Reklama

Wisła Płock wychodzi z wirażu

redakcja

Autor:redakcja

10 października 2017, 18:33 • 4 min czytania 8 komentarzy

Drużyna Jerzego Brzęczka gwarantuje w tym sezonie swoim kibicom taką sinusoidę, że przy jej obliczaniu gubią się nawet najwybitniejsi matematycy. Sezon zaczął się dla niej od pożegnania Marcina Kaczmarka i rządów Dominika Furmana, a styl gry odzwierciedlał zamieszanie w klubie. Wisła grała niemrawo, ocierała się o strefę spadkową, dostała czwórkę w Zabrzu, aż przyszła wrześniowa przerwa reprezentacyjna – po niej widzieliśmy już zupełnie inną drużynę. To już nie gra w stylu „na zero z przodu, a z tyłu coś wpadnie”. Z tyłu co prawda nadal często wpada, ale Wiślacy rekompensują to sobie grą ofensywną, która znacznie się poprawiła i wpłynęła na poprawę wyników.

Wisła Płock wychodzi z wirażu

Prosta statystyka: w pierwszych siedmiu meczach Wisła zdobyła zaledwie siedem punktów. W ciągu czterech kolejnych licznik zatrzymał się na dziesięciu oczkach. Siedemnaście punktów gwarantuje jej teraz w miarę bezpieczną pozycję w środku stawki (przewaga dziewięciu nad strefą spadkową). Nic swego czasu nie rokowało, że za chwilę może być aż tak dobrze. Kluczowym momentem był wyjazdowy remis z Zagłębiem Lubin. Miedziowi podrażnieni po porażce z Legią, na Wisłę wyszli z taką determinacją, jakby za chwilę miał się kończyć świat. Szybko strzelili dwie bramki, ale przyjezdni pokazali determinację i za sprawą Piątkowskiego i Vareli doprowadziła do wyrównania. Drużyna pokazała charakter, odrobiła dwie bramki na trudnym terenie, i zyskała nieodzowną wiarę w siebie. Co najważniejsze – poszła za ciosem. Najwięcej mówią same wyniki:

3:1 z Pogonią Szczecin.

3:1 z Cracovią Kraków.

1:0 z Bruk-Bet Termaliką.

Reklama

Jasne, rywale – z wyjątkiem Zagłębie, z którym przecież nie udało się wygrać – nie byli zbyt wymagający, ale Wisła też nie jest hegemonem, żeby nawet w takich spotkaniach patrzeć na rywali z góry. Zresztą na palcach jednej ręki po dość intensywnej przygodzie z tasakiem można policzyć, ile drużyn zaliczyło w tym sezonie taką serię. Trzy mecze z rzędu udało się wygrać Legii, Jagiellonii i… Tylko Legii i Jagiellonii.

Odżyła przede wszystkim ofensywa. Do siódmej kolejki, czyli oklepu od Górnika, Wisła zdobyła tylko trzy bramki. Raz trafił Furman, raz stoper Byrtek, i raz – wreszcie jakiś napastnik – Biliński. Zawodził przede wszystkim Merebaszwili, który nie tylko nie gwarantował bramek czy asyst, ale też w większości spotkań nie stwarzał żadnego zagrożenia pod bramką. Dużo o jego postawie mówi fakt, że przestał nawet notować te swoje spektakularne pudła.

Tymczasem ostatnio – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – jego „statystykometr” zaczął iść w górę. Bez niego nie moglibyśmy mówić o heroicznym pościgu z Zagłębiem. W trudnym momencie pomógł podnieść drużynę z kolan – zaliczył dwie asysty. Ponadto asystował z Pogonią i Termaliką, dodatkowo trafił do siatki z Cracovią. Gruzin zaczyna przypominać sobie poprzedni sezon, gdzie przecież uchodził za jednego z najważniejszych graczy Nafciarzy. Jego przykład pokazuje, jak ważne jest, by próbować. Kiedy nie próbował ani nie strzelał goli, ani nie zaliczał asyst, ani spektakularnie nie pudłował. Kiedy spróbował, pokusił się o ryzyko, od razu znalazło to odzwierciedlenie w liczbach. Za jego przykładem idzie chociażby Nico Varela, bohater ostatniego boju z Termaliką, podczas którego przesądził o zwycięstwie. Do meczu z Zagłębiem grał mało i nie notował żadnych liczb. Przełamał się z Miedziowymi, a teraz ma na koncie trzy trafienia.

Wydaje się, że Jerzy Brzęczek wreszcie dotarł do drużyny. Początek jego pracy był tak przekonujący, jak występ Karola Linettego z Armenią, ale od jakiegoś czasu zaczęło się to zazębiać. Trafia też z decyzjami personalnymi. W ostatnich dwóch meczach przestawił Arkadiusza Recę na lewą obronę – umówmy się: poziom Ekstraklasy negatywnie zweryfikował go jako skrzydłowego – i może na razie nie okazało się to nie wiadomo jakim strzałem w dziesiątkę, ale nie był to zły ruch. Na pewno bardzo przyszłościowy. Wisła powinna mieć z niego na tej pozycji więcej pociechy niż na skrzydle. Z Cracovią nie wyglądało to jeszcze za wesoło (nota 3), ale już tydzień później w starciu z Termaliką zagrał na solidnym poziomie (nota 5).

W grze Płocczan widać wyraźny progres od wznowienia rozgrywek we wrześniu. Jak zadziała na nich kolejna, trwająca właśnie przerwa reprezentacyjna? Sami jesteśmy ciekawi. W Ekstraklasie, gdzie o większości wyników zdaje się decydować losowanie, trzeba doceniać takie serie i cieszyć się nimi, bo tak szybko odchodzą… Nie zdziwię się się, jeżeli wiślacy zaliczą teraz kolejny regres formy. W końcu wiemy, że utrzymać formę w naszej lidze jest tak trudno, jak wejść do watykańskiego Santa Porta. Ale nie zdziwię się też, kiedy wygrają zbliżające się mecze z Koroną i Śląskiem, i tym samym wdrapią się do czołówki. Ekstraklasa – where amazing happens.

Jedno jest pewne – Wisła zasłużyła sobie, żeby ją nieco uważniej obserwować.

Reklama

Norbert Skórzewski

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...