Reklama

Kim jest człowiek, który wyrzucił Rafę Nadala z Wimbledonu? Poznajcie Gillesa Mullera

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

11 lipca 2017, 13:02 • 3 min czytania 2 komentarze

Liczący niespełna 600 tys. mieszkańców Luksemburg to nie jest kraj, którego sportowcy regularnie ozdabiają pierwsze strony światowych gazet. W ostatnich trzydziestu latach właściwie tylko dwóch jego reprezentantów zyskało olbrzymi rozgłos: dwukrotny medalista olimpijski, wspaniały narciarz Marc Girardelli oraz kolarz Andy Schleck, który w wyniku dyskwalifikacji Alberto Contadora wygrał Tour de France 2010. Wczoraj do tego duetu dołączył ktoś jeszcze, niejaki Gilles Muller, który po epickim, pięciosetowym boju wyrzucił z Wimbledonu samego Rafę Nadala! 34-latek jest w życiowej formie, więc możliwe, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa na londyńskiej trawie…

Kim jest człowiek, który wyrzucił Rafę Nadala z Wimbledonu? Poznajcie Gillesa Mullera

Przed poniedziałkowym spotkaniem Nadal wygrał 28 kolejnych setów w wielkoszlemowych turniejach. To trzecia najlepsza passa w historii. Skuteczniejsi od Hiszpana byli tylko John McEnroe (35) oraz – naturalnie – Roger Federer (36). Mimo wspaniałej serii Rafa wcale nie wychodził na kort w stu procentach pewny swego. Powód? Zapewne pamiętał Wimbledon z 2005 roku. Wówczas przegrał w II rundzie turnieju z… Mullerem (4:6, 6:4, 3:6, 4:6). Luksemburczyk miał wtedy 22 lata i mógł myśleć, że stoi u progu poważnej kariery. Kilkanaście miesięcy wcześniej udało mu się bowiem pokonać w półfinale turnieju w Waszyngtonie samego Andre Agassiego, no a poza tym w 2001 roku Gilles wygrywał juniorski US Open, doszedł też do finału Wimbledonu.

W tym miejscu pewnie zadajecie sobie pytanie: kiedy Muller odniósł pierwszy sukces w „dorosłym” tenisie? Odpowiedź jest zaskakująca: w…. styczniu. Leworęczny zawodnik poradził sobie w Sydney z Danielem Evansem (7:6, 6:2). Przed spotkaniem do Luksemburczyka doleciała rodzina. Bliscy przemierzyli cały świat po to, by być przy nim w wyjątkowej chwili:

Rozochocony australijskim sukcesem Gilles w czerwcu wygrał kolejną imprezę – Ricoh Open. W Holandii okazał się lepszy od Ivo Karlovicia (7:6, 7:6). Ten mecz przeszedł do historii, ponieważ był… najstarszym finałem ATP od 41 lat – Muller urodził się w 1983 roku, a Ivo w 1978.

Reklama

Oczywiście wspaniała forma Luksemburczyka ma odzwierciedlenie w światowym rankingu. Obecnie zajmuje w nim 26. miejsce, najwyższe od początku kariery.

– Zawsze uważano go za zdolnego sportowca, ale trzeba przyznać, że miał problemy z przejściem do „dorosłego” tenisa. Przez lata plątał się w okolicach 30., 50. czy 80. miejsca na liście ATP. Teraz wreszcie odpalił, co jakoś specjalnie mnie nie zaskakuje. Gdy spojrzymy na pierwszą piątkę rankingu, widzimy, że są w niej zawodnicy mający ponad 30 lat. Kiedyś taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. W dawnych czasach zawodnicy nie byli tak długowieczni, przypomnę, że taki Bjorn Borg skończył karierę mając zaledwie 26 lat – opowiada Adam Romer, redaktor naczelny miesięcznika „TenisKlub”.

Ćwierćfinał US Open 2008, 1/4 finału Wimbledonu 2017 – to najlepsze wielkoszlemowe wyniki Mullera. Czy w Londynie Luksemburczyk może przejść do kolejnej rundy?

– Jutro zmierzy się z Marinem Ciliciem. Jeśli miałbym typować kto awansuje, postawiłbym na Chorwata. Gilles może być zmęczony maratonem z Nadalem, a to na pewno będzie atut jego rywala. Z drugiej strony – Muller to nie jest 20 latek, nie zabraknie mu doświadczenia, nie pęknie psychicznie, więc kto wie, może sprawi niespodziankę? Na pewno jego tenis jest nietypowy, bardzo ofensywny. Na trawie daje to pewną przewagę nad rywalami – tłumaczy Romer.

Autorem największej sensacji w męskim Wimbledonie w XXI wieku był Goran Ivanisević. Wracający po urazie do gry Chorwat dostał w Londynie dziką kartę, a potem… wygrał całą imprezę. Przed jej rozpoczęciem nikt nie stawiał na wyniszczonego kontuzjami trzydziestolatka, tak jak jeszcze kilka tygodni temu żaden kibic/ekspert/dziennikarz nie rozpatrywał Mullera jako kandydata do zwycięstwa. Oczywiście – teraz też mało kto uważa, że Luksemburczyk poradzi sobie z trzema kolejnymi rywalami, ale że od gigantycznej niespodzianki w wykonaniu Ivanisevicia minęło już szesnaście lat, a jak wiemy historia lubi się powtarzać…

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...