Reklama

Stoch ląduje drugi w Wiśle i wysyła wiadomość: Kraft, mam cię na oku

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

19 listopada 2017, 17:53 • 3 min czytania 4 komentarze

Poważnie zaczęliśmy się zastanawiać, czy Kamil Stoch nie ma przypadkiem wykupionego abonamentu na podium w Wiśle. Przed rokiem dwa razy tutaj wygrał, wczoraj był drugi z drużyną, a teraz na tym samym miejscu wylądował w zawodach indywidualnych. Nasz lider odwalił dziś kawał dobrej roboty, a przy okazji już na starcie sezonu pokonał najgroźniejszego rywala, czyli Stefana Krafta. Kamil, zasłużyłeś dziś na browar. Jeśli lubisz, może być i… kraftowy. Pierwsze miejsce niespodziewanie dla Junshiro Kobayashiego.

Stoch ląduje drugi w Wiśle i wysyła wiadomość: Kraft, mam cię na oku

Dzisiaj w Wiśle znów było bardzo głośno i kolorowo, ale dość długo trochę nudnawo. Dla wielu skoczków osiągnięcie granicy 120 metrów jawiło się jak zdobycie Himalajów, dlatego na początku pierwszej serii kibice rozkminiali, co działo się w innych zakątkach obiektu. A działo się naprawdę sporo.

krew

zwierzyna

A skoro jesteśmy już przy samym obiekcie, to czekając na poważne skoki w odmętach internetu wygrzebaliśmy zdjęcie, jak w latach 30. wyglądała ponoć stara skocznia w Wiśle. Gdyby zobaczył ją słynący z bezwzględności szef Pucharu Świata Walter Hofer, zapytałby pewnie, a gdzie są tory lodowe, a gdzie siatki wiatrochronne, a gdzie droga przeciwpożarowa…

Reklama

stara skocznia

Dziś jednak na szczęście organizacja była jak należy. Włącznie z formą biało-czerwonych, bo po pierwszej serii aż pięciu z nich znalazło się w czołowej dziesiątce. Najwyżej, czwarty, po skoku na odległość 125 m był Dawid Kubacki. Z kolei na miejscach od 7. do 10. plasowali się kolejno Maciej Kot, Kamil Stoch, Piotr Żyła i Stefan Hula. Prowadził Richard Freitag (126 m) przed Stefanem Kraftem (126,5 m) i Junshiro Kobayashim (124 m).

Szkoda było przede wszystkim Stocha, bo z naszej piątki skoczył najkrócej – raptem 121 m. W przerwie Adam Małysz najwyraźniej kazał mu wsunąć banana razem ze skórką, bo w drugiej serii odpalił aż 129,5 m, co wywindowało go ostatecznie aż na drugie miejsce. Drugie, bo swoje próby – mimo wszystko – lekko spieprzyli Kraft i Freitag. Ciśnienie wytrzymał tylko Japończyk, który po skoku na odległość 126,5 m zapewnił sobie pierwszą wygraną w karierze. Oprócz miejsca na podium Stocha cieszy także to, że już w pierwszym indywidualnym konkursie pokazał on plecy Kraftowi (trzecie miejsce), czyli gościowi, który broni Pucharu Świata.

Ostatecznie z czołowej dziesiątki wypadł Kot. Żyła z Hulą wspólnie zajęli siódme miejsce, Kubacki z kolei dziesiąte.

Dobra, co wiemy po premierowym weekendzie sezonu olimpijskiego? Po pierwsze, nasi bez wątpienia są w gazie, a lider Stoch, choć momentami nierówny, to już teraz potrafi odpalić petardę. Po drugie, wspomniany już Kraft wciąż jest w formie i chyba nie robił sobie jaj mówiąc przed sezonem, że chce wygrać wszystko co się da. Po trzecie, siedzący na wieży trenerskiej Stefan Horngacher wciąż ogląda skoki naszych zawodników – nawet udane – z miną Andrzeja Poniedzielskiego.

No ale w sumie najważniejsze, żeby największą radochę miał za niecałe trzy miesiące w Pjongczang. I występy naszych na początku sezonu pozwalają wierzyć, że kto wie, może na igrzyskach będzie mógł uśmiechnąć się już od ucha do ucha?

Reklama

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

4 komentarze

Loading...