PZPN bardzo chce podnieść prestiż Pucharu Polski, ale jeśli drużyny nie dołożą od siebie jakości – nic z tego nie będzie. Górnik Zabrze i Sandecja najwyraźniej to rozumieją, dały dzisiaj wspaniałe show, rzadko się zdarza, by 30 minut ekstra z polską piłką było nagrodą, nie karą, a tutaj dogrywkę przyjęliśmy z uśmiechem na ustach. Aż żal, że ostatecznie przegrany – czyli Sandecja – musi się z rozgrywkami pożegnać, ale na pewno może zrobić to bez cienia wstydu.
Co było w tym wszystkim świetne to fakt, że o wyniku w dużej mierze decydowały indywidualności. Jeśli na polskim boisku coś się dzieje, często decyduje przypadek, nieczyste kopnięcie, kępka trawy. A tutaj stosunek kiksów do zorganizowanych akcji był naprawdę przyzwoity, właśnie dzięki indywidualnościom. Weźmy Kurzawę – początek miał nieszczególny, też brakowało mu szczęścia, jak wtedy, gdy po jego strzale piłka po rykoszecie minęła bramkę o paręnaście centymetrów. Może taki jego los: ma asystować, nie strzelać. Dzisiaj też zaliczył ostatnie podanie, wrzucił piłkę z wolnego, a to zagranie na bramkę zamienił Matuszek. Fajnie to wyglądało, bo obrońca ruszył w ciemno, wiedział o wysokich umiejętnościach wrzucającego. No i się nie zawiódł.
Dalej jest Angulo, który też potrzebował chwili na wejście w mecz (początkowo był kiks po podaniu od Kądziora), ale umiejętności przeważyły i walnął dwie sztuki. Najpierw wykorzystał świetne zagranie od Suareza, kiedy puścił piłkę po długim rogu Radlińskiego. Potem – już w dogrywce – skończył kapitalną akcję w trójkącie Matuszek-Urynowicz-on sam, znów kopiąc precyzyjnie. Ma Angulo tę łatwość w wykorzystywaniu setek, prawie zawsze zachowuje spokój, kapitalnie potrafi celować, uderzając wewnętrzną częścią stopy.
Wspomnieliśmy o dogrywce, a nie bardzo się na nią zanosiło. Przecież jeszcze w 84. minucie Górnik prowadził 2:0 i choć ekipa Brosza potrafiła już wypuszczać z rąk zaliczkę takich rozmiarów, dzisiaj nie postawilibyśmy na to wielkich pieniędzy. A jednak stało się, bo dobre zmiany dali Kolev i Dudzic. Najpierw ten drugi wrzucił, a pierwszy strzelił, potem drugi został sfaulowany w szesnastce, a drugi… karnego strzelił? Nie, Loska jego uderzenie obronił i pokonała go dopiero dobitka, tyle że dobijał Grendel pokracznym wślizgiem, przerzucając futbolówkę nad bramkarzem. Czyli przypadek jedną bramkę musiał przystemplować, ale jedną na pięć możemy darować.
Bo – powtórzmy, gdyż warto – oglądaliśmy bardzo dobry mecz. Mniej było akcji komicznych, jak ta, gdy Trochim sytuację czterech na trzech skończył podaniem w aut, więcej ładnych kombinacji (gol na 3:2!), parad bramkarzy (dobry występ Radlińskiego) i wszystkiego, co cenimy w futbolu. Górnik melduje się w ćwierćfinale i chętnie zobaczymy tam podobne widowisko.
Górnik Zabrze – Sandecja Nowy Sącz 3:2
Matuszek 65′ Angulo 75′ 99′ – Kolev 85′ Grendel 90′
Fot. FotoPyk