,,Tak, chciałbym być prezydentem Barçy, ponieważ nie widzę się w roli trenera, nie cieszyłbym się tym aż tak bardzo. Z kolei myślę, że w roli prezydenta mógłbym działać dla dobra klubu, ponieważ to mnie pasjonuje. Widzę też, że kariera piłkarska dobiega końca i następnym krokiem jest prezydentura” – powiedział rok temu Gerard Pique na antenie hiszpańskiej telewizji TV3. Od tamtego czasu, wcielając się w skórę prezydenta-piłkarza, zrobił dla klubu dużo więcej niż prezydent Bartomeu. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że to już nie są tylko chęci i pragnienia, a zdecydowany i pewny marsz po prezesurę, gdyż wczorajszą manifestacją w mediach społecznościowych w palącej kwestii Neymara i PSG postawił kropkę nad i.
Jeśli Paolo Maldini był skazany na bycie wielkim piłkarzem, to Gerard Pique mógł nim zostać, ale skazany był na coś innego – na sympatyzowanie z Barceloną. Ale nie takie zwykłe chodzenie na mecze i sprawdzanie wyników wyjazdowych, bo to byłoby zbyt mało dla jego dziadka, który w przeszłości pełnił funkcję dyrektora Barcy w zarządzie Josepa Lluisa Núñeza. Natomiast za kadencji Gasparta został już wiceprezydentem. Ludzie z otoczenia Amadora Bernabeu zawsze określali go jako miłą i sympatyczną osobę, ale tylko, gdy w grę nie wchodziła sprawa ukochanego klubu. Dziadek Pique to Barcelonista do szpiku kości, zakochany w klubie na całego. Nie było więc mowy, żeby jego wnuczek zboczył z drogi i nie przesiąknął miłością do katalońskiego klubu.
„Jestem bardzo dumny – pomijając fakt, że to nie ja podejmowałem decyzję o zostaniu socio, ponieważ, kiedy to się stało, miałem zaledwie kilka dni, ale prawda jest taka, że mój dziadek, a potem również moi rodzice, uświadomili mi, co to znaczy być kibicem tego klubu, jak być Barcelonistą, jestem z tego powodu bardzo dumny” – powiedział Pique odbierając srebrne insygnia socio, które dostaje się za 25 lat członkostwa w klubie.
W młodzieńczych latach Pique nie wiedział czy chce zostać piłkarzem. Dopiero wyjazd do Manchesteru uświadomił go w tym, że właśnie tak chce zarabiać na życie. Pod okiem Fergusona dorósł i zmężniał, ale jego marzeniem był powrót do Barcelony. Stało się tak dzięki Guardioli, który ściągnął go w 2008 roku. Oczywiście była to też świetna wiadomość dla całej rodziny stopera Barcelony.
Wszyscy jesteśmy bardzo dumni. To było marzenie jego i całej rodziny, by któregoś dnia mógł wrócić do swojego domu jakim jest Barça – powiedział dziadek piłkarza, Amador Bernabeu.
Wrócił i to w jakim stylu. Szturmem wszedł do pierwszego składu i wygrał z Barceloną, po kilka razy, wszystko co możliwe. Szybko znudził się futbolem i miał nawet w planach skończyć karierę po mundialu w Brazylii. Miałby wtedy jedynie 27 lat, ale do pozostania w grze przekonał go Luis Enrique. Pytany wówczas, co by robił, gdyby faktycznie skończył? Odpowiadał zawsze tak samo: – Poświęcałbym jeszcze więcej czasu na biznes. No, a na pewno byłoby czym się zajmować, ponieważ stoper Barcelony już w wieku 24 lat raczkował na scenie biznesowej. O jego początkach w roli przedsiębiorcy pisaliśmy już jakiś czas temu. [KLIK] Poniżej fragment o tym, jak Pique zaczynał w biznesie i jakim jest szefem.
W 2011 roku założył spółkę Kerad Games, w którą zainwestował niespełna dwa miliony euro. Stoper Barcelony jest osobą decyzyjną w firmie, bowiem posiada aż 80 procent udziałów. Łącznie w Kerad Games, która tworzy gry na smartfony, pracuje około trzydziestu osób. W budynku, gdzie mieści się siedziba firmy, Pique posiada swoje biuro, w którym spędza całkiem sporo czasu. Bez dwóch zdań nie mówimy więc o gościu, który sypnął trochę kasy, napompował nią interes, a sam interesuje się nim z doskoku. Kerad Games to bowiem na swój sposób dziecko Pique, które jest jego oczkiem w głowie. W oczach pracowników jest idealnym szefem, ponieważ bardzo dba o swoją załogę i często podchodzi do nich indywidualnie. Przed ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia długi czas spędził przed komputerem przeszukując profile swoich pracowników na Facebooku, aby sprawdzić czym się interesują. Na tej podstawie zrobił odpowiednią listę prezentów i dopiero wtedy udał się na zakupy.
Dzisiaj już jako 30-latek, Pique na koncie ma kilka projektów biznesowych, które nie są związane tylko z jedną branżą, ponieważ wielokrotny mistrz Hiszpanii działa w segmencie spożywczym, multimedialnym, czy optycznym. Jak wiadomo, aby być dobrym przedsiębiorcą, trzeba mieć też kontakty, a Pique obraca się w naprawdę doborowym towarzystwie, bo jak inaczej nazwać bliskie kontakty z Markiem Zuckerbergiem i Hiroshim Mikitanim? Tego pierwszego nie trzeba nikomu przedstawiać, a ten drugi do szef i założycie Rakutena, który jest głównym sponsorem Barcelony. Oczywiście wszystko dzięki Pique, który miał bardzo duży udział przy podpisaniu bardzo korzystnej umowy z tą potężną japońską firmą. Bo to on był inicjatorem pierwszych rozmów między Japończykiem a klubem. Zresztą nikt nie ukrywał ogromnego wkładu Pique przy podpisaniu tej umowy.
Pique i Shakira to bliscy przyjaciele prezesa “Rakutena”, Hiroshiego Mikitaniego. Gerard zorganizował nam kolację podczas tournee po Stanach Zjednoczonych latem 2015 roku. Pique bardzo nam pomógł i jesteśmy mu bardzo wdzięczni – powiedział prezydent Josepa Maria Bartomeu tuż po podpisaniu umowy sponsorskiej.
Cóż, gość załatwia umowę sponsorską, na mocy której jego klub, przez cztery lata, zarobi minimum 220 milionów euro. Żeby było tego mało, to Pique postanowił wziąć też sprawy w swoje ręce w związku z Neymarem, który kuszony jest przez petrodolary z PSG. Sprawa niezwykle poważna i istotna, bo zarząd Barcelony stanął pod ścianą i kompletnie nie wiedział co zrobić. [KLIK] Tak więc, to był już najwyższy czas, aby do akcji wkroczył Pique i jego kumpel Mikitani. Chwila moment i na portalach społecznościowych 30-latka możemy przeczytać, że Neymar zostaje.
Trudno powiedzieć, jaką rolę odegrał tutaj właściciel Rakutena, ale coś na rzeczy musiało być. Wystarczy jednak połączyć fakty, aby dojść do wniosku, że Pique po raz kolejny odegrał kluczową rolę przy rozwiązaniu ogromnego problemu, którym notabene powinien zająć się zarząd, a nie piłkarz.
Działania to jedno, a sympatia, bez której nie ma szans wygrać demokratycznych wyborów, to druga sprawa. W wyborach na prezydenta Barcelony głosują zrzeszeni kibice, którzy co roku odprowadzają składki. Ale oczywistym jest, że poparcie zasłużonych osób w klubie również będzie kluczowe do wygrania. W tym aspekcie Pique także ma się całkiem dobrze, bo co prawda nie jest jednym z kapitanów drużyny, ale jego głos w szatni jest niezwykle ważny. Zresztą tam już nazywają go Panem prezydentem.
Chciałem strzelać, ale Piqué powiedział mi, bym odstąpił rzut karny Mascherano. Miał rację, trzeba słuchać prezydenta. Spodobał mi się ten pomysł – powiedział Rakitić po meczu, w którym swoją debiutancką bramkę z rzutu karnego strzelił Mascherano.
Poza tym, jeśli kogoś słuchać, to na pewno też takich postaci jak Xavi, Luis Enrique, Sergio Busquets, Pep Guardiola, czy Joan Laporta, którzy nie mają wątpliwości, że Pique będzie świetnym prezydentem w przyszłości.
Xavi – Postrzegam Piqué jako człowieka z umiejętnościami dowódczymi. On osiąga wszystko, co sobie założy. Czy chciałbym trenować Barçę, której prezydentem byłby Piqué? Byłoby wspaniale. To pomysł, który od jakiegoś czasu krąży mi po głowie.
Luis Enrique – Jest dobry w kontaktach i może być kim zechce w Barcelonie. Kiedy skończy grać, może zostać trenerem, prezydentem, kimkolwiek, ponieważ jest fanem Barçy całym sobą, a poza tym to inteligentny facet.
Serigo Busquets – Piqué jako prezydent, Xavi jako dyrektor sportowy, Puyol zajmujący się kontaktami międzynarodowymi i Busquets jako trener? Nie jest to zły pomysł.
Pep Guardiola – Na pewno nie będę prezydentem Barcelony, od tego jest Piqué. Ma mój głos.
Joan Laporta – Ja bym na niego zagłosował. Ma osobowość, kocha Barcę, jest odważny. Ma wszystko co potrzebne, żeby być świetnym prezydentem.
No dobra, chyba już nie ma sensu głowić się nad tym, czy Pique zostanie kiedyś prezydentem Barcelony, ale kiedy do tego dojdzie? Obecnie jego kontrakt obowiązuje do 2019 roku i zapewne niebawem stoper podpisze nową umowę, która raczej będzie jego ostatnią. Bardzo możliwe, że nowa oferta zagwarantuje mu jeszcze trzy, cztery lat gry, co byłoby dość standardowym posunięciem. W momencie jej wygaśnięcia(2022/2023) miałby wtedy około 35/36 lat. Idealny moment na koniec kariery, bo o grze w MLS czy Chinach Pique nie myśli. Tak więc prezydentem mógłby zostać w okolicach 2025-2026 roku (w zależności jak wypadną wybory), ponieważ po zawieszeniu butów na kołek piłkarz będzie musiał przeczekać jeszcze dwa lata, gdyż według statutu Barcelony: każdy były pracownik klubu musi poczekać przynajmniej dwa lata, zanim wystartuje w wyborach prezydenckich.
BARTOSZ BURZYŃSKI