Mówi się, że pieniądze nie grają, ale to oczywiście pusty frazes. Futbol w dużej mierze opiera się na kasie i jeśli ma się jej naprawdę bardzo dużo, to można marzenia z Football Managera przenieść do realnego świata. Wydaje się również, że taka zabawa uzależnia jeszcze bardziej niż gra komputerowa, bo gdy tutaj osiągniesz sukces, to np. przyjeżdża do ciebie prawdziwa telewizja. I nieważne, w którym miejscu ma siedzibę klub, ponieważ może to być wielka Warszawa albo malutki Bytów, w którym nie mieszka nawet 20 000 osób. Tak więc całkiem niecodzienna sprawa, gdyż w normalnych realiach w Bytowie mówilibyśmy maksymalnie o III lidze, a tutaj za chwilę mecz z Legią Warszawa, a także długa walka o upragnioną ekstraklasę.
Nowożytna historia klubu z Bytowa rozpoczęła się w 2003 roku, gdy MKS Bytovia Bytów przekształciła się w MKS Drutex-Bytovię Bytów. Właśnie wtedy – przed niemal piętnastoma laty – zaczął tworzyć się zalążek czegoś większego, poważniejszego i dużo bardziej profesjonalnego. W tym czasie Drutex-Bytovia zrobiła kilka awansów, które co ciekawe, zawsze miały miejsce po trzech latach gry na danym poziomie rozgrywkowym.
Wydaje się, że to całkiem dobry wynik, ale ta historia jest dużo bardziej racjonalna, aniżeli romantyczna. Dlaczego? – Kasa misiu, kasa. Nie ma żadnych wątpliwości, że bez Leszka Gierszewskiego i jego ogromnych nakładów finansowych ta historia, owszem – wydarzyłaby się, ale w głowie nastoletniego bytowianina, który w środowisku uchodziłby za niepoprawnego romantyka futbolu. No, bo w końcu ponad siedem milionów złotych na sezon, to już naprawdę poważne pieniądze, które dają duży komfort i możliwości.
„Pierwszy raz” Drutexu z poważną piłką miał miejsce przy okazji meczu 1/8 finału Pucharu Polski w 2009 roku, gdy do Bytowa przyjechała Wisła Kraków, która wówczas była mistrzem Polski. Jak łatwo się domyślić, dla bytowian było to piłkarskie święto, na które przygotowywali się przez kilka tygodni. Miasto zostało udekorowane w specjalne flagi, a na stadionie dostawiono trybuny, które pozwoliły na sprzedanie aż 5000 biletów. Nic dziwnego, w końcu w ich malutkim miasteczku miała zagrać wielka Wisła w składzie z reprezentantami kraju, a także z Marcelo, Kirmem, Juniorem Diazem czy Mauro Cantoro. Czyli piłkarzami, których dotychczas mogli oglądać jedynie w telewizji, a teraz mieli zagrać na ich kameralnym stadionie.
– Ach, ale to był mecz. Pamiętam jak dzisiaj tamten dzień, bo to naprawdę było coś wspaniałego dla Bytowa. Przyjechała telewizja, było profesjonalnie, a to wtedy nie była dla nas normalna sprawa. Mogliśmy poczuć cały ten splendor wielkiej piłki, to było fantastyczne doznanie. Co ciekawe, wtedy w naszym klubie grali pracownicy, a jeden z głównych logistyków jeszcze w przeddzień meczu do 17:00 pracował w firmie. Cóż, mam z tego dnia fajne wspomnienia, choć ostatecznie przegraliśmy, ale to był dzień, w którym zrozumieliśmy, że chcemy tutaj wielkiej piłki. Teraz znowu przyjedzie do nas mistrz kraju, ale jesteśmy już w innym miejscu niż wtedy – komentował Rafał Gierszewski, menedżer klubu.
Oczywiście to prawda – zmieniło się wiele, bo teraz Drutex-Bytovia jest w I lidze, a wtedy grała na poziomie czwartej klasy rozgrywkowej. Jednak odnośnie infrastruktury nie zmieniło się za wiele, a wszystko przez brak współpracy z miastem. Stadion Obiekt sportowy nadal jest ten sam, a trzeba uczciwie powiedzieć, że wygląda raczej na miejsce, gdzie swoje mecze rozgrywa drużyna z niższej ligi, a nie pierwszoligowiec, który na poważnie myśli o ekstraklasie i walczy w Pucharze Polski o najwyższe cele.
Co prawda w Bytowie lada moment ma powstać stadion z prawdziwego zdarzenia, na który miasto chce przeznaczyć siedem milionów złotych, ale będzie to obiekt bardziej lekkoatletyczny niż piłkarski. Sprawę skomentował Rafał Gierszewski, który jest również radnym w Bytowie.
– Ma być tam pełnowymiarowa płyta, ale w tej chwili nie wiem, dla kogo ten stadion jest budowany. Druga sprawa jest taka, że nie wiemy nawet, kto będzie utrzymywał ten nowy obiekt. Na obecnym stadionie robimy to my, a są to naprawdę duże koszty, ponieważ nasza murawa potrzebuje wielu zabiegów. Nie pomaga również to, że pierwsza drużyna odbywa tam treningi, ale niestety nie mamy innego wyjścia.
Byliśmy zwolennikami, żeby dostać pole sto na dwieście metrów i jakoś to zagospodarować. Powiem szczerze, że było naprawdę wiele pomysłów i pewnie byśmy byli w stanie sami zbudować ten stadion, ale czy tędy droga? Trochę to nie fair, że wkładamy tyle pieniędzy w klub, a dodatkowo mamy budować jeszcze infrastrukturę.
W jednym z meczów poprzedniego sezonu komentatorzy powiedzieli, że to nie jest stadion, lecz jedynie obiekt sportowy. I to było naprawdę trafne określenie. Przez kilkadziesiąt lat nie było nic robione. Dla mnie to wstyd, że na tym obiekcie nie potrafimy nawet zapewnić bezpieczeństwa. Na parking przy stadionie nie jesteśmy w stanie wprowadzić autobusu drużyny przyjezdnej.
Podobnego zdania jest sekretarz klubu i dyrektor marketingu w firmie Drutex, Adam Leik.
– Drutex oczekuje inwestycji od miasta w obiekty sportowe. I nic w tym dziwnego, ponieważ przez te wszystkie lata firma włożyła duże pieniądze w klub. Przede wszystkim nie mamy boisk treningowych, które są potrzebne, gdyż w Bytowie trenuje naprawdę sporo dzieciaków, jak na takie małe miasto.
Choć nie możemy też tylko narzekać, bo przed 2006 rokiem nie było u nas kompletnie niczego i mówię to z pełną świadomością. Nie było ani jednego orlika, a zamiast boiska ze sztuczną nawierzchnią mieliśmy klepisko.
Kolejnym problemem jest brak boisk dla młodzieży, która trenuje w Bytowie. I nie chodzi tutaj o jedno boisko, ponieważ w Bytowie panuje moda na futbol. Wzięło się to wszystko od Pawła Janasa, który przekonał władze klubu, aby skupić większą uwagę na trenowaniu młodzieży.
– Trener Janas pomógł nam to poukładać i pokazał, jak wszystko robić. Od niego wiele się zaczęło, jeśli chodzi o szkolenie młodzieży – powiedział Rafał Gierszewski.
I nic dziwnego w tym, że to wypaliło, bo w końcu dzieciaki mają tuż obok całkiem poważną piłkę, a to zawsze stwarza dobrą atmosferę, aby marzyć o futbolu. Pytanie więc brzmi, po co budować stadion lekkoatletyczny, jeśli lekkoatletów można policzyć w Bytowie na palcach dwóch rąk. Natomiast młodych adeptów piłki nożnej w Bytowie i okolicach jest kilkuset. Drutex-Bytovia ma swoją szkółkę piłkarską, a także współpracuje ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego w Bytowie, która jest ukierunkowana przede wszystkim na futbol. Trenerzy z obu placówek są ze sobą w stałym kontakcie i często wymieniają się wskazówkami. W Bytowie łącznie trenuje około czterystu młodych zawodników.
– Na sesjach Rady Miejskiej pytam zawsze burmistrza o środowisko lekkoatletyczne, bo nawet nie wiem, co to jest, a zawsze pada to jako argument za budową nowego stadionu. Oczywiście klarownej odpowiedzi brak. Bo kto tutaj trenuje lekkoatletykę? Naprawdę nie wiem, ponieważ takich zawodników jest garstka. Prężny klub lekkoatletyczny funkcjonuje natomiast kilka kilometrów od Bytowa, w sąsiedniej Gminie Borzytuchom.
Przeraża mnie to, że w Bytowie piłkę nożną trenuje prawie 400 dzieciaków, a jedyne miejsce, gdzie mogą ćwiczyć, to sztuczne boisko. Kompletnie nie rozumiem podejścia radnych, bo przecież część tych dzieciaków to na pewno ich bliższa albo dalsza rodzina, a żadną tajemnicą nie jest, że młody człowiek nie powinien codziennie trenować na sztucznej nawierzchni, bo może się to skończyć poważnymi kontuzjami – skomentował Rafał Gierszewski.
– W Bytovii gram już siódmy sezon i czuję się z tym bardzo dobrze. Właściwie jedyne, czego tutaj brakuje, to obiektów sportowych. Jeśli miasto nie zrozumie, że potrzebne są boiska treningowe, to skrzywdzi przede wszystkim młodych chłopaków, których jest tutaj naprawdę bardzo dużo jak na tak małe miasteczko.
Od strony sponsora wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Natomiast brakuje trochę większego zaangażowania ze strony miasta. Co tu dużo mówić – koniecznie potrzebne są boiska treningowe, bo teraz dzieciaki trenują na jednym boisku, a do tego jest to sztuczna nawierzchnia – powiedział kapitan drużyny, Łukasz Wróbel.
Mimo wszystkich przeciwności losu młodzież z Bytowa chce trenować i radzi sobie całkiem nieźle, bo przykładowo – w zeszłym sezonie juniorzy walczyli w barażach o Centralną Ligę Juniorów. Najzdolniejsi trenują również z pierwszą drużyną i jeżdżą na obozy, a Drutex pozyskał też 17-latka (Aleksa Hendryka), który był testowany przez Barcelonę.
***
Mógłbyś teraz być w Barcelonie, a jesteś w Bytowie. Nie żałujesz?
Aleks Hendryk: Oczywiście trochę żałuję, ale to chyba normalne. Choć nie myślę o tym zbyt dużo, ponieważ mam 17 lat i trenuję z drużyną I-ligową, a więc wydaje mi się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Chodzę tutaj do liceum i czuję się dobrze w Bytowie. Moim celem na ten sezon jest debiut w I lidze i na pewno będę do tego dążył z całych sił.
Natomiast jeśli chodzi o Barcelonę, to pojechałem tam z dwoma kolegami. Zainteresował się nami były pracownik „Barcy”, który był Polakiem. Następnie wysłaliśmy do klubu filmy z naszą grą, a oni wtedy zaprosili nas na trzy treningi do swojej fili, która mieściła się w Barcelonie. Później zaprosili mnie i kolegę już do samej La Masii, gdzie mieliśmy przejść kolejne testy. Podjęliśmy jednak decyzję, że trzymamy się razem całą trójką. Ostatecznie więc nie podeszliśmy już do kolejnego etapu.
***
Drutex-Bytovia Bytów to klub prowadzony według zupełnie innej filozofii niż standardowa. Wszystko odbywa się na wzór polityki, która funkcjonuje w firmie. A trzeba powiedzieć, że jest ona dość specyficzna, ponieważ prezes, Leszek Gierszewski, wyznaje zasadę, że wszystko, co trafia do firmy, ma być już w pełni opłacone. Przykładowo, firma posiada ponad dwieście pięćdziesiąt pojazdów i żaden z nich nie został wzięty w leasing. Wszystkie kupiono za gotówkę. Jeśli na teren firmy wjeżdżają jakieś materiały, to są już opłacone. Inaczej mówiąc – Drutex jest zaprzeczeniem wszelkich norm zarządzania w wielkich przedsiębiorstwach. Na tej samej zasadzie ma działać klub, ponieważ prezes Gierszewski uważa za naturalne, że jeśli w biznesie kieruje się zasadami fair play, to w sporcie również należy tak czynić. Szerzej o tym wszystkim opowiedział nam Rafał Gierszewski.
– Odpowiadam za politykę transferową i finansową, od kiedy Drutex zaczął sponsorować drużynę z Bytowa. Prowadzimy ten klub zupełnie inaczej niż wszystkie inne. Nie mamy dyrektora sportowego, a pełną władzę w tym aspekcie ma trener. Jeśli chodzi o moją pracę, to dostaję informację, na jaką pozycję poszukujemy piłkarzy. Później ze sztabem szkoleniowym jest wszystko ustalone, a następnie przechodzę do negocjacji z zawodnikiem i jego menedżerem. Nie szalejmy z kontraktami i nie robimy kominów płacowych. Myślę, że jesteśmy w pierwszej połówce tabeli, jeśli chodzi o wysokość kontraktów dla zawodników, ale proszę mi uwierzyć, że jesteśmy rozsądni. Nie ściągamy również gwiazd, bo jesteśmy zdania, że one bardziej przeszkadzają, niż pomagają na tym poziomie. Poza tym nie podpisujemy dłuższych niż roczne kontraktów. Jedynie zimą, jeśli ktoś przychodzi, to może dostać umowę na półtora roku. Odnośnie do zatrudniania szkoleniowców, to tutaj chcemy kierować się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem, bo wiadomo, jak to działa w polskiej piłce. Chodzi o to, że nie jesteśmy w gorącej wodzie kąpani i trener zawsze dostanie u nas odpowiedni czas na pracę, a także będzie miał zapewniony spokój.
W marcu zeszłego roku, gdy klub w tabeli był w bardzo trudnej sytuacji, doszło do zwolnienia trenera Tomasza Kafarskiego. Zastąpił go wtedy Adrian Stawski, który ostatecznie utrzymał drużynę w I lidze. Zamiast przedstawiać trenera Stawskiego, który nie jest zbyt znany w szerszym środowisku piłkarskim, zapraszamy do przeczytania krótkiej rozmowy ze szkoleniowcem Drutex-Bytovii.
***
Cierpliwy z pana człowiek, bo aż cztery lata czekał pan na swoją szansę jako pierwszy trener.
Adrian Stawski: Nigdy tak do tego nie pochodziłem. Zawsze starałem się wyciągać jak najwięcej z pracy asystenta i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zastąpić pierwszego szkoleniowca, gdy pracowałem u jego boku. Oczywiście chciałem kiedyś samodzielnie poprowadzić drużynę, ale nie mogło to być z marszu. Jednak pięć lat u boku dobrych szkoleniowców to była dla mnie doskonała lekcja.
Na początek trudne zadanie, bo zaczynał pan jako strażak.
Pamiętam, że od razu po objęciu posady zadzwoniłem do profesora Jastrzębskiego, którego poprosiłem o analizę mikrocyklów chłopaków po okresie zimowym. Potem profesor powiedział mi, że jest pięć, sześć tygodni, aby naprawić wszystko to, co zrobiliśmy źle w trakcie przygotowań. Oczywiście to nie jest też tak, że zwalam teraz na kogoś winę, bo również byłem wtedy w sztabie i ponoszę za to odpowiedzialność. Jednak po zmianach, które wprowadziliśmy, nasza gra zaczynała wyglądać dużo lepiej i na koniec było już naprawdę przyzwoicie, dlatego z Radomiakiem nie mieliśmy dużych problemów.
Początek szalony, ale miejsce pracy mimo wszystko wydaje się bardzo spokojne, jak na polskie realia.
Zarząd nie podejmuje szalonych i nieprzemyślanych decyzji, dlatego możemy pracować w spokoju i trzeba to docenić. Tym bardziej cieszę się, że na mnie postawiono, bo na pewno nie była to pochopna decyzja.
W tym sezonie macie problem w meczach wyjazdowych. Jaka jest tego przyczyna?
Tak, ale przeanalizujmy to, bo to dość złożony problem. Pierwszy mecz niefajnie nam się ułożył, ponieważ Witan dostał czerwoną kartkę, a mimo to w dziesiątkę strzeliliśmy dwie bramki i ostatecznie wygraliśmy. Później były Tychy i do teraz nie potrafię pojąć, jak to możliwe, że nie wywalczyliśmy tam choćby jednego punktu. W Łęcznej ten nieszczęsny karny i stracona bramka w ostatniej minucie. Następnie przyszła Miedź, gdy dostaliśmy dwie bramki – w 82. i 84. minucie – i to była już całkowita klapa. Nie da się ukryć, że po raz kolejny nie zachowaliśmy koncentracji i popełniliśmy masę błędów. Na koniec z Rakowem dostaliśmy bramki po wybiciach piłki od bramkarza. Cóż, to były już podwórkowe błędy albo inaczej mówiąc – piłkarski kryminał. Dzisiaj zrobiłem analizę tego spotkania, która potrwała dłużej niż zwykle [odprawa trwała 2 h – przyp. red] i wałkowaliśmy błędy z Rakowa. Mam nadzieję, że już w tym sezonie nie powtórzymy tego typu przedszkolnych wręcz pomyłek, bo naprawdę wstyd przez to, co robiliśmy w meczu z Rakowem.
Jakie są cele na ten sezon?
Nie myślimy o żadnym awansie, bo poprzedni sezon wiele nas nauczył w tej kwestii. Napompowaliśmy wszystko do granic możliwości, a później życie to zweryfikowało. Teraz po rozmowie z zarządem chcemy po prostu walczyć w każdej kolejce, aby być w grze o najwyższe cele do samego końca. Choć jak mówię – nie nastawiamy się nie wiadomo jak na awans, bo to jest zgubne.
***
– W zeszłym roku, gdy szło naprawdę bardzo źle, a cel był kompletnie inny, to ani razu nie zagrałem pieniędzmi. Nie było sytuacji, w której mówiłbym do zawodników, że zawieszam im pensję albo cokolwiek w tym stylu. Natomiast w drugą stronę taka sytuacja już miała miejsce, ponieważ zrobiliśmy premię za utrzymanie się w I lidze – kontynuował Rafał Gierszewski w sprawie polityki prowadzenia klubu.
Mimo tego wszystkiego pod koniec 2015 roku doszło do sytuacji, w której trzech piłkarzy nie było zadowolonych z tego, jak potraktował ich klub z Bytowa [KLIK]. Mowa tutaj o takich zawodnikach jak Michał Benkowski, Marcin Kikut i Maciej Kazimierowicz. O wszystkie te sprawy zapytaliśmy Rafała Gierszewskiego:
Maciej Kazimierowicz uważał, że nie pokryliście kosztów jego leczenia, ponieważ kończył mu się kontrakt?
Jeżeli chodzi o Kazimierowicza, to faktycznie był jakiś temat jego zabiegu. Pierwszy raz było to chyba we wrześniu i chcieliśmy wysłać go od razu na ten zabieg. Jednak on nie chciał, ponieważ bał się o swoją sytuację w klubie. Dlatego pragnął leczyć się zachowawczo. Natomiast na koniec sezonu, dosłownie parę dni przed końcem kontraktu, stwierdził, że chce poddać się zabiegowi i zrobił go sobie sam bez uzgodnień z nami. Jak dobrze pamiętam, to ta sprawa zakończyła się polubownie w sądzie.
Była też sprawa Michała Benkowskiego, który twierdził, że doznał kontuzji na treningu. Zrobił sobie wtedy badania, a następnie skontaktował się z klubem w sprawie leczenia, po czym za miesiąc nie dostał już wypłaty.
Trudno mi odnieść się do tej sytuacji, bo nie bardzo pamiętam szczegóły. Jednak na pewno tak nie było, ponieważ tak nie działamy. Sprawa z leczeniem w naszym klubie zawsze wygląda tak samo. Wszystkie urazy zawodników leczymy w Rehasporcie w Gdańsku u doktora Pawlaka. Finansujemy całość i nie zwlekamy, ponieważ chcemy, aby nasi piłkarze szybko wracali do zdrowia. Doskonałym przykładem jest tutaj bramkarz, Sebastian Małkowski, który przyszedł do nas na wypożyczenie z Lechii Gdańsk. W pierwszym czy drugim meczu zerwał więzadła, ale mimo że nie był to nasz piłkarz, to i tak postanowiliśmy pokryć koszty jego zabiegu, które wyniosły 12 000 złotych. Później Lechia zerwała z nim umowę, a my przedłużyliśmy kontrakt, choć nie mieliśmy pewności, kiedy konkretnie wróci do gry i czy będzie w stanie osiągnąć odpowiedni poziom.
Czasami jednak robimy ustępstwo, jeśli zawodnikowi zależy, żeby do leczenia doszło w innym mieście. Tak było w przypadku Kikuta, który jest dla mnie zwykłym oszustem. Ten piłkarz wyleczył mnie z wielkich nazwisk w Drutex-ie, bo jego słowo nie znaczy kompletnie nic. Trener Janas zaufał mu, że wszystko z nim jest dobrze. Z tego powodu poniekąd również wierzyłem, że Kikut jest profesjonalistą i nie kłamie. Jednak później okazało się, że miał stare zwapnienie. Stwierdził wtedy, że na własny koszt zrobi sobie operację w Poznaniu u swojego lekarza, a my pokryjemy koszty rehabilitacji. Z tego powodu zgodziliśmy się, bo inaczej robiłby to w Rehasporcie. Po pewny czasie wrócił do mnie z fakturą za zabieg. Pytam się go wtedy, jak umawialiśmy się wcześniej? A on, że coś tam mu nie wyszło, już nie pamiętam dokładnie, o co mu chodziło… Dalszym następstwem tego były jego lamenty w prasie, że jako profesjonalny piłkarz potrzebuje pralki w klubie, bo przecież sam nie będzie sobie prał. Nie wiem, o co mu konkretnie chodziło, bo przecież cały sprzęt jest prany w klubie, ale on chyba chciał prywatne majtki też prać. W jednym z wywiadów powiedział, że z jego profesjonalizmem powinien grać w Bundeslidze. A gdzie dziś gra? Życzę mu też tego, żeby został kiedyś działaczem w jakimś klubie i podchodził do swoich piłkarzy w taki sposób, jakiego oczekiwał od nas.
***
Żadną tajemnicą nie jest, że Drutex sponsoruje klub z Bytowa tylko ze względu na lokalny patriotyzm. Gdyby tylko chciał, to mógłby objąć patronatem każdy inny klub w Polsce, bo najzwyczajniej w świecie stać go na to. Nic więc dziwnego, że co jakiś czas, zwłaszcza gdy Drutex-Bytovia gra słabo, mówi się o kapitulacji Drutexu. W końcu za taką kasę, którą firma daje na swój klub, byłaby możliwość kupienia klubu z ekstraklasy albo wykupienia pakietu sponsorskiego w klubie z najlepszych zagranicznych lig. Wydaje się jednak, że do takiego rozstania nigdy nie dojdzie.
– Takich informacji jest mnóstwo każdego roku, bo mówiło się już, że mieliśmy zacząć sponsorować Arkę Gdynia i Koronę Kielce. Pewnie jakieś inne kluby też się przewijały, ale to wszystko nie jest prawdą. Takiego tematu nie było nigdy. Sponsorujemy Drutex-Bytovię, ponieważ to drużyna stąd, a to także nagroda dla naszych pracowników.
Oczywiście mamy propozycje sponsoringu z najlepszych lig Europy, a chodzi tutaj o naprawdę czołowe drużyny i za pieniądze, które dajemy na Drutex-Bytovię, mielibyśmy świetny pakiet. Nie będę też ukrywał, że czasami są momenty frustracji, jeśli chodzi o brak zaangażowania ze strony miasta albo słabszą formę zespołu, ale ostatecznie to wszystko zawsze mija– powiedział Rafał Gierszewski.
***
Od niespełna dziesięciu lat Drutex posiada dział marketingu, z którego korzyści czerpie także klub. Oczywiście w głównej mierze stworzono ten obszar, aby promować globalną już markę firmy. Stąd też reklama, w której udział wzięli Andrea Pirlo, Philipp Lahm, a także Jakub Błaszczykowski, lecz to nie wszystko. Było przecież także wypożyczenie autobusu Barcelony, a to nagroda dla piłkarzy za wywalczenie awansu do II ligi. Natomiast na otwarcie nowoczesnego centrum stolarki przybył Andrea Pirlo i Jakub Błaszczykowski. Największą reklamą w Polsce mógłby jednak być krajowy puchar, ale ze względów prawnych niestety nie jest to możliwe, ponieważ w tych rozgrywkach jest zakaz reklamowania się w trakcie meczu.
Adam Leik: – Regulamin Pucharu Polski jest, jaki jest, ale obowiązek demontażu wszystkich reklam jedynego sponsora klubu wydaje się irracjonalny. W jaki sposób PZPN chce zachęcać prywatnych przedsiębiorców do inwestowania swoich pieniędzy w rozwój sportu?
Rafał Gierszewski: – Oczywiście znaliśmy regulamin, przystępując do Pucharu Polski, ale trochę się z nim nie zgadzamy. W końcu nazywamy się Drutex-Bytovia, a to przecież nazwa klubu, dlatego zdejmowanie nazwy „Drutex” ze wszystkich band wydaje nam się nie do końca fair. W piłce jesteśmy już naprawdę wiele lat i nie wzięliśmy się z znikąd.
Dla samego sponsora brak możliwości promowania się w trakcie takiego meczu to na pewno duży problem, ale dla kibiców istotne jest zupełnie coś innego. Czy będzie możliwość kupienia biletu i obejrzenia tego meczu z wysokości trybun?
– Chcielibyśmy dostawić trybunę na mecz z Legią, ale nie będzie to łatwa sprawa, ponieważ stadion zmienił się w ostatnich latach. Doszło zadaszenie, a przez jedną z trybun poprowadzone są monitoring oraz nagłośnienie, dlatego z technicznego punktu widzenia to wszystko jest dużo trudniejsze niż w 2009 roku, gdy graliśmy z Wisłą Kraków. Właściwie to pozostaje nam dostawienie trybun za bramkami, ale zobaczymy, jak ostatecznie rozwiążemy ten problem – zakomunikował Rafał Gierszewski.
***
Jak już wcześniej pisaliśmy, czasy się zmieniły i ambicje sportowe Drutex-Bytovii też na pewno są na wyższym poziomie niż w 2009 roku. Jednak samo przybycie mistrza Polski do Bytowa to nadal wielkie wydarzenie.
Rafał Gierszewski (menedżer): – Dwa czy trzy lata temu zadzwonili do nas z Legii i zapytali, czy chcielibyśmy zagrać sparing. Nam akurat wtedy termin nie pasował, ale nie zastanawiałem się nawet chwili, bo po prostu wiedziałem, że musimy zagrać. Uważam, że nie odmawia się mistrzowi kraju. A teraz Legia przyjedzie tutaj na oficjalny mecz i bez wątpienia to będzie wielkie święto w Bytowie. Co więcej, uważam, że mecz na stadionie przy Łazienkowskiej będzie największym wydarzeniem w historii naszego klubu.
Łukasz Wróbel (kapitan): – Mogę mówić tylko za siebie, ale na razie nikt nie myśli o meczu z Legią. Szczerze mówiąc, to ze względu na mój wiek już nie patrzę, z kim mi przyjdzie zagrać w Pucharze. Bez różnicy, czy to będzie Legia, Pogoń, czy Lechia.
Adrian Stawski (trener): – Nie myślimy o Legii, bo przede wszystkim musimy skupić na Katowicach. Choć oczywiście obserwuję Legię w lidze, ale w sumie oglądam mnóstwo spotkań ekstraklasy i ogólnie piłki. Trudno też mówić, że robię jakąś szczególną analizę w trakcie tych spotkań, ponieważ robię to zawsze. I bez różnicy, czy mam włączoną w telewizji I ligę, ekstraklasę, czy Ligę Mistrzów. Po prostu, gdy oglądam jakikolwiek mecz, to patrzę zawsze, jak poruszają się konkretni zawodnicy w danej taktyce. Takie rzeczy później można przenieść na swój zespół. Czasami robię sobie drobne notatki z takich spotkań.
***
Gdy Leszek Gierszewski udał się na targi budowlane do Sopotu, nawet nie przypuszczał, że kupi swoją pierwszą maszynę do produkcji okien. Zapewne jak już ją miał, to nie był świadomy, że za kilkadziesiąt lat będzie największym producentem okien w Europie, a jego wyroby będą używane w amerykańskich hotelach sieci Hilton. Stało się więc wiele rzeczy, które trudno było przewidzieć, a można powiedzieć, że swego czasu były one wręcz nierealne. Tak samo nikt w Bytowie przed 2003 rokiem nie wyobrażał sobie, że za sześć lat przyjedzie do nich Wisła Kraków, a niespełna piętnaście lat później Legia Warszawa. Tak więc mówienie, że cokolwiek jest niemożliwe odnośnie klubu z Bytowa można schować między bajki. Być może w przyszłości dojdzie jeszcze dalej, a jego akademia stanie się sławna w całej Polsce? Dzisiaj to brzmi śmiesznie, ale pamiętajmy, że kasa i ambicje w futbolu znaczą bardzo wiele.
BARTOSZ BURZYŃSKI
Fot. MKS Drutex-Bytovia Bytów oraz własne