Tak słabego początku nie miał żaden trener, odkąd w 1995 roku wprowadzono trzy punkty za zwycięstwo. Legia pod wodzą Romeo Jozaka (45 l.) wygrała tylko jedno spotkanie, a dwa przegrała – pisze dziś Fakt.
FAKT
Jozak raczej nie zaczął pracy w Legii z przytupem.
Tak słabego początku nie miał żaden trener, odkąd w 1995 roku wprowadzono trzy punkty za zwycięstwo. Legia pod wodzą Romeo Jozaka (45 l.) wygrała tylko jedno spotkanie, a dwa przegrała. Równie marny dorobek Legia miała jeszcze za pierwszej kadencji Dariusza Kubickiego (56 l.) w 1999 r. Tyle że wówczas trzy mecze zremisowała, czyli miała lepszy bilans bramkowy niż obecnie. Nawet wyśmiewany i krytykowany Besnik Hasi (46 l.) w zeszłym sezonie zaczął pracę przy Łazienkowskiej lepiej od Jozaka, bo zdobył pięć oczek w trzech spotkaniach.
Patrik Mraz ma żal do działaczy Piasta.
30 czerwca wygasała mu umowa, nie dogadał się z klubem, by ją przedłużyć. – Wszystko działo się w dziwnych warunkach, bo prezes w ogóle nie rozmawiał ze mną o przedłużeniu, robił to tylko trener. Zaproponował mi nową umowę, ale nie podobał mi się w niej jeden zapis. Finanse nie stanowiły problemu, chciałem jednak podpisać kontrakt na dwa lata. Piast zaproponował mi tylko na rok. Byłem uparty, nie zgodziłem się na to. Myślę, że po prostu zasłużyłem na dwuletnią umowę – opowiada piłkarz.
SUPER EXPRESS
Rozmowa o lewym z legendą Bundesligi Stephanem Chapuisatem.
Był pan pierwszym obcokrajowcem w Bundeslidze, który strzelił w niej 100 goli. Lewandowski ma już 159.
Jeśli nie odejdzie z Bayernu, a nic na to nie wskazuje, to 200 goli nie będzie dla niego problemem. Ma kontrakt w Monachium do 2021 r., więc przed nim jeszcze sporo strzelania. Gerda Muellera (365 goli – przyp. PK) nie dogoni, ale szanse na to, że zostanie najlepszym strzelcem obcokrajowcem w historii Bundesligi są ogromne.
Przed nim Claudio Pizarro, 191 bramek, który podpisał kontrakt z FC Koeln, ale jest 10 lat starszy od Lewandowskiego.
Dlatego ten rekord prędzej czy później wpadnie Polakowi w ręce, jeśli nie odniesie żadnej kontuzji.
Dalej krótki wywiad z Kamilem Grosickim.
Podobno dzień przed meczem z Armenią odbyłeś naradę z Lewandowskim. O czym rozmawialiście?
Głównie o naszej współpracy na boisku, jak widać, jest coraz lepsza. Obaj strzeliliśmy po golu i asystowaliśmy sobie nawzajem. Robert wziął na swoje barki rozstrzygnięcie meczu z Czarnogórą, zależało mu też na wyprzedzeniu Ronaldo w klasyfikacji strzelców. Koledzy z Bayernu nie pomogli mu w zdobyciu korony w Bundeslidze w ostatnim sezonie, no to my zrobiliśmy wszystko, żeby został królem eliminacji do Euro i teraz do mundialu.
Ty zarabiasz, nie tylko grając w piłkę, ale również dzięki reklamom.
Tak, mam kontrakty z pięcioma firmami i liczę, że w najbliższym czasie podpiszę kolejne.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Amerykański zły sen. Tak Przegląd tytułuje tekst o Lechii Gdańsk.
Według naszych informacji, przyczyną takiego stanu rzeczy jest zwiększenie obciążeń przez byłego trenera Piotra Nowaka. Po tym, jak szkoleniowiec w styczniu 2016 roku objął Lechię, zespół grał efektownie i imponował wybieganiem. Drużyna strzelała gole, prowadziła grę. Po kilku miesiącach Nowak stwierdził jednak, że zawodnicy ćwiczą zbyt lekko. – Będziemy trenować jak reprezentacja USA pod wodzą Bruce’a Areny – powiedział współpracownikom i jednocześnie mocno zwiększył obciążenia.
Dziennik poświęca tekst Jakubowi Koseckiemu.
– Wiem, że wypowiedziami o byciu legionistą nie ułatwiam sobie życia, ale wolę powiedzieć od razu prawdę, żeby nie było niedomówień. Tak samo jak drugą prawdę: grając dla Śląska, nigdy nie odstawię nogi, jestem we Wrocławiu szczęśliwy i uważam że to piękne miasto. Jakieś docinki w szatni na początku były, ale sądzę, że jestem akceptowany. Kiedy idę z żoną na kolację do miasta, ludzie też ciepło nas odbierają – mówi Jakub Kosecki, który wyrasta na jedną z najbardziej pozytywnych postaci szatni. Nie gwiazdorzy, w pokoju na zgrupowaniach mieszka z nadzieją Śląska, młodziutkim Adrianem Łyszczarzem, jest uśmiechnięty i wyluzowany. Ostatnio zrobił furorę wywiadem dla klubowej telewizji, gdzie żartował, że dla kolejnego występu w reprezentacji byłby gotów ponownie pokazać goły tyłek, nawiązując do incydentu z meczu z Ukrainą, gdy podczas upadku na murawę niemal całkowicie zsunęły mu się spodenki. Trzeba przyznać, że ma chłopak jaja.
Aleksandyr Kolew to poliglota.
W nowym kraju nie miał problemów z aklimatyzacją. – W Mielcu nie wszyscy mówili po angielsku, ale to wyszło mi na dobre, bo bardzo szybko zacząłem mówić po polsku. Nauka nowych języków zawsze zresztą przychodziła mi łatwo. Znam także flamandzki, bułgarski, serbski i angielski – mówi Kolew. Jest fanem tatuaży. Ma ich mnóstwo. – Czasem zastanawiam się, po co zrobiłem ich tak wiele. Ale zaczynając się tatuować, miałem 18 lat, byłem młody i głupi. Szybko dorabiałem kolejne. Teraz nie zamierzam już tego robić. Każdy z tatuaży coś dla mnie znaczy. Są związane z moją rodziną: rodzicami i moim ukochanym dziadkiem, który już nie żyje. Mam też kilka cytatów – opowiada Kolew. Na jego ciele nie brakuje też symboli odnoszących się do chrześcijaństwa. Na ręce ma wytatuowany krzyż, a pod żebrami deklarację: „Tylko Bóg może mnie sądzić”. – Wiara jest w moim życiu bardzo ważna – kończy napastnik.
Bartosz Tarachulski po raz piąty stał się trenerem Pogoni Siedlce. Z nim rozmowa.
W Pogoni jest pan już od 2013 roku. W Siedlcach czuje się pan już, jak u siebie?
Niedawno minął piąty rok odkąd jestem w Pogoni. Na początku przyszedłem, jako grający asystent trenera. Zdarzało się, że czasami występowałem na boisku. W Siedlcach czuję się bardzo dobrze i chcę tu, jak najdłużej pracować. Wiem jednak, jaka jest piłka nożna. Nic nie jest w niej dane raz, na zawsze.
Był pan asystentem u siedmiu kolejnych trenerów Pogoni. Od każdego z nich coś pan wyciągnął?
Na pewno tak. Nabierałem doświadczenia. Od każdego można było się czegoś nauczyć. Miałem też spory bagaż przeżyć, jako zawodnik, bo przecież ponad 25 lat występowałem na boiskach. Popatrywanie trenerów i sposobu w jaki pracują z zespołem sporo mi dało. Nie chcę żadnego z nich pominąć, ani wymieniać, ale od każdego z byłych trenerów Pogoni, z którymi współpracowałem na pewno czegoś się nauczyłem.
PS zapowiada starcie Klopp – Mourinho.
Do lokalnej rozgłośni radiowej zadzwonił słuchacz. – Liverpool jest jednym wielkim cyrkiem, a największym klaunem Jürgen Klopp! – niemal wykrzyczał do słuchawki mężczyzna. Krytycznych głosów pod adresem niemieckiego menedżera, choć może bardziej merytorycznych, pojawia się coraz więcej. Fani The Reds powoli zdają sobie sprawę, że po dwóch latach pracy utytułowanego Niemca oczekiwali chyba więcej. A jeśli w sobotę jego piłkarze nie pokonają Manchesteru United, ich złość może tylko rosnąć.
– Chcę niedowiarków zmienić w wierzących – mówił Klopp 8 października 2015 roku, gdy był prezentowany jako nowy trener 18-krotnego mistrza Anglii. Wierzących, że Liverpool może znów być wielki przez ten czas na pewno trochę przybyło, ale nie na tyle, by można było z przekonaniem powiedzieć, że za chwilę nastaną na Anfield piękne czasy. – Ery Kloppa raczej nie można nazwać wielkim sukcesem, ale progres jest widoczny – mówi BBC Jan Molby, były pomocnik klubu. Na plus byłemu szkoleniowcowi Borussii Dortmund trzeba zapisać, że dzięki niemu zespół wrócił do Ligi Mistrzów. Do tego prezentuje ofensywny, atrakcyjny dla oka futbol. Oglądając zawodników w czerwonych koszulkach można być pewnym wielu goli.