Reklama

Mistrz z Jamajki nie zdołał wygrać ostatniego (?) wielkiego biegu w swojej karierze

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

05 sierpnia 2017, 23:18 • 2 min czytania 22 komentarzy

Król lekkoatletyki abdykował w mało efektownym stylu. Usain Bolt miał dziś zdobyć swoje czwarte, ostatnie mistrzostwo świata na 100 m. Nie udało się. Ba, Jamajczyk nie był nawet drugi – po tym jak zaspał na starcie niczym licealista na pierwszą lekcję, dobiegł na metę dopiero na trzeciej pozycji. Pierwszy był Justin Gatlin, co doprowadziło kibiców w Londynie do wrzenia. Wygwizdali niemiłosiernie Amerykanina i w sumie można ich zrozumieć: przecież to gość, który przez swoje dopingowe wpadki pauzował łącznie przez cztery lata. Nie zdziwimy się więc jeśli za kilka lat wyjdzie na jaw, że wygrał ten bieg na koksie.

Mistrz z Jamajki nie zdołał wygrać ostatniego (?) wielkiego biegu w swojej karierze

Gatlinowi trzeba przyznać jedno: po wszystkim potrafił się zachować. Kilkanaście sekund po biegu oddał hołd Boltowi. Dosłownie. Justin zaczął bić mistrzowi pokłony, a Usain również odwdzięczył mu się zachowaniem z klasą – dał znak angielskiej publiczności, żeby przestała jechać po zwycięzcy. Życzenie mistrza zostało wysłuchane, fani po chwili skupili się na tym, żeby go oklaskiwać. W oczach Jamajczyka widać było wdzięczność, ale i smutek – przecież nie tak chciał się pożegnać w indywidualnym występie (w Anglii wystąpi jeszcze w sztafecie) z bieżnią. Pewnie liczył, że jednak wygra, chociaż po prawdzie w obecnym sezonie nie prezentował wybitnej formy, można więc było się spodziewać, iż któryś z rywali mu zagrozi. Bolt 2017 nie jest bowiem tym geniuszem, który w 2009 momentami pruł po tartanie w Berlinie z prędkością ponad 44 km/h, co w efekcie dało mu czas 9.58, będący do dziś rekordem świata. Tamten sportowiec był z zupełnie innej galaktyki, był Leo Messim lekkoatletyki. Usain z dziś to – niestety – cień wielkiego mistrza, mimo że ma dopiero 31 lat. Dla porównania – Gatlin jest od niego o cztery lata starszy!

Komentatorzy TVP zastanawiali się po finale, czy ta spektakularna porażka nie zmobilizuje więc nie tak wcale starego Jamajczyka do zmiany decyzji o zakończeniu kariery po tym sezonie. Naszym zdaniem to się nie zdarzy – Bolt nie wygląda na gościa, który zmieniałby co chwilę kluczowe dla swojego życia decyzję. Oczywiście chcielibyśmy być w błędzie – byłoby fajnie, gdyby ten długonogi kozak podniósł się po dzisiejszej klęsce (nie bójmy się tego słowa) i zdobył złoto MŚ w 2019 a potem spuentował swoją karierę zajebistym występem na IO w Tokio. Pomarzyć dobra rzecz, ale na dziś szanse na to są mniej więcej takie, jak na to, że Bartosz Rymaniak dostanie powołanie do kadry Adama Nawałki.

 

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

22 komentarzy

Loading...