„Bayern nigdy nie wydał na piłkarza więcej niż 40 mln euro, a to w dzisiejszych czasach średnia kwota. Nie rośnie razem z rynkiem, jak Real Madryt czy Manchester United”, „Lojalność to piękne słowo, ale w sporcie na najwyższym poziomie liczą się inne rzeczy, takie jak pieniądze i sukces” – słowa Roberta Lewandowskiego z wywiadu dla „Der Spiegel” wywołały prawdziwą burzę i dziś w prasie piłkarskiej są wszędzie tematem absolutnie czołówkowym.
FAKT
Wśród poniedziałkowych pomeczówek m.in. dziadki pokonały Legię, czyli Marcin Robak (35 lat) i spółka ogrywają mistrza Polski. Zespoły Probierza – Cracovia, a wcześniej przecież także Jagiellonia – cały czas krzywdzone przez sędziów oraz… szczęśliwa koszula Lettieriego.
W trakcie wygranego 2:1 meczu z Bruk-Betem Termalicą trener złocisto-krwistych po raz pierwszy założył jaskrawożółtą koszulę. Dwa tygodnie później Lettieri ubrał się dokładnie tak samo. Tym razem szczęście dopisało i kielczanie ograli Sandecję 1:0 i po raz pierwszy w sezonie mogli się cieszyć ze zwycięstwa drugi raz z rzędu.
Atak Sadio Mane na Edersona jednym z najmniej przyjemnych wydarzeń weekendu.
Takich obrazków nie chcemy oglądać na stadionach. Chociaż w wejściu Sadio Mane (25 l.) w bramkarza Manchesteru City Edersona (24 l.) nie było złośliwości, efekty mogły być traficzne.
Nic dziwnego, że arbiter błyskawicznie wyrzucił z boiska Senegalczyka.
Podsumowanie weekendu Polaków – Szczęsny debiutuje, Krychowiak wreszcie gra, ale najgłośniej wokół Lewandowskiego. Napastnik Bayernu głośno skrytykował politykę władz klubu w wywiadzie dla „Der Spiegel”.
Najlepszy napastnik Bayernu ukąsił swojego pracodawcę kilka razy, m.in. skrytykował politykę transferową i azjatyckie tournee. Powiedział mocno i otwarcie. Nie strzelał ślepakami, celnie punktując słabości monachijczyków. Nieautoryzowana przez biuro prasowe Bayernu rozmowa wysłała wyraźny komunikat. Lewandowski ostrzega, że nie wszystko przy Sabener Strasse mu się podoba. Pytanie, co zrobią z tym Uli Hoeness (65 l.) i Karl-Heinz Rummenigge (62 l.).
GAZETA WYBORCZA
Liga Mistrzów zapowiadana jest w „Wyborczej” jako egzamin z hiszpańskiego. Bo by wygrać, trzeba strącić z ich niepodważalnej w ostatnich latach pozycji reprezentantów La Liga.
Od 2014 r. najważniejsze europejskie rozgrywki stały się domeną Hiszpanów. Do czterech ostatnich finałów kluby La Liga wpuściły tylko Juventus (w 2015 i 2017 r.), który był tłem dla Barcy i Realu. Tego lata cichy sukces odniosło także Atletico Madryt. Nie mogło kupować piłkarzy ze względy na zakaz transferowy nałożony przez FIFA, ale utrzymało gwiazdy. Namówiło nawet Antoine’a Griezmanna, by zrezygnował z przeprowadzki do Manchesteru lub chociaż ją przełożył. Zimą, gdy zakaz zostanie cofnięty, zespół wzmocni reprezentacyjny skrzydłowy Vitolo (jesienią będzie grał w Las Palmas) i być może napastnik Chelsea Diego Costa. Wtedy Colchoneros ruszą na podbój Europy. Trzy przegrane finały, w tym dwa w ostatnich czterech latach, sprawiły, że LM stała się dla nich obsesją. Zadowolony z działań prezesa Diego Simeone przedłużył kontrakt do 2020 r. Dla kibiców on jest gwarancją sukcesu.
Lewandowski krytykując swoich szefów – zdaniem Rafała Steca – dał dowód, że wskoczył na poziom Messiego czy Ronaldo.
Te słowa to kolejny pozaboiskowy dowód, że wzbił się na poziom Messiego i Ronaldo. On przez całą karierę, sezon w sezon, czyni postępy. Im bardziej sądzimy, że dotknął swojego szczytu, tym bardziej je czyni. Z króla strzelców trzeciej i drugiej ligi w Zniczu Pruszków na snajperską koronę tzw. ekstraklasy w Lechu Poznań (…). Z piłkarza kluczowego na niezastąpionego i tak niezniszczalnego oraz niezawodnego, że prezesi rezygnują z zatrudnienia jakiegokolwiek zmiennika na środek ataku. Z piłkarza niezastąpionego na najjaśniejszą gwiazdę, superbohatera w pojedynkę ratującego drużynę w chwilach kryzysu. Aż wreszcie osiągnął samoświadomość absolutnego numeru jeden. Uberpiłkarza, któremu wolno więcej.
Kiedy Leo Messi mruknął – jak głosi legenda, wysłał do trenera SMS-a – że po pojawieniu się w szatni Zlatana Ibrahimovicia nie czuje się już najważniejszy, to Barcelona posłusznie się Zlatana pozbyła (…). Lewandowski urósł we własnych oczach do identycznych rozmiarów, choć oczywiście Bayern, firma zarządzana inaczej, przed nim nie klęknie.
SUPER EXPRESS
„SE” również rozpisuje się o tym, jak Lewandowski uderzył w Bayern swoimi słowami.
– Bayern nigdy nie wydał na piłkarza więcej niż 40 mln euro, a to w dzisiejszych czasach średnia kwota – powiedział Lewandowski. – Bayern nie rośnie razem z rynkiem, jak Real Madryt czy Manchester United. Bundesliga przegrywa walkę marketingową z Primera División czy Premier League. Jedna drużyna walcząca o tytuł to za mało. Bundesliga potrzebuje czterech – pięciu topowych firm – dodał polski napastnik, wywołując wielką dyskusję.
Słowa Polaka stoją w głębokiej sprzeczności z filozofią Bayernu Monachium, którego szefowie nieraz podkreślali, że nie biorą i nie będą brali udziału w transferowym szaleństwie. Nie zamierzają kupować piłkarzy za 100 czy 150 mln euro.
– To atak na filozofię klubu – odpowiedział “Lewemu” Stefan Effenberg, były gwiazdor Bayernu. – Tym wywiadem Polak zaatakował również swoich kolegów, dając do zrozumienia, że nie są na tyle dobrzy, aby wygrać Ligę Mistrzów.
Wśród weekendowych pomeczówek – o Robaku, który pogryzł Legię.
Co sędzia zabrał Śląskowi w pierwszej połowie, to oddał w drugiej. Wtedy też podyktował bardzo kontrowersyjny rzut karny po rzekomym zagraniu ręką Adama Hlouska, a z jedenastu metrów pewnie trafił Marcin Robak. Były snajper Lecha Poznań ani myślał się jednak zatrzymywać. Po kilku chwilach drugi raz wpisał się na listę strzelców po pięknej asyście Łukasza Madeja i gospodarze już nie oddali tego prowadzenia.
Legia pogrąża się w kryzysie, a wściekli kibice, którzy do tej pory trzymali stronę Magiery, coraz częściej domagają się jego dymisji lub zwolnienia. Fakty są takie, że trener nijak nie potrafi wpłynąć na fatalną postawę zespołu, a wysoka pozycja w tabeli chyba nieco zamazuje pełny obraz sytuacji w zespole z Łazienkowskiej…
PRZEGLĄD SPORTOWY
W „Przeglądzie” również – jak we wcześniej cytowanych tytułach – atak Lewandowskiego na politykę Bayernu zgarnia okładkę i temat numer jeden numeru.
Frustracja Lewandowskiego ostatnio jest duża. Całkowita dominacja w Bundeslidze staje się coraz mniejszą frajdą, bo Bayern w poprzednich latach ścigał się niemal sam ze sobą. Złe emocje udzieliły się napastnikowi także w okresie przygotowawczym. Nie tylko jemu nie podobał się wypad do Chin, w którym było mniej pracy, a więcej uciążliwych podróży i obowiązków marketingowych. Jednocześnie klub nie pozwolił mu realizować swoich projektów i nie zgodził się, aby Lewandowskie wziął udział w promocji jednego ze swoich największych sponsorów.
Taki wywiad jak w „Der Spiegel” wywoła falę transferowych plotek. O snajpera tej klasy co okno pytają największe kluby w Europie. Ostatnio bardzo zainteresowana była Chelsea, sytuację sondowało też PSG. Nie doszło do konkretów, bo Bayern nie chciał słyszeć o stracie najlepszego piłkarza. Jeśli Lewandowski miałby odejść do innego wielkiego klubu, wydaje się, że to ostatni dzwonek. Stać go, żeby jeszcze kilka sezonów grać na najwyższym poziomie. Ale jest bliżej niż dalej końca. Czas płynie i szanse na wygranie czegoś na arenie międzynarodowej stają się coraz mniejsze.
Ulubieńcy Nawałki – Szczęsny i Krychowiak – znów w grze.
Szczęsny ma w przyszłym sezonie zastąpić Gianluigiego Buffona. Sobotni mecz przeciwko Chievo był do tego wstępem. Nietrudnym, bo i Juventus grający doskonałą piłkę, nie tracił czasu na punktowanie zdecydowanie słabszego rywala. 3:0 i ofensywny popis gdy bianconerich pokazuje różnicę klas, jaka dzieliła obie drużyny. (…) Dziennikarze „Corriere della Serra” ocenili występ Szczęsnego na „6” (w skali 1-10), natomiast ci z rzymskiej „La Repubbliki” na 6,5.
(…)
Krychowiak już w pierwszym meczu po transferze pojawił się na boisku i wytrzymał 90 minut w bardzo wymagającej przecież lidze angielskiej. Inna sprawa, że debiutu do udanych zaliczyć nie może – West Bromwich nieoczekiwanie gładko przegrał 1:3 z Brighton, a nasz zawodnik został oceniony przeciętnie.
Probierz nie wytrzymał. Miał nie krytykować sędziów, ale ci znów skrzywdzili jego drużynę. Tym razem – nie gwizdając dla niej karnego na początku meczu i nie widząc spalonego Sheridana przy strzale na 1:1 Wlazły.
Nie ulega wątpliwości, że Cracovia gra jak na razie w tym sezonie słabo. Ma problemy z utrzymywaniem się przy piłce, popełnia sporo błędów w obronie, nie potrafi przeprowadzać płynnych akcji. Niewłaściwe decyzje arbitrów są więc tylko jedną z przyczyn kiepskich wyników Pasów i na pewno nie najważniejszą. Niewątpliwie jednak w meczach krakowian nie brakuje sędziowskich kontrowersji.
W spotkaniach z ich udziałem arbitrzy dyktują sporo rzutów karnych, zarówno dla Cracovii, jak i przeciwko niej. To w meczach z udziałem drużyny z ulicy Kałuży największe dyskusje wywołuje też system VAR. Kiedy w drugiej kolejce krakowianie pokonali na wyjeździe Lechię Gdańsk (1:0), arbitrzy wideo zabrali Krzysztofowi Piątkowi dwie bramki, po bardzo dyskusyjnych przewinieniach krakowian. Młody napastnik Pasów mówił wtedy, że VAR zabija futbol. Nie wiedział jeszcze, co wydarzy się miesiąc później podczas starcia ze Śląskiem Wrocław (1:2), gdy sędzia Szymon Marciniak najpierw odgwizdał rzut wolny po starciu Sylwestra Lusiusza z Michałem Chrapkiem, później, po podpowiedzi asystenta wideo , przyznał wrocławianom rzut karny, nie zauważając, że piłkarz Cracovii na wet nie dotknął gracza Śląska.
W poligowym felietonie Antoni Bugajski zapowiada, że Mały może być wielki.
„Chodź no tu, spójrz na ten luksusowy hotel, popatrz na te wszystki frykasy. Jeśli chcesz tak dobrze jeść i żyć, to wreszcie spoważniej. Niech raz na zawsze wyparują ci z głowy te wszystkie głupoty (…). Chcę tylko, żebyś wiedział, ile możesz zyskać, a ile stracić!”. Z mniej więcej takim kazaniem do Patryka Małeckiego po jego kolejnym sztubackim wybryku zwrócił się kiedyś ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda (…). Całkiem możliwe, że gdyby „Mały” wziął sobie do serca przestrogi doświadczonego człowieka, to zagrałby w polskim EURO, a jego kariera mogłaby się potoczyć inaczej.
(…)
Teraz jednak Małecki jest trochę inny. „Trochę” – jest tu potrzebne, tak dla asekuracji, bo kto da gwarancję, że za chwilę znowu nie wyskoczy z czymś nietypowym i infantylnym. A jednak się zmienił. W poprzednim sezonie był jednym z najważniejszych piłkarzy Wisły (…). Małecki już nie będzie gwiazdą reprezentacji Polski, a wciąż może być gwiazdą Wisły. Niesamowita bramka, mimo że w ostatecznie przegranym meczu, była jak ekspresowa przesyłka do wszystkich kibiców – ja tu wciąż jestem, walczę, gram, a gole strzelam właśnie tak.
Łukasz Olkowicz prześwietla dyrektora akademii Legii Jacka Zielińskiego, a wraz z nim – szkolenie w warszawskim klubie.
Przejął pan rządy w akademii Legii po Jacku Mazurku i Jarosławie Wójciku, pomaga panu Radosław Mozyrko, trener z przeszłością w Manchesterze United czy New York Red Bulls. Nowe władze oznaczają wiele zmian. Od czego zaczęliście?
Tych obszarów jest wiele. Juniorzy Legii trzy razy z rządu wygrali CLJ, moglibyśmy na bazie tego budować PR i chwalić się, jak to super szkolimy, ale nie o to chodzi. Wybraliśmy inną drogą. Zaczęliśmy częściej wyjeżdżać na zagraniczne turnieje, w sierpniu nasi piłkarze grali w dziesięciu krajach. Wychylamy się na zewnątrz w poszukiwaniu spotkań z najlepszymi. Chcemy zobaczyć, w jakim miejscu jesteśmy poza Polską i wyznaczać sobie cele. Bez pompowania, że jest super i rośnie nowe pokolenie talentów. Bo można tak mówić, tylko – w skali całego kraju – gdzie one są?
Jak chcecie sobie radzić z trudnym przeprowadzeniem zawodnika z piłki juniorskiej do seniorskiej? Rafał Janas, były trener U-19 opowiadał, że woli w zespole piłkarza, który gra po pięć minut w ekstraklasie, niż gwiazdę CLJ. Bo tam w meczu może on prowadzić piłkę, zatrzymać się, pomachać dziewczynie na trybunach i nadal się przy niej utrzymuje, bo tyle jest miejsca i czasu.
Wolałbym juniora, który regularnie gra w drugiej czy trzeciej lidze. Trzecioligowe rezerwy Legii, choć oczywiście chcielibyśmy, by występowały wyżej, są dobrym miejscem na pierwszy kontakt z seniorskim futbolem. Nastolatkowie przekonują się tam, co to siła, cwaniactwo, szybkość. Szanse na to, by chłopak z CLJ przebił się od razu w ekstraklasie, są znikome. W Jagiellonii był Przemysław Mystkowski, teraz na wypożyczeniu w pierwszej lidze, a w Zagłębiu Lubin jest Filip Jagiełło. Zaczynał jako nastolatek, w debiucie Orest Lenczyk ściągnął go z boiska po pół godzinie. Potrzebował trzech lat, by okrzepnąć w ekstraklasie.
fot. FotoPyK