Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

10 października 2017, 15:06 • 6 min czytania 86 komentarzy

Pieniądze zmieniają ludzi, co stwierdzam nie ja, tylko naukowcy. Co ciekawe – nawet fałszywe pieniądze. Okazało się na przykład, że bogactwo nabyte podczas gry w Monopoly wpływa na ludzki mózg w taki sposób, iż człowiek zaczyna zachowywać się inaczej niż osoby, którym idzie gorzej – jest głośniejszy, prowokacyjny, wywyższający. I gdyby popatrzył na siebie z boku, być może byłoby mu wstyd.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Opracowań na ten temat jest tyle, że można byłoby wytapetować nimi ściany na w całej Bydgoszczy. Badania Uniwersytetu z Berkeley wykazały, że właściciele luksusowych samochodów na ulicach San Francisco – gdzie prawo wymaga zatrzymania się przed przejściem dla pieszych – stawali cztery razy rzadziej niż posiadacze tańszych aut. Wyniki niektórych badań są wręcz kuriozalne. Okazuje się, że wystarczy usłyszeć lub przeczytać słowo „pieniądz”, bo coś się w mózgu przestawiło. Na łamach „Yale Insight” pani Kathleen Vohs opowiadała o zabawnym eksperymencie – ludzie mieli do wykonania jakieś nieistotne zadania (nie wiedzieli, że nieistotne) i u niektórych pojawiały się frazy związane z forsą. Później przechodząca osoba „niechcący” upuszczała ołówki. Wiecie co się okazało? Że osoby, które otarły się o pieniądze w swoich zadaniach, były mniej chętne do pomagania.

Ludzie biedniejsi wykazują się większą empatię, mówiąc krótko – są bardziej spoko. Psycholog Paul Piff używa jeszcze dobitniejszego stwierdzenia: – Bogaci ludzie są bardziej skłonni do stawiania swoich własnych interesów ponad interesami innych ludzi. To sprawia, że znacznie częściej wykazują się cechami, które z reguły przypisujemy… dupkom”.

Weźmy na przykład dobroczynność, w różnej skali. Wspomniany Paul Piff dał po 10 dolarów uczestnikom badań. Powiedział, że mogą te pieniądze zachować dla siebie albo podzielić się nimi z nieznajomymi. Uczestnicy, którzy zarabiali rocznie mniej niż 25 000 dolarów, rozdali o 44 procent więcej pieniędzy niż uczestnicy, którzy zarabiają pomiędzy 150 000 a 200 000 dolarów. To samo się dzieje, gdy podniesiemy skalę. Według „Chronicle of Philanthropy” z 2012 roku osoby zarabiające między 50 000 a 75 000 dolarów rocznie, przeznaczyły 7,6 procent swoich środków na działalność dobroczynną. Ci, którzy zarabiali powyżej 100 000 dolarów – już tylko 4,2 procent. A ci z dochodami większymi niż 200 000 dolarów – 2,8 procent. Z jednej strony to zrozumiałe – wszyscy mogli dawać w liczbach bezwzględnych tyle samo, ale z drugiej strony – przecież im ktoś bogatszy, tym większą ma rezerwę na koncie (nie zawsze, ale często).

Im osoby bogatsze, tym większa skłonność do kłamania i zachowań niemoralnych, gorsza wrażliwość i nawet zdolność do odczytywania emocji u innych. Według doktora Daytona, od pieniędzy można się uzależnić jak od narkotyków – w tym sensie, że mózg zaczyna wytwarzać substancje chemiczne, takie jak dopamina. A jak czytam na Wikipedii, głównej działanie kokainy polega na stymulowaniu wydzielania dopaminy. Kiedy dodamy do tego sławę – która również uzależnia i również stanowi, w zasadzie w sensie dosłownym, narkotyk, otrzymamy miksturę, którą bardzo łatwo przedawkować. Jak powiedziała kiedyś bardzo znana osoba: – Jestem uzależniony od prawie każdej substancji znanej człowiekowi, ale najbardziej uzależniła mnie sława.

Reklama

Oczywiście i ją przebadano, chociaż zdecydowanie nie tak dogłębnie jak wpływ pieniędzy na mózg, bo „próbka” mniejsza i dostępność „materiału” do analizy utrudniona. Niemniej wyliczono, że sława ma cztery fazy. Pierwsza – okres miłość / nienawiść. Druga – nałóg. Trzecia – akceptacja. Czwarta – dostosowanie. Wyobrażam sobie, że dojście do fazy czwartej – dostosowania – wymaga naprawdę ogromu wyrzeczeń i czasu. Jeden z hollywoodzkich aktorów twierdzi, że są momenty, gdy zaczepiające cię osoby po prostu chcesz zepchnąć ze schodów. Ale jednocześnie znani ludzie permanentnie odgrywają rolę samych siebie i martwią się, że mogą kogoś rozczarować. „Obowiązek bycia miłym dla wszystkich i zawsze jest strasznie wyczerpujący” – mówią.

Dlaczego ja o tym wszystkim piszę, poza tym, że jest wtorek, a o czymś muszę? Otóż dlatego, że Robert Lewandowski zdaje mi się osobą, która w dużym stopniu wymyka się klasycznym zagrożeniom czyhającym na ludzi bardzo bogatych i bardzo sławnych. Mówiąc krótko – jest to jeszcze jeden mecz, który wygrywa i być może nawet wygrywa go w lepszym stylu niż mecze na boisku.

W tym momencie czas na kilka zastrzeżeń. Po pierwsze moje doświadczenia z osobami bogatymi, w tym bardzo bogatymi, są raczej pozytywne. To znaczy – im więcej i im bliżej takie osoby poznawałem, tym normalniejsze mi się wydawały. Może po prostu miałem szczęście. Po drugie – uważam, że piłkarze jako grupa społeczna są możliwie najlepiej przygotowani do radzenia sobie z miksem: pieniądze plus sława. Lepiej niż na przykład aktorzy, piosenkarze czy nawet niektórzy biznesmeni. Wynika to z faktu, że piłka nożna łączy się z ciągłym reżimem treningowym i ciągłym podporządkowywaniem, na przykład wobec trenera. O ile piosenkarz może nawet na scenę wyjść pijany albo naćpany, co wielokrotnie się zdarzało, może zaginąć na tydzień albo dwa i nie przychodzić na próby i po prostu nie ma na niego bata, o tyle piłkarz ma życie dokładnie zaplanowane i od tego planu nie ma odstępstw. Jeśli trening ma się zacząć o 11:00, to nie o 11:08. Jeśli w sobotę jest mecz, to w sobotę, a nie w niedzielę. I nikt cię nie wpuści na boisko po czterech piwach. Nawet ich nie wypijesz w spokoju na mieście, bo nie przystoi, podczas gdy muzykowi z piwem jak najbardziej do twarzy.

Futbol trzyma więc w ryzach. Rzecz w tym, że jednych trzyma bardziej, a innych mniej. Jedni podporządkowują się bezwzględnie, inni szukają dróg na skróty.

Mieliśmy wielu piłkarzy, którzy wspaniale radzili sobie i radzą z popularnością i pieniędzmi, natomiast Lewandowski jest pierwszą od czasów Bońka naprawdę globalną gwiazdą. I moim zdaniem, gdyby stworzyć ranking ludzi, którym najmniej odwaliło od wielkiej sławy i wielkiej forsy (dajmy na to: 100 000 000 złotych i w górę) – lub też mówiąc inaczej: takich, którym odwaliło w zupełnie akceptowalnej skali – byłby naprawdę wysoko. Oczywiście, że musi bywać rozdrażniony. Oczywiście, że musi miewać ochotę – jak ten aktor – zepchnąć zaczepiających go ludzi ze schodów. Czasami wstanie lewą nogą, a czasami prawą. Czasami w dobrym nastroju, czasami w kiepskim. Ale patrząc całościowo, a nie wybiórczo, to po prostu jest zajebiście normalny człowiek.

Scena wyprowadzenia na boisko małego Franka na wózku – no, w futbolu scena w sumie jakich wiele. Natomiast rozmowy Lewandowskiego z chłopczykiem, czułość jaką go otaczał, ta nieudawana więź i troska – to nie była scena jakich wiele. Mógłby Robert być – jak go przecież przedstawiają – skupionym na sobie robotem i zupełnie nikt nie miałby pretensji. Mało tego – i z takiego podejścia do świata by uczyniono w mediach zaletę. A jednak ta samoświadomość sportowca ze ścisłego topu pozwala mu skupiać się także na innych. Jest to wbrew wnioskom z amerykańskich badań na temat samoświadomości.

Reklama

W ogóle myślę, że my w Polsce mamy szczęście do inteligentnych, fajnych osób, które zarobiły duże pieniądze. Do Lewandowskiego, Gortata, Błaszczykowskiego, Piszczka, Glika… Nie trafił się nam Adriano, który po wyrwaniu się z faweli szybko do faweli wrócił. Nie trafił nam się żaden kompletny dureń z wielką forsą i wielkim ego, obwieszający się łańcuchami, kupujący szpanerskie bryki i rozbijający je na pobliskich latarniach. Trafili nam się całkowicie normalni kolesie, z tymi samymi żonami, którym ślubowali wierność. Widywani raczej na rodzinnych spacerach, a nie w klubach go-go. Nie mamy Samira Nasriego ani Karima Benzemy. Co najwyżej mamy niegroźnego w swoim wariactwie Krychowiaka w kapeluszu.

Słyszałem o piłkarzu z polskiej ligi, od jakiegoś czasu bez powołań, któremu nie chciało się stać w kolejce, by podpisywać koszulki i piłki przeznaczone na cel charytatywny. Oburzał się, że jest ostatni i musi czekać. Jego mózg nie poradził sobie z pieniędzmi rzędu 60 000 złotych miesięcznie. To i jego wina, i trochę nie jego – po prostu tak już z naszymi mózgami jest. Natomiast Lewandowski – razem z gronem kilku innych sportowych osobistości – ze swoim uśmiechem, ze swoją mimo wszystko dostępnością, ze swoim luzem pokazuje: Polak potrafi.

Bardziej mi to imponuje niż wykorzystany rzut karny. Nawet jeśli wykorzystany po raz trzydziesty z rzędu.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Zagłębie mogło wygrać po raz pierwszy od września, ale wypuściło dwubramkową przewagę

Bartosz Lodko
0
Zagłębie mogło wygrać po raz pierwszy od września, ale wypuściło dwubramkową przewagę
Tenis

Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Kacper Marciniak
0
Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

86 komentarzy

Loading...