem w szpitalu 17 dni.
***
Krzysztof Wrona
„Hałas był coraz głośniejszy, trafił mnie. Wybudzono mnie na stole operacyjnym, żebym podpisał zgodę na amputację“
– Wracałem z imprezy ze znajomymi. Szliśmy chodnikiem, pamiętam, jak usłyszałem huk, hałas był coraz głośniejszy, przybliżał się nawet nie z każdą sekundą, a setną sekundy. Mieliśmy przed sobą zakręt, więc nawet nie wiedzieliśmy, co dokładnie się dzieje. Nagle zza tego łuku wyjechał motocykl. Kierowca stracił nad nim panowanie, położył motor, ale i tak nie udało się uchronić wszystkich, wjechał w dwie osoby. We mnie i w kolegę. Jemu nic groźniejszego się nie stało, tyle że był mocno poobijany. Mnie trafił tak, że poleciałem z motorem, docisnął moją nogę do bariery energochłonnej. Ocknąłem się leżąc na asfalcie, zobaczyłem, że noga jest nienaturalnie ułożona, odwróciłem wzrok. Podbiegli znajomi, zakazali mi patrzeć na nogę. W szpitalu zrobili mi by-pass na drugiej nodze, stąd mam na niej bliznę. Podczas pierwszej operacji składano mi zgniecioną nogę, to miał być jeden z wielu zabiegów. Ale to nie szło, wybudzili mnie podczas operacji i na stole operacyjnym podpisałem zgodę na amputację. Obeszło się bez tego, ale drugiego dnia nie funkcjonowało krążenie krwi. Trzeba było obciąć nogę, szczerze – już nie miałem oporów, musiałem ratować życie.
Kierowca przeżył?
– Tak, praktycznie nic mu się nie stało. A jechał pijany, urządzili sobie rozrywkę i jeździli, było kilka osób i się zmieniali po okrążeniu. Potem okazało się, że, że motor nie miał OC i aktualnego przeglądu technicznego. Znałem tego chłopaka, mieszkał kilka kilometrów ode mnie, chodziliśmy razem do szkoły.
Przyszedł do ciebie do szpitala?
– Przez kilka miesięcy się nie odezwał, potem mieliśmy sprawę sądową. Podszedł przed nią, wtedy powiedział „przepraszam“. A co do kierowcy, ale nie sprawcy, to jeszcze jedna sprawa z momentu wypadku. Przyjechała karetka. I wiesz co? Prowadził ją mój znajomy z boiska, co niedzielę graliśmy w piłkę. Odwiózł mnie do szpitala, na następne granie musieli znaleźć kogoś innego.
***
Marcin Kusiński
„Stanąłem nogą na podłodze i dużym palcem u stopy podrapałem się po kolanie”
– W 2010 roku zaczęła mnie boleć lewa kostka. Grałem z kumplami w piłkę, więc myślałem, że od któregoś dostałem kopniaka. Smarowałem to miejsce maścią, ale ból nie ustawał, aż budziłem się w nocy. Poszedłem do lekarza internisty, stwierdził, że to zapalenie ścięgna Achillesa. Ale dostałem skierowanie na USG. Tam po zrobieniu zdjęcia doktor spytał mnie, czy jestem pełnoletni, po czym pokazał zdjęcie. Linię i wielkiego guza. Potem skierowanie na histopalotogię, lekarze na Ursynowie zrobili mi biopsję, po miesiącu dowiedziałem się, że mam osteosarcomę, czyli najgorszą odmianę nowotworu kości. Leczyłem się tam przy pierwszej chemii, potem wylądowałem na oddziale dziecięcym w Instytucie Matki i Dziecka. Całe szczęście, bo był problem, mogli mnie nie przyjąć na leczenie z dziećmi, co byłem na pograniczu pełnoletności. Leczyłem się tam rok, planowane było założenie endoprotezy. Ale stanąłem na tej nodze i niestety… dużym palcem u stopy podrapałem się po kolanie.
Co?!
– Noga w 90 procentach była spróchniała od nowotworu, a na niej stanąłem i od razu się złamała w piszczelu. W ciągu tygodnia nowotwór w jamie szpikowej posunął się o 11 centymetrów, konieczna była amputacja. Myślałem, że to będzie koniec choroby, ale miałem przerzuty na płuca, walczyłem z nimi cztery lata. Zakończyłem leczenie trzy lata temu i na ten moment – tfu!, tfu! – jestem zdrowy. W szpitalu na oddziale poznałem Mariusza Adamczyka, on zakończył leczenie wcześniej i zaczął uprawiać AMP Futbol. A ja załapałem zajawkę na robienie zdjęć, kupiłem sobie nowy aparat i chciałem go gdzieś przetestować. Poszedłem na trening amp-futbolowego Lamparta Warszawa, żeby robić foty. Chłopaki mnie zobaczyli i powiedzieli, żebym się nie wygłupiał. Dali mi kule do gry i zacząłem trening z nimi. Po dwóch latach dostałem się do reprezentacji Polski, teraz to mi robią tu czasem zdjęcia.
***
To tylko kilka historii HEROSÓW z reprezentacji Polski. Każdy z nich pamięta dokładną datę wypadku. A to świadczy, jak wiele zmieniło się w ich życiu od tamtego czasu. Ile doszło bólu, trudności, a z drugiej strony – futbolu i radości z gry z Orłem na piersi, zdobywania dla Polski medali.
Teraz czas zrobić dla nich coś dobrego, zaczynając od 17-letniego Kuby Kożucha. Robimy zrzutę na protezę, która – chociaż nie w całkowitym stopniu – ma zastąpić mu nogę. Jego losy już znacie, więc wiecie, że bardzo mu się ona przyda. Nie tylko do spełniania własnych ambicji, bo Kuba trenuje też dzieciaki.
Kuba niedawno poznał się z Kamilem Grosickim, który został ambasadorem tej wybitnej reprezentacji. – Poznaliśmy się z Kubą na sesji. To niesamowicie pozytywny, uśmiechnięty chłopak. Oglądałem filmy z ich meczów, to niesamowite, że bez nogi można tak szybko biegać, strzelać takie gole i co najważniejsze – po tragedii żyć dalej i się nie poddawać. Historia Kuby i innych chłopaków to masakra, ale pokazują, jak silnymi są ludźmi. Ja jako zdrowy facet nauczyłem się od nich, że nie mogę narzekać, po prostu nie mogę. I nie przejmować się niepowodzeniami w życiu, tylko odkładać je na bok i iść dalej. Szczerze? Nie wiem, czy gdybym stracił nogę, miałbym tyle siły i samozaparcia, żeby grać w piłkę. Chyba wolę o tym nawet nie myśleć – mówi „Grosik”.
SAMUEL SZCZYGIELSKI
fot. Bartłomiej Budny, Agnieszka Skorupka, Maciej Gillert, AMP Futbol Polska
***
Tutaj możecie pomóc. Kuba będzie bardzo wdzięczny. #LaczyNasKula