– Patrzę rano przez okno i widzę kościół. Wszystkie drzewa powalone, zupełnie inny obraz niż przez wszystkie lata. Miałem las, a teraz już go nie mam, ale cieszę się z tego, że przeżyliśmy. Jedno szczęście, że mój ojciec tego nie widział, bo dostałby zawału na miejscu – mówił pan Michał, którego spotkaliśmy w Rytlu.
Skutków nawałnicy, która przeszła nad Pomorzem w nocy z piątku na sobotę, nikt się nie spodziewał. Od tamtej tragedii minęły już dwa tygodnie, a do teraz trudno oszacować wszystkie straty. Życie straciło pięć osób, a dach nad głową utraciło kilkaset rodzin. Jedynie w samym Rytlu (3000 mieszkańców) uszkodzonych jest 150 domów. Poza tym setki tysięcy połamanych drzew w całym województwie, połamane słupy energetyczne i zerwane trakcje elektryczne.
Łukasz Ossowski (sołtys Rytla): – To, co zobaczyliśmy w nocy, już porażało. Najbliżsi sąsiedzi spotykali się przy drodze i było słychać tylko płacz i głosy niedowierzania. Jednak to, co ujrzałem rano, było maksymalnie przerażające.
Michał Sagrol (lokalny dziennikarz „Czas Chojnic”): – Jechałem autem przez centrum Chojnic. Nagle zrobiło się ciemno, na ulicach pojawiła się rzeka deszczu, a na wielu chodnikach leżały powalone drzewa. Powiem szczerze, że nawet w najgorszych myślach nie przewinęły mi się obrazki, które zobaczyłem następnego dnia. Oczywiście miałem świadomość, że to nie jest zwykła burza, bo widać było siłę natury. Ale zniszczenia na aż taką skalę? To było wręcz niemożliwe, do czego doprowadziła ta wichura. To był dramat dla każdej miejscowości z tego regionu. Trudno też było od razu dowiedzieć się o wszystkich stratach, ponieważ nie działało nawet radio lokalne. Ten, kto zaoszczędził trochę baterii w telefonie, miał jakiś kontakt ze światem. Większość ludzi nie miała prądu. Trudno było o to nawet w Chojnicach, a co dopiero w mniejszych miejscowościach.
Trudno powiedzieć, ile osób ucierpiało, bo podawane są różne liczby, ale tak naprawdę nie sposób to teraz oszacować. No bo jak to policzyć? W liczbie powalonych dachów? W pieniądzach potrzebnych na naprawy domów? Oczywiście w telewizji dostarczają wielu danych – ile budynków gospodarczych zostało zniszczonych, jak dużo lasów uległo zniszczeniu, ile drzew spadło na samochody. Wielu z tych ludzi straciło wszystko i nie da się tego oszacować żadną sumą.
Zresztą domy można jeszcze odbudować, a drzewa też posadzić nowe, ale Oldze i Asi – dwóm harcerkom, które nie przetrwały obozu – nic już życia nie zwróci. Olga od września poszłaby do drugiej klasy gimnazjum, a Asia do siódmej klasy. Ta pierwsza kochała harcerstwo całym sercem, a druga pojechała na obóz, aby zyskać nieco więcej pewności siebie.
– Jako pierwsza na miejsce tego tragicznego obozu dotarła grupa kilkunastu osób z miejscowości Lotyń. Nie mieli specjalistycznego sprzętu, bo to było spontaniczne działanie, dlatego wzięli ze sobą jedynie latarki i piłki ręczne. Droga, którą musieli pokonać, wynosiła około półtora kilometra. Odcinek ten pokonali po mniej więcej dwóch godzinach, a przecież dobrze znali ten las. Ale co z tego, skoro po wichurze nie mogli go już poznać. Gdy dotarli na miejsce, to dzieciaki były już pogrupowane i okazało się, że brakuje dwóch dziewczynek. Jak wiadomo, historia ta nie zakończyła się szczęśliwie, ponieważ one już nie żyły… Specjalistyczna pomoc dotarła dopiero o 5:00 rano – relacjonował nam Michał Sagrol.
Historia ta wstrząsnęła całą Polską, bo trudno przejść obojętnie w obliczu tak dużej tragedii. Ale smutku i łez było zdecydowanie więcej, bo przecież obok było mnóstwo ludzi, którym z dnia na dzień zawalił się cały świat. Część z nich, gdy kładła się do łóżka miała dom, a po kilku godzinach nie miała już nic. Dodatkowo wszystko w ich otoczeniu wyglądało tak, jakby ktoś spuścił tam bombę atomową. Trzeba było działać i zebrać siły do walki, ponieważ rzeka Brda, która tam płynie, w każdej chwili mogła wylać, a druga tragedia byłaby dla nich gwoździem do trumny. Za pospolite ruszenie wziął się sołtys Rytla, Łukasz Ossowski.
– Sołtys Rytla to człowiek orkiestra. Powiedźmy sobie szczerze, że ten trudny egzamin zdał na szóstkę. Do Rytla nadjeżdżała pomoc z całej Polski. W momencie kulminacyjnym było tutaj kilkaset osób. W pierwszej kolejności zadbano o to, żeby oczyścić Brdę i kanał rzeki, ponieważ woda podnosiła się do niebezpiecznego stanu. Najpierw pracowali tutaj strażacy i zwykli ludzie, a dopiero później wojsko – powiedział nam Michał Sagrol.
Będąc na miejscu w Rytlu, można było zauważyć, że Michał nie minął się z prawdą w najmniejszym stopniu, ponieważ ludzie traktowali swojego sołtysa jak bohatera. Nic w tym dziwnego – dzięki niemu wszystko bardzo szybko ogarnięto, a wiele osób otrzymało pomoc. Jednak w tym momencie warto też podkreślić, że wielką „twitterową akcję pomocy” dla poszkodowanych rozkręcił sam Michał. No, a chyba nie musimy mówić, jak wielką moc sprawczą ma ten portal społecznościowy.
– Pomoc jest nadal potrzebna? – pytamy.
– Oczywiście, ale bardziej innym powiatom: sępoleńskiemu, tucholskiemu, kościerskiemu, chojnickiemu. Staram się cały czas publikować na moim Twitterze prośby o konkretną pomoc.
– Jak długo może potrwać odbudowa tego wszystkiego?
– Podejrzewam, że tego nie wie nawet jasnowidz z Człuchowa. Moim zdaniem lasy nigdy już nie będą takie, jak były wcześniej. Natomiast jeśli chodzi o odbudowę domów czy gospodarstw, to naprawdę trudno tutaj oszacować. Ale pewnie kilka lat.
– Sprawa traci rozgłos medialny i niedługo zostaniecie z tym sami.
– To prawda, bo w mediach znowu zaczynają królować tanie sensacje. Na porządku dziennym znowu będą brudy wyciągane z życia polityków, a ludzi dotkniętych tą tragedią to nie bardzo już interesuje. Zresztą oni nie mają jak tego zobaczyć, bo niektórzy nadal nie mają prądu. W powiecie kościerskim była pani, która po tygodniu odzyskała prąd i włączyła telewizor. Trafiła akurat na wiadomości w jednej z telewizji i bardzo tego żałowała, że akurat pierwsze, co włączyła, to właśnie ten program.
– Na pewno sprawdzałeś prognozę pogody na najbliższy czas. Jak to wygląda?
– Raczej nie powtórzy się już taka burza, ale teraz każdy deszcz czy mniejsza wichura budzi strach.
– Na Twitterze podawałeś informacje z terenu, które pozwalały ludziom zrozumieć, do jak dużej tragedii doszło w Rytlu. Często też prosiłeś o różne rzeczy i nawoływałeś ludzi do pomocy. Z tego, co widziałem, niektórzy mówili, że lansujesz się w ten sposób albo bawisz w politykę.
– Twittera mam kilka lat i do tego czasu zablokowałem może dwie osoby, a w ostatnim tygodniu musiałem to zrobić z 50 razy, bo zawsze pojawiał się jakiś człowiek, który mnie oskarżał o różne rzeczy. Po niektórych tweetach sporo osób starało się przypisać mi sympatię jednej lub drugiej partii. Tymczasem mam gdzieś politykę. Dla mnie nie liczyło się czy ktoś jest bardziej PiS czy PO, tylko człowiek czekający na pomoc. Stojąc po pas w wodzie na Brdzie ma się w dupie politykę
***
Niestety, gdy dochodzi do tak dużej tragedii, do gry wchodzą też politycy, którzy nie zawsze w pierwszej kolejności myślą tylko o pomocy. Nawałnica na Pomorzu budzi wiele wątpliwości w sferze procedur, które powinny być jasne i klarowne w przypadku takich klęsk. Jednym z głównych wątków i błędów, o które posądza się władze, było nieogłoszenie stanu klęski żywiołowej.
– Nie wiem, czy brak ogłoszenia stanu klęski żywiołowej był błędem, bo nawet nie miałem czasu, aby zagłębiać się w to, co musi się wydarzyć, żeby taki stan ogłosić. Jednak wydaje mi się, że na pewno by to nie zaszkodziło. Kontaktowałem się z panią burmistrz w tej sprawie i oceniłem, że sami sobie z tym nie poradzimy – powiedział nam sołtys Ossowski.
Kolejny zarzut w stronę rządzących to zbyt późne wezwanie wojska do pomocy. Przypomnijmy, że wojskowi w Rytlu stawili się dopiero po czterech dniach od tragedii.
– W mojej ocenie pomoc była potrzebna bardzo szybko i wojsko przyjechało wtedy, gdy ktoś je wezwał, czyli w poniedziałek. Do samego wojska nie mam pretensji, bo to jasne, że może przyjechać dopiero wtedy, gdy dostanie rozkaz. Nie róbmy z tego sprawy politycznej, ponieważ tutaj przede wszystkim zawiodła komunikacja i przepływ informacji, którego w zasadzie nie było – kontynuował Ossowski.
Oczywistą rzeczą jest, że akcja ratunkowa mogła być przeprowadzona dużo lepiej i sprawniej, gdyby nie popełniono pewnych błędów komunikacyjnych. Dlatego naprawdę warto wysłuchać sołtysa Ossowskiego, który łamie wszelkie stereotypy o gościu z widłami w gumiakach, który potrafi jedynie krzyknąć na sąsiada, bo ten pali w piecu starymi oponami.
– Ludzie nieświadomie zbagatelizowali rolę sołtysa, a przecież informacja z dołu jest najbardziej wiarygodna w obliczu takich wydarzeń. Oczywiście rozumiem, że są wsie, gdzie jest pięć domów i każdy się zna, ale Rytel ma 3000 mieszkańców i jest wiele takich dużych sołectw. Obywatele muszą być świadomi, że wybory na najniższym szczeblu najbardziej mogą wpłynąć na ich codzienne życie.
Nie mamy do nikogo żalu, ale szkoda nie wyciągnąć z tej lekcji odpowiednich wniosków. Trzeba usiąść i zastanowić się nad procedurami w przypadku takich kataklizmów. Tym razem nie zadziałało to odpowiednio, ale nic w tym dziwnego, ponieważ takowych procedur nie było wcale. Koniecznie należy to zmienić.
***
Jeśli takim katastrofom zawsze towarzyszy polityka, o której niestety nie można powiedzieć zbyt dużo dobrego, to sport zwykle odgrywa bardziej pozytywną rolę. Podobnie było tutaj, ponieważ działacze, piłkarze, pracownicy i ludzie związani z Chojniczanką w trakcie meczu z Podbeskidziem, zorganizowali kwestę, na której zbierali pieniądze na rzecz poszkodowanych w nawałnicy na Pomorzu. Z tego, co powiedział nam sołtys, kibice uczestniczyli również w akcji sprzątania Rytla oraz okolic. Za miły gest pochwalić należy również GKS Katowice, który mierzył się z chojnicką drużyną w 5. kolejce I ligi. Katowiczanie zdecydowali się przekazać złotówkę od każdego sprzedanego biletu. Cóż, wszystko pięknie i chciałoby się powiedzieć, że środowisko piłkarskie stanęło na wysokości zadania. Jednak nie wszystko zadziałało tak, jak powinno, ponieważ doszło do jednej niemiłej sytuacji.
– Zadzwonił do mnie prezes Tęczy Brusy (A klasa) i powiedział, że jest problem. W pierwszej kolejce nie grali, bo był kłopot z boiskiem. W drugiej rundzie już teoretycznie mogli zagrać, ale burmistrz Brus powiedział, że nie wypada w takim czasie, gdy wszyscy ratują dobytek. Wtedy prezes zadzwonił do Pomorskiego Związku Piłki Nożnej i rozmawiał z panem Rybakowskim, który kategorycznie odmówił przełożenia tego spotkania. Druga drużyna chciała grać i byłby walkower. I prezes powiedział mi, że jeśli tak ma być, to chce wycofać drużynę z rozgrywek. Po tej rozmowie wrzuciłem tweeta i w ciągu dwóch godzin sprawa była załatwiona. Zadzwonił do mnie Łukasz Wachowski z departamentu rozgrywek i udało się ten mecz ostatecznie przełożyć – poinformował nas Michał Sagrol.
***
Katastrofa w Rytlu i okolicy pokazała już po raz kolejny, że Polacy w obliczu tragedii potrafią się zjednoczyć i dokonać cudów. Uwierzcie nam na słowo, że w tym kraju żyją naprawdę fantastyczni ludzie, którzy są w stanie zrobić naprawdę wiele dla osób, które znalazły się w fatalnej sytuacji. Zresztą nie musicie nam wierzyć na słowo, bo tutaj wystarczy poznać pana Tadeusza, który od kilku lat pomaga w miejscach, w których żywioł odebrał ludziom cały dobytek.
– Słyszałem, że specjalizuje się pan w pomocy przy klęskach żywiołowych.
– Gdy dochodzi do klęsk żywiołowych, to zawsze pomogę, bo po prostu źle bym się czuł, siedząc w domu. Zresztą to nie tylko ja, bo przecież miejscowi robią to samo.
– Ale pan przyjechał tutaj z bardzo daleka, to trochę inna sytuacja.
– Bez przesady, 200 km to nie jest bardzo daleko. Tutaj nadal jest potrzebna pomoc. Przykładowo, wczoraj dotarłem do kobiety, która ma dom w środku lasu, a mieszka tam z półtorarocznym dzieckiem. Pierwsza pomoc, jaką otrzymała, to agregat, który jej daliśmy. Następnie powiadomiliśmy panie z MOPS-u. Pojechał wtedy do niej samochód i otrzymała prawdziwą pomoc. Szczerze mówiąc, to o tej kobiecie nie wiedział nawet proboszcz, ponieważ nikt nie przypuszczał, że ona nadal tam jest.
– Takich ludzi jest więcej?
– Oczywiście, i problemem jest też to, że ludzie nie mają odwagi oraz umiejętności proszenia o pomoc. Wczoraj też przyjechał tutaj pan, który poprosił o agregat. Pytam go, czy potrzebuje jeszcze jakiejś pomocy. On mówi, że w żadnym wypadku, poradzi sobie itd. Powiedziałem mu, że podrzucę mu ten agregat wieczorem. Pojechałem jakoś o 22:00, a tam armagedon. Na jego działce ze sto drzew przewróconych, a mężczyzna ma z 70 lat, po zawale, właściwie to ledwo chodził. Pytam go, dlaczego powiedział, że nie potrzebuje pomocy. A on, że inni bardziej jej potrzebują i ten agregat to i tak dużo dla niego. Oczywiście pomoc została mu później udzielona.
– Godność ludzka nie zna granic.
– Wie pan co? To też działa w drugą stronę, bo przychodzą tutaj ludzie naprawdę majętni i proszą o dwa agregaty, paliwo, jedzenie, a tak naprawdę stać ich na 50 takich agregatów. Oczywiście to skrajne sytuacje, ale proszę mi uwierzyć, że tak się naprawdę dzieje. Ostatnio przyszło małżeństwo i poprosiło o agregat. Gołym okiem było widać, że to taka wyższa klasa. Nie znałem ich, ale zapytałem kogoś i okazało się, że ci ludzie tutaj mają działkę, na którą wpadają tylko na wakacje. A na agregaty są długie kolejki oczekujących.
– Z tego wynika, że do tych najbardziej potrzebujących trzeba dotrzeć samemu i zmusić ich do przyjęcia pomocy.
– Właśnie, i tutaj mogę również powiedzieć, że kilka dni temu przyszły do świetlicy (centrum dowodzenia/magazyn) panie, które rozsiadły się przy stoliku i napisały na kartce „pomoc psychologiczna”. Siedzą zdziwione, że nikt nie przychodzi. Podszedłem do nich i powiedziałem, że jak one sobie to wyobrażają? Ludzie w depresji mają do nich tutaj przyjechać i porozmawiać o swojej tragedii? Więcej nie musiałem mówić, bo od razu pojechały w teren. Podobna sytuacja była w urzędzie w Czersku, gdzie musiałem coś załatwić. Przez przypadek byłem świadkiem rozmowy dwóch urzędniczek, które twierdziły, że tutaj aż tak dużo tej pomocy chyba nie potrzeba, ponieważ do tej pory złożono tylko jeden poprawnie wypełniony wniosek.
– Miał pan okazję pomagać w trakcie wielu taki klęsk żywiołowych. Zawsze ten schemat się powtarza?
– Jedno, co zauważyłem przez te wszystkie lata, to niespotykana indolencja urzędników państwowych. Oni żyją w swoim własnym, wyimaginowanym świecie i nie rozumieją, że w takich chwilach potrzeba innego podejścia, bardziej ludzkiego.
– Do kiedy pan tutaj będzie?
– Na miejsce przyjechałem dopiero po trzech dniach (14.08), bo wcześniej nie docierały do mnie informacje, że jest tak źle. Jednak gdy zajrzałem do sieci i zobaczyłem apele o pomoc, to natychmiast przyjechałem. Mogę być do czwartku (24.08), ponieważ żona ma złamany obojczyk i muszę jej trochę pomóc. Do tego trzeba zająć się też biznesem (hurtownia sportowa), bo zrobiło się sporo zaległości. Mam nadzieję, że nie skończy się rozwodem.
– Chyba już się przyzwyczaiła.
– Chyba tak, chociaż jak dzwoniła, że zepsuł się odkurzacz, to różnie mogło być. No, ale pojechałem w niedzielę i naprawiłem, a zaraz potem wróciłem (śmiech).
– Jak pan porówna tutejsze szkody do tych z innych miejsc, w których pan pomagał?
– Trudno powiedzieć, bo co innego powódź, a co innego burza. Jednak mój kolega leśniczy powiedział mi, że do tak dużej tragedii w historii polskiego leśnictwa nie doszło nigdy. Jest to więc katastrofa na niespotykaną skalę, którą trudno oszacować. Z tego, co wiem, to straty w kablach i słupach energetycznych wynoszą jakieś ćwierć miliarda złotych. Wystarczy się rozejrzeć, żeby stwierdzić, że tutaj jest stan klęski żywiołowej.
***
Oczywiście mamy świadomość, że z tej rozmowy płynie też smutny przekaz, ale chyba zawsze znajdą się jednostki, które – świadomie lub nie – nadużyją pomocy kosztem innych, będą próbowali dorobić się na tragedii lub zrobią sobie z niej atrakcję. Od sołtysa dowiedzieliśmy się bowiem, że Rytel potrafili odwiedzać ludzie z dość obrzydliwym hobby – turystyka katastroficzna. – Przykre jest to, że ludzie pracują w wodzie po parę godzin, a na most podjeżdża małżeństwo i robi sobie selfie z nimi w tle.
Smutna sprawa, ale jeden taki gnojek na stu albo więcej niesamowitych ludzi to chyba nie tak źle?
– Jeśli chodzi o pomoc, to łatwiej wymienić ludzi, których tutaj nie było, ponieważ w akcji naprawczej brało udział sporo osób z całego kraju i nie tylko. Jest pan z Katowic, który przyjechał tutaj na tydzień i specjalnie na ten cel wziął urlop. Są ludzie z Poznania, Szczecina, a nawet z Niemiec – powiedział Łukasz Ossowski.
Dodatkowo nie sposób tutaj nie wspomnieć o takich gestach empatii, jak wzruszający list od sześcioletniej dziewczynki, zapłacenie rachunku za benzynę przez nieznajomego, a z tego, co powiedział nam sołtys Ossowski, takich gestów było dużo więcej.
– Takich listów było wiele, ale nie chcieliśmy już tego publikować. Powiem szczerze, że wzruszających historii było naprawdę dużo, ale też za bardzo nie chcę o tym mówić. Mogę tylko powiedzieć, że z miejscowości X przyjechali do nas rodzice z dziećmi, które podeszły do mnie i powiedziały, że chcą pomóc. Po czym dały mi 10 zł i powiedziały, że więcej nie mają, bo to ich całe kieszonkowe na ten miesiąc. W takich momentach łzy same napływają do oczu. Nie mogliśmy tego przyjąć, ale w zamian dostaliśmy batoniki.
***
Rytel i okolice jeszcze długo nie dojdą do siebie. Oczywiście duża część prac została już wykonana, ale oni nadal potrzebują pomocy. Pamiętajmy, że wiele osób straciło dach nad głową, a za kilka tygodni lata już nie będzie.
Łukasz Ossowski: – Jeśli chodzi o sprawy sprzątania, to można powiedzieć, że praca jest wykonana w 80%. W Rytlu już prawie wszyscy mieszkańcy mają prąd. Natomiast poza naszą wsią jest dużo gorzej, ponieważ Rytel leży na terenie prawie 9000 hektarów, a w skład sołectwa wchodzi jeszcze 18 pobliskich wsi. Między nami jest – powiedzmy – dwa kilometry lasu, które trzeba pokonać, żeby dojechać do kolejnej wsi. I teraz te dwa kilometry położyły się i zniszczyły wszystko wkoło. Nie ma więc sieci wysokiego i niskiego napięcia. Najpierw trzeba wyciągnąć drzewa, udrożnić sieć trakcyjną, postawić ją od nowa i dopiero puścić zasilanie. Ludzie od energetyki pracują bardzo ciężko, bo to widzimy, ale niestety wszystko musi potrwać.
Michał Sagrol: – Odbudowanie domów potrwa długi czas, bo chyba wszyscy mamy świadomość, że jedynie w programach telewizyjnych trwa to zaledwie tydzień. Są też ludzie, którzy nigdy już nie odbudują swojego lokum, bo jak to może zrobić 90-letnia samotna kobieta?
Państwo zdeklarowało się pomóc ludziom, którzy stracili dach nad głową. Podobno mogą liczyć nawet na 200 tysięcy złotych. Mamy świadomość, że za takie pieniądze domu nie odbudują, ale wydaje się, że to całkiem solidna gotówka w przypadku, gdy posiadłość nie była ubezpieczona. Tragiczna historia, do której doszło do Pomorzu pokazała, że Polacy potrafią pomagać i chcą to robić. I to – mimo całego ogromu tragedii – jest naprawdę piękne.
BARTOSZ BURZYŃSKI
Fot. Michał Sagrol
POMOC
1) Numer konta, na który można wpłacać pieniądze na usuwanie skutków nawałnicy. Jest to konto STOWARZYSZENIA NA RZECZ DZIECI I MŁODZIEŻY RYTLA I OKOLIC – “NASZYM DZIECIOM” (KRS: 0000306310, NIP: 5552085540). Wpłaty prosimy dokonywać na podany poniżej numer, koniecznie z dopiskiem “NAWAŁNICA”.
Bank Spółdzielczy w Czersku
Numer konta: 30 8147 0002 0008 1953 2000 0010
2) Oczywiście pomagać można też w inny sposób, ponieważ cały czas brakuje wielu rzeczy. W tym celu radzimy śledzić twitterowy profil Michała Sagrola, na którym cały czas wrzucane są informacje, czego i gdzie konkretnie potrzeba.