Reklama

Którzy piłkarze ekstraklasy dają największe nadzieje na zysk? Top 10 „perspektywicznych”

redakcja

Autor:redakcja

19 lipca 2017, 19:44 • 11 min czytania 30 komentarzy

Nadzieja matką głupich? Niekoniecznie. W Krakowie mieli bowiem nadzieję, że od razu odpali nowy hiszpański zaciąg i proszę – gol i asysta Carlitosa dały Wiśle wygraną nad Pogonią. W Zabrzu, że magia wypełnionego po brzegi stadionu i ambicja dzieciaków Brosza wystarczą, by pokonać Legię. Wystarczyły, ba – z nawiązką. Dlatego przynajmniej na początku sezonu my też mamy prawo mieć nadzieję. Że kilku graczy, którzy zdążyli już zdradzić duży potencjał, wystrzeli na dobre. Że w przyszłości da swoim klubom spory zastrzyk gotówki dzięki przelewowi z któregoś z krajów Europy Zachodniej. Wtłoczyliśmy więc tych, którzy mogą zarobić dla swoich zespołów najwięcej w ranking dziesięciu najbardziej „perspektywicznych” postaci biegających po polskich boiskach.

Którzy piłkarze ekstraklasy dają największe nadzieje na zysk? Top 10 „perspektywicznych”

W kwestii wieku – no bo przecież taki Michał Pazdan, który pewnie da Legii sporo zarobić, to już nie gracz perspektywiczny, a w pełni ukształtowany – postanowiliśmy nie bawić się w jakąkolwiek uznaniowość. Dlatego założeniem stało się, by wybierać spośród zawodników, których PESEL uprawniałby do gry na tegorocznym Euro U-21 w Polsce, czyli tych urodzonych po 1 stycznia 1994 roku.

Okej, wszystko jasne? No to lecimy.

10. Tomasz Loska (Górnik Zabrze)

To byłaby niesamowita historia. Od kopania się po C Klasowych klepiskach w rezerwach Gwarka Ornontowice, gdzie trenerzy mocno zahamowali jego rozwój, bo pewny plac w bramce Górnika i w perspektywie czasu duży transfer zagraniczny. W wywiadzie z nami te mroczne czasy swojej przygody z piłką Loska wspominał tak:

Reklama

– Jeździłem na ławkę w czwartej lidze, a w niedzielę o 11:00 były mecze w C Klasie w tych wszystkich okolicznych wsiach. Chwilę wcześniej trenowałem z pierwszym zespołem w Tychach, a tutaj jeżdżę po klepiskach z rezerwami Gwarka Ornontowice. Tam były takie boiska, że szok. Na przykład na niektórych była normalna górka. I jak piłka była na drugiej połowie, to z mojej bramki nie widziałem nic. Oni sobie tam grali, a ja nawet nie wiedziałem, co się dzieje. Albo było takie boisko, że miałeś siatkę wrośniętą w las. Małe gałązki normalnie wystawały. To jak mi czasem kopnęli obok bramki, to przez trzy-cztery minuty mnie nie było i piłek szukałem, żeby można było grać dalej.

Gdy jeszcze był w Górniku, Łukasz Madej żartował nawet z Loski, że jak tylko skończy karierę, to zostanie agentem i wytransferuje go do… Galatasaray. Tak jak wtedy, gdy Loska był trzecim-czwartym bramkarzem zabrzańskiego klubu wydawało się to kompletną abstrakcją, tak z każdym występem na boiskach ekstraklasy podobnym do tego z Legią, Loska może się zbliżać do kolejnego kroku w przód.

Jako ciekawostkę dodajmy, że od początku poprzedniego sezonu bilans drużyn z Loską w bramce wygląda następująco:

Raków Częstochowa (jesień 2016): 19 meczów, 11 zwycięstw, 8 remisów, 0 porażek
Górnik Zabrze (wiosna 2016): 15 meczów, 10 zwycięstw, 1 remis, 4 porażki
Górnik Zabrze (jesień 2017): 1 mecz, 1 zwycięstwo, 0 remisów, 0 porażek

Takiego talizmanu, jak i furory, jaką we Włoszech robi jeden z jego poprzedników, Łukasz Skorupski, nie sposób zlekceważyć.

9. Robert Gumny (Lech Poznań)

Reklama

Typowany na objawienie w Lechu już w ubiegłym sezonie, gdy Jan Urban z konieczności wystawiał go na lewej obronie na starcie rozgrywek ligowych. Szybko jednak okazało się, że to jeszcze nie ten rozmiar kapelusza, co Gumny wspominał później w rozmowie z portalem Łączy Nas Piłka.

– Trener Jan Urban miał problem z lewą obroną. Choć zaczynałem jako napastnik, a później grałem i na środku obrony, i na bokach boiska, a nawet zagrałem raz jako bramkarz, to lewej obrony musiałem się uczyć, bo jestem prawonożny. Były jednak sparingi. Był obóz i wreszcie 19 marca rok temu w ostatnich sekundach przegranego 0:2 meczu z Legią Warszawa wszedłem na boisko zastępując Tomka Kędziorę. Naprawdę się bałem, a nogi mi drżały. Później było pięć meczów w III-ligowych rezerwach i powrót do ekstraklasy oraz gra w pierwszej jedenastce. Cała rodzina na trybunach. Zwycięstwo z Ruchem Chorzów na koniec sezonu, w którym zajęliśmy siódme miejsce. Miałem nadzieję, że zaczyna się coś wielkiego.

Nie zaczęło, gry trzeba było szukać w pierwszoligowym Podbeskidziu. Po odejściu Tomasza Kędziory nadszedł czas, kiedy Gumny może na stałe zagościć w podstawowej jedenastce Lecha i pójść drogą wyznaczoną wcześniej przez reprezentanta Polski na Euro U-21, a od niedawna zawodnika Dynama Kijów. Nie będzie już mowy o wymówkach, że na tej pozycji nie czuje się naturalnie. Sezon zaczął w takim stylu, że – co tu dużo mówić – czekamy na więcej. Tomaszem Brzyskim, zdecydowanie bardziej doświadczonym ligowcem, kręcił w starciu Lecha z Sandecją nie raz i nie dwa, a u nas zapracował sobie na najwyższą notę w całym zespole Kolejorza.

8. Karol Świderski (Jagiellonia Białystok)

Zaczęty w ubiegły weekend sezon to dla niego swego rodzaju make or break. Bo o wielkim potencjale Świderskiego mówi się od dłuższego czasu, a gość ma już w rubryce „wiek” dwójkę z przodu i wciąż nie zaliczył nawet sezonu z co najmniej pięcioma strzelonymi bramkami w lidze, a w minionym – zamiast poprawić osiągi z rozgrywek 15/16, co wobec gry Jagi o znacznie wyższe cele powinno być łatwiejsze, pogorszył je o dwa trafienia.

Rok temu w Białymstoku odgrażano się, że mimo klubów skłonnych zapłacić ponad milion euro za napastnika (odrzucona oferta Empoli na 1,2 mln), dziś trudno przypuszczać, by ktoś miał zamiar dać tyle za Świderskiego po sezonie, w którym dorobek bramkowy miał na poziomie Dariusza Zjawińskiego. Ale to wciąż chłopak o potencjale naprawdę ogromnym. Musi tylko poukładać sobie pewne rzeczy w głowie, o czym otwarcie w wywiadzie dla „PS” mówił na początku roku Michał Probierz:

„Karol zjedz snickersa, a najlepiej dwa, bo zaczynasz gwiazdorzyć” – powiedział pan kiedyś do Karola Świderskego. Chłopak niewątpliwie utalentowany, a do matury nie został dopuszczony.
Michał Probierz: Cóż, jego wybór. Wszyscy w klubie mu pomagaliśmy. Ale mam nadzieję, że zda poprawkę i maturę później zrobi. Co do gwiazdorzenia to czasami przyjeżdżał z kadry jakiś „hej do przodu”. Ale sam miałem siedemnaście lat, gdy debiutowałem w ekstraklasie i pamiętam jak mi odje…ło!

7. Jarosław Jach (Zagłębie Lubin)

Gdyby ranking obejmował tylko ostatnie cztery miesiące, Jach nie byłby ani 8., ani nawet 88. Kontuzja, która kosztowała go kilkanaście ligowych kolejek, powrót na mecze z Górnikiem Łęczna i Arką (którego przebiegu i „interwencji” Jacha przy golu na 0:2 przypominać nawet nie będziemy), wreszcie nieudane Euro w jego wykonaniu, gdy Polacy co mecz przyjmowali co najmniej dwie sztuki od kolejnych rywali. Na początku rundy wiosennej pisano o Borussii Moenchengladbach, jednak w okresie, gdy skauci poważnych klubów dokonują ostatecznej oceny Jach albo nie grał, albo lepiej dla niego by było, żeby nie grał.

Ale przypomnijmy, jak ważnym piłkarzem Zagłębia i reprezentacji U-21 był przed feralnym urazem – pisaliśmy o tym osobny tekst.

Uraz złapany w tak newralgicznym punkcie sezonu jest też przykry dla samego zawodnika, którego – co tajemnicą nie jest – wnikliwie obserwowali wysłannicy kilku naprawdę poważnych europejskich marek. Końcówka sezonu to czas, gdy wiele klubów dokonuje przesiewu zawodników wpisanych na wstępną listę celów transferowych. Sytuacja, w której Jach nie może się ewentualnemu przyszłemu pracodawcy pokazywać tydzień w tydzień, na pewno nie sprzyja jego promocji.

Zagłębie traci więc kluczowego stopera przed najważniejszymi meczami rozgrywek. Jarosław Jach – szansę na pokazanie się jeszcze kilka razy skautom zagranicznych klubów, którzy jego nazwisko mają już od dawna zapisane w swoich notesach. Marcin Dorna – przekonanie, że jego dotychczasowy pewniak na środku obrony będzie przygotowany na sto procent do najważniejszej imprezy roku.

No i cóż, akurat wtedy, gdy chcielibyśmy się mylić, trafiliśmy z przewidywaniem. Jach niebędący w rytmie meczowym wyglądał po urazie po prostu źle.

6. Jarosław Niezgoda (Legia Warszawa)

Armando Sadiku. Przekleństwo Niezgody, jeśli liczył na to, że w Legii będzie grać regularnie, systematycznie podnosząc wraz z tym swoją wartość.

Styl gry. To drugie przekleństwo, bo napastnik legionistów często na długie minuty znika z widoku, by ujawnić się w chwili, w której trzeba zapakować piłkę do siatki. Ileż pamiętamy takich meczów Ruchu, w których Niezgoda wydawał się być do zmiany, bo nie wnosił nic, a w których koniec końców strzelał kolejne gole? Całkiem sporo, a przecież mówimy tylko o jednym sezonie na ekstraklasowym świeczniku.

Te dwa pozorne problemy Niezgoda może jednak przekuć w swoje atuty. Bo raz, że przy takiej charakterystyce może być niezrównanym jokerem, a dwa, że przy takim killerze jak Sadiku wciąż nie najstarszy piłkarz Legii może się naprawdę wiele nauczyć.

5. Krzysztof Piątek (Cracovia)

Że jest zawodnikiem tyleż ambitnym, co niegryzącym się w język i przez to lekko problematycznym, o tym nie trzeba nikogo przekonywać. Najlepszy dowód dał po meczu ze Słowacją, gdy dał do zrozumienia, że ma duże pretensje do Marcina Dorny, że nie wystawił go w pierwszym składzie. Ale czysto piłkarsko Piątek to naprawdę mocny gracz wśród napastników w ekstraklasie. Gdyby nie liczyć bramek strzelonych z karnych, gorszy w poprzednim sezonie byłby pod względem zdobytych goli tylko od Marco Paixao, o zaledwie jedno trafienie. Nieprzypadkowo to na niego, obok Vadisa Odjidjy-Ofoe, parol zagiąć miał Trabzonspor. Że obecność skautów zainteresowanego nim klubu mu nie przeszkadza, udowodnił najlepiej, jak tylko mógł – trafieniem z Arką.

4. Przemysław Frankowski (Jagiellonia Białystok)

O zainteresowaniu klubów zagranicznych Frankowskim też już się naczytaliśmy. Długo nie potrafił grać efektywnie, czemu poświęciliśmy osobny tekst:

W ekstraklasie Frankowski grał już od sezonu 12/13, gdy jako osiemnastolatek, dwa dni po osiągnięciu pełnoletniości, debiutował w meczu z Jagiellonią. I co rundę można się było przyczepić do jego liczb:

Wiosna 2013: 1 gol, 0 asyst
Jesień 2013: 1 gol, 1 asysta
Wiosna 2014: 2 asysty
Jesień 2014: 1 gol, 2 asysty
Wiosna 2015: 2 gole

Lata leciały, w międzyczasie w rubryce „wiek” wskoczyła dwójka z przodu, a Frankowski cały czas nie grzeszył efektywnością. Jak sam później mówił, zdarzało mu się „palić”, gdy słyszał niewybredne komentarze pod swoim adresem po jednym czy drugim złym zagraniu.

To wreszcie zaczęło się zmieniać. Sezon 15/16 to sześć goli, 16/17 – o dwa więcej, a do tego cztery asysty. Frankowski przestał być obiecującym skrzydłowym, a wreszcie często ciągnął Jagiellonię do zwycięstw. Że gdy zdecyduje się na zagraniczny transfer, Jaga będzie mogła naprawdę godnie zarobić – nie mamy co do tego żadnych wątpliwości.

3. Petar Brlek (Wisła Kraków)

Miał być wtopą, okazał się niezbędnym elementem układanki Kiko Ramireza. A wcześniej miał być gwiazdą drugiej linii i był wtopą. Brlek w Krakowie przeszedł już drogę z nieba do piekła i z powrotem. Rok temu sprzedano by go pewnie za marne grosze, gdyby tylko znalazł się ktoś chętny na zatrudnienie Chorwata. Nie znalazł się – i dzięki Bogu.

Dziś Wisła odrzuca ofertę Young Boys Berno opiewającą na 1,5 miliona w europejskiej walucie czując, że raz – dziurę po Brleku będzie bardzo trudno załatać, dwa – że za Chorwata można wyciągnąć więcej niż to, co byli skłonni dać Szwajcarzy. Pierwszy mecz w nowym sezonie, od razu ze strzelonym golem i świetną grą, na pewno pozycji negocjacyjnej Białej Gwiazdy nie osłabi.

2. Lukas Haraslin (Lechia Gdańsk)

Już tego lata w Gdańsku pojawiła się (odrzucona) oferta Dijon opiewająca podobno na około 1,25 miliona euro, co pokazuje, że lechiści liczą na jeszcze większe pieniądze zarobione przy okazji odejścia Słowaka. 21-latek z roku na rok idzie w górę, z roku na rok zalicza więcej meczów dla Lechii, przy coraz korzystniejszym stosunku meczów w pierwszym składzie do tych, gdy wchodził z ławki.

W sezonie 16/17 miał sporo szczęścia, że Sławomir Peszko postanowił pożegnać się z rozumem, bo gdy zastępował reprezentanta kadry Nawałki błyszczał i prowadził Lechię po kolejne ligowe punkty. Jak wtedy, gdy wywalczył karnego i strzelił bramkę z Piastem, gdy strzelił gola z niczego z Bruk-Betem, gdy rozpoczął bramkową kontrę na 2:1 u siebie z Lechem.

Obecny sezon, z racji absencji Peszki, zaczął już w podstawie. I wcale nie musi być reprezentantowi Polski tak łatwo do niej wrócić.

1. Dominik Nagy (Legia Warszawa)

Najbliższe miesiące będą papierkiem lakmusowym dla tego mega talentu z Węgier. Jak na razie Nagy grał w naszej lidze praktycznie tylko dobre mecze. Oceny za poprzedni sezon? 5, 6, 3, 7, 7, 5, 7, 6 – raz poniżej, a aż pięć razy powyżej wyjściowej, podczas gdy mówimy o zaledwie ośmiu spotkaniach, gdzie zgarnął od nas notę. Na starcie rozgrywek też wyglądał najbardziej sensownie spośród zmieszanych z błotem w Zabrzu piłkarzy mistrza Polski.

To nie jest gość wyciągnięty z kapelusza przedwczoraj, Legia miała na niego sporą ochotę od 1,5 roku, chodziła za nim, ale do tej pory nie udawało się go wyciągnąć. – Właściwie był naszym głównym celem transferowym od bardzo dawna – mówi Bogusław Leśnodorski. Jak widać łatka klubu z Ligi Mistrzów otwiera wiele drzwi, tym razem pomogła w ściągnięciu tej perełki. Wojskowi wykupią go już teraz, ale Nagy pogra jeszcze cztery miesiące na Węgrzech – nie wystąpi więc teraz z warszawianami w europejskiej elicie, ale ma prawo wierzyć, że razem z Legią ma na to większe szanse niż z obecnym klubem. To transfer trochę inny niż w przypadku Gruzina z Vitesse – nie na na teraz, ale na przyszłość, bo chłopak ma 21 lat, więc jest perspektywą na sprzedaż za grube pieniądze.

Tak o Nagy’u pisaliśmy, gdy Legia klepnęła jego zimowy transfer, jeszcze latem 2016 roku. Z każdą minutą pokazuje, że warto było na niego czekać. Że – tak jak wtedy pisaliśmy – kosztował więcej od Ondreja Dudy, ale powinien też znacznie, znacznie więcej kosztować w momencie odejścia. Na dziś, wśród zawodników w kategorii do 23 lat, nie ma w lidze zawodnika, który zapowiadałby się tak dobrze, jak Węgier.

***

Blisko załapania się do rankingu byli: Jaroslav Mihalik, Radosław Murawski, Vladislavs Gutkovskis, Florian Schickowski, Mateusz Wdowiak, Hubert Matynia, Adam Dźwigała, Paweł Stolarski, Hildeberto, Nabil Aankour, Łukasz Wolsztyński, Maciej Ambrosiewicz, Kamil Wojtkowski, Kamil Pestka, Denis Gojko, Jarosław Kubicki.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

30 komentarzy

Loading...