Radosław Mroczkowski we wczorajszym Przeglądzie Sportowym sformułował w otwarty sposób – nie pierwszy raz zresztą – kilka zarzutów wobec klubu i jego pracowników. Choć w rozmowie Michała Treli żadne nazwiska nie padają, nietrudno się domyślić, że szpilka została wbita między innymi w osobę Arkadiusza Aleksandra, dyrektora sportowego Sandecji, z którym trener od jakiegoś czasu żyje jak pies z kotem. Jakie padają zarzuty? Nie takie transfery, na jakie się umawiano. Brak długofalowej strategii, lepienie z tego co jest. Brak młodzieży, którą można wprowadzać do drużyny czy powszechny minimalizm. Zadzwoniliśmy do Arkadiusza Aleksandra i porozmawialiśmy o wtorkowym wywiadzie szkoleniowca.
Radosław Mroczkowski mówi w Przeglądzie Sportowym, że „strategia Sandecji brzmi: jakoś to będzie”. To jak to będzie?
Nie chcę komentować wypowiedzi żadnego pracownika naszego klubu, od tego jest ewentualnie rzecznik prasowy. Powiem szczerze, nie czytałem całego tego wywiadu, zobaczyłem tylko początek i już przestałem czytać.
Dlaczego pan odpuścił?
Szkoda się denerwować.
Nie chcę w takim razie, by się pan odnosił do słów trenera, proszę powiedzieć jaka pana zdaniem jest strategia klubu.
Jesteśmy beniaminkiem i dużo rzeczy się u nas zmieniło. Nad kilkoma projektami wciąż pracujemy. Teraz jesteśmy na etapie tworzenia klubowego skautingu, byliśmy z prezesem Haslikiem w Śląsku Wrocław i Zagłębiu Lubin, ostatnio spędziłem też kilka dni w Lechu Poznań by podpatrzeć, jak to wygląda i uczyć się od najlepszych. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Cały czas chcemy też stawiać na chłopaków z regionu.
Czyli rozumiem, że na strategię trzeba chwilę poczekać.
Na pewno nie będziemy opowiadać, że w ciągu dwóch miesięcy będziemy Lechem czy innym klubem o biało-czarnych barwach, Juventusem. Nie będziemy. Ale wszystko, co u nas się dzieje, dzieje się z głową. Gramy na stadionie w Niecieczy i w tym momencie masa ludzi nie tylko w klubie zaangażowana jest w budowę nowego stadionu. Na to potrzeba czasu. Na ten moment nie ma żadnych zaległości finansowych w stosunku do żadnego pracownika. Kolejną rzecz, którą warto zaznaczyć, jest baza. Dzięki współpracy z MOSiR-em mamy dostęp do siedmiu pełnowymiarowych boisk piłkarskich przygotowanych na przyzwoitym poziomie. Mamy współpracę z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową w Nowym Sączu, która dysponuje sprzętem na poziomie europejskim. Gdy ludzie przyjeżdżają do nas i widzą, w jakich warunkach możemy powracać do pełnej sprawności czy z jakiej odnowy biologicznej korzystać, są zaskoczeni. W każdej chwili dnia i nocy mamy do naszej dyspozycji kriokomorę. Kolejna rzecz – komora wysokogórska. Jakość tego sprzętu to europejski poziom. Proszę zadzwonić do piłkarzy, którzy mają za sobą grę w lepszych klubach jak Brzyski i Cetnarski i zapytać, jak wypadamy w porównaniu do innych zespołów.
Klub rozwija się pod każdym względem. Dołączyliśmy od 1 lipca kolejnego asystenta do sztabu pierwszego zespołu, fizjologa, w ostatnim czasie klub umożliwił zawodnikom korzystanie z cateringu przystosowanego dla sportowców. Jak mówię – bardzo serdecznie zapraszam by zobaczyć, jakie są w tym momencie warunki do pracy w Sandecji.
Pan mówi siedem boisk, a trener Mroczkowski atakuje w wywiadzie, że było sensacją gdy spytał o to, czy trawa jest skoszona. Jakby sugerował, że trawa nie zawsze jest skoszona.
Nie słyszałem czegoś takiego.
Czyli trawa jest zawsze skoszona.
Jak mówię – zapraszam do Nowego Sącza zobaczyć obiekty. Nie będę prowadził polemiki, bo nie o to mi chodzi. Wszystko co powiedziałem jest do sprawdzenia.
Jaka była umowa między panem a trenerem Mroczkowskim odnośnie transferów? Trener użył następujących słów: nie było takich wzmocnień, na jakie się umawialiśmy. To szpilka w pana kierunku.
Nie jesteśmy bardzo bogatym klubem i w najbliższym czasie pewnie nie będziemy. Patrzę sobie jednak na nasz skład wiosną i ten jesienią. Patrzę przez pryzmat tego, który zawodnik ile daje zespołowi i na listę strzelców. Praktycznie każdy z zawodników, który do nas przyszedł, widnieje na liście strzelców czy asyst i daje temu zespołowi jakość. To jest moja opinia – ktoś może mieć inną. Kilku zawodników miało oferty z innych klubów. Patrik Mraz – co ostatnio potwierdzał w wywiadzie – miał ofertę z Piasta Gliwice za lepsze pieniądze niż u nas, ale udało się go przekonać innymi rzeczami. Uważam, że to sukces. Nie jest łatwo przekonać zawodnika w Polsce, by grał tam, gdzie mu mniej płacą.
Zgodzę się, że ci piłkarze dają jakość. Trener ma jednak uwagi, że transfery nie były takie, jak sobie tego wyobrażał. Nie wiem, jaka była umowa między wami, może oczekiwał jeszcze większych wzmocnień.
Też bym chciał pozyskać lepszych piłkarzy z fajnymi nazwiskami, którzy ściągną ludzi na trybuny, ale niestety obracamy się w pewnych realiach finansowych, które pozwalają nam na to, na co pozwalają. Uważam, że z tymi możliwościami finansowymi zrobiliśmy bardzo dobre, przemyślane ruchy. Nie sztuką jest ściągnąć 15 obcokrajowców i się modlić, by to wypaliło. Mamy charakterny zespół i wiedziałem, jakich graczy do tych chłopaków dopasować.
Mówi pan chłopaki z regionu, a ja mówię Kamil Słaby. Chyba najzdolniejszy wychowanek w momencie awansu do Ekstraklasy uciekł do… Bruk-Betu.
Jesienią przedłużył z nami kontrakt i zawarliśmy dżentelmeńską umowę, że w przypadku, gdyby chciał odejść do klubu z Ekstraklasy, nikt nie będzie mu robił przeszkód. My swojego słowa dotrzymaliśmy, tak jak dotrzymujemy słowa w stosunku do innych zawodników. Na tym budujemy lojalność zawodników, którzy bardzo chętnie do nas wracają, o czym świadczy powrót Maćka Korzyma czy Adriana Basty. Ja sam wychodziłem z Sandecji i później wracałem.
Słaby nie poszedł jednak do Lecha czy Legii a do Bruk-Betu, klubu z podobnym potencjałem sportowym. To świadczy o tym, że piłkarze w Sandecji niekoniecznie chcą grać.
Nie wiem, ja chciałem, żeby u nas został. Podjął taką decyzję. My jako klub daliśmy słowo i wywiązaliśmy się z tego w stu procentach.
Traktuje pan wywiad trenera Mroczkowskiego jako kolejny cios w pana kierunku?
Nie odbieram tego w ten sposób. Robię swoją robotę i uważam, że klub cały czas się rozwija. Nie widziałem, by tam było użyte moje nazwisko.
Kto czyta między wierszami wie jednak, że to szpilki między innymi w pana kierunku.
Nie było żadnego adresata. Ale nie czytałem do końca, może coś pominąłem? Nie będę jednak polemizował z nikim z klubu w mediach.
Gdyby jednak Kolew czy Korzym strzelali z taką regularnością jak trener Mroczkowski w pana, walczyliby chyba o koronę króla strzelców.
Muszę to przemilczeć.